prześniona rewolucja

Książka Andrzeja Ledera Prześniona rewolucja stała się głośna w mediach, nietrudno znaleźć jej omówienia czy obszerne wywiady z autorem. Ograniczę się więc w niniejszej blogonocie do kilku kwestii.

imaginarium symboliczne

Leder formułuje swoją syntezę współczesnych dziejów Polski (od 1939) w języku psychoanalizy, tej spod znaku Lacana czy Žižka. Nie widzę w tym nic złego; język ten dostarcza metafor opisowych, które dynamikę procesów historycznych i zmian społecznych są w stanie poszerzyć o kategorie wstydu, wyparcia, aspiracji, pragnienia, nieświadomości (zbiorowej). Kategorią kluczową jest imaginarium symboliczne, zestaw znaków, jakie grają istotną rolę w dyskursie publicznym, ale i w jego „białych plamach”. Wśród nich są obecne i napisy na murach „Żołnierze wyklęci | Pamiętamy”, i emblemat Legii Warszawa – ich coraz częstsze współwystępowanie da się w języku Ledera objaśnić.

Przy okazji polecam elementarz na sąsiednim blogu; tam w formie hm, parodii elementarza (temat ostatnio głośny) dostajemy przegląd kilku popularnych znaczących naszego współczesnego imaginarium, wraz z ich [co tu ukrywać] nieciekawą podszewką.

pytania i odpowiedzi

Główną zaletą Prześnionej rewolucji są dobre pytania, których ta książka jest pełna, albo które z niej – pośrednio – wynikają; w tym sensie to jeden z najbardziej ożywczych (umysłowo) tytułów ostatnich lat. Odpowiedzi, a zwłaszcza ta „zasadnicza”, którą tak łatwo strywializować, zapewne będą postrzegane jako kontrowersyjne (co i dobrze).

Tu chciałbym jednak poprzestać na jednej odpowiedzi zawartej w książce, dotyczącej kwestii kapitulacji lewicy po ’89. Ograniczę się wszakże do obszernych cytatów:

Przychodzą mi na myśl trzy zadania, trzy postawy, w których lewica, jak sądzę, powinna głosić swoje non possumus.

Po pierwsze, traktowanie ludzi pracujących jako najważniejszego dla siebie podmiotu politycznego. Przesunięcie akcentu w stronę obywatelską i rynkową sprzyja budowaniu demokracji liberalnej, prowadzi jednak do porzucenia tych, którzy są przede wszystkim pracownikami. Obrona etosu obywatelskiego i obrona etosu pracowniczego to nie jest zupełnie to samo; te postawy mogą się uzupełniać, ale akcenty są rozłożone inaczej. [...]

Po drugie, wyrzeczenie się lewicowego etosu w sferze szeroko rozumianych spraw światopoglądowych – i mocniej – moralności. Oznaczało to, przede wszystkim, porzucenie „laickiego” wyznania wiary. Z odpowiednią dozą rozumnego antyklerykalizmu. [...] jest to spór, który w ogromnym stopniu wyznacza pozycję lewicy, bowiem pozwala jej powiedzieć: ludzkie sprawy musimy rozwiązywać tu i teraz, na ziemi, bo żadnego pocieszenia „stamtąd” nie ma i nie będzie. Bez tego credo lewica nie wie, kim jest. Kościół katolicki, zawierając sojusz z liberalizującą się lewicą, po mistrzowsku zneutralizował możliwość głoszenia przez nią socjalistycznej „dobrej nowiny”: człowiek jest sam, zdany tylko na siebie i innych ludzi. [...]

Trzecim momentem ideowej „kapitulacji” lewicy było stopniowe łagodzenie krytycznego stosunku wobec własnej wspólnoty narodowej. Sadzę, że jeśli lewica może być patriotyczna – co zresztą wcale nie jest oczywiste – to tylko przez krytykę słabości i zakłamań wspólnoty, w której żyje. Tak rozumiał swój patriotyzm Jan Józef Lipski, który w książce Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy przeciwstawiał ten etos „lukrowaniu” narodu, charakterystycznemu dla myśli endeckiej i post­endeckiej. Wydaje mi się zresztą, że nawet postawa Lipskiego była swoistym kompromisem; podstawowy dla lewicy rodzaj lojalności to lojalność wobec wszystkich skrzywdzonych, niezależnie od ich plemiennej przynależności. [wytłuszczenia moje – n.; podkreślenia A.L.]

Na zadane sobie pytanie o genezę tego procesu ubezzębniania lewicy, Leder odpowiada tak:

Najbardziej znacząca wydaje mi się tu książka – i projekt polityczny – Kościół, lewica, dialog. Dzisiaj, z perspektywy kolejnych czterdziestu lat, tytuł ten trzeba by czytać Kościół, liberałowie, dialog. W rozpoczętym wówczas dialogu uformował się dominujący w Polsce do dzisiaj – a więc już prawie przez półwiecze – konsensus liberalno‐konserwatywny.

Lewica z tego dialogu po prostu się ulotniła. Ulotniła się, kapitulując w sensie politycznym, ale, co może ważniejsze, kulturowym.

A za

epilog

tej tu skromnej blogonoty niech posłuży odświętny, po brzegi wypełniony samozadowoleniem wstępniak na 25‐lecie „Gazety Wyborczej”, pióra autora Kościoła, lewicy, dialogu, Adama Michnika. Pełen stwierdzeń znakomicie współgrających z cytowaną powyżej diagnozą Ledera.

  1. ingrid’s avatar

    Gdy kupowałam „Prześnioną rewolucję” w warszawskiej księgarni kilka dni po jej premierze, zanim dokończyłam zakupy cała wyłożona kupka tej pozycji zniknęła rozchwycona przez klientów. Potrzebowaliśmy usystematyzowania i wprowadzenia do dyskursu publicznego takich myśli i takiego spojrzenia. Od tamtej pory pojawiło się kilka ważnych artykułów i wywiadów, inspirowanych Lederem – już się tego fermentu nie pozbędziemy. Nie wiem, co z tego wyniknie, ale na pewno będzie to ożywcze.

    A Michnik odchodzi do lamusa, choć sam tego nie widzi. Ten jego gładki, nic nieznaczący język. „Chcieliśmy wolności”, więc nie pozwoliśmy we własnej firmie na wolność zrzeszania się w związki zawodowe, „byliśmy otwarci”, więc propagowaliśmy intelektualistów, którzy nam pasowali, innych odsądzając od czci i wiary, „popieraliśmy Balcerowicza i Kuronia”, nie zauważając oczywistej sprzeczności między ideami jednego i drugiego, „broniliśmy Lecha Wałęsy”, gdy zaatakowali go nasi wrogowie, ale sami wcześniej atakowaliśmy go bez pardonu. Michnik jak Bóg z Genesis – cokolwiek stworzy, patrzy i widzi, że jest dobre. I zazdrośnie strzeże dostępu do drzewa wiadomości dobra i zła :)

  2. andsol’s avatar

    Przy okazji polecam... Oj, świetnie, że to mówisz. To rzeczywiście coś, co powinno iść na pierwszą stronę dobrego tygodnika.

    Z przedrukiem tak częstym jak trzeba.

  3. urbane.abuse’s avatar

    Po odcedzeniu słów brzydkich oraz przebrnięciu przez nieco męczący styl Ziemowit Sz. (rodem z Radomia) prezentuje ciekawy pogląd na zetknięcie Polaków z poniemieckim światem.

  4. telemach’s avatar

    urbane.abuse :

    prezentuje ciekawy pogląd na zetknięcie Polaków z poniemieckim światem.

    W dużym uproszczeniu ciekawy. Specyfika opisywanej okolicy jest taka, jaka jest. Czyli trudno powiedzieć jaka. Bywając nader często doszedłem do wniosku, że te obszary zostały skolonizowane przez populację osobników pozbawionych jakiejkolwiek tożsamości. Bo i faktycznie, post‐kresowi stanowią nikły margines. Przeważają doły społeczne z Polski centralnej. Trochę repatriantów od Andersa. Trochę Tatarów, Łemków, ofiar akcji Wisła z nazwiskiem kończącym się na ’iuk lub ’dczuk. Zadziwiający miszmasz zgubionych w poniemieckim krajobrazie. I zadziwiający wybuch przaśnej przedsiębiorczości. Przybierającej czasem kuriozalne formy.

    Sz upraszcza sobie zadanie przeciwstawiając mityczną niemieckość wymyślonej przez siebie polskości. Widzi co jest, ale wnioski mu się usamodzielniły.

  5. urbane.abuse’s avatar

    Kontynuując temat: tutaj reportaż z wczorajszego DF na temat Zetknięcia.

  6. Tomek Grobelski’s avatar

    nameste :

    nietrudno znaleźć jej omówienia czy obszerne wywiady z autorem

    ...a nawet rozmow/ę/y (z udziałem autora arcyciekawej narracji).

    Słuchajcie, co jest takiego w polskim ruchu komunistycznym przed wojną, że zasługuje na aż takie nacechowane zakłamanie (patrzy do wikipedii).

  7. nameste’s avatar

    @ Tomek Grobelski:

    Leder, zaraz po przywołaniu w przypisie (linkowanego u Ciebie pod narracja) Zaremby, pisze:

    To, jak bardzo „epoki upadku” są przeoczane lub zbywane stereotypowymi kliszami, nasuwa myśl, że są to okresy, których nie da się opisać za pomocą dominującego dyskursu, dominującego imaginarium. To epoki stanowiące „katastrofę” pola symbolicznego, w której czasie głęboko zmienia się jego struktura, sposób organizowania się, kon­figuracja najważniejszych symboli i znaków. Często towarzyszy im katastrofa rzeczywistości, ale to nie ona decyduje o uznaniu danej epoki za epokę upadku. Chodzi raczej o pewne „zaćmienie rozumu” w takich epokach następujące i z nich promieniujące.

    I to jest wątek nośny, zwłaszcza ciekawe byłyby pretensje Zaremby do Ledera (gdyby je miał – i jakie? – i gdyby się z nimi zapoznać).

    Ale odesłanie do polskiej wikipedii to zwrot ku manowcom. Chyba. Prawdę mówiąc, nie rozumiem, o co chodzi w kwestii Leder–antykomunizm, a to nie pierwsza wzmianka, że taka kwestia według Ciebie istnieje. Na czym wszakże polega?

  8. Tomek Grobelski’s avatar

    nameste :

    do polskiej

    O to chodzi, cała ta historia została postawiona przez Ledera jako zagadnienie endemiczne i w tym stanie trwa, ale to jeszcze nie to – nie istnieje podmiotowość inna niż, no właśnie jaka? Obcy jest albo martwy, albo wrogi, albo w ogóle się o nim nie mówi. Bo nie da się mówić o mniejszościach narodowych na kresach i hańbie rewolucji, która ich upodmiotowiła. Hańba rewolucji. To ktoś na kapecji napisał. Jeśli każdy komunista to stalinista a sowieci to kresowy proletariat polskich wsi to może faktycznie lepiej nic nie mówić bo może ktoś zacznie się interesować.

    Np. jak i po co Różą Luksemburg, która umarła komunistką, poruszać jak jeszcze żywą socjalistką. Wystarczy być kobietą? I obywatelką? Nie w Gruszce (obwód chmielnicki, dwór klasycystyczny, istniejący od pierwszej połowy XIX w.).

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *