remanenty

Zrobiło mi się w okolicach 11 listopada. Co jakiś temat, to po sąsiedzku dyskusje, od których oczy deczko okrągleją. Ale też, z drugiej strony, nie jest tak, że mam w tych tematach krystalicznie jasne poglądy, nie, raczej wjeżdża mi zgniłointeligenckie „tak, ale”. Stąd niniejsze remanenty.

marsze i blokady

Nie widzę powodu, żeby odpuszczać faszolom‐narodowcom tylko dlatego, że się przebiorą w tużurki, zamiast bejzbola wezmą w łapę gromnice (ale tylko od fasady), a zamiast wzywać „żydzi/pedały do gazu” będą śpiewać pieśni patryjotyczne (ale – jak poprzednio). Z drugiej strony, niefajnie jest, gdy w blokadzie zamiast ścisłego non violence pojawiają się akty przemocy. Ale (z trzeciej) nie demonizujmy ich skali: państwo przymyka oczy na prosperujące hodowle agresywnych skinów (stadiony), w zgodzie z paskudną doktryną „fali” – kadra wchodzi w sztamę ze „starymi”, żeby bez ponoszenia kosztów trzymać w ryzach „kociarstwo”. I ma się gdzieś gigantyczną, strukturalną stratę, czyli podtrzymywanie mechanizmu samoreprodukcji przemocy.

Niepokoi mnie też, i to mocno, przyzwolenie na faszolstwo w policji. Zatrzymana pobiła się sama na komisariacie, a skuty Biedroń napadł na gliniarza w radiowozie; są dziesiątki takich doniesień. A prokuratury to kryją. Więc nie, nie poprę żadnego #obieStronySiebieWarte czy innej #prawdyLeżącejPośrodku.

nastroje rewolucyjne

Przez dziesięciolecia trwała opresja, warstwy uprzywilejowane prawem kaduka (czyli inercją kultury) w imię swojej egoistycznej przyjemności wyzyskiwały i uciśniały. Sferą publiczną rządzili palacze. Aż weszła w życie ustawa (jako przedostatnie ukoronowanie ruchu wyzwoleńczego) i szeroko rozlały się nastroje rewolucyjne. Już nie chodzi tylko o to, żeby odzyskać sferę publiczną „wolną od zagrożenia rakowego i smrodu”, ale żeby nie pozostawić wyzyskiwaczom nawet rezerwatu, potępić moralnie i nie czekać, aż sami wymrą – wraz z nieuchronną (?) śmiercią kultury tytoniu, której są produktem.

Omówienie jest, oczywiście, tendencyjne. Tak, w pełni popieram prawo niepalących do życia wolnego od dymu. Ale („tak, ale”) widzę, jak się wahadło wychyla w drugą stronę. W tych miejscach, w których wolność szkodzenia samemu sobie (mówię o zagrożeniu rakiem płatników – niemałej i rosnącej – akcyzy) jest ograniczana, choć nie zagraża w niczym niepalącym. Na przykład, nie wystarczy, że pracownik czy student wyjdzie na dwór, by poszkodzić sobie w wydzielonym miejscu pod chmurą, nie: musi drałować poza teren, czasem rozległy. „Nie musisz tam pracować”, „lecz się”, „gówno nas obchodzi” – tak się dyskryminacyjnie przejawiają nastroje rewolucyjne.

A przecież celem jest taka ewolucja cywilizacyjna, żeby młodzi coraz rzadziej sięgali po papierosy, a najlepiej wcale. Niekoniecznie zaś, żeby z dnia na dzień upieprzyć życie palaczom także w sferze poza zagrażaniem niepalącym.

  1. nameste’s avatar

    barista :

    Zakaz nie jest absurdalny, bo skutecznie zniechęca Cię do niepożądanego zachowania.

    Niepożądanego przez kogo? Właściciele hipermarketu każą stawać pracownikom na „czerwonej kropce” (albo: pampersy), by zniechęcić do zużywania czasu na sikanie. Palacz pożąda papierosa, a znowuż inny palacz – trawki.

  2. nameste’s avatar

    telemach :

    czyją właściwie własnością jest przestrzeń publiczna?

    Odpowiedź teoretyczna brzmi: wspólna. Ale centralne w sporze o zakazy dot. sfery publicznej jest pojęcie zawłaszczania. Palacz zadymia niepalaczy, zawłaszczając ich kawałek sfery publicznej. Albo te cholerne dzwony (a nawet jakieś pienia czy kazania przez gigantofony). Na odwyrtkę: ci, co kamieniami chcą przegnać homoseksualistów (chyba że się kryją: „w domu po kryjomu”) ze sfery publicznej.

    Z paleniem jest tak, że nawet gdy palacz swoją strefą dymu nie zawłaszcza przestrzeni nikogo niepalącego, to i tak zawłaszcza, mianowicie: tego oby najzdrowszego człowieka w sobie. Jeśli dobrze streszczam. Czyli też: w domu po kryjomu.

  3. nameste’s avatar

    wo :

    Jestem za ograniczaniem ich dostępności (nie w szkolnym sklepiku itd.) oraz ograniczaniem reklamy. Podoba mi się amerykańska idea obłożenia junk foodu specjalnym zniechęcającym podatkiem.

    To nadal tylko ograniczanie dostępności (w tym: przez ceny), a nie „zakaz spożywania w miejscach publicznych”. No i mnie podobają się akcje firmowane przez Jamiego Olivera (UK). Program przestawienia szkolnych stołówek na zdrowe żarcie, program Ministry of Food (wsparcie w „gotujcie sami zamiast dzwonić po pizzę”) itd. Widać też, jakiego wysiłku & kasy to wymaga. Łatwo – to zakazywać.

  4. wo’s avatar

    nameste :

    „zakaz spożywania w miejscach publicznych”.

    „Zakaz palenia w miejscach publicznych” istnieje wyłącznie w wyobraźni pani Środy.

    Łatwo – to zakazywać.

    No więc ja tak w ogóle, to nie mam nic przeciwko temu, żeby było „łatwo”. Życie w ogóle jest trudne, więc po co je komplikować.

  5. Gammon_No.82’s avatar

    nameste :

    A znowuż problem alkoholizmu został rozwiązany przez wprowadzenie prohibicji.

    A więc, skoro jak było z prohibicją, wszyscy dobrze wiemy, należy po prostu cierpliwie czekać na Samoistną Zmianę?

  6. janekr’s avatar

    babilas :

    Czy może być coś gorszego od mało wyrazistego dziennikarza?

    Może. Wyrąbiście wyrazisty dziennikarz.

  7. nameste’s avatar

    Maciej Nowak, tutaj:

    problem ten przeistacza się w bardzo mocne wykluczenie. Sklepy z ciuchami dla grubasów (zwane w moim kręgu „monstre‐shopami”) ukryte są zawsze gdzieś w bocznych ulicach, na przedmieściach, tak by nie niepokoić swoim istnieniem szczupłej większości. Zawalone są zresztą workowatymi i burymi ubraniami, które również służą wymazaniu grubych ze społecznego pejzażu. Lekarz, do którego idziesz, jeszcze zanim zapozna się z wynikami badań i analiz już wie, że główną przyczyną wszystkich dolegliwości jest otyłość. Doradcy personalni przekonują, że nie masz co marzyć o nowej pracy, jeśli nie schudniesz. Fotele w kinach są za wąskie, pasy bezpieczeństwa w samolotach – za krótkie. Grubasowi wolno mniej, grubas musi się pilnować, grubas jest nieustannie na cenzurowanym. W przeciwieństwie do palaczy nie może przejść do drugiego pomieszczenia, gdzie bycie grubasem nikomu nie będzie przeszkadzało. Grubasem jest się ostatecznie i nieodwoływalnie. Bez wyjścia.

  8. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Maciej Nowak, tutaj:

    Ale też: „Pozostanę swoim własnym grubasem. I proszę o uszanowanie tego wyboru.”
    Z pewnością nie należy go (ani innych) obrażać, jednak domagać się szerszych foteli to jak domagać się garnituru na miarę prosto z półki – normy celują zwykle w 90% populacji i ci niestandardowi mają gorzej w życiu. BTW, czy Nowak nie jest aby krytykiem kulinarnym?

  9. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    czy Nowak nie jest aby krytykiem kulinarnym?

    Wiki potwierdza, ponadto w filmach grywa, i w kabarecie.

    Ale został zacytowany właściwie tylko ze względu na wyrażoną nostalgię za drugą salą w knajpie – dla grubasów. Zastanawiam się, ile drugich sal powinna mieć idealna knajpa.

  10. janekr’s avatar

    nameste :

    Zastanawiam się, ile drugich sal powinna mieć idealna knajpa.

    Bez kozery powiem pińcset.

  11. karmakomcia’s avatar

    Maciej Nowak :

    Sklepy z ciuchami dla grubasów (zwane w moim kręgu „monstre‐shopami”) ukryte są zawsze gdzieś w bocznych ulicach

    Widziałem takie nie ukryte, w samym centrum.

    W przeciwieństwie do palaczy nie może przejść do drugiego pomieszczenia, gdzie bycie grubasem nikomu nie będzie przeszkadzało

    Ale komu przeszkadza grubas w knajpie?

  12. telemach’s avatar

    nameste :

    Z paleniem jest tak, że nawet gdy palacz swoją strefą dymu nie zawłaszcza przestrzeni nikogo niepalącego, to i tak zawłaszcza

    No właśnie. Zapowiedź tego co nieuniknione poznałem w 2002 roku, u mojego ukochanego Włocha na Manhattanie. W ogródku trattorii zapaliliśmy z przyjemnością po spożytym posiłku. Do nieuniknionego espresso. Jeszcze wolno było. Jeszcze na stolikach stały popielniczki. Byliśmy w ogródku sami. Po chwili podszedł do nas kelner i poprosił, abyśmy jednak zgasili. Wewnątrz lokalu, za szczelną szybą, 30 metrów od nas siedział gość, któremu przeszkadzał widok osoby palącej.

    Było to dla mnie kluczowe przeżycie, zrozumiałem nagle, że wcale w tej świętej wojnie nie chodzi o dym, ani smród, ani nawet o zdrowie. Chodzi tylko i wyłącznie o emocję wynikającą z możliwości, pardon my french, przyjebania bliźniemu w ramach posiadania racji absolutnej. Zdeptania go, zadenuncjowania jako śmierdziela. Wykluczenia współobywatela z przestrzeni publicznej – ze szczególnym uwzględnieniem tej jej części, w której on by sobie mógł jednak, mało komu szkodząc jeszcze trochę pobyć.

    Palenie jest zupełnie nieistotne. Mogłoby być coś innego. Tu nie chodzi o znalezienie kompromisu. Tu chodzi – co tak ładnie prezentuje w swoich wypowiedziach barista – o wymuszenie rozwiązania zadowalającego jedną stronę w celu zaspokojenia niekoniecznie związanych z paleniem potrzeb strony drugiej.

    Nie jest to wcale fenomen polski. Dowodzi tego sympatyczna anegdota, niestety prawdziwa. W Bawarii, będącej dotąd landem raczej dumnym ze swego liberalizmu, pewien aktywista zwalczający palenie w czynie społecznym doprowadził do całkowitego zakazu palenia w lokalach. Udało mu się to fortelem – wymógł przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum, to zaś przeprowadzono w samym środku wakacji, tak że udział wzięli w nim głównie renciści. Inicjator z dumą zwołał konferencję prasową i obwieścił osłupiałym Bawarczykom, że teraz misja jego jest spełniona. Bawaria stała się pierwszym krajem związkowym z całkowitym zakazem palenia we wszystkich lokalach. Dwa miesiące po odniesionym zwycięstwie aktywista opuścił Bawarię przeprowadzając się do Badenii‐Wittenbergii. Gdzie palenie w wybranych lokalach będzie mu z pewnością przeszkadzać.

  13. wo’s avatar

    telemach :

    Wykluczenia współobywatela z przestrzeni publicznej – ze szczególnym uwzględnieniem tej jej części, w której on by sobie mógł jednak, mało komu szkodząc jeszcze trochę pobyć.

    A bądź se kolo gdzie chcesz. Tylko nie wszędzie wymiotuj, nie wszędzie puszczaj wiatry i nie wszędzie defekuj.

  14. telemach’s avatar

    wo :

    A bądź se kolo gdzie chcesz. Tylko nie wszędzie wymiotuj, nie wszędzie puszczaj wiatry i nie wszędzie defekuj.

    Dziękuję. Mimo, że przyzwolenie nie jest mi do niczego potrzebne – ja jestem dokładnie tam gdzie chcę być. Jest to sytuacja luksusowa zarówno dla mnie, jak i dla otoczenia, które – jak mi się wydaje – mnie lubi. Jest to również powód, dla którego nie przewiduję w najbliższej przyszłości przeniesienia się do kraju, w którym regułą jest, że lubi się tylko zmarłych, a i to jedynie w okresie żyłoby.

    A swoją drogą, drogi WO, jeśli już piszesz takie coś jak powyżej (trzy sympatyczne, sugestywne insynuacje w jednym zdaniu podpierające poprzedzający je epitet, czapki z głów, to trzeba umieć), to mógłbyś jeszcze pochylić się nad moim skromnym jestestwem i napisać, w prostych słowach, co cię przy tym napędza?
    Pytam powodowany życzliwą ciekawością.

  15. nameste’s avatar

    wo :

    A bądź se kolo gdzie chcesz. Tylko nie wszędzie wymiotuj, nie wszędzie puszczaj wiatry i nie wszędzie defekuj.

    Bardzo proszę mi tu nie robić bloga WO.

  16. wo’s avatar

    telemach :

    mógłbyś jeszcze pochylić się nad moim skromnym jestestwem i napisać, w prostych słowach, co cię przy tym napędza?

    Zaraz zaczyna się festiwal kryminału we Wrocławiu. Mam tam dwa iwenty, w tym niestety jeden w Literatce. Chciałbym, żeby na tym festiwalu nikt przy mnie nie defekował, nie oddawał moczu, nie puszczał wiatrów i nie palił papierosów. Chciałbym nie musieć zastanawiać się, czy na dyskusję założyć marynarkę – czy raczej pogodzić się z tym, że w hotelu nie będę jej miał jak wywietrzyć, więc powinienem się ubrać antycypując śmierdzieli. Chciałbym, żeby w Polsce było jak w cywilizowanych krajach, w których takie dylematy przeszły do historii.

  17. wo’s avatar

    nameste :

    Bardzo proszę mi tu nie robić bloga WO.

    No właśnie dlatego, że to nie mój blog, każdą z tych trzech czynności określiłem łagodniejszym synonimem :-).

  18. nameste’s avatar

    @ wo:

    Bardziej mi szło o, hm, protekcjonalne kolokwializmy. Wolałbym, żeby się tu nie zadomowiały.

  19. wo’s avatar

    nameste :

    Bardziej mi szło o, hm, protekcjonalne kolokwializmy. Wolałbym, żeby się tu nie zadomowiały.

    Masz rację, bardzo przepraszam. Powinno być, oczywiście, „drogi kolego” (na moim blogu najpierw byłoby protekcjonalnie a potem dosadnie). Na swoje kiepskie usprawiedliwienie mam tylko to, że trafiłem 3 z 4 określeń, które powinny mieć wersję złagodzoną :-).

    A tak poważnie, to ciągle chcę przypomnieć, że teza, jakoby chodziło o „wykluczenie współobywatela z przestrzeni publicznej” jest absurdalna choćby dlatego, że niechaj ten obywatel sobie przebywa gdzie chce, ale stara się po prostu odpowiednio zachowywać. Mamy bardzo wiele tabu dotyczących tego, czego nie wolno robić w miejscu publicznym, najczęściej związanych zresztą właśnie z przykrym zapachem. I nie widzę przyczyn, by akurat palenie traktować inaczej, choć papieros śmierdzi znacznie gorzej.

  20. nameste’s avatar

    wo :

    A tak poważnie, to [...]

    A tak poważnie, to wydaje mi się, że argumenty i emocje zostały skromnie, bo skromnie, ale jednak niejednostronnie naświetlone w komentarzach, i jeśli ktoś się upiera, by pozostać przy swoich, to przecież trudno takiego ktosia wykluczać więcej niż raz, nieprawdaż. Bo po co.

  21. mrw’s avatar

    @grubasy

    No kurde, przecież jest cały dział w C&A dla xxxxl. W samym środeczku jebaniutkiej Warszawy.

    @szerokie fotele

    Grubas może schudnąć, ale jak jesteś wysoki to masz przejebane.

  22. nameste’s avatar

    @ mrw:

    Czyli Nowak marudzi. Miałem pomysł, że ten jego lęk przed krzywymi spojrzeniami i brakiem sklepów jest trójmiejski, ale przecież zdążył się zmieścić i najeść w chyba stu warszawskich knajpach.

  23. telemach’s avatar

    wo :

    Zaraz zaczyna się festiwal kryminału we Wrocławiu. Mam tam dwa iwenty, w tym niestety jeden w Literatce.

    Ojej. To rzeczywiście problem. Bo może się zdarzyć, że publiczność podąży za Swietlickim tam gdzie jemu dobrze i publiczności lepiej i co wtedy? Faktycznie, wizja może przyprawiać o bezsenność.

    Chciałbym, żeby na tym festiwalu nikt przy mnie nie defekował, nie oddawał moczu, nie puszczał wiatrów i nie palił papierosów.

    Postaram się (w drodze wyjątku) powstrzymać. Ale za innych nie mogę ręczyć. Artyści bywają nieobliczalni.

    Chciałbym, żeby w Polsce było jak w cywilizowanych krajach, w których takie dylematy przeszły do historii.

    Jaka gruba ta rura. To lubię. To mnie zaciekawiło. Na ostatnich frankfurckich targach książki uczestniczyłem w dwóch spotkaniach: autorskim śmierdzielki Herty Müller (odpalała bez przerwy jednego papierosa od drugiego) i tandemu Giovanni di Lorenzo/Helmut Schmidt (bestseller pt. „Rozmowy podczas palenia papierosa z H. Schmidtem”) Ten śmierdziel di Lorenzo (zwany w reszcie Europy intelektualistą i erudytą) bredził w oparach dymu, a powszechnie uwielbiany, sędziwy śmierdziel Helmut Schmidt, najwidoczniej otumaniony nikotyną – odbredzał. Nikt im nie powiedział, że powinni brać przykład ze zwyczajów obowiązujących obecnie w krajach cywilizowanych. Sala była pełna, ludzie słuchali z rozdziawionymi gębami, nikt śmierdzieli nie pogonił. Co jest skandalem, który w stołówce dla niższej, a nawet średniej kadry menedżerskiej w Denver/Colorado nie mógł by się istotnie wydarzyć.

  24. telemach’s avatar

    wo :

    A tak poważnie, to ciągle chcę przypomnieć, że teza, jakoby chodziło o „wykluczenie współobywatela z przestrzeni publicznej” jest absurdalna choćby dlatego, że niechaj ten obywatel sobie przebywa gdzie chce, ale stara się po prostu odpowiednio zachowywać.

    Trudno mi tak do końca podzielać ten (dobrze, przyznaję, brzmiący) pogląd. Z dwóch powodów:
    1. Ustawa skutecznie zapobiega przebywaniu obywatela tam, gdzie obywatel chce. Jeśli obywatel chce przebywać w lokalu dla palących, to mu nie wolno. Ustawa reguluje, co obywatelowi wolno chcieć, i to jest, no jest. Co tu mówić.
    2. Kwalifikator „odpowiednio” rozczula swą precyzją. Rozumiem, że funkcjonuje na takiej samej zasadzie, jak prawo naturalne w kościele kat?

  25. karmakomcia’s avatar

    telemach :

    Jeśli obywatel chce przebywać w lokalu dla palących, to mu nie wolno

    Nie jest również mile widziane przebywanie w lokalu dla pierdzących.

  26. nameste’s avatar

    karmakomcia :

    Nie jest również mile widziane przebywanie w lokalu dla pierdzących.

    Nie ma to jak ujeżdżanie takich‐sobie analogii. Cywilizowane kraje znają np. lokale dla BDSM‐ów, w których można się oddawać czynnościom gdzie indziej uznawanych za niezbyt „odpowiednie”. A palaczy (powyżej barista dawał linki do statystyk) nadal jest koło 20–30% populacji, ciut więcej od bdsmów.

  27. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    A palaczy (powyżej barista dawał linki do statystyk) nadal jest koło 20–30% populacji, ciut więcej od bdsmów.

    Bierne palenie można uznać za rodzaj olfaktorycznego BDSM.

  28. karmakomcia’s avatar

    nameste :

    Nie ma to jak ujeżdżanie takich‐sobie analogii

    Analogia na miarę żonglerki telemacha. Gdyby w lokalach powstrzymywano się od palenia tak jak od puszczania bąków, ustawa nie byłaby potrzebna.

  29. karmakomcia’s avatar

    Nadto: wchodząc do „standardowego” lokalu w cywilizowanym kraju mam pewność, że nikt mi nie wyskoczy z BDSM, mimo iż co piąty człek ma takie upodobania.

  30. nameste’s avatar

    karmakomcia :

    wchodząc do „standardowego” lokalu w cywilizowanym kraju mam pewność

    Pełna zgoda, że powinny być oznakowane.

  31. karmakomcia’s avatar

    nameste :

    Pełna zgoda, że powinny być oznakowane

    Co, przypuszczam, w naszym kraju oznaczałoby oznakowanie 90% lokali, w zgodzie z tradycją.

  32. nameste’s avatar

    @ karmakomcia:

    Moja wina. Zataczamy pętlę, nie powinienem przykładać do tego ręki :)

  33. karmakomcia’s avatar

    nameste :

    Zataczamy pętlę

    No bo kwestia zakazu palenia wydaje się dość przejrzysta (dodam, że podzielam stanowisko WO). Grubasy Nowaka czy też podróżnicze anegdoty telemacha chyba ją tylko zmętniły.

  34. nameste’s avatar

    @ karmakomcia:

    Ostrzegałem na początku blogonoty:

    Ale też, z drugiej strony, nie jest tak, że mam w tych tematach krystalicznie jasne poglądy, nie, raczej wjeżdża mi zgniłointeligenckie „tak, ale”.

  35. janekr’s avatar

    mrw :

    @grubasy
    Grubas może schudnąć, ale jak jesteś wysoki to masz przejebane.

    Wysoki ma dobrze – każdy centymetr wzrostu to ekstra tysiące więcej pensji rocznie. Niski zarabia mniej i na każdym kroku poddany jest przemocy symbolicznej.

  36. sheik.yerbouti’s avatar

    janekr :

    Wysoki ma dobrze — każdy centymetr wzrostu to ekstra tysiące więcej pensji rocznie.

    Bo to zależy jak wysoki; jeśli masz 188cm to extra money etc., jeśli 207cm – uderzasz głową we framugę drzwi i dzieci się z Ciebie śmieją.

  37. wo’s avatar

    telemach :

    Bo może się zdarzyć, że publiczność podąży za Swietlickim tam gdzie jemu dobrze i publiczności lepiej i co wtedy?

    Przecież to przetestowano w zeszłym roku. Świetlicki wyszedł sam.

· 1 · 2

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *