skand, ziemie przejściowe

Najbliższym polskim poetyckim krewnym Niny Manel jest bodaj Jacek Dehnel. Łączy ich odwewnętrznie narzucona dyscyplina, rygory wersu i średniówki. Także skłonność do przegrzebywania, choć gdy Dehnel przegrzebuje szpargalia kultury (wśród których czasem jawnie przeflaneruje własną refleksyjną osobą), Manel grzebie w ziemi, w ciele, w zakrzeplinach obyczaju; rozcina różne sploty, by zobaczyć, co tam się wije pod spodem, a własną [podmiocią] osobę releguje na zewnątrz, np. do b. odrębnego cyklu o Loli Kittinger, w którym pozwala sobie na wielostronnie skierowaną kokieterię/ironię.

Łączy ich też czasem metoda (ekfrastyczne Kopce), a nawet i temat (wiersz Makryna; na plus Manel: zrobiła to tysiące razy krócej).

Wiersze Manel, te poddane dysycyplinie formalnej, brzmią jak raport z sekcji, sucho, niby beznamiętnie, jak zapis rytuału wypełnianego wedle zasady ścisłej niczym tradycja pisania ikon. A jednak wydaje mi się, że ten rygor skrywa wkurw, i to taki rewolucyjny (okołopaździernikowy), a ponury jak pociąg pancerny dwunastozgłoskowiec jest współczesnym analogonem skandowania, specyficznego dla Rosjan (z owej i późniejszych epok). (Wąskodziedzinowe znaczenie terminu skandować z terapii (post)lacanowskich też może się przydać.)

Oczywiście, to moje subiektywne wrażenia, do podzielania których nikogo nie będę. Ale nawet w samym pseudonimie literackim, Nina Manel, widzę echa dwóch znaczących imion z epoki: Ninel [Lenin wspak] i Marlena [Marks‐Lenin].

A oto wiersz, w którym (jak rzadko) wkurw się ujawnia...

Ogólny stan wyższej konieczności

Moment: uczysz sztywne palce oblepiać cienkopis,
pół momentu, gdy matka goni do maszyny:
z tego nic nie będzie, lepiej wal w klawisze,
na plastyczność, gówniarzu, już nie masz co liczyć.

A jednak: uczysz sztywne palce oblepiać długopis;
summa summarum, czemuś ma to służyć:
z tego coś ma wyjść, lepiej walcz sumiennie,
gdy gnój chce być geniuszem, musi umieć liczyć.

Pers stał się wyżłem; kiedy miękko wejdę
w zaślinione słowa między szwem a brzegiem,
w ból wypruty z głowy, ciepły jak dynamit:
zamiast krwi i żółci, hialuronian sodu.
Wewnątrz środowiska, będę tylko szpiegiem.

...choć ostatnia cząstka (credo?) jakby wyznaczała strategię przyczajenia (przed podjęciem pościgu) i obserwacji (na bok idźcie humory, czas nawilżyć oko).


PS Lola Kittinger istnieje naprawdę, tzn. na fejsbuku; wczoraj, 12 stycznia, napisała:

One of the greats.
I’ll definitely miss him and count down the next 4 excruciating year and just hope for the best.

pod widełem pokazującym chwałę i wielkość Trumpa.

  1. babilas’s avatar

    Kiedyś, w ubiegłym stuleciu, ukazała się książka „Kino Andrzeja Dudzińskiego”, zawierająca kilkadziesiąt recenzji nieistniejących filmów (pióra różnych autorów: od Stanisława Barańczaka po Stanisława Tyma, poprzez zawodowych krytyków filmowych w rodzaju Tadeusza Sobolewskiego), do których to filmów wymieniony w tytule grafik stworzył również plakaty.

    Czytając powyższy wpis walczyłem z dojmującym uczuciem, że jest (będzie) on składnikiem tomu zbudowanego na opisanej wyżej zasadzie. No, ale jednak sprawdziłem: Nina Manel istnieje (choć fraza „Najbliższym polskim odpowiednikiem...” może sugerować jej nie‐polskość). I jest neurokognitywistką. To skądinąd cudowne i bardzo optymistyczne, że uważa obie swoje super‐niszowe tożsamości za tak znaczące, że uznała za stosowne ukryć jedną z nich za pseudonimem.

  2. nameste’s avatar

    babilas :

    (choć fraza „Najbliższym polskim odpowiednikiem...” może sugerować jej nie‐polskość)

    My bad. Nie orientuję się na tyle we współczesnej poezji obcojęzycznej, by orzekać nieistnienie bliskich (bliższych niż JD) poetyckich krewnych tej autorki, „polskim” jest tu po prostu ograniczeniem domeny, może niezręcznie użytym.

    Co do czytelniczego poczucia nierealności. Byłoby nawet uzasadnione, bo autorzy recenzji wierszy NM ukrywają jej poetyckie pokrewieństwo z JD, a w gąszczu skomplikowanych deskrypcji nie spotkałem „rewolucyjności” ani „wkurwu”. No ale przecież nie czytałeś tych tekstow. Widocznie coś przeziera spod zdań powyższej blogonoty.

  3. Manel’s avatar

    To nie jest pseudonim.

  4. babilas’s avatar

    Manel :

    To nie jest pseudonim.

    https://www.biuroliterackie.pl/biuletyn/nina-manel-transparty/

    Ukazuje się kolejny późny debiut, książka, która – podobnie jak ‘Raport wojenny’ Agaty Jabłońskiej nagrodzony w 2018 roku Silesiusem – mogłaby zostać wydana już w poprzedniej dekadzie. Mowa o ‘Transparty’ ukrywającej się pod pseudonimem literackim Niny Manel.

  5. Manel’s avatar

    @ babilas:

    Dziękuję za informację, do tej pory myślałam, że znam swoje personalia lepiej niż obcy mężczyźni z internetu.

  6. nameste’s avatar

    No ale linkowany tekst wisi w BL od sierpnia 2019, może tam należy wyprostować, zamiast. Jeśli to ważne.

  7. Manel’s avatar

    Obawiam się, że to ważne jedynie dla Was, skoro rozważa się tu zarówno genezę imienia, jak i stawia hipotezy dotyczące rzekomego ukrywania się; stąd prostuję tutaj, z czystej uprzejmości, choć jednocześnie z pogodną rezygnacją.

    Kobiety są przyzwyczajone do zmian nazwiska. Wkrótce zmienię je po raz kolejny, więc szkoda zachodu. Pozdrawiam, Markslena, Nobel, czy jak jej tam na imię.

  8. nameste’s avatar

    Manel :

    rozważa się tu zarówno

    To proste: pseudonim literacki pochodzi z wyboru, nazwisko „urzędowe” (np. to, którym podpisuje się umowę wydawniczą) – z mniejszego lub żadnego; zwyczajowo nie komentuje się nazwisk, pseudonimy rozważa się tak, jak i inne akty twórczych wyborów, nic w tym złego (chyba); temat otworzyło BL swoim [dotąd nie sprostowanym] anonsem. Ale ok, czymże jest róża.

  9. Manel’s avatar

    Nie wypada mi chyba wchodzić głębiej w temat pod tekstem dotyczącym mojego własnego tekstu.
    Zasadniczo, w ogóle nie powinnam się pod nim wypowiadać (przepadło), bo jest to w jakiś sposób nieeleganckie; nic mi do tego, jak postronni to widzą i nie powinnam z tym polemizować. Chciałam jedynie sprostować coś, co w moim mniemaniu odnosiło się jednak do mojej osoby prywatnie, dość odruchowo i nie pierwszy raz.
    Szczerze mówiąc, spodziewałam się reakcji „aha, spoko”, „a czemu tak” albo braku zainteresowania, ale nie dłuższej dyskusji, w której moje położenie jest dość kłopotliwe.
    Akurat parę godzin przed zobaczeniem tej notki oddałam tekst, w którym zaczepiam bardzo luźno o temat osoby autora przy pisaniu o wierszach; kiedyś się pewnie pojawi w internetach (ale uwaga, BL). Może stąd impuls do sprostowania. W ramach peace’u wyznam, że na umowie wydawniczej są obydwa.

  10. nameste’s avatar

    @ Manel:

    Ogólnie: spoko. Temat osoby autorskiej (nawet luźno zaczepiony) jest ciekawy, choć zasadniczo etykieta na tekście powina wystarczać (w myśl: autorzy mają bibliografie, bardziej niż biografie). Moja fantazja dot. Rosji radz. w blogonocie (mam nadzieję) nie wykracza poza ramy bibiliografii.

  11. babilas’s avatar

    Okazuje się, że Nina Manel ma więcej cech wspólnych z Jackiem Dehnelem niż się wydaje. On też nieustannie patroluje blogosferę w poszukiwaniu recenzji, komentarzy i wzmianek na swój temat (czego i ja doświadczyłem – link). A co do meritum: reklamacje naprawdę nie tutaj. To i tak zaczyna wyglądać jak rozmowa reżyserki Białowąs z krytykiem Walkiewiczem.

  12. Manel’s avatar

    babilas :

    Okazuje się, że Nina Manel ma więcej cech wspólnych z Jackiem Dehnelem niż się wydaje. On też nieustannie patroluje blogosferę w poszukiwaniu recenzji, komentarzy i wzmianek na swój temat (czego i ja doświadczyłem – link). A co do meritum: reklamacje naprawdę nie tutaj. To i tak zaczyna wyglądać jak rozmowa reżyserki Białowąs z krytykiem Walkiewiczem.

    @ babilas:

    Mam jedynie nadzieję, że po tym wystrzale szamba, Panu zelżało. Pozdrawiam, zupełnie szczerze,

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *