O Piotrze Janickim pisze się mniej niż o [wielu] innych, pod pretekstem jego „osobności” (aż dziwne, że nikt dotąd nie użył frazy „samotnik z Supraśla”^), przez co najłatwiej mi rozumieć jakąś „pewną trudność” z odbiorem jego wierszy i innych utworów. Krytycy młodsi zarzucali starszym (in gremio) niepodjęcie tematu „Janicki”, wg nich o Czymś To Świadczyło. Oczywiście tym samym narzucili na siebie obowiązek napisania o PJ tekstów serio‐serio‐i‐niezdawkowych, najpóźniej gdy tylko przekroczą umowną czterdziestkę. Tak jak to zrobił Rafał Wawrzyńczyk w 2T; o książce Ćwiczenia muzyczne albo Księga muz napisane przeze mnie na gruzach Cesarstwa Stanów Zjednoczonych Ameryki Płn. (wydawnictwo j, 2021) mówił tak:
[...] w tekstach tych w zasadzie brak akcji w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Z próby pisania „samym stylem” poeta zdecydowanie wychodzi z tarczą: chociaż na poziomie fabuły Ćwiczenia... wydają się czymś w rodzaju „księgi początków”, to retoryczny szwung i permanentny keatonowski humor podbarwiony – znów – Ashbery’owskim campowym patosem nieustannie pracują tu na rzecz czytelniczej przyjemności.
(Poboczny wniosek z analizy gramatycznej powyższego byłby taki, że zazwyczaj lektura „ksiąg początków” nie sprzyja czytelniczej przyjemności.)
Tekst RW oplata Ćwiczenia siatką gęstego kontekstu, czyta się go świetnie (choć tylko N x po 6 minut), niemniej po ukończeniu lektur (i po powrotach do materii Ćwiczeń), odnoszę (niekiedy: próby ponawiane) wrażenie, że ten imponujący [bez żadnej ironii, najpoważniej] popis nie przyniósł mi spodziewanego zysku poznawczego, choć może przez niedostatek własnej pracy. Brzmi ten tekst trochę jak Borgesowski katalog zwierząt dzielących się na: „a) należące do Cesarza, b) zabalsamowane...” itd.
Sam [tekst] Janicki[ego] pozostaje jednak (i nadal) wyzwaniem. Cóż począć? Pewnie – jednym krokiem naraz, patrząc szczegółu. Podczas którejś z pierwszych lektur rzuciła mi się w oczy pewna cecha konstrukcyjna u PJ, którą chciałbym dziś nieco prześledzić. A właściwie klasa chwytów ze wspólnej nadkategorii:
przestrzeń negatywna
Cóż to jest? Najogólniej mówiąc, to to, co zostaje pod odjęciu „figury” od „obrazu”: „tło”, które przecież ma kontur (będący antykonturem „figury”), luka, brak, pustka – jednak znaczące.
W muzyce to pauza, międzydźwiękowa cisza, względna, oczywiście; są utwory, których rytm zrobiony jest na pauzach; por. nagłe materializacje (paragoga) albo minujący wpływ na sekwencję (synkopa).
Na wizualnej płaszczyźnie najoczniej: to zdolność przestrzeni negatywnej stoi za tym, że negacja gestaltu pozostaje gestalt (por. waza Rubina). Najwyraźniej, na granicy nachalności, przestrzeń negatywna wykonuje orkę w logotypach (dobrą radą pozostawałoby: „nie ułatwiać za bardzo”):
W języku / piśmie przestrzeń n. może się pojawiać na 1042 sposobów, i to na różnych planach. Czego przykładem niech będzie poniższa, b. krótka z konieczności, wycieczka po Ćwiczeniach. Trudno wszakże wykluczyć, że część z tych ilustracji jest indukowana paranoją: raz dostrzeżona jako modus konstrukcji przestrzeń negatywna wraca w nadmiarze, zwłaszcza (też) wskutek prób niemyślenia o niej.
scenki
Niemałą część książki Janickiego stanowią scenki [„dramatyczne” – dopowiada Jakub Skurtys, przez co można – z przyzwyczajenia – rozumieć „przeznaczone na scenę”, ja jednak sadzę, że dla autora ich na‐papierowy kształt jest ostateczny, nie licząc oczywiście tego, który sama czytelniczka wytworzy w lekturze].
Zagraj z nami w trzecią scenę
SCENA I
dwaj robotnicy wchodzą z lewej oraz z prawej strony sceny i zmierzają ku jej przeciwległym stronom
robotnicy mijają się i opuszczają scenę
SCENA II
ci sami robotnicy robią to samo, tyle że w obecności obserwującego ich fabrykanta
robotnicy opuszczają scenę
SCENA III
ci sami robotnicy robią to samo, tyle że w ich kierunku zmierza fabrykant i cała trójka mija się, a następnie opuszcza scenę
KURTYNA
Powyższa pojawia się na samym początku (s. 10), i to jako trzeci tekst z kolei (nie liczę czarnych kart para‐tytułowych); być może to przypadek.
Jest to bezmowna pantomima. Za tropem wskazanym przez RW [„księga początków”]: byłaby to scena dziejowa spod hasła „jak praca poprzedza wyzysk”. Gdzie tu przestrzeń negatywna, spytacie. Rzecz działa na pozór w czterech wymiarach (pudło „sceny”, czas). Ale jeden jeszcze wymiar pozostaje ukryty. Robotnicy trzykrotnie przemierzają scenę, prostopadle do osi naszego [„widza”] wzroku, jeden z lewej do prawej, drugi przeciwnie. Gdzieś pośrodku „mijają się”.
Ale skąd rusza fabrykant, co właściwie oznacza „w ich [robotników] kierunku”? Ci dwaj sami są w ruchu, zajmują wirtualnie całą szerokość sceny. Wiemy, jak robotnicy mijają się. Jednak jak zdołał ich, obu naraz, minąć fabrykant? Bo przecież zakładamy – prawda? – że semantyka czasownika „mijać” nie może być jednocześnie i „przechodnia”, i „nieprzechodnia” [^]. Janicki pisze: „cała trójka mija się”, oto przestrzeń n. tego tekstu.
Brakujące „r”
Występują:
właściciel fabryki CYTRON; jego prawa ręka ma zapach mrożonego jesiotra, którym okłada służącą
SZEWC I
SZEWC II
NOSIWODA, strzelisty i wygięty
ŚWIADEK
SCENA I
rozdłubane gniazdo kosmosu – przekładana rzeczami przestrzeń – plewka trzciny rysuje taflę rzeki
SCENA II
skwarny dzień
po dwóch stronach sceny SZEWCY przy kopytach
od jednego do drugiego chodzi CYTRON, wykonując gesty niezadowolenia, napominania itd.
za CYTRONEM próbuje nadążać NOSIWODA – stawia wiadra, potem je na powrót zaczepia na koromyśle itd.
ŚWIADEK
podchodzi tam, gdzie NOSIWODA przystawał i gdzie ulewał wodę
bierze w dłoń piasek, przesypuje do drugiej
Lato było suche i krew strajkujących długo bawiła ziemię.
KONIEC
Wybrałem scenki bezpośrednio powiązane, choć wszystkie one (jak i w ogóle teksty Ćwiczeń) są w związku [do ustalenia]. Przy okazji: powyższa scenka (s. 13), powiązana postacią fabrykanta, nabrała gwałtownie, w porównaniu z poprzednią, ciała. Aż nadmiernie: spróbujcie wyobrazić sobie inscenizację SCENY I, pokażcie w teatrze cielesną charakterystykę CYTRONA (służąca, bita mrożonym jesiotrem | martwa służąca okładana lodem w postaci jesiotra, aby [?] ...tajemnica | i tylko zapach tej ryby, prawa ręka).
Nawiasem mówiąc, czysto didaskaliowa SCENA I zawiera aż trzy przykłady przestrzeni negatywnej. Autor nadto wprost pokazuje czwartą: tytułowe brakujące „r”. Ono się znajdzie (czy raczej: zgubi) w tekście scenki. A w tle – „r” jak „rewolucja”.
Mogliby być ślusarze, ale są SZEWCY (więc oczywisty Witkacy). Co jeszcze? Praca tu została już unieruchomiona, to kapitał [fabrykant] jest w ruchu. Postać NOSIWODY, zwięzłą kreską, pękata od znaczeń. Klecha, żurnalista, ideolog, polityk – w jednym. Rzekomo ma szafarzyć potrzebującym, jednak na smyczy kapitału [„próbuje nadążać za”], a jego towar – nie ludziom, lecz w piach.
Grupa Laoko Cytrona
rok 1924, bo tak się zazwyczaj mówi, kiedy coś działo się przed laty, żebyśmy mieli na uszach dźwiękoszczelne słuchawki historii, żeby wsparte na sobie pięćdziesiąt ludzkich żyć na pięciu piętrach i leżący z nogami na bok podtrzymali tę choinkę przygnębienia, a kobieta na podwyższeniu, a przy tym na skraju bryły, oparta wskazującym palcem o okienną ramę w budynku fabryki, i ten z papierosem w ustach wiszącym tak, że aż wskazującym łokieć jego ręki opartej na biodrze, i tylko tykająca głowa dziewczynki, a przez to niewyraźna, żeby nie zawaliła się ich chwilowa błogość, bo nie można zacząć życia jeszcze raz, a nieprzepracowane godziny itd.
Dalsza (s. 32), powiązana jw. w tytule. Tamże przestrzeń n. jawna w skreśleniu, czymś bogatszym w kontekst od braku.
W roku 1924 zdarzyło sie mnóstwo zdarzeń, arbitralnie przywołam śmierć Lenina. (Sam Laokoon był, jak pamiętamy kapłanem Apollina [Tymbrajskiego]; rozgniewał go, łamiąc [tameczne] śluby celibatu, a „co gorsze, spał ze swą żoną Antiope przed wizerunkiem boga” [Graves]. No i objęła go [apollińska] czystka; wyrok na jego synach i na nim wykonały węże morskie. W tle motyw znanego drewnianego konia, czyli przemyt zdrady.)
Kimże jest CYTRON? Personifikacją władzy=przemocy=cywilizacji? Owoce [jednej z odmian] cytronu [starochińskiego pracytrusa] zwane były dla wielodaktylicznego kształtu „ręką Buddy”. Nawiasem: „To Barend, dziadek André [założyciela farbyki samochodów], wymyślił nazwisko Citroën – wcześniej ta niegdyś znana z handlu owocami rodzina nazywała się Limonenman”. Por. też marsz cytry przez kontynenty i czas. Sam nie wiem.
Powżysza tylko‐didaskaliowa scenka jest zaprawdę dziejowa. Zdanie jest nadzwyczaj złożone, a jego struktura gramatyczna ginie w końcowym „itd.”. Wewnątrz kilka mglistych obrazów. Futuryzm spiera się z imażyzmem. Poeci zaczną popełniać podejrzane samobójstwa. Kobieta jednostkowa. Masowo. Ale jednostka zerem. Także: czystki. Zamachy. Choinka przygnębienia.
Nie widać tego w przykładach tu cytowanych (raptem dwa wystąpienia). Jednak często, proszę wierzyć, w didaskaliach zwłaszcza, Janicki urywa wypowiedź owym skrótem. Itd.
[Paranoicznie] rozwijam go sobie, na użytek tej blogonoty, jako „i to dalej / i tło dalej”, jak w tytule.
brutalna koda
W 1821 roku na wyspie Świętej Heleny
Gdzie jest mój krzyżyk, zapytał Napoleon i dostał wymijającą odpowiedź,
bo w sypialni znów zostawił syf, porozpierdalane galoty i kapcie,
niedożarte żarcie, pełny nocnik, nie, kaman, nie jesteś pan alpinistą po
ataku szczytowym, ani nawet dzieckiem.
Krzyżyk to będzie, jak pan posprzątasz, pańscy następcy też będą
sprzątać albo wszystko stracą.
O ty w dupę, pomyślał bóg wojny, jeszcze rok temu bym go zajebał, sprzedał,
opierdolił na łyso, nasrał w pieróg i go rzucił ze skały, żeby miał się
znaleźć.
Paziu zasrany, oddawaj krzyżyk, impertynencie do moich przykuty stóp.
Zamknij pan mordę, nikt jej nie widzi, nikt nie zobaczy, masz pan
posprzątać, to będzie krzyżyk.
Ten wiersz / tekst (s. 47) cytuję w innym nieco układzie niż w książce. Tu i tam (jak sądzę) chodzi o to, że jest tu 5 wersów, większość z nich szeroka jak niewiemco.
To, że tak powiem, najżywsze z ćwiczeń.
Brutalna ilustracja tezy, że „negacja gestaltu to też gestalt”. Zamiast pointy.
-
Po uruchomieniu wyobraźni widzę to tak: fabrykant jest na wprost naszego spojrzenia. Nie mija się rzeczywiście z robotnikami, tylko gdy ci się mijają (również na wprost naszego spojrzenia), on się wyostrza, bo wtedy koncentrujemy wzrok. Potem niejako przeostrza się, rozwarstwi czy rozpikseluje: wchodzi w nasze spojrzenie, bo tym spojrzeniem się STAJE (przejmuje je, albo my jego, albo oba naraz). Uwewnętrzniamy go. Co w sumie nie sprzecza się z koncepcją przestrzeni negatywnej.
A co do Cytrona to, idąc tym tropem – uznaję go za zwyrodnienie „plamki żółtej” (w oku) :)
2 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2022/10/i-to-i-tlo/trackback/