plot namysłów

Opublikowany w magazynie zakładu (#4) zestaw pięciu wierszy Tomasza Bąka poddany reasumpcji przynosi taką hipotezę ws. charakterystyki pisania TB: dukt potoczysty, miejscami potoczny, mający narracyjnie sprawić wrażenie objaśniającego pogadywania [zob. podcast, dawn. pogadanka (arch.); met. „odczyt bez kartki”], zamierzony poziom rozumienia: „samo przez się”, punkt do zdobycia: zaufanie czytelniczki. Szanuje się tu interpunkcję i inne pochodne gramatyki, nie udziwnia się zapisu [*]; każde, dowolnie poszerzające się, otoczenie pojedynczego wyrazu krzepi [zatem: nielokalną] „prozowatością”.

Oczywiście to tylko kostium (czy może wehikuł).

Żeby to capnąć, posłużę się klasycznym rozróżnieniem E.M. Forstera: „król umarł, a potem umarła królowa” to story, natomiast „król umarł, a potem ze smutku umarła królowa” to plot, wyekstrahowany łańcuch kauzalny. Wiersze Tomasza Bąka to (wielorakie stylistycznie) stories, my natomiast, czytający, mamy wykopać z nich plot. (Ten juczny wyraz angielski po czesku rymuje się z polskim „splot”.)

Oto wiersz, rozbudowany, ale (formalnie) złożony z pojedynczego zdania:

Bieg maszyny

To, że coś udało się zepsuć, nie znaczy jeszcze,
że uda się to naprawić – mówisz cała w smarze,
i zaczynają do ciebie przychodzić inne maszyny,
ludzie sukcesu, którym ktoś kiedyś wytłumaczył,

że implementacja dziesięciu nowych osób da im 
znacznie więcej, niż przeczytanie tysiąca książek,
młodzi, którzy marzyli, by stać się twarzą rajstop,
ale wiedzieli, że trzeba racjonalizować oczekiwania,

i teraz idą na casting na twarz katastrofy ekologicznej,
a ty chodzisz wokół maszyny podczas biegu maszyny,
największa z zaparkowanych, powiat, ma problem
z zapewnieniem mieszkańcom uczciwego zajęcia,

ludzie wokół zaczęli już rozmawiać o rzeczach ważnych,
więc mamy kryzys, coś udało się zepsuć, pytania,
zbywasz ich czule i mówisz na czerwono: skoro nie 
chcecie być w tym razem, racjonalizujcie oczekiwania,

kończysz chodzić wokół maszyny podczas biegu maszyny
i wsiadasz, czujesz, jak reflektory dotykają drogi przed tobą,
sprawdzając, czy jest dobra, a ja szukam sposobu,
by opowiedzieć to inaczej, żeby zmienić rezultat opowieści.

Tytułowy „bieg maszyny” denaturalizuje frazeologizm „bieg rzeczy”, odnoszący się do „mechanizmu/porządku świata” i podkreślający nieuchronność [np. losu]. „Bieg maszyny” przesuwa akcent na inercję [raz zapuszczona itd.], w tle panoszy się fundamentalna replikacja – coś odmiennego od „wyroków opatrzności”; nie trzeba D‑G echa, by tę kwestię (s)konotować.

Na kluczowe dla interpretacji wiersza pytanie: „do kogo zwraca się podmiot mówiący?”, można dać odpowiedź, na zasadzie first fit, podstawieniem: „maszyna cywilizacji”, to do niej „przychodzą inne maszyny”, gdy „cała w smarze”, tym emblemacie wszystkich polutantów (nie zapominajmy jednak o znaczeniu „posmarować” = naoliwić pieniądzem), reaguje na sygnały megaawarii.

„Inne maszyny” są składowymi tej największej, maszyny maszyn, ale przejawiają względną autonomię. Jak ci „ludzie sukcesu” (którzy, zob., przedstawieni jako automaty „implementacji nowych osób”, co może dotyczyć autokreowania wizerunku, ale równie dobrze tatuaży piercingu stylizacji afiliacji dostadnej itp., sfer współczesnej marności udającej sprawczość), albo ci młodzi, co łapią trend w uszy, próbując się wcelebrytować w układy (lub aktywizmy; czy to synonimy?). Trudno orzec, czy TB mówi tu z pozycji szyderczej krytyki społecznej, czy ze stoickiego punktu obserwacyjnego „świadka epoki”.

Wśród „innych maszyn” ożywia czytelnika „największa z zaparkowanych”, powiat, maszyna w przestoju, przestawiona antyteleologicznie; kto chce, niech sobie dopowie, że spasożytowana przez sitwy.

MacGuffinem wyłaniającego się z wolna plotu jest powtórzona fraza „racjonalizować oczekiwania”. Pudełko pod wskazaną etykietą, ale o bardzo niejasnej zawartości. Pierwsze użycie brzmi jeszcze prawie niewinnie, drugie uruchamia namysł. Maszyna C. zwraca się („czule i na czerwono”; tu potrzeba przenikliwej podejrzliwości) w liczbie mnogiej drugiej osoby, zbywając pytania o „ważne rzeczy”. Ale do kogo właściwie? Jeśli do zmaszynowionej miejskiej masy, to pytanie, z kim mianowicie miałaby być „razem”? Z tym 1%, który przeżyje najdłużej?

Plot więc mógłby być namysłem (jak w tytule blogonoty) nad inercją [w] tej opowieści; pojawia się ona nazwana na końcu wiersza, a na odmianę jej rezultatów na razie (lub w ogóle) nie widać sposobu.

* * *

Z pozostałych wierszy zestawu trzy dają się podpiąć pod powyższy schemat („wykopcie plot”), piąty przynosi jednak niespodziankę, jest mianowicie odwrotny.

Ziarno

Kilkulatek w misce wypełnionej wodą, kilkulatkiem i pianą 
– czy lekarz medycyny prorodzinnej mógł przewidzieć, że chłopiec
dekadę z okładem później będzie wypiekał kryptoandruty?

Nieistotne. Mówię, że nigdy nikomu nie zawieszę klucza na szyi,
że ktoś kiedyś to wytnie i powie: oj, smutek. Wanna i dzbanek 
w oślej ławce zdania, niebywałe rzeczy dla nieobytych w świecie.

W pozostałych mieliśmy stories i jedno zadanie, tu mamy skondensowany, enigmatycznie podany plot, do którego trzeba (albo: można by) dorobić story.

Zajęcie pod nazwą „wypiekać kryptoandruty” kojarzy się automatycznie z „wykopywaniem kryptowalut” (stąd może też gościnne występy czasownika „kopać” [czynność komputacyjna^] w pierwszej częsci blogonoty). Andrut, wiadomo, fajnie chrupie, ale nie najesz się. Strukturalnie tożsamy z opłatkiem. Symbol aktywności sfałszowanej, szkodliwej.

Scena niby z domeny higienicznej, otwierająca wiersz, może nieść ukryte znaczenie. Miska wypełniona „wodą, kilkulatkiem i pianą” niesie dwie składowe alegorycznej sceny narodzin [por. Afrodyta wynurzająca się z morskiej piany]; tu chodziłoby może o narodziny do‐użytku‐przez‐maszynę (powiedzmy: jedną ze społecznych). Lekarz prorodzinny jest czym innym niż lekarz rodzinny, taki zwykły. Tytuł wiersza, kolejny element plotu, to także nazwa katolickiego programu w tv z gatunku „wczesna indoktrynacja”.

Druga połowa wiersza to refleksjo‐zwierzenie, krążące omownie i w pewnym oddaleniu od centrum sensu; nie zaryzykowałbym próby szpilenia tożsamości mówiącego/‐ej w pierwszej osobie podmiotu/‐tki. To część story, potencjalna wielość. Zwracają uwagę frazy przebrzmiałe („klucz na szyi”, „ośla ławka”), których znaczenie z czasem pustoszeje. Może jest tu i morał: ziarno wiary wraz z przydarzającym się „obyciem w świecie” okazuje się bardziej [sprawdzić czy nie prymus z „pierwszych ławek”] ziarnem wątpliwości. O jakim smaku? Gorzkim / neutralnym / nieistotne? To zależy, jaką story się opowie.


PRZYPISY
[*] ach, ci autorowie w pogoni za „wizualną identyfikacją oryginalności”, suwający wersami (czy ich fragmentami) w prawo, lewo, do środka, sadzący spacje kropy nawiasy takie i śmakie cząstki lukru, liczący na wartość dodaną owych zabiegów i tak bardzo się (moim zdaniem) przeliczający [ceterum]

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *