lekcja limeryczna

W nowym roku dużo pracy, mało czasu; po internecie zatem tylko tuptam, od czasu do czasu pisząc śledzienniczy komentarz, a jeszcze częściej – poprzestając na superśledzienniczym komentarzu w myśli (są wyjątki, ale chyba jestem bardziej zmotywowany negatywnie, czepialsko, zwłaszcza w warunkach niedoborów czasowych). No i tak tuptając trafiłem na blogu pocztówki z Laputy na ogłoszenie konkursu. Na limeryk, którego pierwszy wers miał brzmieć następująco:

Pewien blady bikiniarz z Sanoka

Zdumiało mnie nieco to zestawienie (skądinąd, w pewnym sensie charakterystyczne dla autorki pocztówek), więc – niewiele myśląc – postanowiłem wziąć udział w konkursie [1] i wkleiłem następujący limeryk, który zamieszczam z dopracowaną interpunkcją:

Pewien blady bikiniarz z Sanoka
plaż unikał, by nie wyjść na zboka,
ale że często grzał
swój organ wewnątrz ciał,
czerwonego miał, jak u smoka.

Nic nadzwyczajnego, trudno ukryć, niemniej – żeby się mój dziesięciominutowy wysiłek nie zmarnował [2], postanowiłem podzielić się z wami odautorskim komentarzem; a nuż wyjdzie z tego mini‐lekcja (limeryczna).

wartość bezwzględna a wartość kontekstowa

Co do wartości bezwzględnej, trudno mi być obiektywnym (jak napisałem: nic nadzwyczajnego), zwyczajowo ocenę w.b. pozostawia się czytelnikowi. Czym innym jest jednak ocena wartości kontekstowej, czyli orzeczenie, na ile wytwór spełnia warunki konkursu. A te były dwa: (1) limeryk, (2) z takim‐to‐a‐takim pierwszym wersem.

Jestem mocno przywiązany do poglądu, że limeryk musi wypełniać dobrze przecież określone wymogi formalne. Żadnych, psiakrew!, odstępstw, zwłaszcza gdy chodzi o układ rymów i rytm! Tu jestem dość zadowolony; ostatni wers jest o sylabę krótszy od pierwszego (i drugiego), ale przemieszczenie akcentu, powodujące (wymuszoną i całkiem OK z semantycznego punktu widzenia) pauzę po przecinku, rekompensuje to uchybienie. Uznałbym zatem, ze mój limeryk jest limerykiem.

A po drugie, nie tylko (co jest oczywiste) zawiera obowiązkowy wers pierwszy, ale także buduje sens całości na określeniach (skojarzeniach) w tym wersie zawartych.

blady bikiniarz

Bikiniarz (nie znających tego historycznego pojęcia wypada odesłać do Tyrmanda) przynależy do szeroko rozumianego przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. W zasadzie jest stworzeniem miejskim, ale występował też, w nieco rozcieńczonej wersji, i poza terenami mocno urbanizującymi się. Byśmy dziś powiedzieli także, że jest stworzeniem raczej nocnym, a przynajmniej wieczornym; byłby to pogląd mylny. Charakterystyczne plerezy i – dajmy na to – specjalnie eksponowane przez podciągane nogawki super‐kolorowe skarpetki można było zaobserwować na bazarach, w poranno‐kacowych parkach, a popołudniami – przed kinem. Nie musiał zatem bikiniarz być wampirzo bladym; bikiniarskie zajęcia, choćby opisane w Złym, nie wykluczają wizyt na plażach czy basenach, co dodatkowo uzasadnione jest tym, że to tradycyjne rewiry rwania.

Nie widać zatem żadnego powodu, by bladość bikiniarza miała być cechą charakterystyczną gatunku. Musimy więc uznać bladość tego bikiniarza za cechę osobniczą, specyficzną i wyróżniającą.

Przypomnieć tu trzeba na marginesie, że były to czasy, w których słońca (i opalania się na brąz!) nie uważano za groźne i złe. Przeciwnie, opalenizna była modna i świadczyła o zdrowiu, dobrej kondycji itd. Przypominają mi się (a propos) opowiadania Iwaszkiewicza, w których rozebrany do kąpielówek ludowy efeb, opalony i krzepki, był przedmiotem pożądania nawet (lepiej urodzonych) panien z tego czy innego Wilka.

Coś zatem szczególnego (pod względem braku jakiejkolwiek opalenizny) musiało być z naszym, konkursowym bikiniarzem. Wers drugi limeryku sugeruje, że była to cecha permanentna, której rzeczony bikiniarz się wstydził. Czy nie jest za mocne uznanie świecenia bladością na plaży, pełnej opalonych ciał, za zboczenie? Zwykły człowiek może by się nie wstydził, ale bikiniarz? Osobnik podlegający bezwględnemu dyktatowi środowiskowej (subkulturowej) mody? Może słowo „zbok” (jestem też świadomy, że to leksykalny anachronizm) jest przerysowaniem. Myślę jednak, że konwencja limeryczna dopuszcza nawet wiekszą przesadę.

grzanie

Limeryczna, lekko świntusząca (co gatunkowo nie tylko dopuszczalne, ale wręcz pożądane) akcja kulminuje w wersach trzecim i czwartym. Bo oto okazuje się, że – choć blady, miał branie (że tak powiem, popełniając z kolei drobny anachronizm genderowy). Wbrew wspomnianemu wcześniej kultowi krzepy/opalenizny, który – znów z pewną przesadą – możemy uznać za obowiązujący w owych czasach.

Tę zagadkę, na której pełną ekspozycję nie ma miejsca w zwięzłej limerycznej formie, może wyjaśnić miasto Sanok. To właśnie z Sanoka pochodzą obaj nieżyjący już Beksińscy. Młodszy z nich, Tomasz, już w czasach licealnych (jak głoszą relacje świadków epoki) uprawiał, wyprzedzając nawet światowe tendencje, swoisty gotyk: kult wampiryzmu, ciągoty samobójcze, inscenizowane ku poklaskowi rówieśników (i rówieśniczek!) itd. Mroczne treści malarstwa jego ojca, Zdzisława, mogły – twierdzą niektórzy – wzmacniać te tendencje Tomasza (jak wiemy, po latach owocujące samobójczą śmiercią).

Nie jest całkiem od rzeczy założyć przez moment, że z owym wampiryzmem panów B. mogła mieć coś wspólnego atmosfera ich rodzinnego miasta. A więc i bikiniarz z Sanoka mógł być produktem wampiryzmu miejsca, a jego bladość mogła mieć wzięcie (u kobiet) podobne, jak w dwie dekady później wśród licealistek „bladość” wampiryczna T.B. Ten więc bikiniarz mógł być zatem osobnikiem specyficznie nocnym. To dlatego jego ew. pojawienie się na plaży musiałoby być uznane za zboczenie, za coś niezgodnego z jego (wampirzą) naturą.

smok

To motyw najmniej udokumentowany. Czy smoki mają organy płciowe (powinny!) i czy są one czerwone, przynajmniej u samców, w sposób jakoś szczególny? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, choć hipoteza wydaje się być bardzo prawdopodobna. Smoki to stworzenia ogniste; kopulacja jest (twierdzą pewni) najbardziej ognistym (poza zionięciem) aktem. 2 do 2 i wychodzi 4; gdyby smok był tak oczywistym elementem naszej kultury, jak np. chińskiej [3], w przysłowiach o smoczych kutasach pojawiałaby się czerwień; żywię takie mocne przekonanie.

tytuł (1), pointa

Melusine, autorka pocztówek i konkursodawczyni, opatrzyła zgłoszone limeryki tytułami własnymi. Mój najpierw ochrzciła „limeryk starego świntucha”. Dlaczego starego?! Dlaczego świntucha, skoro obok pojawiły się znacznie bardziej wulgarne, nie bawiące się w eufemizmy utwory? Być może sama dostrzegła tę niestosowność, bo parę godzin później występował już jako „limeryk tylko dla dorosłych”. Też, moim zdaniem, kulą w płot. Przedszkolaki moga czytać bezpiecznie, zapewne niewiele rozumiejąc. Dzieci ciut starsze muszą (jak sądzę; tu mogę się wszakże mylić) chwilkę pokombinować, zanim ustalą, o co chodzi.

Wyobraźmy sobie jednak lekturę limeryku w czasach przezeń opisywanych. Niech czytają bikiniarze, ludzie, których obcykanie ze społecznie czy medialnie dominującymi wulgaryzmami (epoki dzisiejszej), z tym już poniekąd zrutynizowanym automatyzmem skojarzeń, nie było – obstawiam – jeszcze tak dojmujące. I co, po pewnym wysiłku, mogą wyczytać ze zdania „czerwonego miał, jak u smoka”?

Ano, coś w rodzaju „ależ... czerwony to chuj!” Czyż nie właściwa pointa dla czasów przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych?

tytuł (2)

Nie podobają mi się oba tytuły dodane. Zaproponuję więc własny, który będzie już na samej granicy limerycznego ześwintuszenia, wprowadzi za to nowy wymiar łączności wszystkich (no, może poza smokiem) omówionych tu elementów, ze szczególnym uwzględnieniem problematyki słonecznej. Dopisanie takiego tytułu uczyni z mojego limeryku utwór całą gębą postmodernistyczny, pełen świadomie wmontowanych anachronizmów, z kilkoma piętrami den. Oto zatem ponownie limeryk z tym (paskudnym) tytułem:

dziura ozonowa

Pewien blady bikiniarz z Sanoka
plaż unikał, by nie wyjść na zboka,
ale że często grzał
swój organ wewnątrz ciał,
czerwonego miał, jak u smoka.

Dziękuję za uwagę.


PRZYPISY
[1] oj, nienajlepiej przygotowanym
[2] połowa konkursowych utworów nie spełniała warunku „bycia limerykiem”; w tej sytuacji zrezygnowałem z nagrody
[3] 龍 [dop. w 2022]

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *