dlaczego Sieńczyk jest potworem

szerokie tło

[...] nauka nie nęciła mnie wcale. Przeciwnie, rad bym był ruszyć w szeroki świat, napatrzeć się ludziom i krajom oraz zaznać wszelakich przygód.

Te moje plany i marzenia sprawiały dużo przykrości ojcu. Był to człek mądry i rozważny, i wiedział lepiej niż ja sam, co dla mnie najlepsze.

[...]

Skorzystawszy z wyjątkowo serdecznej chwili, podczas rozmowy z matką, powiedziałem jej, że nie mogę w żaden sposób opędzić się myśli wyruszenia na morze, że zakaz ojca uczynił mnie nieszczęśliwym, a pokusa może nawet sprawić, że wyjadę bez jego zezwolenia. Dodałem, że mając lat osiemnaście za stary już jestem, by wstąpić do praktyki kupieckiej, że zaś uczonym nie zostanę, przeto najlepiej będzie jeśli powolny swej skłonności ruszę w drogę. Prosiłem matkę, by mi wyrobiła u ojca zezwolenie na małą próbną podróż. Jeśli pierwsza wyprawa na morze nie ziści moich nadziei, to zrezygnuję z dalszych, wrócę do domu i zdwojoną pilnością nagrodzę czas stracony.

Ale matka zapatrywała się na sprawę tak samo jak ojciec i z całą powagą odmówiła swego wstawiennictwa. Mimo to powtórzyła potem ojcu me słowa, ja zaś usłyszałem, jak odrzekł wzdychając ciężko:

„Nieszczęsny to chłopiec! Mógłby być tak szczęśliwy, zostając z nami. Gdy ruszy w podróż, zostanie najnędzniejszym pod słońcem stworzeniem… Nie, za nic na to nie zezwolę!”

Minął znowu rok. Ojciec i matka nalegali, bym obrał jakiś określony zawód, ja jednak głuchy byłem na ich serdeczne napomnienia i wreszcie zawrzałem gniewem z powodu tego oporu przeciw mojej woli.
[Robinson Crusoe, tłum. Franciszek Mirandola]

Zaczynam od Daniela Defoe („ojca nowożytnej powieści”), od początkowych ustępów Robinsona, ale mógłbym gdziekolwiek indziej, a skutek byłby podobny. Popatrzcie na te zdania, prozę gęsto kwalifikowaną: narracja biegnie tu jak krosno zygzakujące między Urządzeniami (cywilizacji) i Powinnościami, te zaś reprezentują Cnoty i Wartości, niekiedy przebrane w Uczucia.

  • serdeczność – rozmowa z matką, napomnienia rodziców;
  • zezwolenie – ziszczenie nadziei, rezygnacja, pilność odkupi, czas stracony, szczęście vs. nędza;
  • zakaz – czyni nieszczęśliwym, współzawodniczy z pokusą, oponuje byciu powolnym skłonnościom;
  • gniew – opór wobec woli

...każde referowane zdarzenie (lub nastawienie) odnoszone jest do Porządku, w zgodzie czy w opozycji – za jedno. Narracyjna konwencja dotyczy Konwencji, wspiera ją i stwarza, a zarazem jest w niej, w Porządku, uwięziona.

Hycnijmy paręset lat, do Jules’a Verne’a:

Na trzy sekundy przed nadejściem listu pana J. B. Hobsona tylem myślał o ściganiu jednorożca [morskiego: domniemanego narwala], co o poszukiwaniu północno‐zachodniego przejścia podbiegunowego. W trzy sekundy po odczytaniu listu czcigodnego sekretarza marynarki byłem dostatecznie przekonany, że prawdziwym celem mojego życia było ściganie tego potwora i uwolnienie świata od niego.

A jednak powracałem z przykrej podróży, strudzony i spragniony wypoczynku. Tęskniłem za moim krajem, za moimi przyjaciółmi, za moim mieszkaniem w Ogrodzie Botanicznym, za moimi kasztanami i kochanymi zbiorami. Lecz nic nie mogło mnie zatrzymać. Zapomniałem o wszystkim: o trudach, przyjaciołach, zbiorach — i anim się zawahał przyjąć ofiarę rządu amerykańskiego.
[20000 mil podmorskiej żeglugi, tłum. nieznany]

Nic się nie zmieniło. Bohater, w trybie gęsto kwalifikowanej klasycznej narracji konfesyjnej, przedstawia swoje zmagania z Powinnościami. Nie od rzeczy też pomieściłem w cytacie fragment dotyczący Osadzenia (w rzeczywistości materialno‐społeczno‐psychologicznej); przewija się ono i w cytacie z Daniela Defoe, choć tylko w wieszczych presupozycjach rodziców Robinsona („określony zawód”, „być szczęśliwym zostawszy z rodziną”).

I to jest, proszę państwa, przedmodernistyczna klasyka; nie tylko wzorce narracji „przygodowej”, to coś więcej. Wzorzec wychowawczy, podskórny zrąb fallogocentryzmu, kościec tego typu indywidualizmu, który jeszcze nie wie o istnieniu (który ignoruje istnienie) Masy (a także: miasta i maszyny; to oczywiste).

Nawet i dziś, w czasach postmodernistycznych, przyłapiemy dziesiątki narracji, zwłaszcza „bildungowych”, wychowawczych, na skrytym odwoływaniu się do tak referowanych Powinności (Cnót, Wartości i Uczuć właściwych).

potwór

Nie muszę cytować Sieńczyka, by mieć pewność, że sięga on po dokładnie ten rodzaj klasyki. Niemniej weźmy pierwszy lepszy kawałek, Rozmyślania o przyjaźni:

Korzystając z okazji, chciałbym pofolgować rosnącej z wiekiem potrzebie mówienia o przyjaźni. W pewnym okresie życia człowiek reflektuje się, że dalsza pomyślność i sukcesy nie mogą już się opierać na nowych doświadczeniach, i potrzebny jest powrót do niewzruszonych zasad, które wyznawał jako dziecko. Istotnym elementem światopoglądu dziecinnego jest przyjaźń. Jedni mówią, że przewyższa nawet miłość, inni, że to sen pełen czarodziejskich widoków i majaków, z którego budzi nas dopiero koniec przyjaźni. Niektórzy mają po kilku, a nawet kilkudziesięciu przyjaciół i to na całym świecie. Z jednej strony godne to pozazdroszczenia, z drugiej przyjaźń zagarnia ogromne połacie wolnego czasu. Znałem ludzi, którzy pozostali w serdecznym towarzystwie, ale z miernym dorobkiem zawodowym oraz dość wąskimi horyzontami, bo czas, który mogliby przeznaczyć na wartościowe lektury i realizację różnych pasji pożarła rodzina i przyjaźń. Radziłem, aby zrezygnowali z jednego lub drugiego, ale odpowiadali ze smutnym uśmiechem, że już za późno, bo obopólny żal byłby zbyt duży.

Ta sama gęsto kwalifikowana narracja, poddana jawnie zabiegom podkreślającym myszowatość. Ale czy narrator, mimo najsrożej respektowanego obowiązku Powagi, serio odnosi się do Cnót i Wartości? Czy też uprawia niecną subwersję, przeprowadzając bohatera przez mielizny przygód mniemanych, dziwacznych przypadków, które swym przemyślnie skonstruowanym zestawem deprecjonują Cnotę – tu: cnotę Przyjaźni? On sobie w żywe oczy kpi z typu „przyjacielskich” wspólnych zatrudnień, on przerysowuje przygodne, a umniejsza istotne; jest istnym Potworem Nihilistycznych Zniszczeń!

Spytacie – co złego w niszczeniu podstaw tego nurtu w cywilizacji, który iluzją skłaniał co szlachetniejszych przedstawicieli gatunku ludzkiego do czynnego udziału w wojnach kolonialnych, ucisku, procederze niewolnictwa i milionowych innych dużych i małych złach, tych Przygodach Człowieka Okrutnego? Źle wskazane Powinności, Wartości ślepe na jedno oko – warto się (spytacie) o nie bić?

Ale przecież Sieńczyk nie dekonstruuje Wartości, które podgryza w swoich tekstach, on je niszczy i ośmiesza, i to na sposób bliźniaczo podobny do tego, na jaki były (bywały) na przestrzeni wieków Nadużywane!

A jeśli po teksty Sieńczyka sięgną dzieci?! I dowiedzą się, że przyjaźń to jedynie męczący, funta kłaków warty rytuał pozorów? Starsi (Przygody w Vellano) nie mają nic, ale to nic do powiedzenia młodszym:

Podkreśliłem z naciskiem, że umiejętność samodzielnego i pozbawionego uprzedzeń myślenia przydaje się w życiu, podobnie jak baczne obserwowanie tego, co nas otacza. Na przykład to, czy ktoś jest prawo, czy leworęczny łatwo zgadnąć po samym tylko uśmiechu, leworęczny zawsze ma bardziej białe zęby z prawej strony, bo tak mu wygodniej szczotkować. Było to już nadto dla dzieci, które nieprzyzwyczajone do dalekosiężnych rad i pouczeń puszczały je mimo uszu.

...i tak dalej; w każdym tekście Sieńczyka odkryjecie Subwersję, Dywersję i Potworność!

A najgorsze jest to, że czyta się to świetnie; nic zresztą dziwnego: czytając, jakbyśmy wracali do dziecięcych lektur Verne’a i stu innych, nostalgicznie wspominanych autorów i autorek.

Które na naszych oczach, często ślepych (por. niżej) potwór‐Sieńczyk przekabaca i uśmierca od środka.

glosa

Wynędzniały bot w podartym sofcie, z którego wręcz sypały się bity, sprzedał mi za pół giga odkryty (a może raczej skradziony) przez siebie oryginał tekstu, który na pewno jest już wam znany: Marcelego Szpaka Obłąkalia, o najnowszej książce potwora, Wśród przyjaciół (Czarne 2016).

Bardzo mnie już zmęczył temat Sieńczykowy, powiem więc tylko tyle, że zbieracki trop interpretacyjny u Szpaka całkiem bodaj pomija aspekt potworyczny. Niemniej, czuję się w obowiązku oznajmić, że doceniany ostatnio w pewnych kręgach (z zastrzeżeniami, to jasne) „Tygodnik Powszechny” poszedł w tym przypadku na dość paskudną cenzurę. Nie znajdziecie na łamach pisma następującego fragmentu:

Zbieractwo w dwudziestym pierwszym wieku nie ma najlepszej prasy. Na jedną historię kolekcjonerskiego sukcesu, choćby tę, którą opowiedziano całkiem niedawno w filmie dokumentalnym „Final Member”, opisującym pasję i oddanie emerytowanego nauczyciela Sigurðura Hjartarsona, który poświęcił czterdzieści lat życia kolekcjonowaniu penisów należących do wszystkich zwierząt żyjących na ziemi i stworzenie Islandzkiego Muzeum Fallicznego we własnym domu tuż pod Kołem Podbiegunowym, przypadają dziesiątki telewizyjnych paradokumentów, prezentujących z ledwie skrywaną pogardą i obrzydzeniem zagracone starzyzną wnętrza mieszkań tych ludzi, którzy całkowicie stracili kontrolę nad swoim zbieractwem. Osoby takie w najlepszym wypadku doczekują się etykietek „ekscentryków”, najczęściej jednak mówi się o nich per „śmieciarze” i próbuje się je leczyć, a ich kolekcje likwiduje się ze wstrętem, wymachując przy tym sztandarami higieny i dbania o zdrowie.

...a właściwie znajdziecie go w formie ostro wykastrowanej.

Rozumiem powód (Kościół katolicki zaprawdę również jest w pewnym sensie „kolekcją penisów”), ale nie pochwalam takich praktyk. Wstyd!

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *