W czasach tzw. komunizmu dwa sporty ekstremalne zyskały prawa akademickie, zaowocowały grantami, artykułami i monografiami na kredowym papierze, z podobizną smoka i autora [*] – czytanie między wierszami, czyli analiza prasy reżimowej, oraz frakcjologia, czyli identyfikowanie ukrywanych oficjalnie konfliktów między frakcjami partii komunistycznej (banda czworga kontra pragmatycy, puławianie kontra natolińczycy, łagiewnicki kontra toruński itd.).
Były to zresztą sporty powiązane: między wierszami szukano potwierdzeń dot. walk między znanymi frakcjami, a znowuż o samym ich istnieniu frakcjologia mogła wnosić głównie z twórczej interpretacji reżimowej prasy (istniał też, oczywiście, przemysł szpiegowski, ale jego produkty niekoniecznie trafiały na żerowiska akademickie, no, chyba że post factum, tj. po spaleniu / wykryciu siatki). Najbardziej znaną profesją w tych dziedzinach była kremlinologia, ale i pomniejsze domeny miały swoich klasyków: mało kto już pamięta, że Antoni Macierewicz w czasach swej trockistowskiej młodości był dla młodszych adeptów sztuki uznanym autorytetem czytania między wierszami, stworzył wręcz odrębną polską szkółkę, w której wychowało się kilkunastu przedstawicieli tzw. opozycji demokratycznej, a dziś – jak wiemy – nawet wierszy nie potrzebuje, by między nimi wyczytać.
Klasycznym zagadnieniem badawczym tych dwóch domen było tropienie liberałów w KC [**]. Uważano bowiem, że reżim może ewoluować w pożądanym kierunku, jeśli liberałowie w KC zyskają na sile w takim stopniu, by zneutralizować beton.
Jest jednak przeciwstawna szkoła myślenia, która twierdzi, że tropienie liberałów w KC to czynność jałowa, bo o ewolucji reżimów decydują w głównym stopniu względy zewnętrzne, poniekąd obiektywne: ekonomia, demografia, dryf kulturowy (por. np. teoria konwergencji) i im podobne, a także sama logika systemu, wobec której rozróżnienie „liberałowie” – „beton” jest jedynie maskirowką.
Przychylam się do tego drugiego stanowiska. Obserwując przez lata tropienie liberałów w episkopacie, twierdzę, że to jałowe zajęcie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, decyduje
logika interesów
– politycznych i ekonomicznych – Kościoła, a ta jest jedna, nie dwie różne. A po drugie, jak się weźmie mniemanego liberała z episkopatu na spytki, to i tak wyjdzie na jaw beton.
Co zilustruję na przykładzie biskupa Pieronka, którego (razem z Życińskim) najczęściej wymienia się jako koronny dowód na istnienie liberałów w KC, tj., tfu, w episkopacie.
W wywiadzie dla „Rzepy”, pytany o „nocny happening na Krakowskim Przedmieściu” mówi:
Tam słyszałem krzyk rozpaczy ludzi‚ którzy chcieli pokazać swoje oblicze, a pokazali‚ że są wewnętrznie martwi. Pokazali chamstwo. Pokazali, jak nisko może upaść człowiek‚ który powołuje się na tolerancję‚ a jest po prostu chamem.
Przydałby się tu jakiś czytacz‐między‐wierszami, by wyjaśnić, skąd „rozpacz” (krzycząca!) u ludzi „wewnętrznie martwych” (mówiąc wprost: co to za pieprzenie, panie Pieronku?). Bo resztę tej kwestii, czyli diagnozę „chamstwa” („warchoły z Ursusa i Radomia” – por. „Trybuna Ludu” z 1976) można było przewidzieć bez odpytywania biskupa.
O zarzucie „państwa wyznaniowego” w Polsce:
Państwo świeckie jest postulowane przez Kościół‚ bo i dla Kościoła państwo wyznaniowe byłoby nieszczęściem. To zaś‚ co mówi lewica o łamaniu konstytucyjnego rozdziału państwa od Kościoła, to są bzdury. Nikt nie wymyślił lepszego sposobu ułożenia stosunków państwo – Kościół od tego, co zostało zrobione. I tak jest nie tylko w Polsce. Mnóstwo państw na świecie ma konkordaty. Za pontyfikatu Jana Pawła II zawarto ponad 100 konkordatów. Jakieś drobne mechanizmy mogą ulec ulepszeniu‚ ale generalnie formuła‚ że państwo i Kościół to są dwie wspólnoty autonomiczne i niezależne‚ czyli rządzą się własnym prawem‚ ale dla dobra wspólnego współdziałają ze sobą‚ jest formułą trudną do zastąpienia‚ niemal idealną.
Widzicie? Z góry było wiadomo, że
liberał czy nie liberał, zawsze – poskrobany – zezna,
że „jest dobrze, [prawie] nie może być lepiej”, a komunizmowi trzeba tylko nadal dawać na tacę, żeby zwyciężył w skali globu (przepraszam, jeśli myli mi się nieco terminologia dot. reżimów).
Pytany o postulat usuwania krzyży ze sfery publicznej, okazuje imperialną pychę:
Wielokrotnie zabierałem głos w tej sprawie i będę to robił zawsze‚ gdy zajdzie potrzeba. Krzyż Chrystusowy jest mocniejszy od lewicy‚ a wojny z krzyżem jeszcze nikt nie wygrał.
Bo ja wiem? Przykłady zachodniej Europy czy braci Czechów (pozdrawiam niezmiennie serdecznie i z zazdrością!), którzy w 2003 roku grzecznie powiedzieli nie, dziękujemy na watykańską ofertę konkordatu (tracąc, biedacy, szansę na „ideał”), pokazują, że może nie ma co walczyć (z krzyżem).
Wystarczy wzruszyć ramionami (ups, przepraszamy, wykażmy się „chamstwem”: rzucić wtf?) i olać. Najlepszą metodą na przykład na katechezę w szkołach jest absencja.
[*] Stanisław Lem, Cyberiada, „Wyprawa trzecia, czyli smoki prawdopodobieństwa”
[**] czyli Komitecie Centralnym; wymiennie: w BP, czyli Biurze Politycznym, różnice między nimi poprawnie oddaje analogia: episkopat – Rada Episkopatu
-
Masz oczywiście rację. Można od biedy uszanować motywację poszukiwaczy liberałów wynikającą z ich pobożnych życzeń, ale przecież ich usiłowania fałszują obraz rzeczywistości, a samą rzeczywistość utrwalają. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że czekanie aż mądry Kościół sam trochę ustąpi wymaga cierpliwości rozciągniętej na stulecia.
-
Niedawno mnie rozśmieszały analogicznie uwagi m.in. niemieckich obserwatorów, że Kościół powinien pozbyć się ośmieszającego go dogmatu o nieomylności papieża, i wtedy byłby fajny i cywilizowany. Jakby nie było wiadomo, ze Kościół polega właśnie na ciągłym akceptowaniu nieakceptowalnego, i że negocjowanie z nim i przyjazne próby współpracy nie mają sensu.
Całość jednak pociąga za sobą dość niełatwą do utrzymania równowagę: przyjęcie do wiadomości tego, że Kościół jest siłą z wielu powodów wrogą i nieakceptowalną, pozostając przy tym otwartym na potrzeby ludzi, dla których on jest ważny.
-
Tymczasem abp Gocłowski już wie, po co Bóg stworzył kobietę.
-
nameste :
Nieszczęsny Mazowiecki, nie może zrobić pół kroku bez podparcia się biskupem.
Ma już swoje lata, a biskup widać krzepki.
Odnośnie Twojej puenty – olewaniem jest uczestnictwo w katechezie (jest na planie, to się idzie, a że nic się nie robi, tym lepiej, w nauce biologii pewnie też spory odsetek nie widzi sensu, ale tak samo jak przeciw nauce religii protestować nie będzie), absencja/chodzenie na etykę jest aktywnym wyrażaniem sprzeciwu.
-
No cóż, „liberałowie” są potrzebni po to, żeby nie było gorzej. Tyle, że wówczas nie może być już lepiej, tylko ma być, jak jest. Innymi słowy, Pieronki to petryfikacja, Terlikowscy to regres.
BTW Owe „wojny z krzyżem jeszcze nikt nie wygrał” też mi się jakoś skojarzyło z naszymi sąsiadami. Tak blisko, a jednocześnie tak bardzo daleko.
-
nameste :
Wzajemnie sobie użyczają alibi, imo warci siebie nawzajem, a powyższe rozróżnienie tylko podtrzymuje iluzję, że należy się dogadywać, bo jest z kim – z tymi, którzy nie są aż tak straszni i pojebani, jak Terlik.
Niekoniecznie „podtrzymuje iluzję, że należy się dogadywać”, bo to raczej opis stanu rzeczy, niż imperatyw do jakiegoś, konkretnego dogadywania. Można walczyć z jednymi i drugimi, co przecież nie zmienia faktu, że w wielu kwestiach Terlikowscy różnią się od Pieronków. Pytanie czy i jak to wykorzystać? Poza dogadywaniem są jeszcze próby skłócenia, taktycznych sojuszy, przejściowego wykorzystywania itp. Słowem, dostrzegając podziały w obozie przeciwnika, z miejsca nie stajesz się sojusznikiem któregoś z nich, tylko poddajesz rzeczywistość prostej analizie.
-
Ludzie UW dostawali koncertowo w dupę nie dlatego, że słusznie odróżniali Pieronka, który jest twardogłowym chrześcijańskim demokratą od Terlikowskiego, który jest teokratą (to nie są tylko różnice retoryczne), ale tym, że tylko oni chodzili na ustępstwa. I mało kto z nich rzeczywistych ustępstw od KK chciał. KK dostał słabego, potulnego przeciwnika, więc w konsekwencji dostał więcej, niż chciało najmniej pazerne z jego skrzydeł, ale mniej, niż chciało skrzydło pazerne najbardziej (patrz tzw. kompromis aborcyjny). Dlatego ustawa aborcyjna ma pewne wyjątki dopuszczające przerywanie ciąży. Oczywiście, że KK nie chodzi na ustępstwa, ale to nie znaczy, że nie jest podzielony. Pytanie raczej brzmi: na ile te podziały mogą mieć znaczenie dla kogoś z zewnątrz, skoro większość poglądów przedstawicieli obu grup jest dla owego kogoś nieakceptowalna? Otóż, przy słabości strony decyzyjnej (czyli u nas rządowej) może to mieć znaczenie o tyle, o ile ten, kto wygra w Episkopacie będzie formułował roszczenia. I tu wolę jednak roszczenia Pieronka, niż Terlikowskiego, gdyż ten drugi oprócz zakazu aborcji, in vitro, eutanazji dorzuci jeszcze od siebie zakaz sprzedaży prezerwatyw, nakaz chodzenia na religię, katolicką cenzurę prasy, wielodzietność itp. Zgodzę się natomiast z tym, że nie ma co się łudzić, iż tzw. „liberałowie” odstąpią od twardego jądra poglądów KK, jakim jest aborcja, in vitro, religia w szkole, krzyże itp. Natomiast można mieć nadzieję, że część z nich ma awersję do hardcorowej teokracji (surowe, fundamentalistyczne kary za bluźnierstwo). Innymi słowy, pamiętając również Twoje rozterki przy ostatnich wyborach, KK to albo Komorowski albo Kaczyński, ale nadal polska prawica.
Jeśli KK zdominuje nurt Terlikowskich to
-
nameste :
Żadnej z tych form nie nazwałbym aż walką, natomiast zgoda na ukradnięcie sobie takiego szmatu czasu (2 x godzina‐tygodniowo x tygodnie‐w‐roku‐szkolnym x lata‐szkoły) wymaga chyba podpórki z konformizmu, skoro – w odróżnieniu od biologii – łatwo jest nie chodzić.
Który to konformizm jest bardzo wygodną podpórką. Z niechodzeniem różnie bywa – podania trzeba pisać, nie wszędzie jest etyka, nie wszyscy rodzice akceptują pomysł niechodzenia, można się obawiać postawy grupy rówieśniczej (ona zapewne to oleje, ale wiadomo) czy reakcji nauczycieli. A na religię się pójdzie, odklepie na ocenę jakieś akty strzeliste, których się uczyło na pamięć do pierwszej komunii i resztę lekcji będzie się myśleć o niebieskich migdałach.
-
nameste :
Nie ma dwóch twarzy, powtórzę, jest jeden wspólny interes.
No właśnie linkowany Terlikowski krzyczący na Pieronka pokazuje, że są dwa interesy: zły i bardzo zły. Chyba że przyjmujemy nieco makiaweliczny punkt widzenia, czyli że:
Rolą takich szczekaczy jak Terlikowski jest zarysowywanie „twardego ekstremum”, na tle którego dostojny i wyważony KK będzie „ludzki”.
No cóż, musielibyśmy przyjąć, że Szymon Hołownia, Tygodnik Powszechny, Religia tv w ITI – to wszystko zasłona dymna, ochłap dla naiwnym, podczas gdy w pocie czoła wykuwany jest... Bardzo to wszystko być może, jednak nadal brak na to kwitów.
miskidomleka :
Pieronka chętnie bym jeszcze zapytał, czy w jego definicję chamstwa nie wpada aby jego własny tekst o feministkach.
Cały ten jego wywiad, zdaje się, wpada w tę definicję. A gęba liberała (punkt dla nameste) sprawia, że jest to jeszcze bardziej obrzydliwe.
-
galopujący major :
Chyba że przyjmujemy nieco makiaweliczny punkt widzenia, czyli że:
[nameste:] Rolą takich szczekaczy jak Terlikowski jest zarysowywanie „twardego ekstremum”, na tle którego dostojny i wyważony KK będzie „ludzki”.
To jest punkt widzenia? Ja na to patrzę jako na fakt, nie na punkt widzenia. Czemu się toleruje Rydzyków, obrońców krzyża, tych co żądają całkowitego zakazu in vitro? To przecież wielokrotnie sprawdzona taktyka rozciągnięcia wachlarza poglądów w stronę ekstremalniejszą niż ich cel, co zgodnie z głupawą ale niesłychanie popularną zasadą „prawda leży pośrodku” prowadzi do uznania owego celu za rozsądny i słuszny kompromis.
-
nameste :
Bo Ty na to jakoś niewłaściwie patrzysz. Jest globalne korpo z centralą w Rzymie, jest narodowy oddział polski, są wreszcie spółki‐córki – z prawego łoża, tj. z nadania, i hm, pasożytnicze. Myślisz, że Terlikowski byłby tak często zapraszany np. do tvn24, gdyby przeszedł na sedekwantyzm i zaczął zasadniczo podważać centralę? Never. A tymczasem narodowemu oddziałowi w Polsce nie przeszkadza szczekanie Terlika, bo i tak podtrzymuje on katolicki quasi‐monopol na zarządzanie sferą moralności i obyczaju polskich owiec, a więc robi marketing korzystny z punktu widzenia interesów korpo.
Hmm, rzeczywiście tu mógłbym się zgodzić. Dodałbym tylko fakt, że jak to w korporacji, władze poszczególnych spółek, czy nawet poszczególni członkowie władz, mogą się rzeczywiście nie znosić, ale racja, że taka wypadkowa jest dla szefa szefów jak najbardziej wygodna. Choćby dla prostackiego dive et impera. Stąd na poziomie krajowym to nie jest spór iluzoryczny, ale nadal realny i dający się zauważyć, tyle że ma iluzoryczne, czy może kompletnie marginalne, znaczenie. Słowem, liberałowie są, ale i tak nie mają żadnej mocy decyzyjnej.
-
miskidomleka :
Czemu się toleruje (...) tych co żądają całkowitego zakazu in vitro?
KK uważa każde zapłodnienie in vitro za niedopuszczalne zło, choć to z niszczeniem zarodków jest oczywiście najgorsze. Więc o czym i po co tu w ogóle dyskutować? Należy w pełni uszanować ich poglądy i całkowicie pozbawić ich wpływu na praktykę medyczną. Albo bądźmy sprawiedliwi i doceńmy też poglądy np. Świadków Jehowy.
-
W kwestiach dotyczących spraw poważnych rozmowa z Kościołem wykraczająca poza dzień dobry oraz do widzenia jest kompletną stratą czasu. Jeśli ktoś nie rozumie tego, powinien przypomnieć sobie, że funkcjonariusze tej instytucji są statutowo zobowiązani do utrzymywania, że ich naczelnym szefem jest człowiek wytworzony metodą bezspermową, który umarł, ale kiedyś wróci, co sprawi wiele przyjemności owej instytucji. Owszem, gdy kończą wachtę, mogą być ciekawymi rozmówcami na wiele tematów, do momentu, w którym nie pojawia się konflikt pojęć, bo wtedy przypominają sobie, że z definicji jest tylko jedna racja i to oni ją właśnie mają, więc najlepiej jest ograniczać rozmowy do kwestii pszczelarstwa i funkcji specjalnych, bo na tych tematach niektórzy z nich świetnie się znają.
Co do naprawy korporacji (komentarz at 14:24) wierzę, że (1) trzeba cię uczciwie opodatkować to pełny i rozwiązujący problem sposób. Uczciwie znaczy: podatki od wymuszonych od ludu „prezentów”, podatek od posiadłości i gruntów i stałe kontrole nieoczekiwanie ubogaconych funkcjonariuszy.
I wszelkie dania w sosie z grzywn. Hate speech, zakłócanie porządku publicznego jakimiś dzwonami o nieludzkich porach, propaganda wyborcza w niedozwolonym okresie i niedozwolonymi technikami – grzywna.
A w ogóle to wolę przejść do tematu tej grafiki na niebiesko, która (stosownie) króluje nad wpisem, wyrazić uznanie i zapytać czyim ona jest dziełem.
-
galopujący major :
więc w konsekwencji dostał więcej, niż chciało najmniej pazerne z jego skrzydeł, ale mniej, niż chciało skrzydło pazerne najbardziej (patrz tzw. kompromis aborcyjny)
Skoro Namestowe porównanie ad jaruzelskum nie działa, to trzeba zastosować skuteczniejsze środki. W kierownictwie NSDAP też były frakcje, np. jedna chciała eksterminować Karaimów, a druga, liberalna, jednak nie. Czy był to kompromis żydowsko‐nazistowski?
Zdaje się, że skutkiem przesunięcia spektrum jest też iluzja wyboru, maskująca iluzoryczność braku wyboru: mamy iluzoryczny wybór między klerykalizmem Terlikowskiego a klerykalizmem Rydzyka, co maskuje rzeczywisty wybór – między brakiem klerykalizmu a klerykalizmem.
-
fabulitas :
olewaniem jest uczestnictwo w katechezie (jest na planie, to się idzie
Śmiechłem. Popatrz na te wymagania:
http://img828.imageshack.us/img828/3259/wymagania1.jpg
http://img843.imageshack.us/img843/506/wymagania2.jpg -
Tadeusz Bartoś w Krytyce Politycznej:
Dziś to wszystko przypomina jakieś walki frakcyjne w partii komunistycznej, zakulisowe i z zewnątrz zupełnie nieistotne, bez wpływu ani na „linię partii”, ani na rzeczywistość – taka licytacja na radykalność. Przecież nie można sobie wyobrazić bardziej konserwatywnego biskupa niż kardynał Dziwisz. A jednak są jeszcze „słuszniejsi”, którzy usiłują go przebić. Co do resztek „Kościoła otwartego”, to od dłuższego czasu nie mają one większego znaczenia. Ostatni księża tego nurtu funkcjonują w polskim Kościele trochę na wariackich papierach: o. Tomasz Dostatni, ks. Andrzej Luter, ks. Lemański od dialogu z Żydami. Toleruje się takie osobliwości, choć niewykluczone, że i to do czasu… Dlatego właśnie potrzebny jest przykład Bonieckiego, żeby nawet te ostatnie niedobitki uważały jeszcze bardziej na to, co mówią. Jezuita Jacek Prusak został przywołany do porządku i teraz akty lojalności i słusznej krytyki wypowiada, zaskakując zdezorientowanych czytelników‐fanów. Niestety – mówię to z przykrością – świat duchownych to świat ludzi, których się knebluje, ćwiczonych intensywnie w myśleniu, jak myśleć należy. Niestety – mówię to z jeszcze większą przykrością – najlepszym modelem analizy stosunków wewnątrzkościelnych jest model partii komunistycznej. Już Innocenty Bocheński, filozof, ale też uznany sowietolog, pisał, że partia bolszewicka to imitacja struktury Kościoła katolickiego. Nie pisał jednak, że to działa też w drugą stronę.
-
nameste :
Dzięki, jakie miłe potwierdzenie słabej rozróżnialności porządków totalizujących
Tak, jak sie zniknie te „drobna” roznice, ze do KK sie wstepuje i wystepuje dobrowolnie. Ewentualnie mozesz porownywac KK z partiami komunistycznymi w Europie Zachodniej, ale nie w PRL czy ZSRR.
-
A tutaj część druga.
37 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/09/liberalowie-w-kc/trackback/