Niniejsza blogonota jest w ramach pokłosia poprzedniej (za której przydługie kroczenie przepraszam przy tej okazji).
plan był taki
żeby zacząć od antyduszystowskiego poglądu, że ludzie to zasadniczo automata, tyle że dość skomplikowane i naumiewające się. Osadzić się szybkim linkiem w pewnej tradycji (szczypać się przy tym mocno po nogach na każdą chętke rozwijania tematu) i przywołać metaforyczną różnicę między sieciami neuronowymi a innymi modelami AI (opartymi, pokrótce mówiąc, na pewnej zaszytej wiedzy). Sieć w każdym swoim szczególe jest nieinteligentna, a jednak – jako całość – potrafi robić wiele „inteligentnych” rzeczy, rozpoznawać wzorce, przetwarzać sygnały i różne inne. Człowiek ma w głowie real sieć neuronową, no i sami wiecie (jaki efekt).
Potem planowany był akapit o twórcach. Że generalnie od muzyków (czy to kompozytorów, czy interpretatorów, czy w ogóle) albo plastyków – tych, co zasadniczo obywają się bez słów – nie wymagamy ani rozumienia tego, co robią, ani umiejętności wnikliwego/inteligentnego/whatever opowiadania o swoim dziele. Od refleksji są odbiorcy lub krytycy, sam artysta może być (nawet) idiotą, a i tak jego dzieło może powalić na kolana, a w każdym razie wykazywać się quality niezależną od „jakości” swego twórcy jako podmiota refleksyjnego.
Wyjątkiem są pisarze. Nie wiedzieć czemu wymaga się od nich rozumienia tego, co robią w swojej słownej glinie, a nawet – sensownego opowiadania o tym. Dlaczego, pytam się, dlaczego?! No i
tak to miało iść
Byłem już po zgrzytozębowej lekturze marketingowej zajawy wywiadu z Masłowską (zob. poprzednia nota) i pobieżnej lekturze (komuś przez ramię nieomal) tekstu wydrukowanego na papierze, plan się krystalizował, macałem w myślach ostatnie zdanie – Masłowska jest taką siecią neuronową, nie oceniajcie jej prozy po wywiadach – zastawiając się, czy przywołać program telewizyjny chyba po Nike 2006 (pamiętam Żakowskiego i wręczanie jakichś gadżetów na koniec każdej rozmowy), w którym Masłowska chichotała (nie zmyślam) dość głupio i zasadniczo nic ciekawego nie powiedziała, a więc czy przywołać ten program, bo pamiętam też, że na serio wówczas rozważałem hipotezę w rodzaju: „ojej, jaka ona jest fajna, jak ich [Żakowskiego et al. + widzów] robi w kosmicznego konia”.
Ale sporo osób zaczęło jechać na Masłowską za te gupoty (nie aż tak głupie, o czym może kiedy indziej), co je wygadywała w wywiadzie o panubuku, religii itd. Mnie akurat najbardziej zaciekawiło to:
Nie wiem, czy to mi jest potrzebne, urodziłam się z poczuciem tego istnienia [Boga]. Czasem przymierzam się do myśli, że może nic nie być poza materią, biologią, reakcjami chemicznymi, i mój umysł tego po prostu nie kupuje.
Pierwsze zdanie jest z porządku AI‐symbolicznej (tej z zaszytą wiedzą), ewidentne przy tym kłamstwo (gdy brać dosłownie), albo dęty frazes (gdy brać za wartość metaforyczną). Ale drugie? Aha! Sieć neuronowa zna swoje ograniczenia. No i ten właśnie trop
samoświadomości
spowodował, że postanowiłem poczekać na pełen e‑tekst wywiadu (gdyby nie dobrzy ludzie, czekałbym sobie dalej).
I co czytamy? Oto:
Do napisania Wojny... uruchomiła mnie obsesyjna fascynacja Anaïs Nin i Henrym Millerem. Byłam zarażona takim rodzajem pisania prawie bezmyślnego, prawie nieświadomego, nieograniczonego logiką i zasadami.
albo:
Najważniejsza jest ekstatyczna, dziecięca przyjemność, którą mi sprawia pisanie: eksperymentowanie, poszerzanie pola walki. [no proszę, nawet Houellebecqa tu przemyciła – n.]
[...] dużo bardziej paraliżująca potrafię być dla siebie ja. Chcę, by każda kolejna rzecz forsowała moje ograniczenia, szła gdzie indziej.
czy wreszcie:
Figura poprzeczki, która się przewija przez tę rozmowę, nie jest głównym motywem mojego życia twórczego czy umysłowego. Po prostu mam w sobie jakiś przedziwny aparat i strasznie interesują mnie jego możliwości, kręcenie gałkami...
[Dorota Wodecka:] Aparat do składania słów?
Tak. I lubię się nim bawić, przy nim dłubać. Nie ma w tym chorobliwej chęci nakręcania go do niemożliwości, na pogranicze wybuchu. Cieszy mnie, że coś takiego mam i że on mi trochę pomaga przeżywać swoje istnienie, pomaga mi w pewnej higienie duchowej.
Widzicie już, do czego zmierzam. Masłowska pisząc Wojnę polsko‐ruską... czy Pawia królowej nie musiała do końca wiedzieć, co właściwie robi (zrobiła). Nawet i dziś nie musi, choć – z powyższych cytatów sądząc – wydaje się wiedzieć o sobie i swoim pisarstwie więcej, niż wielu naładowanych frazesami gości. Jest siecią neuronową łapiącą językową rzeczywistość swoich czasów i przekształcającą ją w Formę, którą ja na przykład (już to wyznawałem) bardzo doceniam.
Jeszcze z wywiadu:
Zazwyczaj poruszamy się np. po mieście i słyszymy bełkot, ambient. A jak się w to wsłuchać, to język zebrany w ciągu miesiąca z tramwajów, z pociągów i centrów handlowych jest pełnym wyciągiem, wymazem z rzeczywistości. Jest w nim teraźniejszość, przeszłość, a co najciekawsze – także przyszłość. Ja uprawiam taką językową socjologię śmietnika, wróżenie z fusów.
co im zrobiłaś
Masłosko, tym gnypom z Wyborczej, że tak cię źle traktują? Wystawiają na zajawę ostatnich pięć najmniej ciekawych pytań, ukrywają przed siecią resztę wywiadu, gdy pełne teksty rozmów z pozostałą dziewiątką wiszą od dawna. O co tu chodzi?
Nie pojmuję.
-
a czy coś mówiła o swoich planach literackich? milczenie? dramatopisarstwo? nowa powieść?
a tamten program, co go Żakowski prowadził, to go Żakowski prowadził z Najsztubem jako reaktywację „Tok‐Szok” i to puszczane było, bodaj, w tv4, i się nazywało „Tok2Szok”. i tam była Masło – i mało tego, że była, to na dodatek sparowali ją z Bosakiem. na tubkach do odnalezienia.
nocię still rozgryzam.
-
Ponieważ Masłoska jeszcze młoda jest i ortogonalna do podejścia rzemieślniczo‐komercyjnego, to możliwy i taki scenariusz: milczy, milczy, milczy i gdzieś tak po odchowaniu dziecięcia robi kambek
-
nameste :
Nie do końca. Jest i o tym („lubię jeść, lubię nosić ubrania i płacić rachunki”).
Ale zarobić na chlebek można i stojąc na tzw. promocji w kostiumie mikołajki. Nie trzeba robić kasy akurat na pisaniu, można po godzinach, jak Kafka. Który potrafił zadbać o pensję w tej swojej ubezpieczalni.
-
To jest dobra notka. Bardzo cenię Masłoską, za „Wojnę” i „Pawia” (czytałem też „Dwoje Rumunów”, słabe). I chyba nikogo nie dziwi, jeśli ona faktycznie składa te niesamowite frazy „na wyczucie”, bez konkretniejszego planu.
Ciekawsze jest dla mnie co innego: czy ten świat z „Wojny” jeszcze istnieje? Tzn. częściowo istnieje, ale co z „Wojny” się w Wejcherowie ostało a co nie? Pamiętam jak ją przeczytałem gdzieś w 2003 roku w moim małym miasteczku i pomyślałem: tak, dokładnie tak właśnie jest. Wszystko pasowało. Teraz nie wiem.
Korekta: „et al.”, nie „et. al.”
-
Se zrobiłem teraz retrospekcję Masłowskiej – Wojna, wywiady, to opowiadanie z Lampy, potem Paw – i mnie taka konstatacja naszła: że bida będzie jak ona do zawodu nie wróci. Niby brutalistów wszelkiego rodzaju się zna, Celine’a, Bernharda, Palahniuka czytało się, jak i rodzimych nihilistów, a i tak, tylko ona robi, że jak ją czytasz, to jakbyś głowę pod wodą trzymał. co ponad wodą – wtedy nie istnieje.
-
babilas :
czy nie za wcześnie na apoteozę? Znajcież proporcję, Mocium Panowie...
Otóż osobiście uważam, że jest już tyle dobrej sztuki na świecie, że napisanie dwóch książek zamiast dwunastu może być wręcz plusem. A już napisanie dwóch świetnych zamiast dwunastu dobrych jest powodem do beatyfikacji (taniej i mniej pożera miejsce na półkach).
-
najder :
Niby krytyka wskazywała parę osób, które „jadą Masłem” — Drotkiewicz, Syrwid — ale nie sądzę. Masłowska ma unikatowe skille. Podobnie jak Bargielska. Ale Bargielska całkiem nie jest podobna do niej w tym podobieństwie.
I ja tu się zgadzam, acz raz, ja u niej nihilizmu nijak nie wyłapuje, a nawet jeśli, to jednak gdzie jej (tematycznie, nie warsztatowo) do nostalgicznego nihilizmu Celina albo strumienia z North i ego‐tripów Bernharda?
Ma słuch, szkoda go na „Między nami dobrze jest”, ale co robić... -
nameste :
Właściwie nie wiem, po jakich symptomach diagnozujesz, że aż apoteoza
Symptomy (w pełnym zespole objawów) okazał, na przykład, najder w wypowiedzi o 15:14.
Propozycja konstruktywna – wrzućmy sobie to do kategorii barańczaków i zamknijmy temat. Obiecuję nie naśmiewać się, gdy będziecie się napawać.
-
nameste :
klaszczący odgłos może być irytujący z pewnych względów dla pewnych osób
Przebóg, przejrzał mnie na wylot! Dla jasności: obsadzasz mnie w roli zawistnego nieudacznika czy raczej zeskleroziałego tetryka, co to z młodszego pokolenia to tylko Nałkowską poważa?
Zaprawdę, nameste, jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca? To już nawet Witkowski bardziej zachwyca, bo pawie i papugi bardziej egzotyczne niż koguty i wrony. I nawet nie o to chodzi, że u mnie w domu rodzinnym się mówiło Dehnelem (bo nie mówiło), ale o to, że świat z książek Masłowskiej nie warty jest jakiejś większej refleksji. Sama zresztą autorka skupia się na odzwierciedlaniu jakiegoś tam wycinka rzeczywistości, a co z tego obrazu ma wynikać, tego już nie pisze, ani nawet nie sugeruje. Korpus Języka Polskiego też ma kompetencje językowe i umiejętność robienia usg rzeczywistości. A jakoś nikt nad nim nie cmoka.
-
@ babilas
Och, a śmiej się, śmiej się jak głupia do sera. Kto Ci broni? I niech nie zachwyca, skoro nie zachwyca. Musu nie ma. Trudno, żeby zachwycało kogos, kto nawet w lajtowych komentarzach na blogu sadzi takimi kasztanami jak „przebóg” i „znajcież”. No i ten Korpus Języka Polskiego. Klotkowato wybrzmiewasz, wiesz?
Natomiast, czy jakiś świat jest wart refleksji, czy nie, to już nie Tobie stanowić. Na przyszłość może sie ogranicz do formuły w rodzaju „dla MNIE świat z ksiażek Masłowskiej nie warty jest jakiejś wiekszej refleksji”. Mniejsza bucówa będzie.
-
najder :
Och, a śmiej się, śmiej się jak głupia do sera. Kto Ci broni? I niech nie zachwyca, skoro nie zachwyca. Musu nie ma. Trudno, żeby zachwycało kogos, kto nawet w lajtowych komentarzach na blogu sadzi takimi kasztanami jak „przebóg” i „znajcież”. No i ten Korpus Języka Polskiego. Klotkowato wybrzmiewasz, wiesz?
Natomiast, czy jakiś świat jest wart refleksji, czy nie, to już nie Tobie stanowić. Na przyszłość może sie ogranicz do formuły w rodzaju „dla MNIE świat z ksiażek Masłowskiej nie warty jest jakiejś wiekszej refleksji”. Mniejsza bucówa będzie.
Rozmowa, zdaje się, jest o prozie Masłowskiej, a nie o moim idiolekcie czy osobie. Używanie argumentów ad personam (w trybie zamiast) daje bolesne świadectwo pewnego, nie bójmy się tego słowa, ubóstwa. Manier czy raczej ich braku, nie skomentuję – nie nad wszystkim warto się pochylać. Zwykle cenię sobie cudze opinie na swój temat, ale dla tych szybkich szkiców piórkiem maczanym w żółci rozrobionej gównem uczynię znaczący wyjątek.
-
najder :
Na przyszłość może sie ogranicz do formuły w rodzaju
Prewencyjnie zapytam się: czy to ogólnie obowiązujący wzór dla wszystkich, którzy nie dostrzegają jakości i cennośc pani D.M. czy też możliwe są jakieś odchylenia stylistyczne? A może jaki by wariant nie był, to i tak będzie za karę napiętnowany jako zgredowate zboczenie?
najder :
kto nawet w lajtowych komentarzach na blogu sadzi takimi kasztanami jak „przebóg” i „znajcież”.
Nadal zaniepokojony losem moich ewentualnych komentarzy u nameste wyjaśnię, że mam za mało lektur Paska, by móc sobie na powyższe stylizacje pozwolić, ale może są i inne, za które można zostać zrugany osobiście z zupełnym pominięciem argumentów tyczących rzeczonej autorki publikowanych książek (niektórzy mówią „pisarki”)?
-
@ babilas
Zdaje sie, że nie Ty decydujesz o czym jest tutaj rozmowa. A jak się jest Ciotką Klotką Kulturalną, która „obiecuje się nie naśmiewać” z tych, co mają inne zdanie i z wysokości swojego kredensu łaje pisarzy, których nie rozumie, to się czasem obrywa. Och, „zółć” i „gówno”. Jakie to przewidywalne.
-
nameste, a jakie jest meritum? Posiadanie dobrego zdania o p. D.M. i używanie jej zasobów językowych w dyskusji o kulturze? I – może dobrze będzie to wyjaśnić – czy zasadnie najder daje do zrozumienia:
nie Ty decydujesz o czym jest tutaj rozmowa
że jest rzecznikiem tego bloga?
Jak wiesz, nie jestem zwolennikiem obstawania przy skrajnych sformułowaniach, ale pewne reguły dyskusyjne mam za niezbywalne.
Dla jasności: mam p. D.M. za naturalne i zrozumiałe dopełnienie spektrum literackiego Kraju, otwartego poezjami ks. Twardowskiego. Różne grupy społeczne potrzebują swoich rysowników i póki pokolenie nie zaniknie lub nie dojrzeje, zjawiska takie uchodzą za literaturę. Gdyby jednak ktoś uważał, że wart jestem przekonywania, że to znacząca na krajowej scenie pisarka, chciałbym, by nie zajmował się rozbiorem moich zdań, ale wyjaśnił jakie problemy wprowadziła ona do obiegu intelektualnego, jak je naświetla i co w jej ujęciu jest nowego (oprócz zmieniającego się zawsze żargonu pokoleniowego).
-
nameste :
Ale czemu? Ten świat i jego późniejsze metamorfozy jest znacznie bardziej istotny dla naszej współczesności niż mieszczańsko‐ziemiańskie nostalgiczne remanenty z Lali wspomnianego przez Ciebie Dehnela. Kiedy dziś faszokibole podnoszą coraz śmielej łeb, nie bez ukrytej akceptacji miłościwie‐i‐po‐bożemu‐panujących, myślę, że gdyby temu właśnie światu (to jego „antenatem” jest Silny z Wojny) poświęciło się więcej refleksji, budzilibyśmy się z ręką dalej od nocnika.
Ależ protokół z sekcji zwłok, nawet wzbogacony o precyzyjny obrys trupka na ziemi nie zastąpi dobrego kryminału. Rzuciłeś się komplementować język powieści Masłowskiej, ale przecież język w prozie ma czemuś służyć, ma być środkiem i narzędziem, a nie celem samym w sobie. Tam są pewne słabości narracyjne i konstrukcyjne, nie większe ani nie mniejsze niż u innych autorów wymienionych w poprzedniej notce, ale na tyle istotne aby z czystym sumieniem kontestować posądzanie Masłowskiej o świetność, wybitność czy genialność.
Pierwszym recenzentem “Oliviera Twista” był Lord Melbourne, który miał powiedzieć: „It is all among workhouses and pickpockets and coffinmakers. I do not like those things: I wish to avoid them. I do not like them in reality and therefore do not like to see them represented.” Rozumiesz, że mój masłosceptycyzm wynika przecież z zupełnie innych przesłanek? Oto zbudowano imponujący wehikuł, który nic nie przewozi.
Nie trzeba nawet odległej perspektywy roku 2040 – obawiam się, że już za lat dziesięć, piętnaście Masłowska będzie kompletnie zapomniana. Ani mnie to cieszy, ani martwi: nie mam (w odróżnieniu) jakiegoś emocjonalnego nastawienia do sprawy – chciałem jedynie powiedzieć, że powinno się staranniej wybierać ołtarzyki, pod którymi pali się kadzidełka. Nie mam zamiaru nikomu odbierać przyjemności czytelniczej. Z uwagą przeczytałem uwagi vHFa. Ja jednak uważam, że literatura powinna coś więcej niż tylko realistycznie odzwieciedlać.
nameste :
@all:
ad meritum proszę #or‐elseJakie all, jakie all?
Jeśli już nie stać Cię na uczciwie jednoznaczną reakcje na prymitywne wycieczki personalne w wykonaniu jednego z komentatorów to przynajmniej nie rozmydlaj tego apelami do “all”. Skoro żyrujesz umysłowe kibolstwo i czujesz się komfortowo z tekstami świętej krowy swojego bloga, to pozwól, że pożegnam się i pozostawię Cię w towarzystwie, jakie sobie wybrałeś.
-
nameste :
już jest po herbacie, już więcej (chyba) nie sprzedadzą egzemplarzy GW z zeszłej soboty. Więc co by im szkodziło wyrównać Masłowską z pozostałą dziewiątką.
O ile dobrze zrozumiałem, to jest jak prewencyjne działanie kary. Skoro wiesz, że pewnych rzeczy NIGDY nie będzie online za darmo, to może kupisz.
Albo odwrotnie – gdybyś był wiedział, że prędzej czy później wszystko będzie online za darmo, to na pewno byś nie kupił.
@sieci neuronowe
Zauważyłem, że wypowiedzi wielu dobrych aktorów i reżyserów na tematy artystyczne są zadziwiająco często bełkotem. Zapewne pisarzy też to dotyczy – możliwe, że niektórych rzeczy nie da się oddać werbalnie, i dlaczego miałoby się starać. -
janekr :
Zauważyłem, że wypowiedzi wielu dobrych aktorów i reżyserów na tematy artystyczne są zadziwiająco często bełkotem.
Na artystyczne, to ja jeszcze moge. Kupilem zonie w prezencie album o Miro, w ktorym sa zapisane rozmowy autora z Miro, i wypowiedzi malarza o sztuce sa fascynujace – glebokie, wnikliwe. Ale wypowiedzi typowego artysty o, bo ja wiem, polityce zagranicznej albo gospodarczej to w najlepszym wypadku powtarzanie banalow, a w najgorszym totalny belkot. Madrzy sa ci artysci, ktorzy nie ulegaja pokusie bycia Autorytetem Politycznym (niestety, w Polsce wielu ulega).
-
Nameste, ale możesz sobie kupić e‑wydanie tej gazety za 2,20 brutto: ta‐dam
-
nameste :
Teraz to niech się cmokną.
Cmokanie! Rozległo się wówczas na Czerskiej.
mrw :
e‑wydanie tej gazety za 2,20 brutto
Czemu e‑wydanie jest za więcej niż papier?
-
Dzisiejsza gazeta kosztuje 2 zł, wczorajsza już 2.20 Pewnie po archiwalne elektrony muszą schodzić do piwnicy...
Poza tym za 350 zł możesz zaprenumerować calutkie 310 egzemplarzy. -
Nameste, pozostając w kręgu Twojej terminologii, dla mnie Masłowska to taki automaton z potężnymi ograniczeniami, którego wszystkie możliwości już poznaliśmy.
Potrafi doskonale łapać, przetwarzać i wyrzucać przetworzony język, w którym jest zanurzona, czy to będzie język Wejherowa czy warszawski, ale to jest cały czas tłuczenie tego samego bębenka. Sama w swoich utworach ma niewiele do powiedzenia, a w tym co ma do powiedzenia, jest boleśnie nudna i przeciętna (patrz: płaskie i męczące Między nami dobrze jest, felietony).
Wojna polsko‐ruska pod flagą biało‐czerwoną była jakimś przełomem w polskiej literaturze, ale nie wierzę, że Masłowska jest w stanie napisać Dzieło, na które niektórzy czekają. Może wpadnie w jakiś nowy język, może złapie, przetworzy i wyrzuci, ale myślę, że ona już do końca albo będzie pisała Wojnę polsko‐ruską (może nieco wygładzoną, może precyzyjniejszą, może z większym panowaniem nad własnym materiałem) albo sztuki bawiące BKŚ. Mogę się mylić, może mnie jeszcze zaskoczy, ale.
Co do cytatu z wywiadu, nie będę się wypowiadała na temat Millera, bo tkwi u mnie permanentnie w poczekalni rzeczy do przeczytania, ale mówienie o pisaniu Nin jako „prawie bezmyślnym, prawie nieświadomym, nieograniczonym logiką i zasadami” to bzdura piramidalna. A skoro już o Nin, to o jej dziennikach pisała Masłowska swego czasu, że „chętnie wpisałaby sobie tę książkę do CV, gdyby nazwisko autorki kojarzyło się z czymś innym, niż że (…) sypiała z ojcem, synem, bratem i kuzynem”. I w sumie za to jej najbardziej nie lubię – że łączy w jednej osobie pisarkę rewolucyjną dla polskiej prozy i małego polskiego kołtuna.
55 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2011/12/masloska-siec-neuronowa/trackback/