koniec wycieczki

Skracam resztę wycieczki po numerze 19 „Kontentu” do paru spostrzeżeń.

Michał Koza recenzuje 1,1 Szymona Biry. Jest to poniekąd impresja, napisana jednak z klasą. Z konkretów – zalecenie ‘czytajcie Birę, dla niektórych obietnica możliwości przygód’. Zwraca uwagę co innego: rodzaj antyprojektyzmu.

wśród powodów omijania przez krytyków takich [Biry] i podobnych tekstów widziałbym raczej zastanawiające lekturowe dążenie, by koniecznym inkluzem (z demonologiczno‐ascetycznymi kontekstami tego słowa), wygadanym mieszkańcem wiersza był jasny komunikat. Do tego założenia dodajmy postulaty, by artystyczne (od)dział(yw)ania ujmować w uogólnione formuły projektów oraz traktować z rezerwą poetyki, w przypadku których nie da się tak łatwo tego zrobić

oraz:

Jednocześnie teksty z 1,1 nie wywołują we mnie poczucia, że muszę być lepszym interpretacyjnym szaradzistą, jeśli nie poskładam wierszowych elementów w jeden dyskurs, by wszystkimi rządził.

Oczywiście nie chodzi [domyślam się] o stanowisko spod kwantyfikatora wielkiego. Raczej o to, że wymóg czy wyższość ujmowania zbioru wierszy w organizujace procedury „projektu” nie są ani konieczne, ani oczywiste. Owszem, są krytycy, którzy zdają się tak sądzić (zwłaszcza gdy sami biorą udział w projektowaniu projektu czy to na etapie koncepcyjnym, czy redakcyjnym); z pewnością ułatwia to im (późniejszą? z góry zamierzoną?) pracę tematyzowania (o docenianiu nie wspominając).

A „jasny komunikat” lub „jeden dyskurs, by wszystkimi rządził” (dług sauroniczny^) – też lepiej nie brać punktowo (czy dosłownie) tych określeń. Mogą się realizować np. jako sekwencja efektownych fraz, typu:

[...] próba nomadycznego, koczowniczego i pirackiego złomiarstwa, somatycznego hakerstwa i dadaistycznych cyberfantazji

...i wszystko jasne^.

* * *

Agnieszka Waligóra recenzuje tom Ilony Witkowskiej Gdzie są moje dzieci.

Opiera się on [tekst wiersza] zresztą na jednym z najważniejszych dla całego tomu poetyckich chwytów: powtórzeniu. Nader często ogląda się tu bowiem świat poprzez spowolnione rearanżacje słów lub ich układów, testując różne optyki poprzez – jak w zacytowanym właśnie utworze – zmianę szyku, lub przeciwnie, poprzez smakowanie jednej frazy, która jednak z każdym kolejnym powtórzeniem brzmi inaczej.

Jakoś nie brzmi.

(Również w wierszu Joanny Wróbel z ‘onewierszstandów’.)

* * *

Na deser rutynowa [już] wymiana ciosów.

Jakub Skurtys recenzuje tom przyjmę, oddam, wymienię Wojciecha Kopcia.

[...] laudacja [Moniki Brągiel] jury konkursu Instytutu Literatury, w wyniku którego tom został wydany, nie mówi za wiele. To raczej zbiór krytycznych miazmatów, zanieczyszczających przestrzeń dyskursywną. Zrekapituluję: całość tomu jest przemyślana, konstrukcje językowe są płynne, podmiot się przeobraża i miesza sensy, opowiadając o ciele, czasie i rzeczach, czasem robiąc z tego karnawał. Uch... Trudno orzec, na jakiej podstawie Kopeć został wybrany i co w jego liryce rzeczywiście urzekło jurorów – w laudacji opisano po prostu sprawne odrobienie lekcji nowej poezji, i to z dość starego już podręcznika (takiego z okolic przełomu wieków).

Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że we wstępie do antologii Pragnienie (zbierającej plon wspomnianego konkursu IL) jej redaktor (i członek żury), Rafał Gawin, zajmuje zdecydowane stanowisko antyprojektowe, zarzucając [kolektywnie preparowanym] projektom „laboratoryjność odsyłającą do jakiejś beta‐rzeczywistości wirtualnej”, a więc rugowanie pierwiastka życia/emocji, mimo „technicznej doskonałości” i „konceptualnego wycyzelowania”.

Jak pisze Tomasz Kozak [zob.], „walka trwa”.

Na marginesie lektury owego wstępu zauważę jeszcze, że opisana przez żurora praktyka oceny wierszy budzi strach i niedowierzanie (a nawet zazdrość). Co wystarczy przeczytać w konkursowym zestawie (i już wiedzieć)? Gawin powołuje się na Zdzisława Jaskułę:

Trzy pierwsze wersy pierwszego wiersza, trzy ostatnie ostatniego.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *