No więc, zgodnie z zapowiedzią z długiej blogonoty, czytam Największy na świecie drewniany coaster Patryka Kosendy i to jest trochę tak, jakby coś wybiło dziurę w akceleratorze rozpędzającym cząstki (językowe) ku zderzeniom zgniatającym słowa i sensy, tym na prywatny użytek zmontowanym chałupniczo „wielkim zderzaczu halunów” (pole magnetyczne: stream und drang), czyli urządzeniu pn. Robodramy w zieleniakach, a więc wybiło dziurę i zgęstki się wylały, prostują się w piosenki wkurwu i zamglenia, rozhuśtują emocje (więc coaster w tytule znowu potwierdza talent do nazywania tomów; drewniany? nie będzie przejęty przez inwestora o chytrych jankeskich oczkach, tu się nie biletuje; można też od ręki spalić, czmychnąć, szybko zbudować gdzie indziej) i zapraszają, żeby było tak:
toczymy się teraz wyjącym korowodem
(tę frazę pożyczam od Bobuli). Czemu „zamglenia”? Bo wkurw nie wybiera, niecierpliwy jest, w niczym nie pokłada nadziei itd.
Chary cacy
Przejebałem kolejny krowi grosz na automacie z pluszakami.
Benio Benefit nie dał się schwytać. Z rozpaczy zagryzłem dłoń
morskiego konia, która co prawda nie karmiła, ale lubiła
głaskać po woli. Matula Krasula wije się w wijarze.
Spaliłem pomniejszego proroka, lecz po nim nadchodzą kolejni:
Zasady naszej gry są zdrowe i rozsądne.
Krowa, która dużo ryczy, szlachetnej charki nie posiorbie!
Świetny‐celny jest „krowi grosz”, odwołuje się w tle do „wdowiego grosza”, ofiary, co ją dają ubodzy z potrzeby serca/powinności. Tu jest to grosz dojonych, który do nich wraca w pozorze łaski, a w istocie po pomnożenie kapitału. Rozdano miliony świeżaków, słodziaków i fajniaków (btw, jednym z mniej popularnych, jak się zdaje, był Pomidor Patryk), ale jakie tam „rozdano”, skoro na talon potrzebne systematyczne zakupy w sieciówce. (Jest też druga strona medalu: charytatywne splunięcie, tu nazwane po imieniu (charka), budzi – bywa – reakcje typu „ach, deszcz manny”.)
Benio Benefit jest niepożądaną personifikacją uchwytu do bicia i pogardy, czyli zawsze stosującej liczbę mnogą frazy „beneficjenci dobrejzmiany/500+/itp.”. Mnie, co prawda, wskakuje (równie niepożądany?) undermining: gdy słyszę „Benio”, dodaję w myśli „XVI” i obraz się odspójnia. Choć nie wiem, czy do końca: niejasny „morski koń”, który „głaska po woli” – niech się ew. wola uspokoi, pokora kluczem do kr.nieb., cały ten shit – może przecież adresować Beneficjenta starszego niż ustroje.
Matka Krasula, znak matczyzny (ojciec to w niebiesiech etc.), „wije się w wijarze”. Znowu zwięzłe‐celne (do bólu; niedawno dowiedziałem się, że jest coś takiego, jak VR sickness; mamy to jako zbiorowość od lat i może nawet o tym nie wiemy).
Wchodzę w te szczegóły, żeby lekkość i piosenkowość nie przesłoniły czytelnikowi autorskiej sprawności (jak to nazwać? technicznej? chyba idzie o coś więcej). Weźmy na przykład wiersz Młody Zagłada struga kamrata (cytuję początkowy fragment):
Skleić wyklętość prowizorycznie. Budulec – spleśniałe tętnicze powidło. Chwała Cośtamowi! Odwija powiekę: a jedzie mi tutaj ryksza widmo, w niej bukiety zębów i słone kadzidło?
Faszyzujący cośtamowcy (tak, też od dawna mam „naród” za pusty, ale groźny pejcz) dostali niedawno, co prawda, zastrzyk świeżych konfitur od rządu, ale generalnie – obraz w punkt. Zombie‐obraz. U Mickiewicza stoi: ofiarowany, martwą podniosłem powiekę, sam podniósł, tu – trzeba trupowi odwinąć z zewnątrz, chytrym paluchem‐podżegaczem.
* * *
Patrzeć starannie (nim się dołączy do korowodu) – oto moja recepta na pierwsze trzy czytania Coastera (dla samego siebie). Może być też tak, że w tej jeździe góra‐dół, wywracającej żołądki na nice, aviomarinem okaże się właśnie szczypta underminingu. Przegląd tfu‐sceny politycznej w wierszu Cokolwiek powiesz plus jeden zawiera taki na przykład kawałek:
Na gruszy spoczywał Profesor Kapiś. Łypał, łypał, łypał. Obciachowy jak obciach – kruszył owocem, suchym konfetti na ryże ciało, miał limbo pod okiem i brzmiał jak blizna:
Bez specjalnych problemów rozpoznamy w prof. Kapisiu przedmiot rytualnych rantów, „jaśniepaniczykowskie pieski Sorosa” itd. Mnie jednak pod‐minowuje się Kapiś „teorią skapywania”, a ta z kolei fikcja prowadzi także do megatłustych sitwesów, którzy obsiedli Matkę Krasulę. Pozostańmy jednak przy literaturze, oddalę się więc do kolejnych czytań.
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2021/07/piosenki-wkurwu-i-zamglenia/trackback/