milczenie

Osoby kochające namiętnie książki tworzą, nie wiedząc o tym, tajny związek składający sie wyłącznie z indywidualności. Członków związku łączy ciekawość, choć różnią się wiekiem i nigdy nie spotkają.

Ich wybory nie pokrywają się z propozycjami wydawców, to znaczy rynku. Ani z wyborami profesorów, to znaczy mędrków. Ani z wyborem historyków, to znaczy władzy.

Nie szanują gustów innych. Zamieszkują jamki, dziuple, kryją się w samotności, w zapomnieniu, na kresach czasu, w strefach cienia, w porożu kozła, w nożu ze słoniowej kości do cięcia papieru.

[Pascal Quignard, Życie sekretne, przeł. Krzysztof Rutkowski]

Francuska odmiana sztuki eseju (poniekąd prawodawcza, od pierwszych prób Montaigne’a) jest szkołą pływania w akwenie słów. W kraulu autor czerpie oddech z antynomii, poruszając się między lewym a prawym haustem; styl grzbietowy zwraca pływaka ku przestworowi, konfrontuje z pneumą, pozwalając na podglądanie od spodu Wielkiego Miechowego, zwanego mon Dieu (...Patrie, Roi, Liberte); żabka, klasycznie francuska, zniewala pływaka osią symetrii, postęp uwikłany jest w pracę ud, od kuchni po seks.

Dla porównania: anglosascy eseiści to stwory ziemne, ich zadaniem jest inwentaryzacja tak czy inaczej rozumianych włości.

Wodnym środowiskiem Quignarda jest sieć ukrytych cieków. Musi być zwrotny, egzaltację kiełzna zwięzłością. Często znika, słowa wsiąkają w milczenie. Ale – jakże francuski – niczego nie robi bez efektu.

W innym miejscu pisze:

Granie przed publicznością, tworzenie, wystawianie się, zdolność umierania niczym się nie różnią. Dlatego zresztą spotyka się osoby pełne talentów, które nastawiają się na zabijanie. Zwie się ich krytykami. Kim jest krytyk? To ktoś, kto bardzo bał się umrzeć. W wielkich stolicach zachodnich i północnoamerykańskich spotykamy twarzą w twarz tych, co mogą umrzeć i zmartwychwstać, i tych, którzy nie mogąc zmartwychwstać – zabijają. To się nazywa życiem kulturalnym. Zaznaczam, że słowo „kultura” – jest niewłaściwe. Ale podkreślam, że słowo „życie” – jeszcze bardziej.

Na krótkich odcinkach bywa kraulistą. Na dłuższych – okazuje się, że pływa ósemkami.

Mowa stała się w końcu moim wrogiem osobistym, chociaż była nim od zawsze, od momentu, kiedy rozpoznałem ją w postaci napowietrznych szkaradnych drgań. Muzyka nie staje się życiową pasją dla kaprysu, literatura też nie. Jeśli chce się jeszcze żyć – się wie, że słowa są podejrzane, niedojrzałe, płoche.

Życie wyraża się najpierw samo.

Przejawia się ciałem, ciało je pomnaża. Ciało pozostaje prawdziwym obrazem życia. Życie może obejść się bez mowy. Mowa jest luksusem, bez którego życie jest możliwe. Kiedy mówimy, to nie źródło mowy mówi: my z niego czerpiemy, boczkiem, chyłkiem, odwracamy, wywracamy, suszymy. Nieskończoną przestrzeń oceanu zasilają małe świeże źródła odżywiane na górskich szczytach. Mowa osłabia: w słowach więdnie to, co spełnia się w dziwacznym akcie.

Z tego względu mowa jest bardziej zbędna niż szkodliwa. To oczywiste.

Galijska bezczelność Quignarda wraz z jego ósemkującym uporem działa na mnie ożywczo. Dobrze, że chrzani wydawców, profesorów i historyków. (Dobrze, że wydawcy nie odwzajemniają się tym samym.)

  1. galopujący major’s avatar

    Nie powinieneś tak dobrze pisać, bo wywołujesz we mnie krwiożerczą zazdrość. Pozdrawiam oczarowany.

  2. nameste’s avatar

    Dzięks. Ale to tylko małe ćwiczenie z nurkowania.

  3. nameste’s avatar

    Więcej o książce Quignarda Życie sekretnetekście Igi Noszczyk. Maczała ona ongiś palce także w mrówkojadzie, który mnie swego czasu ucieszył przy okazji rozmowy z Pankowskim, ale chyba zdechło się mrówkojadowi, niestety, albo przymarzło, sądząc z braku nowych numerów.

  4. kabiria’s avatar

    no proszę, miałam ostatnio napływ myśli o fenomenie krytyków (taki mały lecz bardzo żywy strumyczek w strumieniu świadomości), i chociaż bez wątpienia mniej zgrabnymi słowami mi w głowie mówiło (a jednak), zbieżność wydała mi się na tyle zabawna, że się nią tutaj z Tobą podzielę ;) Gratuluję stylu i wyczucia stylów
    Ciekawe, czy osobliwie podpadli Mu historycy francuscy, czy w ogóle historycy? Pytam, bo o nich trochę wiem, natomiast prawie nic o francuskich krytykach. Niemniej moi ulubieni francuscy historycy czują słowo, i dobrze czują ciało – potrafią tak pisac historię ciała w społecznym kontekście, że blednę z zazdrości. Może jednak Quignard swego nie zna, to nie chwali

  5. JJ’s avatar

    Porywające to ćwiczenie z nurkowania.

    — że też nie trafiłam tu wcześniej...!

    kłaniam się

  6. nameste’s avatar

    kabiria :

    Niemniej moi ulubieni francuscy historycy czują słowo, i dobrze czują ciało — potrafią tak pisać historię ciała w społecznym kontekście, że blednę z zazdrości.

    No tak. A co z ciałem polskim?

    Może jednak Quignard swego nie zna, to nie chwali.

    A może zna, ale – w pewnym sensie – przekracza?

    On jest bardzo osobisty (subiektywny i angażujący się: swoim ciałem, swoimi sekretami – ładnie o tym pisze linkowana wyżej Iga Noszczyk, swoim lękiem).

  7. nameste’s avatar

    @ JJ:

    Dzięks; zaglądaj zatem :)

  8. von Humboldt Fleischer’s avatar

    Offtopic: J. D. Salinger zmarl przedwczoraj.

  9. barista’s avatar

    @vHF
    If you really want to hear about it, the first thing you’ll probably want to know is where I was born and what my lousy childhood was like, and how my parents were occupied and all before they had me, and all that David Copperfield kind of crap, but I don’t feel like going into it, if you want to know the truth.

  10. von Humboldt Fleischer’s avatar

    barista: The Onion wyrazil to najlepiej:

    In this big dramatic production that didn’t do anyone any good (and was pretty embarrassing, really, if you think about it), thousands upon thousands of phonies across the country mourned the death of author J.D. Salinger, who was 91 years old for crying out loud. „He had a real impact on the literary world and on millions of readers,” said hot‐shot English professor David Clarke, who is just like the rest of them, and even works at one of those crumby schools that rich people send their kids to so they don’t have to look at them for four years. „There will never be another voice like his.” Which is exactly the lousy kind of goddamn thing that people say, because really it could mean lots of things, or nothing at all even, and it’s just a perfect example of why you should never tell anybody anything.

    Nie dalej jak miesiac temu przeczytalem „Franny and Zooey”. Bardzo dobre, a pierwsza czesc („Franny”) wprost rewelacyjna.

  11. nameste’s avatar

    @ von Humboldt Fleischer:

    Tak, Wyżej podnieście... Seymour... też warte przeczytania; te dwie utkwiły mi w głowie, gdy Buszujący... dawno z niej wyparował. Ale najlepszą historią jest jego własne życie; niezły był z niego świr.

  12. barista’s avatar

    No i nie sposób pominąć jego wkładu w rozwój prawa autorskiego (świeżutka sprawa): http://www.scribd.com/doc/17040458/Salinger-v-Colting-Opinion

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *