klasa średnia

O polskiej klasie średniej mówi dwóch inteligentów. Dla pisarza Eustachego Rylskiego inteligencja to

bardziej kategoria etyczna niż intelektualna. Każdy człowiek o niezawodnym instynkcie moralnym jest inteligentem, dlatego nie tylko w Polsce występuje w ilościach śladowych. W którymś z wywiadów mówiłem, że potrafię sobie wyobrazić menela z Dworca Centralnego, który jest inteligentem, i profesora uniwersytetu, który nim nie jest. Wykształcenie, erudycja, stanowisko, sukcesy, pozycja społeczna nie mają tu nic do rzeczy. Inteligent to sól każdej ziemi, jej absolutnie niezbędny mikroelement, ale nie jest i nigdy nie był żadną warstwą lub klasą społeczną. Inteligencja z samej swojej natury nie jest w stanie stworzyć żadnej klasy, bo nie łączą jej bieżące interesy życiowe. Jest rozproszona i introwertyczna, mylona często z klasą średnią lub absolwentami wyższych uczelni. To jest nieporozumienie upokarzające inteligencję. Ona ma swój etos, swój sens, swoją tradycję i swój wdzięk, ale żadnego realnego wpływu na państwo. Nic a nic.
[tu i dalej podkr. moje – n.]

Nie do końca jasny jest ten wywód, podobnie jak i wiele innych myśli, pomieszczonych w ciekawym, choć nieco megalomańskim wywiadzie z Rylskim pt. Jesteśmy rasą młodą i dziką. Cytuję tak obficie, żebyśmy nie mieli złudzeń co do wyróżników klasy średniej: „niezawodny instynkt moralny” do nich nie należy, a nawet wręcz przeciwnie. Rylski klasę średnią opisuje przez wskazanie na jej awangardę (której emanacją, dodaje, jest PO):

Gości, którzy mijają mnie na drodze w swoich land cruiserach 150 km na godzinę w terenie zabudowanym, pod okiem kamer, nigdy nie tracąc za to praw jazdy. Rodzin, które coraz szczelniej zapełniają hotele w Turcji, Egipcie, Tunezji, Maroku, na Cyprze i w kilku innych miejscach i które robią męczący rejwach w wyczarterowanych samolotach, jakie ich tam dowożą.

Mówię o ludziach, których widuję na bokserskich galach, premierach modnych filmów i tych, którzy zapełnią stadiony podczas Euro 2012 bez względu na cenę biletów. O tych, którzy sadowią domy, każdy obowiązkowo inny, otaczające coraz szczelniejszym pierścieniem duże miasta, trzymają te same rasy odpowiednio ostrych psów, odwiedzają siłownie, by swym wyglądem budzić respekt, kombinują w życiu jak koń pod górę, ale przyparci do muru potrafią, kobiety i mężczyźni, pracować jak maszyny. Płacą więc podatki, z których, gdyby mi się nie powiodło, bym korzystał.

Złamią każde prawo, zasadę, przepis, dobry obyczaj, jeżeli to im nie [skreślenie moje, bo chyba błąd] pozwoli czuć się jak u siebie. Bo ich imperatywem jest czuć się jak u siebie, gdziekolwiek by to było i kiedykolwiek. Zaczynają mieć pierwsze pieniądze, których jest już za dużo na grilla i piwo, ale za mało na gabinet w brytyjskim stylu. Ale z czasem będzie i gabinet. Mają bezdyskusyjne zalety, jakich nie podziwiam, i wady, jakie mnie złoszczą.

Podsumujmy: inteligencja to postawa niezależnego (od dóbr, środowiska, doktryn i mód) osądu krytycznego, etos rozproszony między jednostki. Klasa średnia zaś to postawa zawłaszczania, organizujaca się w warstwę ambicji dotyczących posiadania, prestiżu i władzy. Klasa średnia rozumiana po Rylsku jest więc warstwą aspirujacą (i to jest w zgodzie z definicjami socjologicznymi). Typowy przedstawiciel klasy średniej gardzi „plebsem”, zazdrości „prawdziwym potentatom”, jego głównym celem życiowym jest „nachapać się”, do tego celu dąży bezwględnie.

Wietrzę w tym Rylskim ujęciu resentyment, ze względu na „materiał ilustracyjny”, jakiego użył w opisie, podejrzewam, że resentyment dotyczący głównie zawłaszczenia sfery spraw publicznych przez wąski egoistyczny interes współczesnego polskiego dorobkiewicza.

W Polsce (istotnie) to (pod)rasa „młoda i dzika”, ze względu na specyfikę historyczną. W dojrzałych plutokracjach aspiracje klasy średniej są grubo powyżej możliwości i pozostają iluzoryczne; w Polsce proces nowego rozwarstwienia jest jeszcze u początków.

* * *

Współbrzmi z Rylskim głos innego recenzenta polskiej współczesności, Andrzeja Mencwela, który w tekście Nie wierzę w trwałość stowarzyszenia ateistycznych biznesmenów prezentuje nieco szersze niż pisarz spojrzenie historyczno‐socjologiczne, ale w diagnozie klasy średniej jest ciut mniej od niego zdecydowany:

Klasa średnia jest, jak się zdaje, liczna, i rzeczywiście staje się dominująca, tylko nie wiadomo, jaka ona jest w sensie wartości. Czy ona kultywuje na przykład poczucie dobra wspólnego? I jak je rozumie? Czy on będzie chciała przejąć ten dawny inteligencki etos i czy będzie umiała go przenieść? Na razie to jest klasa „w sobie” czyli pewien rodzaj społecznej masy i nikt nie wie kim się okaże, gdy stanie się klasą „dla siebie”, to znaczy świadomym zespołem ludzkim. Który nam powie nie tylko to, co chce zrobić dla siebie, ale i to, co chce zrobić dla nas. Dla nas, czyli dla całego polskiego społeczeństwa, dla narodu.
[...]
Zacząłem się zastanawiać, skąd pochodzi ta klasa średnia i w związku z tym jakie ona wzory przynosi i kultywuje. Otóż ona na pewno w Polsce nie pochodzi z grand bourgeois. Na pewno też nie pochodzi z tej inteligencji, która była wzorotwórcza dla pewnych środowisk, ale nigdy w skali ogólnonarodowej. Ona wywodzi się z drobnomieszczaństwa, bo i chłop w Polsce, jak awansował, to na drobnomieszczanina i wnosi ze sobą drobnomieszczańskie wyposażenie kulturowe. Ono ma swoje zalety, na przykład pewną skrzętność i dlatego otoczenia tych [oglądanych przez Mencwela] domków są zadbane, ale ma też wady – z tych największą jest rodzinny egoizm.

I pewnie ten brak zdecydowania odpowiedzialny jest za pojawienie się w mowie Mencwela frazesu („dla narodu”). A Rylski już wie: klasa średnia ani nie przejmie inteligenckiego etosu, ani nie wykroczy poza wewnątrzwarstwowy egoizm.

Słowo „aspiracje” obecne jest też mocno u Mencwela. Mówi:

W związku z całą tą ewolucją jestem skłonny sądzić, że nawet nie tyle dystrybucja wiedzy, nadal problem podstawowy, co kreacja wiedzy, dostęp do jej kreacji i możliwość uczestnictwa, wyraźmy się patetycznie, w tworzeniu i przekształcaniu świata jest kwestią kluczową. Jeśli tak, to w Polsce dostęp ten jest drastycznie reglamentowany. Nie tylko dlatego, że Polska nadal nie umieściła się w centrum tego twórczego procesu, także dlatego, że wewnątrz wzmocniono bariery i podziały, o których mówiliśmy. Mamy prawie dwa miliony studentów, ale z tego przytłaczającą większość w licencjackich szkołach przysposobienia zawodowego, które nawet nie dają wyobrażenia o twórczości naukowej, nie mówiąc o jej pobudzaniu. W Polsce przede wszystkim kształci się średnio kwalifikowany i nisko opłacany salariat, którego kulturę wysoką stanowią prasowe tabloidy i telewizyjne „formaty”, a horyzont konsumpcyjny – „lidle” i „biedronki”. To jest odpowiednik dziewiętnastowiecznego proletariatu, zepchnięty na humanistyczny margines, a na dodatek pozbawiony świadomości swego położenia.

Oni nigdy nie będą mieli dostępu do jakichkolwiek ośrodków kreowania czegokolwieknawet nie będą do tego aspirować. Ta społeczna redukcja aspiracji jest może najbardziej dotkliwym wymiarem takiej „modernizacji”.

Redukcja? Tak, powiada Mencwel, ilustrując to w ten sposób:

Nie ma się co oszukiwać – to [krzykliwe hasła liberalnego libertynizmu – przyp. n.] nie pozostaje w żadnej relacji np. do wskaźnika młodzieży chłopskiej i robotniczej na najlepszych uniwersytetach, który teraz jest niższy niż przed wojną. To tylko przykład, choć znaczący – niewątpliwa oznaka głębokiego procesu społecznego, który hamuje dynamikę awansu.

Nie tylko ci, którzy zostali wykluczeni, ale i ci, co położeni są na dolnych szczeblach hierarchii społecznej nie przebijają się w górę. To społeczeństwo wyraźnie traci wewnętrzną dynamikę, pionową ruchliwość społeczną, nie mówiąc już o zbiorowym awansie. Dopiero się zaczęło strukturyzować, a ci, co są wyżej, już się fortyfikują. Tej sytuacji selektywne hasła kulturowe, choćby i najbardziej efektowne na pewno nie zmienią.

* * *

Nie wyłania się z tego dwugłosu nic specjalnie optymistycznego. Drobnomieszczański konserwatyzm i dorobkiewiczowski [neo]liberalizm dominują pejzaż społeczny w Polsce. A jedyna siła, jaka zagraża ich samozadowoleniu (katoendeckie szaleństwo), to dżuma gorsza od cholery.

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    Drobnomieszczański konserwatyzm i dorobkiewiczowski liberalizm dominują pejzaż społeczny w Polsce.

    Obawiam się, że nie tyle liberalizm, co korwinizm. Polska jest dramatycznie nieliberalna.

  2. janekr’s avatar

    Klasa średnia jest, jak się zdaje, liczna

    Hmmm... jeden procent, góra dwa. Może to i liczne?

    horyzont konsumpcyjny – „lidle”

    Co autor ma do Lidla? O co tu chodzi?

  3. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Tak, dokładnie to miałem na myśli (znaczy, taki korwinizm); dopisałem w tekście „neo” do „liberalizmu”.

  4. vauban’s avatar

    janekr :

    Co autor ma do Lidla? O co tu chodzi?

    O niedostateczny, jego zdaniem, elitaryzm.
    Mam wrażenie, że Rylski chętnie widziałby klasę średnią jako wyidealizowanych angielskich dżentelmenów z klubu golfowego, a nie przeciętniaków w tiszertach. On chyba myli klasy.

  5. nameste’s avatar

    janekr :

    jeden procent, góra dwa

    Już w 1997 szacowano na 8–15 procent.

    Co autor ma do Lidla? O co tu chodzi?

    Lidl obok Biedronki oznacza (chyba) badziewność i relatywne ubóstwo.

  6. nameste’s avatar

    vauban :

    a nie przeciętniaków w tiszertach

    No zaraz, raczej nieprzeciętniaków w wypasionych terenówkach.

  7. janekr’s avatar

    nameste :

    Już w 1997 szacowano na 8–15 procent.

    Definicje są jak zawsze mętne, jednak kryteria podane w cytowanym artykule (np. wejście w drugi próg podatkowy) opisują grupę ludzi, która nijak ma się do opisów Rylskiego i Mencwela.

    TAKIEJ klasy średniej, jaką straszy Rylski jest góra 5%, ale raczej 2%.

    Lidl obok Biedronki oznacza (chyba) badziewność i relatywne ubóstwo.

    No i bardzo głupio. Po pierwsze wiele towarów z Lidla jest jakościowo lepsze niż w większych sieciach marketów, po drugie „horyzont konsumpcyjny” owego „średnio kwalifikowanego i nisko opłacanego salariatu” leży znacznie, znacznie dalej niż ów metaforyczny LidloBiedronek, a nawet Oszołom, a po trzecie... akurat „horyzont konsumpcyjny” jest ostatnią rzeczą, o którą bym się martwił.

    vauban :

    Mam wrażenie, że Rylski chętnie widziałby klasę średnią jako wyidealizowanych angielskich dżentelmenów z klubu golfowego, a nie przeciętniaków w tiszertach.

    O Lidlu pisał akurat Mencwel, nie Rylski.

  8. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    raczej nieprzeciętniaków w wypasionych terenówkach.

    Wielka scena rodzajowa: „Popas terenówek pod lasem. Świt.” czeka na swojego Chełmońskiego.

  9. janekr’s avatar

    Nie ma edycji? Nie „horyzony” a „horyzont” miał był być. No i zabrakło przecinka – klawiatura zjadła – po Oszołomie.

  10. nameste’s avatar

    janekr :

    Nie ma edycji?

    Jest, model „uczynny krasnoludek” (to niszowy blogasek).

    TAKIEJ klasy średniej, jaką straszy Rylski jest góra 5%, ale raczej 2%.

    No ale to są procenty z sufitu. (Może metodą na zbadanie liczności KlasyŚredniejWgRylskiego byłyby twarde liczby dot. sprzedaży terenówek odp. klasy i wieku.)

    „horyzont konsumpcyjny” owego „średnio kwalifikowanego i nisko opłacanego salariatu” leży znacznie, znacznie dalej niż ów metaforyczny LidloBiedronek, a nawet Oszołom

    Druga hipoteza byłaby taka, że Mencwelowi chodzi o nikczemność aspiracji również w sferze konsumpcji. Ale zasadniczo to jest duperela.

  11. janekr’s avatar

    nameste :

    Mencwelowi chodzi o nikczemność aspiracji również w sferze konsumpcji.

    Tak właśnie myślę i nie zgadzam się z nim wielokrotnie:

    1. Aspiracje w sferze konsumpcji nie powinny być obiektem niczyjego zainteresowania, a zwłaszcza politowania (biedny głupek, Ziutek z MyciskNiżnych kupuje peceta matki ZenexGaraż zamiast jedynie słusznego Mac’a, a nieszczęsna Mańka marzy o butach, w których nie marzną nogi)
    2. Aspiracje konsumpcyjne – zwłaszcza w Polsce – rzadko kiedy są nikczemne w jakimkolwiek sensie tego słowa, raczej rozbuchane,
    3. Wreszcie jeśli miałbym już określać jakieś aspiracje konsumpcyjne jako nikczemne, to zapewne pisałbym o doborze obiektów pożądania, a nie o półce, z której pochodzą.

    Ale zasadniczo to jest duperela.

    Niekoniecznie – ja to traktuję jako jeden z przykładów na to, że Mencwel pisze bardziej z sufitu niż z życia.

    No ale to są procenty z sufitu.

    Moja rodzina leży gdzieś w piątym centylu od góry, a do takiego rozpasania konsumpcyjnego, o jakim pisze Rylski jest mi baaardzo daleko.

  12. nameste’s avatar

    janekr :

    ja to traktuję jako jeden z przykładów na to, że Mencwel pisze bardziej z sufitu niż z życia.

    Nie wiem, jak Lidl, ale Biedronka jest surogatem sklepu (asortymentowo i jakościowo, to ostatnie – chyba), co więcej – zwycięskim, tzn. wypierającym lepsze sklepy. Co może oznaczać, że te lepsze przestały być rentowne. Jeśli więc miałbym potraktować Mencwela z max. dobrą wolą, to on mówi tyle, że „salariat” się pauperyzuje.

    Aspiracje w sferze konsumpcji nie powinny być obiektem niczyjego zainteresowania, a zwłaszcza politowania (biedny głupek, Ziutek z MyciskNiżnych kupuje peceta matki ZenexGaraż [itd.]

    Tak.

    Aspiracje konsumpcyjne — zwłaszcza w Polsce — rzadko kiedy są nikczemne w jakimkolwiek sensie tego słowa, raczej rozbuchane

    Są nikczemne w sensie niewspierania przyrostu kapitału kulturowego (bourdieu’ański krytyk patrzy z góry i z politowaniem), a przynajmniej takie rozumienie Mencwela można dyskutować (choć nadal mam to za temat nieco poboczny).

    zapewne pisałbym o doborze obiektów pożądania, a nie o półce, z której pochodzą

    Klasa średnia (z braku innych kryteriów) utożsamia te dwie rzeczy. (To hipoteza.)

  13. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Popas terenówek pod lasem. Świt

    SUVy u wodopoju.

  14. janekr’s avatar

    nameste :

    Nie wiem, jak Lidl, ale Biedronka jest surogatem sklepu

    Ja wiem. Nie, Lidl nie jest surogatem sklepu.

    Są nikczemne w sensie niewspierania przyrostu kapitału kulturowego

    No to podział garnitur z Biedlinki versus garnitur od Armacego jest dokładnie ortogonalny do takiej interpretacji.
    A już w takim Oszołomie jest naprawdę fura książek, nie tylko poradników.

  15. janekr’s avatar

    nameste :

    SUVy u wodopoju.

    SUVy u wódopoju. Zmierzch.

  16. mrw’s avatar

    Lidl obok Biedronki oznacza (chyba) badziewność i relatywne ubóstwo.

    Ojej, co to za pierdolenie. Lidl ma porządne niemieckie produkty (kiszona kapusta na winie, pycha), Biedronka zaś produkty markowe (puszkę Coca‐coli z logo urodzony Biedronki sobie zostawiłem na pamiątkę).

  17. janekr’s avatar

    mrw :

    Ojej, co to za pierdolenie.

    Nie, nie. To już niestety jest Mem, ostro propagowany przez Myślicieli Pochylających się nad Losem Ubogich. Mem równie głupi, co przytaczanie programów o tańcu jako pars pro toto Ostatecznego Upadku Poziomu TV Publicznej.

  18. nameste’s avatar

    @ mrw:

    Ws. Lidla mogę się tylko zastanawiać, co miał Mencwel na myśli, sam w Lidlu w życiu nie byłem (nie, nie z powodów ideolo, po prostu nie złożyło się). Natomiast nie‐hejterzenie Biedronki może mieć moim zdaniem tylko jeden powód: empatię z możliwościami zakupowymi klasy wcale nie średniej. Biedronka to szit.

  19. babilas’s avatar

    nameste:

    Kiedyś w GazWyb był artykuł (z którym się bardzo nie zgadzałem, dlatego go zapamiętałem) o gentryfikacji dzielnic (jako zjawisku złym). Akurat niemal równolegle z lekturą miałem okazję obserować wpływ otwarcia Biedronki na status socjologiczny okolicy – i porównać rok później, na nowym miejscu już, efekt Lidla. Zaprawdę powiadam, rację mają mrw i janekr – to inkszości są inne. Choć, oczywiście, najdostojniej mieć w okolicy „Piotra i Pawła”.

  20. kwik’s avatar

    Ciekaw jestem czy ten „wskaźnik młodzieży chłopskiej i robotniczej na najlepszych uniwersytetach, który teraz jest niższy niż przed wojną” to prawda, bo jakoś nie chce mi się wierzyć. „Najlepszych” sugeruje, że rozwarstwiły się uczelnie i to na tych słabych studiuje młodzież chłopska i robotnicza, jeśli już. Ale może po prostu w ogóle jest mniej takiej młodzieży. No i czy to jest dobry wskaźnik czegokolwiek, bo kategorie chłop i robotnik silnie trącą myszką.

  21. nameste’s avatar

    @ kwik:

    Zapewne chodzi o zjawisko dziedziczności dostępu do [przyzwoitego] wyższego wykształcenia, które [twierdzą różni] raczej się nasila, niż ustępuje pod naporem „dynamiki wewnątrzspołecznej”.

  22. nameste’s avatar

    babilas :

    to inkszości są inne

    Ależ ja się nie upieram co do Lidla, może się nawet rozejrzę, gdzie mam najbliższego ;)

  23. kwik’s avatar

    Pewnie tak. Ale to „nawet przed wojną było lepiej niż teraz” to jednak słaby chwyt. Choćby dlatego, że nieproporcjonalnie dużą część studiującej młodzieży przedwojennej stanowili Żydzi i najlepiej zapomnieć, jakimi sposobami zwiększaliśmy udział młodzieży chłopskiej.

  24. wo’s avatar

    Co do gospodarza, przypomnę swoją tezę, która kiedyś Cię zbulwersowała niemerytorycznie, tzn. dałeś wyraz samej bulwersacji, ale bez wyjaśniania, co w tym takiego okropnego. Etos klasy średniej przyszedł do nas z zachodniej popkultury.

    To odpowiedź na pytania, którymi się boryka Mencwel. On by chciał się doszukać jakiejś ciągłości między kulturotwórczym kapitałem generowanym przez Żeromskiego czy Dąbrowską a dzisiejszą postinteligencją. No bo skoro Żeromski z Dąbrowską przez tyle pokoleń uczyli polskich inteligentów jak być inteligentami, to tych też. A tu guzik, miała miejsce wymiana waluty, w której się liczy kapitał kulturowy. Te stare burdiaki z portretem Brzozowskiego w 1989 straciły wartość, teraz kapitał kulturowy się gromadzi w nowych burdiakach z postaciami z serialu „Cudowne lata”.

    Tacy jesteśmy, jakimi nas ukształtowały filmy i seriale, głownie amerykańskie. Tam trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, jaka jest polska klasa średnia.

    babilas :

    Kiedyś w GazWyb był artykuł (z którym się bardzo nie zgadzałem, dlatego go zapamiętałem) o gentryfikacji dzielnic (jako zjawisku złym)

    Mój ci on był! Jak to miło, jak ktoś coś zapamięta w skazanej na wieczną emeryczność żurnalistyce.

  25. nameste’s avatar

    wo :

    Tacy jesteśmy, jakimi nas ukształtowały filmy i seriale, głownie amerykańskie. Tam trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, jaka jest polska klasa średnia.

    Co mnie bulwersuje w tej tezie? To, że jest płytka i niewywrotliwa. Płytka, bo „tacy” generuje natychmiast pytanie „czyli jacy?”, na które nie ma odpowiedzi, bo nie ma Jednego Powszechnie Rozpoznawanego Standardu Klasy Średniej wg Amerykańskiego Serialu. Niewywrotliwość automatycznie z tegoż nieistnienia Standardu: można tu wpisywać dowolne prawie cechy, co wpływa ożywczo na długość dyskusji, ale słabo na szanse konkluzywności.

  26. wo’s avatar

    nameste :

    To, że jest płytka i niewywrotliwa

    Welcome to the desert of the social sciences.

    nie ma Jednego Powszechnie Rozpoznawanego Standardu Klasy Średniej wg Amerykańskiego Serialu.

    Pewnie mało seriali oglądasz, ale dla mnie „standard klasy średniej wg amerykańskiego serialu” to pojęcie bardziej klarowne od tych, którymi sam się tu posługiwałeś („inteligent”, „drobnomieszczański”, „instynkt moralny”).

  27. nameste’s avatar

    wo :

    Pewnie mało seriali oglądasz, ale dla mnie

    „Dla mnie” to słaby synonim „powszechnej rozpoznawalności”.

    pojęcie bardziej klarowne od tych, którymi sam się tu posługiwałeś

    Które cytowałem, za Rylskim i Mencwelem. Z tej trójki, jaką wymieniasz, tylko „drobnomieszczaństwo” jest sens zestawiać z „klasą średnią”, zwłaszcza gdyby iść tropem rozróżnień Rylskich.

    Problem zasadniczy jest, jak sądzę, taki: czy proliferacja (albo: niszowienie) wzorców kulturowych przekłada się na „twardą” (skądinąd jednak miękką, stąd cudzysłów) socjologię. I jak. Problem poboczny (to, o czym piszesz), to rozumienie tego wzorca.

  28. wo’s avatar

    nameste :

    Z tej trójki, jaką wymieniasz, tylko „drobnomieszczaństwo” jest sens zestawiać z „klasą średnią”, zwłaszcza gdyby iść tropem rozróżnień Rylskich.

    Nieprawda, na pewno sens ma także zestawienie z „inteligentem”, bo chodzi przecież właśnie o proces odrzucenia etosu inteligencji na rzecz importowanego etosu klasy średniej. Gdy zaczniemy opisywać ten serialowy wzorzec, szybko pojawią się pojęcia, które z kolei mozemy zestawiać z „imperatywem moralnym”.

    Problem zasadniczy jest, jak sądzę, taki: czy proliferacja (albo: niszowienie) wzorców kulturowych przekłada się na „twardą” (skądinąd jednak miękką, stąd cudzysłów) socjologię.

    Zaznaczając, że mówimy o socjologii kultury (wokół tego krążą oba wywiady), to widzę konkretne przełożenie. Dla naszych inteligenckich praszczurów przestrzeń symboliczną wyznaczały dzieła Żeromskiego i kompatybilnych. Mencwel zresztą o tym niejedną książkę napisał, więc chcąc zrobić mapę tej przestrzeni, możemy sięgnąć po gotowca.

    Współczesną mapę możemy natomiast robić badając realne wybory życiowe i spontaniczne asocjacje typu „z jakim utworem filmowym lub literackim kojarzy ci się taka sytuacja”. Moja teza jest taka, że zobaczymy tu właśnie angloamerykanizację etosu.

    Jeśli badani dziś tak chętnie powołują się na rodzinę i miłość jako najważniejsze wartości, to moim zdaniem nie dlatego, że papież tylko dlatego, że komedie romantyczne.

  29. wo’s avatar

    Ratunku, straszna literówka w nazwisku i wyszło, jakbym lekce sobie ważył autora, którego w rzeczywistości bardzo szanuję. Mencwel, Mencwel, Mencwel!

  30. nameste’s avatar

    wo :

    Nieprawda, na pewno sens ma także zestawienie z „inteligentem”, bo chodzi przecież właśnie o proces odrzucenia etosu inteligencji na rzecz importowanego etosu klasy średniej.

    W jakim sensie „chodzi o”? Mencwelowi chodzi, Rylskiemu ewidentnie – nie. Po to m.in. zrobiłem tę blogonotę, żeby przeciwstawić utarte rozumienie inteligencji (kontestowane od lat siedemdziesiątych co najmniej) Mencwela, rozpięte miedzy żeromszczyzną a, powiedzmy, Rodowodami niepokornych Cywińskiego – rozumieniu by Rylski. BTW, polską odmianę inteligentsji też można nazwać „importowaną”. No i, po ostatnie, „proces odrzucenia etosu inteligencji na rzecz etosu klasy średniej” to w najlepszym razie hipoteza badawcza, nie zaś jakaś oczywista oczywistość. Aha, czymże jest ten wspomniany „etos klasy średniej”? Bo bodaj lepiej wiadomo, czym nie jest.

    Zaznaczając, że mówimy o socjologii kultury (wokół tego krążą oba wywiady), to widzę konkretne przełożenie.

    Nie sadzę, oba wywiady krążą wokół socjologii oraz kultury, same mogą stać się przedmiotem zainteresowania socjologii kultury, to tak. Ale chodzi raczej o realne terenówki, a mniej o „mit terenówki”, czy recepcję terenówek w obiegu kultury. To, oczywiście, moja ocena zakresu treściowego wywiadów.

    Współczesną mapę możemy natomiast robić badając realne wybory życiowe i spontaniczne asocjacje

    Znowu: czyje wybory? W pierwszym członie tego zestawienia piszesz o „przestrzeni symbolicznej naszych inteligenckich praszczurów”. Tak jakby samo przez się rozumiało się, że (1) to się dziedziczy (2) rozmawiamy tu w gronie „pochodzenia inteligenckiego”. Nie jestem pewien, skąd aż taki bagaż milczących założeń.

    Jeśli badani dziś tak chętnie powołują się na rodzinę i miłość jako najważniejsze wartości, to moim zdaniem nie dlatego, że papież tylko dlatego, że komedie romantyczne.

    Aha. W epokach wcześniejszych mniej chętnie powoływano się na rodzinę i miłość, mimo że romanse, melodramaty i „literatura kuchenna” kwitły (a papież jest wieczny, nespa). Jak już pisałem: trochę to płytkie i mocno niewywrotliwe.

  31. nameste’s avatar

    kwik :

    nieproporcjonalnie dużą część studiującej młodzieży przedwojennej stanowili Żydzi i najlepiej zapomnieć, jakimi sposobami zwiększaliśmy udział młodzieży chłopskiej

    Ale sądzisz, że korporanci‐laskarze‐żyletkarze bronili puli miejsc dla chłopskich synów? Oraz: „zwiększaliśmy” – (nad)użycie 1 os. l.mn.

  32. wo’s avatar

    nameste :

    No i, po ostatnie, „proces odrzucenia etosu inteligencji na rzecz etosu klasy średniej” to w najlepszym razie hipoteza badawcza, nie zaś jakaś oczywista oczywistość.

    Erm, wydawało mi się jasne to, że moja teza dotyczy tego, że wynik takiego badania jest pewną oczywistą oczywistością.

    Aha, czymże jest ten wspomniany „etos klasy średniej”? Bo bodaj lepiej wiadomo, czym nie jest.

    Pozwól mi zgadnąć: nigdy nie oglądałeś żadnego amerykańskiego serialu tak porządnie, cały sezonik albo w ogóle integralik z boksiku?

    Tak jakby samo przez się rozumiało się, że (1) to się dziedziczy

    Tak to już jest z tą cholerną kulturą. To się dziedziczy.

    rozmawiamy tu w gronie „pochodzenia inteligenckiego”.

    Raczej o tej samej niszy ekologicznej.

    W epokach wcześniejszych mniej chętnie powoływano się na rodzinę i miłość, mimo że romanse, melodramaty i „literatura kuchenna” kwitły (a papież jest wieczny, nespa).

    No właśnie dla naszych inteligenckich praszczurów tego typu motywy w literaturze potępiano jako „literaturę kuchenną” i wzorcowa miała być postawa doktora Judyma, który celem zbawiania świata odrzuca miłość tej, eeee, jak jej tam, Joasi? Małgosi?

  33. nameste’s avatar

    wo :

    Erm, wydawało mi się jasne to, że moja teza dotyczy tego, że wynik takiego badania jest pewną oczywistą oczywistością.

    No to się nie zgadzamy co do takiej tezy.

    Pozwól mi zgadnąć: nigdy nie oglądałeś żadnego amerykańskiego serialu tak porządnie, cały sezonik albo w ogóle integralik z boksiku?

    Pozwól mi powtórzyć pytanie (bo moje oglądanie czy nieoglądanie jakby nijak się ma kwestii, czymże jest ten „etos kl. śr.”).

    Tak to już jest z tą cholerną kulturą. To się dziedziczy.

    Jasne. Chłopi pozostają w kręgu kultury chłopskiej, sarmaci sarmackiej, Żydzi żydowskiej, inteligenci inteligenckiej (sprawdzić czy jeszcze istnieje, bo jeśli nie, to jakby dziedziczalność zamiera). Znaczy, nie wiem, czemu częstujesz mnie takim frazesem.

    No właśnie dla naszych inteligenckich praszczurów tego typu motywy w literaturze potępiano jako „literaturę kuchenną” i wzorcowa miała być postawa doktora Judyma

    Czyli służba (a właśc. Służba Idei) + miłość (rodzina) precz. No ale drobnomieszczaństwo jako żywo nie potępiało. I teraz: współczesne powszechno‐popkulturowe zamiłowanie do komedii romantycznej jest z ducha drobnomieszczaństwa, jest przełamaniem przeciwstawienia „miłość precz, interesy rodowe na pierwszym miejscu” (mieszczaństwo, sfery wyższo‐michorowskie) czy też może jest koronnym dowodem upadku jednego z filarów służebnego etosu inteligencji? Najmniej obstawiam odpowiedź ostatnią.

    Na poważniej: jest tu pytanie z gatunku – co istotniejsze, wątki kulturowe uruchamiające przemiany społeczne, czy przemiany społeczne, otwierające pola na asymiliację nowych wątków kultury. Standardowa odpowiedź brzmi: to sprzężenie (ze wskazaniem na ekonomię).

  34. wo’s avatar

    nameste :

    Pozwól mi powtórzyć pytanie (bo moje oglądanie czy nieoglądanie jakby nijak się ma kwestii, czymże jest ten „etos kl. śr.”).

    Ty pierwszy mi w jednym akapicie opisz etos inteligencji, który Ty z kolei traktujesz jako coś oczywistego (bo Mencwel tyle o tym napisał).

    Chłopi pozostają w kręgu kultury chłopskiej, sarmaci sarmackiej, Żydzi żydowskiej, inteligenci inteligenckiej (sprawdzić czy jeszcze istnieje, bo jeśli nie, to jakby dziedziczalność zamiera). Znaczy, nie wiem, czemu częstujesz mnie takim frazesem.

    Bywają takie dialogi:

    A: Tak jakby samo przez się rozumiało się, ile to jest 2 + 2
    B: 2+2 = 4
    A: Nie wiem, czemu częstujesz mnie takim frazesem

    tutaj w postaci:

    A: Tak jakby samo przez się rozumiało się, że [wartości kulturowe] to się dziedziczy
    B: Tak to już jest z tą cholerną kulturą. To się dziedziczy.
    A: Nie wiem, czemu częstujesz mnie takim frazesem

    No ale drobnomieszczaństwo jako żywo nie potępiało.

    Nie potępiało czego?

    Na poważniej: jest tu pytanie z gatunku – co istotniejsze, wątki kulturowe uruchamiające przemiany społeczne, czy przemiany społeczne, otwierające pola na asymiliację nowych wątków kultury.

    Ale fascynującym zjawiskiem jest względna homogenność postaw mojej generacji, jedynej która na chwilę była uwolniona od wszelakiej powinności dziejowej (że skoro mój dziadek i mój ojciec robili to i to, to ja też tak muszę, bo to rodzina tradycja). Rok 1989 przeorał te tradycje, bo nawet gdyby ktoś chciał kontynuować, to się okazywało, że się nie da (bo hutę zamkli). Mogliśmy wszystko. Ale bardzo niewielu z nas wyjechało utrzymywać się zawodowo z organizowania polowań na rekiny na morzach południowych. Gremialnie wybraliśmy jak pod jeden strychulec wzorzec, który według Ciebie nie istnieje.

  35. nameste’s avatar

    wo :

    Ty pierwszy mi w jednym akapicie opisz etos inteligencji, który Ty z kolei traktujesz jako coś oczywistego (bo Mencwel tyle o tym napisał).

    Ależ skąd, przecież tu piszę, że (1) utarte znaczenie terminu „inteligencja” jest od dawna kontestowane (2) zestawienie Rylski–Mencwel daje dodatkowe rozmycie znaczeń (3) uważam, że nie bardzo jest sens plątanie mempleksu „inteligencja” do rozważań o klasie średniej: to Ty się upierałeś, że to sprawa istotna (obaj, i Rylski, i Mencwel – raczej nie).

    W sprawie: „nie jest łatwo zamknąć w akapit złożoną kwestię, taką jak domniamany etos klasy średniej” (czy „etos inteligencji”) – zgoda. Ale jaki sens stosowania wytrychów typu „och, to jak w serialach amerykańskich”; mnie to nic nie mówi, mogłem oglądać inne seriale niż Ty, wyciągać z nich inne wnioski, mogłem ich wreszcie obejrzeć za dużo i nie uspójniło mi się.

    @A, B, A

    Częstujesz mnie frazesem, że kulturę się dziedziczy. Otóż nie całą (kultura się zmienia, pojawiają się rzeczy nowe, których nie było skąd odziedziczyć). I nie wzdłuż dziedziczenia biologicznego, ani to warunek konieczny, ani wystarczający. Praszczurem dzisiejszego inteligenta mógł być chłop itd. A zatem obserwowalna ciągłość rozmaitych wątków kultury ma się nijak do odpowiedzi na pytanie, kto mianowicie odrzuca etos inteligencki na rzecz etosu klasy średniej, i czy istotnie odrzuca pierwszy, nabywając drugi. Związek między jednym a drugim jest (wg mnie) do zbadania, czemu dałem explicite wyraz.

    Nie potępiało czego?

    „Tego typu motywów w literaturze” (zob. wyżej cytat z Ciebie).

    Gremialnie wybraliśmy jak pod jeden strychulec wzorzec, który według Ciebie nie istnieje.

    Wy, czyli kto? No, wybacz, ani „mogliśmy wszystko” nie wydaje mi się prawdziwe, ani jednorodność wyborów. Co do istnienia tego wzorca: ja się tylko pytam, jakiż on jest, jeśli jest. Ani u Rylskiego, ani u Mencwela nie znajduję odpowiedzi; w grepsie o amerykańskim serialu – tym bardziej.

  36. kwik’s avatar

    nameste :

    Ale sądzisz, że korporanci‐laskarze‐żyletkarze bronili puli miejsc dla chłopskich synów?

    Jeśli wierzyć Mencwelowi (tak go się odmienia?), że chłopskim synom na studiach powodziło się wtedy lepiej niż dziś, to może taki efekt był. Niezależnie od intencji.

    Przy Mencwelu odpadłem na zdaniu: „Przykład Finlandii, najbardziej zaawansowanego społeczeństwa i gospodarki wiedzy na świecie pokazuje, że te zjawiska same z siebie generują niesłychanie szybko i radykalnie nierówności społeczne, dużo szybciej, niż tradycyjny kapitalizm.” A jak objawiły się te straszne nierówności społeczne w Finlandii?

  37. nameste’s avatar

    kwik :

    A jak objawiły się te straszne nierówności społeczne w Finlandii?

    Też nie rozumiem, może jest w tym miejscu jakaś niedoróbka redakcyjna.

  38. kwik’s avatar

    Bo zapewne chodziło o generowanie różnic w dochodach. Powyżej pewnego pułapu dochodów chyba głupio mówić o nierównościach społecznych.

  39. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    Otóż nie całą (kultura się zmienia, pojawiają się rzeczy nowe, których nie było skąd odziedziczyć). I nie wzdłuż dziedziczenia biologicznego, ani to warunek konieczny, ani wystarczający. Praszczurem dzisiejszego inteligenta mógł być chłop itd.

    Jeśli mogę się nieśmiało włączyć – moim zdaniem mamy w przypadku etosu inteligenckiego oraz aspiracji powstającej MC do czynienia z czymś w rodzaju atraktora/ów. Ludzie startujący z dowolnego niemal miejsca w społeczeństwie kierują się w stronę najważniejszych w danej epoce/dekadzie atraktorów, starając się do nich zbliżyć określonym zachowaniem, stanem posiadania, edukacją etc.
    Atraktory dryfują, zmieniają się ale przede wszystkim powstają nowe (zakładając, że np. dawny naukowiec‐odkrywca to jednak nie to samo, co obecny geek), mogą też być importowane z jednego kręgu kulturowego do drugiego. Dzieci wiedzą oczywiście, ku czemu dążą ich rodzice, często też wybierają te same atraktory – ale przecież nie zawsze.

  40. wo’s avatar

    nameste :

    Częstujesz mnie frazesem, że kulturę się dziedziczy. Otóż nie całą (kultura się zmienia, pojawiają się rzeczy nowe, których nie było skąd odziedziczyć). I nie wzdłuż dziedziczenia biologicznego, ani to warunek konieczny, ani wystarczający. Praszczurem dzisiejszego inteligenta mógł być chłop itd.

    Ale właśnie dlatego, że rozumiem różnicę między dziedziczeniem kulturowym a biologicznym mogę powiedzieć na przykład o „naszych praszczurach, felistonistach z prasy międzywojennej” nie w takim sensie, że mamy wspólne mitochondrialne DNA, tylko że koniec końców powielam pewne grepsy (i wyczytał to Passent u Słonimskiego, a Orliński u Passenta).

    w grepsie o amerykańskim serialu – tym bardziej.

    Nie umiem uwierzyć w to, że deklarujesz to w dobrej woli. Mi Mnie ten greps wydaje się to zjawisko opisywać równie precyzyjnie jak – bo ja wiem – „dola chłopa u pozytywistycznych przynudziarzy”. Ta „dola chłopa” ewokuje chyba u Ciebie pewne konkretne motywy? Też nie? No to „klasa średnia taka jak w amerykańskim serialu” działa podobnie.

    „Tego typu motywów w literaturze” (zob. wyżej cytat z Ciebie).

    Jak nie jak tak? Co powie drobnomieszczański ojciec rodziny, gdy syn mu oznajmi „postanowiłem pójść w ślady Kordiana/Judyma/Siłaczki/Reduty Ordona, gryplan jest taki, że najpierw będę przymierać głodem ucząc chłopskie dzieci, a potem zginę na barykadzie ewentualnie pochlastam się podczas nieudanej próby zamachu na Putina?”.

  41. nameste’s avatar

    wo :

    tylko że koniec końców powielam pewne grepsy (i wyczytał to Passent u Słonimskiego, a Orliński u Passenta).

    Póki to mówisz w liczbie pojedynczej, póty wszystko jest OK, gorzej, gdy wypowiadasz się o „całej gremialnej generacji”.

    Mi Mnie

    Nie rób więcej, proszę, tego błędu, jestem uczulony (jak Ty na „prawicową interpunkcję”).

    Ta „dola chłopa” ewokuje chyba u Ciebie pewne konkretne motywy?

    Ależ owszem. Mogę z rękawa wymienić kilka‐ czy kilkanaście określników i będzie tam o uwarunkowaniach historycznych, patriarchacie, typie religijności, o rodzaju chtonicznej brutalności („zwierzęcości”), sporo o ekonomii, itd. itp. Ale z amerykańskim serialem tak łatwo mi nie idzie.

    Jak nie jak tak?

    To jakieś nieporozumienie. Napisałeś:

    tego typu motywy w literaturze potępiano jako „literaturę kuchenną”

    Ja napisałem:

    No ale drobnomieszczaństwo jako żywo nie potępiało [tego typu motywów, czyli „literatury kuchennej”]

  42. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Ludzie startujący z dowolnego niemal miejsca w społeczeństwie kierują się w stronę najważniejszych w danej epoce/dekadzie atraktorów, starając się do nich zbliżyć określonym zachowaniem, stanem posiadania, edukacją etc.

    Tak. Zacząłem się nad tym zastanawiać i automatycznie ruszyłem w stronę Bourdieu, bo on nie tylko od „kapitału kulturowego”, ale i od habitusu (uwewnętrznienie normy kulturowej), od analizy rozpiętości między aspiracjami a możliwościami ich wypełnienia itd. Bardzo ciekawe.

    No i tak leniwie grzebiąc to tu, to tam, nadziałem się na doktorat cytowanego już tu Tomasza Warczoka (bardzo pozytywnie cytowanego), który pisze tam:

    świat konsumeryzmu i konsumpcyjnych praktyk na wskroś przecina późnonowoczesną rzeczywistość, można wręcz zaryzykować sąd, iż konsumpcja stała się powietrzem, którym oddychamy. Centralne miejsce konsumpcji wiąże się z przemianami struktury społecznej zglobalizowanego świata. Kulturę prawomocną nie reprezentuje już klasa wyższa „starego” mieszczaństwa, realizującego cnoty oszczędności, pracowitości i odroczonej gratyfikacji. Dominujące stają się dziś wartości reprezentowane przez zbiorowość opisaną przez Bourdieu jako „nowe drobnomieszczaństwo”, które wyznaje zasadę koniecznej przyjemności, wedle której „(…) rozkosz to rzecz nie tylko dozwolona, lecz także obowiązkowa.” Stojąca w zglobalizowanym świecie u szczytu społecznej hierarchii transnarodowa klasa kapitalistyczna nowych kosmopolitów, w pełni przejęła habitus „nowego drobnomieszczaństwa”, tworząc kuszącą, będącą wzorem dla innych, konsumpcyjną kulturę prawomocną. [stąd]

    „Kultura prawomocna”, inaczej – legitymizowana przez warstwy/klasy dominujące, ma się wprost do Twojego określenia „najważniejsze w danej epoce/dekadzie”, więc miałem pretekst, żeby zacytować.

  43. wo’s avatar

    nameste :

    Ale z amerykańskim serialem tak łatwo mi nie idzie.

    In the immortal words of some anonymous graffiti artist: to już Twój problem, koleś. Mogę z rękawa wymienić kilka– czy kilkanaście określników i będzie tam o uwarunkowaniach historycznych. Może dlatego, że kiedy Ty czytałeś Orzeszkową, ja oglądałem „Z Archiwum X”.

    Póki to mówisz w liczbie pojedynczej, póty wszystko jest OK, gorzej, gdy wypowiadasz się o „całej gremialnej generacji”.

    A bo to ja jeden tak mam?

  44. nameste’s avatar

    wo :

    Mogę z rękawa wymienić kilka– czy kilkanaście określników i będzie tam o uwarunkowaniach historycznych.

    Sęk w tym, że mimo ponawianych zaproszeń nie wymieniłeś.

  45. wo’s avatar

    nameste :

    Sęk w tym, że mimo ponawianych zaproszeń nie wymieniłeś.

    Ty też nie! Tylko pisałeś, jakie mógłbyś wymienić, gdybyś wymieniał.

  46. nameste’s avatar

    wo :

    Ty też nie! Tylko pisałeś, jakie mógłbyś wymienić, gdybyś wymieniał.

    Przynajmniej wiadomo, w którą stronę by to szło. Gdy natomiast idzie o wzorotwórczy potencjał seriali amerykańskich, to mogę jedynie podejrzewać, że etos klasy średniej wg WO ma coś wspólnego z „Archiwum X”. Już dziesiątą godzinę wisi ta teza bez podpórki, ale OK, niech sobie wisi, może się nawet kołysać.

  47. wo’s avatar

    nameste :

    Przynajmniej wiadomo, w którą stronę by to szło.

    Uwarunkowań historycznych. No to ja też!

  48. nameste’s avatar

    @ wo:

    Jak już mówiłem, nie przeszkadza mi, że teza wisi i się kołysze.

  49. babilas’s avatar

    Ekhem, ekhem... Dyskurs o tym, czy chłopi wyssali zamiłowanie do kwartetów Szostakowicza z mlekiem Orzeszkowej, czy wręcz przeciwnie, znaleźli je dopiero później, w Archiwum X, doszedł już do takiego etapu, że atmosferę przyjęcia może uratować jedynie petarda w żyrafie lub – paradoksalnie – wioskowy idiota wkraczający na salony w akompaniamencie solidnego pierdu. Ponieważ żyrafa została już wykorzystana, a redaktorzy Terlikowski i Warzecha nie napisali ostatnio nic zajmującego, spróbuję zwekslować rozmowę na trochę inny tor.

    Sprawiłem przyjemność WO odwołując się do jego artykułu sprzed kilku lat demonizującego gentryfikację (Szanuj menela swego). Temat jest ciekawy i od czasu do czasu pączkuje nowymi tekstami. Na przykład tym (druga część tutaj, o zapowiadanej trzeciej autor chyba zapomniał chwilowo). Temat o tyle ma związek z wpisem, że poniekąd okracza ową tytułową klasę średnią.

    Aha, miało być śmiesznie: tutaj jest.

  50. sheik.yerbouti’s avatar

    babilas :

    Temat jest ciekawy i od czasu do czasu pączkuje nowymi tekstami. Na przykład tym

    Domyślam się, że autor publikując w Przeglądzie Anarchistycznym (czy tam płacą za teksty?:) nie może inaczej, ale fragment:

    Odnowa miasta dokonuje się na płaszczyźnie technicznej i estetycznej, pojawiają się ułatwienia komunikacyjne dla osób starszych i rowerzystów, kamienice są remontowane, a dzikie parkingi zastępowane przez biura. Przy okazji ruguje się przestępczość i wandalizm oraz „racjonalizuje” miasto. Ten modernizujący i wydawałoby się, humanizujący miejską przestrzeń ruch, jest jednak zły. Dlaczego? Ponieważ w istocie degraduje miasto, niszczy dzielnice i ich społeczności.

    jest aż zabawny (kojarząc mi się z „co nam właściwie dali Rzymianie?” w Żywocie Briana). Czy warto bronić tych (lumpen)proletariackich społeczności? Wiem, że zło polega na tym, że raz puszczona maszyna nie chce się zatrzymać i klasa średnia w końcu też musi się wyprowadzić tam, gdzie taniej. Ale co robić w zamian?

1 · 2 ·

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *