patriarchat. parytet. edukacja

Od dyskusji pod pożywną notką odpączkował (dość kuriozalny) głos odrębny, w którym pomieszano wszystko ze wszystkim i nawet nie wiadomo, w imię czego. W skrócie chyba szło o to, że parytety na listach wyborczych (w Polsce: 35% kwoty) są złe, bo handikapują kobiety (a handicap zawsze jest zły) w imię „religii równościowej”, nie szkodząc przy tym nawet na jotę niezagrożonej pozycji patriarchatu. Oczywiście, pojawiło się również slippery slope:

parytety na listach to tylko wstęp do parytetów w organach państwowych, a potem do parytetów gdzie się da, przecież tu i ówdzie już są parytety obowiązkowe w organach i w zarządach dużych firm. I o ile w rozważaniach o polityce temat kompetencji jest dygresją i dżoukiem, to w tych następnych krokach, to już niekoniecznie będzie żart.

...choć mnie taka perspektywa wcale nie przeraża. To jest jeden z tych

merytokratycznych mitów patriarchatu

że kompetencje leżą po męskiej stronie. Chłopcy z Chicago nie występowali jako „młodzi ludzie płci obojga z Chicago”, nieprawdaż, a autor analizującej kryzys islandzki (i nie tylko) książki Kraina marzeń, Andri Snær Magnason, też nie pozostawia wątpliwości, charakteryzując etap „nadmuchiwania bańki”:

Młodzi bogaci mężczyźni zostali narodowymi ikonami – magicy, którzy w ciągu jednej nocy mogą zarobić tysiąc razy więcej, niż wynosi pensja normalnego pracownika. [...] Wypłacali sobie niebotycznie wysokie wynagrodzenia i grali w ryzykowną grę. Wybudowali gigantyczne przedsięwzięcie biznesowe na bazie długoletniej renomy Islandii jako kraju ludzi przyzwoitych i sumiennych. [...]

Ostatnie badania wykazały, że rynki giełdowe podkręcają pierwotne instynkty – szczególnie u młodych mężczyzn. Kupują akcje,a gdy idą w górę, specjalistyczne badania wykazują, że w ich ślinie znajduje się więcej testosteronu. [...] Gdy firma zatrudnia tylko młodych mężczyzn, skłonnych do podejmowania ryzyka, mamy gotową receptę na katastrofę – to zdarzyło się w Islandii, zdarzyło się gdzie indziej, i jeśli wskaźnik zatrudnienia płci w sektorze finansowym pozostanie taki sam, będzie się dziać w przyszłości.
[z: Islandia. Przewodnik nieturystyczny, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2010, s. 157]

Magnason konkluduje:

Równość płci i bardziej zróżnicowany wiek zatrudnionych mogą przyczynić się do utworzenia zdrowszego rynku. Kiedy twoja pensja zależy od krótkoterminowego zysku, efekt jest taki sam jak w kasynie. Wydaje się, że naszymi działaniami po kryzysie daliśmy dobry przykład. Nasza nowa pani premier pojawiła się w światowych wiadomościach, ponieważ jest kobietą i pierwszą zadeklarowaną lesbijką u władzy. [tamże]

Krótko mówiąc, ktoś tym zadufanym w sobie gnojkom powinien stale dawać po łapach. W poczuciu odpowiedzialności.

Ale miałem o

edukacyjnych pożytkach

z parytetów. Nie będę się długo rozwodzić: podstawowy wymiar edukacyjny polega na podważeniu rzekomych oczywistości, takich choćby jak powyższy patriarchalny mit kompetencyjnej wyższości mężczyzn. Autora linkowanego „głosu odrębnego”, Boniego, aż otrząsa na myśl, że parytety umożliwią wejście do polityki „grupie kobiet z MMC, prących na karierę i pieniądze”. Odwieczny, naturalny porządek świata, oparty na facetach za wszelką (por. kryzys) cenę dążących do władzy i pieniędzy, nie zaburza mu spokojnego snu. Ale kobiety? Horrendum, zgroza, świństwo i koniec świata.

Jakim to dziwnym przypadkiem kobiety są tak niedoreprezentowane we wszelkich organach władzy? Czy jako społeczeństwo tracimy na tym? Z jakich powodów mogłoby tak być? Czy polityczny „szklany sufit” jest przyczyną czy skutkiem bieżącego stanu rzeczy, „domyślnej patriarchalizacji władzy”?

Czy takie pytania padały w sposób powszechnie słyszalny przed pojawieniem się politycznej kwestii parytetów?

Czy edukacja polega bardziej na odpowiedziach czy na pytaniach? Co ma większy walor edukacyjny – wąskoakademickie teoretyzowanie czy osiąganie krytycznej masy realnych, żywych i działających przykładów?

Think & discuss.


ZOB. TEŻ Komu parytety, komu

  1. nameste’s avatar

    miskidomleka :

    Zdefiniuj zaranie.

    Chodziło mi o muzyków grających a) profesjonalnie. W stadzie (stąd „ko‐ed”, minimum duet, nieprawdaż).

  2. wo’s avatar

    nameste :

    Pomocna byłaby może też jakaś socjologia „uśrednionego klienta kasyn”.

    No właśnie nie gniewaj się, ale szukając takiego przykładu jeszcze bardziej brniesz w stereotypy. Po pierwsze, w Las Vegas w tym ostatnim kręgu piekieł, jakim są zombiaki przyklejone do „jednorękich bandytów”, panuje względne wyrównanie genderowe. Oczywiście, nie byłem tam po to, żeby to liczyć, ale kobiety nie były wcale jakąś wyjątkową mniejszością.

    Po drugie, chociaż Japonia jest społeczeństem też patriarchalnym i też kapitalistycznym, tamtejszy odpowiednik kasyn, czyli „pachinko parlors”, jest dość popularny wśród kobiet. I w ogóle Japonia to bardzo ciekawy przykład na to, jak wiele zachowań, które uważamy za „naturalne”, są kwestią kręgu kulturowego – np. sukeban to nie jest wynalazek Tarantino na użytek Kill Bill, to jest autentyczny fenomen spoleczny (kryminologiczny).

    Zaletą idei parytetów jest to, że ona idzie jakby w poprzek tego rodzaju rozumowania. Mówi mu „sprawdzam”. I to dobrze, bo ja nie chciałbym się ani angażować w rozumowania typu #sawanna o tym, jak mężczyznom jest ciężej zmieniać pieluchy (groteskowy cytat wyciągnięty przez MRW z bredotki Kosika). Jestem po prostu za działaniami zmierzającymi do zwiększenia reprezentatywności parlamentu (oraz mediów publicznych, itd.).

  3. czereśnia’s avatar

    nameste :

    czereśnia :Dyrygent „symfoniczny” nie tylko miewa swoją „rodzoną” orkiestrę, ale i jeździ po świecie, prowadząc okazjonalnie orkiestry „cudze”. Czy dyrygentka chóralna rusza się gdzieś bez swojego chóru? (Tak naprawdę to nie mam pojęcia jak to jest.) Inny rodzaj władzy.

    Hm, to też może być dobry trop. Właściwie to byłoby chyba tak, że w ogóle więź chór‐dyrygent jest (z natury, hihi) bardziej wyłączna, a orkiestra‐dyrygent przechodnia ze stron obu (bo w filharmoniach zatrudnionych jest AFAIR po kilku dyrygentów).

    miskidomleka :

    Najrzadziej kobiety widuję chyba na puzonach i tubach — może tu jednak płuca muszą być większe?

    Z tubą nie wiem, ale znajoma puzonistka miała problem z graniem w najwyższej pozycji ze względu na to, że była za drobna i nie starczało wyciągniętej ręki :D No ale to są wszystko kwestie wielkości instrumentów — jakoś nikt nie robi problemów z tytułu tego, że dzieci, gdy się uczą, grają na mniejszych instrumentach; zresztą znam też przypadek, gdy trzeba było wykonywać instrument o szerszym gryfie i podstrunnicy niż standardowa, bo muzyk miał zbyt wielką dłoń, i też nikt nie robił problemu.

    A jak to jest z rytmiką? Rytmiczek jest na pęczki, ale co z rytmikami?

  4. miskidomleka’s avatar

    czereśnia :

    orkiestra‐dyrygent przechodnia ze stron obu (bo w filharmoniach zatrudnionych jest AFAIR po kilku dyrygentów).

    Heh, jedną z lokalnych orkiestr słyszałem już chyba ze 3 czy 4 razy, i ani razu z ich główną dyrygentką...

    No ale to są wszystko kwestie wielkości instrumentów — jakoś nikt nie robi problemów z tytułu tego, że dzieci, gdy się uczą, grają na mniejszych instrumentach

    A czy te mniejsze, „dziecięce” instrumenty nie odbiegają brzmieniowo od standardowych? I czy da się zrobić krótszy puzon o tym samym stroju i zasięgu? Chyba fizyka nie zezwoli.

  5. sheik.yerbouti’s avatar

    Notka mi nie wskoczyła do RSSów, więc, jak widzę, jestem 52 komcie do tyłu :/ Zatem krótko, bez znajomości tego, co już powiedziano: znakomity tekst!

  6. czereśnia’s avatar

    miskidomleka :

    A czy te mniejsze, „dziecięce” instrumenty nie odbiegają brzmieniowo od standardowych? I czy da się zrobić krótszy puzon o tym samym stroju i zasięgu? Chyba fizyka nie zezwoli.

    Strunowe na pewno się da, no bo się robi. Poza tym lutnicy mają raczej sporą wyobraźnię, jeśli chodzi o różnego typu modyfikacje instrumentów, IMO kwestia chęci bardziej niż możliwości. Jeśli chodzi o brzmienie, na pewno będzie inne, ale czy gorsze — to już IMO zależy od rzemieślnika (zresztą @„standardowo” — przecież każdy instrument brzmi inaczej). Stawiałabym raczej na to, że w przypadku instrumentów dla dzieci po prostu niezbyt chce się im starać.

  7. telemach’s avatar

    Jaka fajna, aczkolwiek archaiczna (patrząc z mojej strony) notka. Przypomina mi (tutejsze) dyskusje sprzed dekady. Archaiczna nie ze względu na aktualność/nieaktualność tematu, lecz na „state of the art”.

    Bo:

    Obecnie obraz w niemieckojęzycznych i skandynawskich (Holandia nie wiem, ale podejrzewam, że też) zupełnie się zamętlił, bo na kwotohulajnogę wskoczyli chłopcy domagając się gwarantowanej przez ustawodawcę defeminizacji zawodu przedszkolanki/ka, nauczycielki/a w szkole podstawowej i pielęgniarza/pielęgniarki. Ta że debata podgrzewana jest ze stron obu, pokonując (czasem) zupełnie nieoczekiwane zakręty.

    I nikt nie wie, gdzie się to skończy.

    Bo:

    Na ostatniej paradzie z okazji Christopher Street Day widoczne były transparenty domagające się 15% (zakładany przez statystyków medycznych odsetek osób o uświadomionej lub nieuświadomionej orientacji) takiej samej części przestrzeni społecznej dla certyfikowanych przedstawicieli LGBTQ.

    spotka się to najprawdopodobniej z odzewem felietonicznej konserwy domagającej się 50% stanowisk dyrektorów scen baletowych dla hetero i (jak zwykle) sprowadzającej problem do poziomu wodewilu.

    Czyli dzieje się i dzieje się i dzieje się. W Polsce (na pewno) temat z potencjałem ;)

  8. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Dzięki za dobre słowo.

    @ telemach:

    Być może nie da się uniknąć ani tematu backlashu, ani poziomu wodewilu (w Polsce, niestety, tylko to drugie, podobnie jak z poprawnością polityczną mamy ostrą i satyryczną‐jak‐cholera krytykę nieistniejącego zjawiska).

    Przypomina mi się automatycznie problem prześladowanego maskulizmu. Tyle że jakoś – w polskim dyskursie publicznym – to nie maskulizm jest prześladowany, o, nie. Więc, zazdroszcząc Ci (Niemcom, Skandynawii) bycia 10 lat (? – eeee, chyba więcej w zestawieniu z katolandem) do przodu, przypomnę bonmot, że „rasizm, seksizm itd. to uprzedzenia + władza”. Póki patrzymy, gdzie jest władza, mamy jakiś drogowskaz w zamętleniu.

  9. telemach’s avatar

    nameste :

    Więc, zazdroszcząc Ci (Niemcom, Skandynawii) bycia 10 lat (? – eeee, chyba więcej w zestawieniu z katolandem) do przodu

    Samego mnie dziwi, że nie więcej (biorąc pod uwagę zwyczajowy prowincjonalny wachlarzyk patriarchalnych argumentów w stylu sceny z dolnej Bawarii lat 70‐tych), ale w przypadku parytetów dokonał się skok czasowy, przypuszczam że styl sporu i wybór argumentów wynika z unijnych porównań (siebie z innymi). Co nie przeszkadza (u nas) naturalnie katoprawicy (i nie tylko) na przywoływanie pozornych absurdów do jakich może prowadzić kwotowanie:
    http://wyborcza.pl/1,76842,7150602,Szwedzcy_studenci_rowniejsi_od_studentek.html

    Patriarchat lubi rechot i wodewil. Ale to nic nie pomoże. Nowe i tak przyjdzie. Nie samo i nie od razu – ale przyjdzie i zostanie. I nawet nie jest potrzebny szczególny feministyczny wysiłek, wystarczy, że patriarchalne kalki przestaną podtrzymywane i akceptowane (z przyzwyczajenia i pozornej wygody) przez większość kobiet traktujących (niestety) jeszcze często tradycyjny podział łupów jak prawo natury. Potem idzie już z górki.

  10. boni’s avatar

    Problem tylko w tym, że podstawą tych rzek słów jakie popłynęły, jest jakby wielkie nic – tylko różne wrażenia z sufitu, że pariarchat to, a Skandynawia śmo, a edukacja tamto. Bo jak spojrzeć w twardsze dane, to wychodzi jakby co innego:

    http://bsblog.blox.pl/2011/06/Bawimy-sie-jak-damy.html

    Niech mnie ktoś przekona, że się mylę, proszę.

  11. telemach’s avatar

    boni :

    Niech mnie ktoś przekona, że się mylę, proszę.

    A chcesz się dać? Bo ja jakoś wątpię.

  12. vontrompka’s avatar

    hmmm.
    interesujące, że o temacie dyskutują głównie uprzywilejowani. nie mówię, że wogle, ale że np. tu, anegdotycznie.

    czy będę w błędzie, jeśli rzucę hipotezę, że w nieformalnej, spontanicznej grupie, zwanej ttdkn, przewagę mają mężczyźni? niech zgadnę: wielkomiejscy? zarabiający powyżej średniej? dosyć młodzi?

    a może istnieje żeński odpowiednik ttdkn, a ja na niego nie trafiłem?

    czy dobrze rozumiem, że (przykładowy, anegdotyczny) ttdkn działa na rzecz wolności warstw (klas) uciśnionych, ale nieuświadomionych (więc milczących)?

    kto wie, gdzie będzie ttdkn za 20 lat. może tam, gdzie teraz dawny fanklub Lechii Gdańsk. kto wie.

  13. mrw’s avatar

    interesujące, że o temacie dyskutują głównie uprzywilejowani. nie mówię, że wogle, ale że np. tu, anegdotycznie.

    Interesujące, że nie dostrzegasz tych wszystkich kobiet zabierających głos w dyskusji. Ogarnij się chłopaku.

  14. eli.wurman’s avatar

    vontrompka :

    kto wie, gdzie będzie ttdkn za 20 lat. może tam, gdzie teraz dawny fanklub Lechii Gdańsk. kto wie.

    Jeśli pytanie brzmi: czy ttdkn może kompletnie się odkleić od rzeczywistości, to – mówiąc za siebie – oczywiście mogę się odkleić, ostatnio w trakcie obchodów bożego ciała tak łatwo było mi wejść w opowieść o aurach, polach torsyjnych itp., że się troszkę przestraszyłem.

    a może istnieje żeński odpowiednik ttdkn, a ja na niego nie trafiłem?

    Ja się kiedyś zastanawiałem na blipie, dlaczego np. praktycznie nie ma wśród nas ludzi w jakiś sposób niepełnosprawnych; o ile dobrze pamiętam, dostałem odpowiedź, że to dlatego, że jesteśmy pojebani.

  15. f_a_t_e’s avatar

    @ vontrompka

    Czy nie projektujesz sobie na ttdkn swoich oczekiwań? I to zarówno dotyczących płci, jak i statusu materialnego? Jakoś nie zauważyłam, żeby dominującym modelem był tutaj wielkomiejski mężczyzna, zarabiający powyżej średniej. W’gle, skąd ci się wzięło to „powyżej”? Rozpiętość wiekowa też jest różna.

    A wprowadzanie podziałów na męski i żeński ttdkn jest takie żałosne, że tylko potwierdza opinię, że niektórzy faceci będą traktowac kobiety z góry w każdej sytuacji.

  16. nameste’s avatar

    telemach :

    A chcesz się dać? Bo ja jakoś wątpię.

    Pospieszyłeś się (chyba), ja to bym zaczekał na czytelnie wyrażoną tezę i żeby miała (czytelne, zrozumiałe dla chumanistów) uzasadnienie.

  17. nameste’s avatar

    vontrompka :

    interesujące, że o temacie dyskutują głównie uprzywilejowani. nie mówię, że wogle, ale że np. tu, anegdotycznie

    Reakcja aktywnej (sieciowo i IRLowo) kobiety, o poglądach feministycznych:

    to straszne, że jeszcze trzeba o tym...

    I nic dziwnego, dyskusja o parytetach odbyła się tak ze dwa lata temu, co zasadniczo dotarło do opinii publicznej.

    A tutaj to my tylko w ramach obowiązku #ttdkn‐reaguje.

  18. czescjacek’s avatar

    f_a_t_e :

    Jakoś nie zauważyłam, żeby dominującym modelem był tutaj wielkomiejski mężczyzna, zarabiający powyżej średniej

    Jeszcze jakoś tak parę miesięcy temu tak było!

  19. f_a_t_e’s avatar

    @ czescjacek:

    To dobrze, że się pojawiłyśmy w takim razie. Odrobina powietrza ^^

  20. nameste’s avatar

    czescjacek :

    Jeszcze jakoś tak parę miesięcy temu tak było!

    Nie sądzę. W łonie/kolebce ttdkn od praktycznie‐zawsze pojawiają się ludzie pochodzenia kobiecego.

  21. telemach’s avatar

    nameste :

    Pospieszyłeś się (chyba), ja to bym zaczekał na czytelnie wyrażoną tezę i żeby miała (czytelne, zrozumiałe dla chumanistów) uzasadnienie.

    No, w zasadzie tak. Wynikło to z chyba z radości. Ten blog, to ostatnie miejsce, w którym spodziewałem się zostać (nieomal in real time) świadkiem zamanifestowania się objawów Dziecinnej Choroby. Na co, przyznam ze wstydem, od pewnego czasu cichutko czekałem.

    czescjacek :

    Jeszcze jakoś tak parę miesięcy temu tak było!

    Nawet gdyby. Nie wiem, czy jest dobrą rzeczą (pośrednie) przyznanie, że feminizm jest rezerwatem przeznaczonym dla starszych, wiejskich i małomiasteczkowych, najlepiej bezrobotnych, lub stojących przy garach kobiet. Jak np. być może ja.

    Nie wiem czy wiązanie feminizmu z wiekiem, zarobkami, (nawet) płcią lub wielkością miasteczka nie jest wskakiwaniem do tramwaju vontrompki jadącego do nikąd.

    Bo kto kurczeblade powiedział, że feministka musi być kobietą?

  22. czescjacek’s avatar

    telemach :

    Bo kto kurczeblade powiedział, że feministka musi być kobietą?

    Chyba jeszcze nikt, ale Inzmru może wkrótce powie.

  23. boni’s avatar

    @nameste on 28.06.2011 at 7:34

    Pospieszyłeś się (chyba), ja to bym zaczekał na czytelnie wyrażoną tezę i żeby miała (czytelne, zrozumiałe dla chumanistów) uzasadnienie.

    Masz in extenso, bo widzę że chyba nie udało ci się doczytać do końca mojej notki:

    W danych OECD dobrostan całego społeczeństwa, i samych kobiet, mierzony wskaźnikami typu HDI nie koreluje z FSI, czyli procentowym udziałem kobiet w „górce” polityki, prawa i managementu. A Polska wg. tych danych może pouczać Danię, Holandię czy Finlandię, jak mają wpychać kobiety „na stanowiska” – a nie brać z nich przykład. Tudzież niespecjalnie potrzebuje parytetów, które Hiszpanie czy Francuzi właśnie se konstruują.

  24. nameste’s avatar

    boni :

    widzę że chyba nie udało ci się doczytać do końca mojej notki

    Udało się, czytałem również komcia inż. Mruwnicy.

    Pasują do twojej notki twoje własne słowa:

    Zrób to lepiej i mocniej, albo przestań zawracać dupę.

    EDIT Znaczy, wróć tu, jak się uporasz z krytyką na własnym blogu.

  25. vHF’s avatar

    nameste :

    Udało się, czytałem również komcia inż. Mruwnicy.

    Sorry że tutaj, ale u boniego musiałbym się rejestrować i logować.

    Inzynier ma sporo racji, ale w słusznym zapędzie odrobinę przesadza (chociaż w dopuszczalnych granicach). Nie ma nic złego w badaniu korelacji między wymiarami w wielowymiarowych obserwacjach (sorry, nie znam statystycznego żargonu, zwłaszcza po polsku; tutaj wymiary=wskaźniki, obserwacje=kraje). Wykres faktycznie budzi zażenowanie, zwłaszcza pieczołowite łączenie trójkącików kreseczkami; takie rzeczy porządnie to się pokazuje scatter plotem + ew. redukcją wymiarów.

    Tak samo ma rację inzynier co do Pearsona: boni kliknął sobie w funkcję, o której nie ma pojęcia i mu wyszło. Z drugiej strony, ci, którzy wierzą że zwiększony udział kobiet w polityce podniesie ogólny dobrobyt, powinni się spodziewać znaczącej korelacji liniowej, więc nieuczciwie trochę inżynier straszy generowaniem predyktywnych danych z zerowym Pearsonem.

    No i najważniejsze: przecież podstawowa funkcja parytetów jest edukacyjna, tak jak nameste pisał wczoraj, i nie ma wiele wspólnego ze wskaźnikami, więc cała praca boniego obok tematu właściwie.

  26. boni’s avatar

    @nameste

    Znaczy, wróć tu, jak się uporasz z krytyką na własnym blogu.

    Czyli mojej „czytelnie wyrażonej tezy” to wcale tak naprawde nie chciałeś, bo bez „nie znasz się” Mruwnicy, i tak nie jesteś w stanie podjąć dyskusji? Ok, nie ma sprawy, baw się dalej.

  27. boni’s avatar

    vHF

    Tak samo ma rację inzynier co do Pearsona: boni kliknął sobie w funkcję, o której nie ma pojęcia i mu wyszło.

    Podpowiedz jakim mechanizmem IYO chciałbyś pokazać, że istnieje korelacja zbioru HDI/GDIFSI, a może nawet zrobię to za ciebie.

    Z drugiej strony, ci, którzy wierzą że zwiększony udział kobiet w polityce podniesie ogólny dobrobyt, powinni się spodziewać znaczącej korelacji liniowej

    Ci którzy wierzą, to wierzą – a religii byle tabelką czy wykresem pan nie obalisz, i nie bądź pan naiwny.

  28. login99195’s avatar

    boni :

    dobrostan całego społeczeństwa, i samych kobiet, mierzony wskaźnikami typu HDI

    Za późno przychodzę na flejma wiec o o parytetach już nic nie powiem, ale analiza korelacji do HDI krajów, w których HDI jest większe od 0.9 mnie naprawdę bardzo rozśmieszyła.

    Weź sobie boni najpierw przeczytaj jak się oblicza HDI i w jakim przedziale ma on sens, a następnie zobacz jak się zmienia lista przytoczonych przez ciebie państw z roku na rok. Przecież tam są skoki o 15 pozycji do przodu albo do tylu w porównaniu do roku poprzedniego. Sorry, ale twój diagram nadaje się jedynie jako random number generator.

    Konkretnie? Taka Nowa Zelandia ma na twoim diagramie najwięcej female legislators ale leży TYLKO na 20 miejscu względem HDI: O jezu jezu! Ale spójrzmy na dane trzy lata później. Ojej! Nowa Zelandia przeskoczyła na trzecią pozycję listy HDI.
    No proszę, czyli jednak jest korelacja: najwięcej female legislators doprowadza w ciągu trzech lat do gigantycznego skoku w dobrobycie. Ha ha ha ha ....

    Jak to mówią, nie wierz żadnej statystyce, której sam nie sfałszowałeś.

  29. nameste’s avatar

    vHF :

    Sorry że tutaj, ale u boniego musiałbym się rejestrować i logować.

    oraz:

    boni :

    Podpowiedz jakim mechanizmem IYO chciałbyś pokazać, że istnieje korelacja zbioru HDI/GDIFSI, a może nawet zrobię to za ciebie.

    Wolałbym jednak, abyście kwestie metodologiczne tam, gdzie one są na temat, czyli u Boniego.

    boni :

    Czyli mojej „czytelnie wyrażonej tezy” to wcale tak naprawde nie chciałeś, bo bez „nie znasz się” Mruwnicy, i tak nie jesteś w stanie podjąć dyskusji? Ok, nie ma sprawy, baw się dalej.

    Jeśli padają zarzuty o charakterze metodologicznym, wolę poczekać, aż twoje tezy będą (a) naprawdę czytelne (b) odporne na krytykę (formalną). Na razie (podpowiada mi intuicja) nawet nie stały obok (a) i (b).

    @do tych, którzy nie

    PS Bardzo proszę o dostosowanie się do konwencji cytowania dominującej na tym blogu. Narzędzia są.

  30. vHF’s avatar

    boni :

    Podpowiedz jakim mechanizmem IYO chciałbyś pokazać, że istnieje korelacja zbioru HDI/GDIFSI, a może nawet zrobię to za ciebie.

    Dla mnie korelacja Pearsona jest OK na początek. Potem może wartoby pójść w ANOVA? Tam są wprawdzie poważne założenia, które mogą albo nie zachodzić dla Twoich danych, i nad którym należałoby się też uczciwie pochylić, ale podejście od tej strony sprawiłoby, że Twoja analiza wyglądałaby nieco bardziej profesjonalnie. Bo i też celem mojej uwagi było, że z notki i wykresu wynika przede wszystkim to, że nie wiesz co robisz.

    Trochę mi przykro to pisać, ale inżynier ma rację: zostaw, bo się pokaleczysz.

  31. nameste’s avatar

    vHF :

    No i najważniejsze: przecież podstawowa funkcja parytetów jest edukacyjna

    Z wskaźników to interesująca byłaby korelacja między zmniejszaniem się różnicy między GDIGEM – a wprowadzeniem mechanizmów parytetowych. Albo jej brak. Na rozsądnym przedziale czasu. Ale ja jestem chumanista, więc do mnie trzeba prostymi słowami, a poza tym dziś nie bardzo mam czas na hm, „zwykły” flejm, a co dopiero fedrowanie w metodologii/matematyce.

  32. boni’s avatar

    @login99195

    Za późno przychodzę na flejma wiec o o parytetach już nic nie powiem, ale analiza korelacji do HDI krajów, w których HDI jest większe od 0.9 mnie naprawdę bardzo rozśmieszyła.

    Mnie też (choć HDI/GDI używa OECD, ONZ itp...), i nawet napisałem w noci, że chciałem wziąć IMHO lepsze indeksy dobrostanu, ale nie bardzo ma to sens. No ale słucham, jaki powszechnie uznany indeks dobrostanu proponujesz do takich rozważań (najlepiej żeby był w wersji Human Index i Gender Index)?

    @vHF

    Dla mnie korelacja Pearsona jest OK na początek [...] Trochę mi przykro to pisać, ale inżynier ma rację: zostaw, bo się pokaleczysz.

    To może na początek uzgodnij te dwa zdania jw. ze sobą. Bo przecież notka na blogu to nie jest, k..., jakaś magisterka czy doktorat – a skądinąd, oponenci jeszcze nie pokazali nawet kawałka merytoryki, nie to że „Pearsona na początek”.

  33. nameste’s avatar

    Stanowczo ponawiam OBYDWA apele z tego komentarza.

  34. boni’s avatar

    Przepraszam bardzo, i wracam pod kamień. Jak ktoś ma coś w miarę merytorycznego, zapraszam do siebie.

  35. czereśnia’s avatar

    vontrompka :

    interesujące, że o temacie dyskutują głównie uprzywilejowani. nie mówię, że wogle, ale że np. tu, anegdotycznie.

    czy będę w błędzie, jeśli rzucę hipotezę, że w nieformalnej, spontanicznej grupie, zwanej ttdkn, przewagę mają mężczyźni? niech zgadnę: wielkomiejscy? zarabiający powyżej średniej? dosyć młodzi?

    Aha, a parytety też zaproponowali i uchwalili #ludzcy‐panowie, żeby panie mogły się trochę pobawić w Prawdziwe Życie, w końcu co im szkodzi. Not.

  36. inz.mruwnica’s avatar

    Hm... powinno być gdzieś w internetach takie prawo jak Godwina, że jak się gada o sprawach szeroko pojętego feminizmu to zaraz ktoś powie „oczywiście gadają sami faceci” i to też będzie facet. Nie to, żebym sam był bez grzechu.

  37. vontrompka’s avatar

    @czereśnia, ludzcy‐panowie

    jeśli parytety trzeba uchwalić, to z definicji wcześniej ich nie było; zatem można przypuszczać, że tak, faktycznie, uchwalili je mężczyźni. zmuszeni albo oświeceni. no i? doceniam ironię, ale nie musisz mi przypisywać paternalistycznych tonów.

    @all

    a ja przecież pisząc o męskiej większości w ttdkn nie sugerowałem, że kobiet tam w ogóle nie ma – są, ale CHYBA jest ich wyraźnie mniej (nie mam statystyk! to moje podejrzenia! a jak jest naprawdę?).

    WYDAJE MI SIĘ, że mężczyźni chętniej manifestują aktywność polityczną (z powodów biologicznych, czy kulturowych, łotewa), bo zazwyczaj bywają bardziej agresywni i miewają większą skłonność do konfrontacji (o czym przedmówcy i Gospodarz pisali wcześniej – stąd przecież potrzeba parytetów w ogóle). i pobieżne przyjrzenie się dyskutantom na forach powiązanych z ttdkn nasunęło mi hipotezę, że tu jest podobnie.

    takie nieformalne stowarzyszenia jak ttdkn czasami przekształcają się w grupy realnego wpływu (Ordynacka, piłkarze Tuska, chłopcy Kamińskiego); takie grupy działają poza formalnymi parytetami, opierają się na sieci znajomości. moim zdaniem wszelka władza opiera się na takich sieciach.

    no więc, JEŚLI moja hipoteza jest słuszna, to ustawą o parytetach możecie sobie pomachać jak Chamberlain kartką na lotnisku. bo być może grup bardziej postępowych (cokolwiek to znaczy) wiele nie ma. inne są bardziej zapyziałe, samcze i wąsate. polityka za 20 lat – to w najlepszym razie będą podstarzałe ttdkny: z przewagą pierwiastka męskiego wynikającą z obecnego składu grupy.

    ale jeśli przyjąłem błędne założenia, to chętnie zmienię zdanie!

  38. inz.mruwnica’s avatar

    vontrompka :

    takie nieformalne stowarzyszenia jak ttdkn czasami przekształcają się w grupy realnego wpływu

    I to jest ten moment kiedy dopierdzielamy im parytetem. Dopóki to kółka dyskusyjne takie jak nasz mały klubik znajomych z internetów, to nie ma żadnego problemu. Natomiast może pojawić się argument „skoro mężczyźni bardziej się garną to niech ich będzie więcej”. Tylko, że demokracja jest o reprezentacji reprezentowanych, a nie o reprezentacji reprezentujących. Garniecie się bardziej? Przykro mi, będziecie mieli większą wewnętrzną konkurencję.

  39. andsol’s avatar

    mrw :

    Well, bo ja umiem pisać.

    :) I ripostować.

    boni :

    Niech mnie ktoś przekona, że się mylę, proszę

    Ale przedtem trzeba zrozumieć. Lubię, gdy ktoś umie pisać, bo – zgadzam się z osobą czy nie – rozumiem o co jej chodzi. I mrw zrozumiałem przy pierwszym czytaniu.

    To o przedkładaniu racji (o ile są). A co do tematu zasadniczego, ułatwiłoby śledzenie argumentacji gdyby były rozdzielone argumenty o dostępie kobiet do zawodów (i w konsekwencji: do funkcji i uprawnień wewnątrz zawodu) oraz dotyczące wszelkich kwestii ilościowych: ile zarabia ona/on mając identyczne obowiązki, ile kogo jest w zawodzie, kto (z niezawodowych przyczyn) łatwiej traci pracę itp. itd.

    A że historia niezgorzej wyjaśnia zjawiska (bo gdy rzeczy dzieją się, wszystko miga w oczach, a w dodatku osoby duchowne, czyli oddalone od codziennego życia, niepomiernie sporą część ścieżki dźwiękowej dominują), może warto przypomnieć sobie jak to było drzewiej w Stanach. Ano łyso. Kobieta była klejnotem i miała leżeć w domu, mniejszy móżdżek był chroniony przed samodzielnym wydawaniem własnych pieniędzy z własnego konta przez wielki mózg męża – a małe rączki nie miały zajmować się pracą w brutalnym świecie a miały prać kalesony i warzyć potrawy. Ale przyszła WWI i trzeba były pilnie zastąpić parę milionów mężczyzn w ich męskich zawodach i bez gadania ani teoretyzowania zastąpiono ich kobietami. A potem one już nie chciały wrócić do roli klejnotu zamkniętego w domu. Czyli w gruncie rzeczy superfeministką był prezydent Wilson, więc może o nim by narysował bardzo śmieszny komiks artysta Rafał Kosik?

  40. vontrompka’s avatar

    inz.mruwnica :

    I to jest ten moment kiedy dopierdzielamy im parytetem.

    próbuję wyjaśnić, może nieudolnie, że ten moment jest za późno.

    tak, formalne stanowiska podlegają parytetyzacji; być może wydaje Ci się, że ma znaczenie, kto jakie formalnie zajmie stanowisko – moim zdaniem korelacja jest słaba. ważne jest, jakie sieci wytworzysz w etapie przedformalnym. samą ustawą hodujesz paprotki.

    jeśli sieć formalna zbyt mocno rozjedzie się z nieformalną, to zwykle ucierpi na tym ta formalna. patrz struktura władzy w PRL, a później – pozycja Kwaśniewskiego przed prezydenturą, Krzaklewskiego za Buzka, JarKacza za Marcinkiewicza.

  41. krystyna.ch’s avatar

    inz.mruwnica :

    demokracja jest o reprezentacji reprezentowanych, a nie o reprezentacji reprezentujących.

    Jak dla mnie, to tym zdaniem udało Ci się zamknąć temat. Napisz jeszcze, czy chcesz swoje internety owinięte w błyszczący papier, czy mogą być tak, jak są.

  42. wo’s avatar

    vontrompka :

    a ja przecież pisząc o męskiej większości w ttdkn nie sugerowałem, że kobiet tam w ogóle nie ma — są, ale CHYBA jest ich wyraźnie mniej (nie mam statystyk! to moje podejrzenia! a jak jest naprawdę?).

    No bo właśnie tutaj robi się problem rozmytości #ttdkn jako tworu. Możesz mieć takie wrażenie, bo nie obserwujesz tego zjawiska na blipie – na blipie feminizacja jest bardzo silnie widoczna. Ale znów: może ja to tak widzę, bo obserwuję specyficzne tagi, a nie konkretne osoby. W każdym razie, ja widzę z grubsza parytet.

  43. vontrompka’s avatar

    wo :

    bo nie obserwujesz tego zjawiska na blipie

    blip to dychawiczne badziewie, nie mam do niego serca. ale pewnego razu w pewnej piwnicy widziałem kilku osobników kojarzonych z tą grupą i być może jedną osobniczkę. no i – na blogach właśnie ci osobnicy są najdonośniejsi. ale może to złudzenie, bo fokusuję się na tych, których widziałem.

    zresztą zainspirowaliście mię, mam obrazek.

  44. mrw’s avatar

    vontrompka :

    ale pewnego razu w pewnej piwnicy widziałem kilku osobników kojarzonych z tą grupą

    To było b. niereprezentatywne.

  45. czescjacek’s avatar

    vontrompka :

    pewnego razu w pewnej piwnicy widziałem kilku osobników kojarzonych z tą grupą i być może jedną osobniczkę

    Dawno to było, wtedy faktycznie było dużo bardziej zmaskulinizowanie.

  46. bart’s avatar

    są, ale CHYBA jest ich wyraźnie mniej

    To ja policzyłem. W mojej blogrolce „#ttdkn” 30% to blogi kobiet (no dobra, wczoraj było 22%, ale te dwie to naprawdę już dawno miałem dopisać, przysięgam).

    Czuwaj.

    Dawno to było, wtedy faktycznie było dużo bardziej zmaskulinizowanie.

    Ale przynajmniej była lekka nadreprezentacja gejów.

  47. Inz mruwnica’s avatar

    krystyna.ch :

    Jak dla mnie, to tym zdaniem udało Ci się zamknąć temat. Napisz jeszcze, czy chcesz swoje internety owinięte w błyszczący papier, czy mogą być tak, jak są.

    A dziękuję. Google właśnie je owija w nowy papierek, na dniach będzie.

    vontrompka :

    ważne jest, jakie sieci wytworzysz w etapie przedformalnym. samą ustawą hodujesz paprotki.

    Ok, paprotki w pierwszym pokoleniu, one mają zarodniki. A w ogóle całe to towarzystwo jest przecież dość nagonasienne, więc bym nie demonizował.

  48. nameste’s avatar

    vHF :

    Z żalem natomiast przyznaję, że nikt mi u nameste z sensem nie odpowiedział

    Masz coś konkretnego na myśli czy to taka ogólna recenzja?

  49. vHF’s avatar

    nameste :

    Masz coś konkretnego na myśli czy to taka ogólna recenzja?

    Recenzja: przyszedłem w poniedziałek z konkretnym pytaniem, doprecyzowałem, zamodelowałem, odstrzeliłem trolla, dostałem po łapkach patriarchatem i ideologią, a na pocieszenie (zgrabną bo zgrabną, ale) wstawkę o mądrości ludu pracującego.

    Nie obrażaj się, ale bilans całości negatywny. Na zero wychodzi dopiero jak doliczyć samą przyjemność dyskutowania z Tobą.

  50. nameste’s avatar

    vHF :

    bilans całości negatywny

    Grunt to się nie zmuszać.

· 1 · 2

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *