Było tak: najpierw poszedłem zwiedzić ostatni Helikopter, numer potrójny, monstrualizuje się „Helikopter”, ciągle poszerzająca się teka (fascykuł?) ad acta, chwilami (zgryźliwego nastroju) wygląda to jak letopis konfliktu między oczekiwanym a niespełnionym (choć acta są aksjologicznie dobre). Przeskakałem tę wycieczkę z 47 (!) przystankami, nic nie zatrzymało mnie na dłużej, nara.
I zaniosło mnie do Tlenu Literackiego. Ale zanim przejdę do znaleziska, mikrorant w sprawie formy, zarazem wyjaśnienie samemu sobie, czemu dotąd w „Tlenie” bywałem na krótko i niechętnie. Bo oni tam (dotyczy również następnego etapu mojej wierszowej zsyłki, w OKiS‐ie) uważają, że wiersz ma wyglądać jak luźne kipu, z tzw. podwójną interlinią między wersami; wygląda to nie jak tekst, a jak drabinka sznurowa bez sznurów. O co tu chodzi? Żeby wiersz zyskał na wysokości? Dostają kasę od wymuszonego scrollowania? (A w „Tlenie” na domiar jeszcze odstępy między literami w poziomie; e‑ołtarzyk na cześć porzuconej bieli papieru? Ogarnijcie się, bałwochwalcy!)
Wróćmy do znaleziska. Pięć wierszy Andrzeja Woźniaka (o którym nie wiedziałem nic, co wydalo mi się obiecujące). Kradnę jeden (pomijam dedykację, z pewnością ważną dla autora):
spłaszcz kurwia
pan mieczysław natarł się psim tłuszczem
i paszoł płaszczyć kurwia między słoneczne bloki.
widzę go przez okno zlizując sól z frytki,
która smakuje roztopami.
cała ta sytuacja przywodzi na myśl aftę w ustach
lub after w lustrach, ślina momentalnie
zaczyna gromadzić się na czarną godzinę,
ślina jest kurewsko gotowa.
pani weronika z trzeciego piętra postanawia
nie umrzeć i zabarykadowuje się we własnej kuchni
przy pomocy płyt paździerzowych i wikolu,
podczas gdy harcerze z ikonowiczem krzyczą
na schodach stop walce stop walce.
cała ta sytuacja
napawa mnie napawem. mimo to posłusznie
układam się na podłodze i płaszczę kurwia.
przypominam w tym jedną z wielu sardynkę.
Wiersze są (powiedziałbym) nierówne, ale mają w sobie rodzaj nieprostej prostoty, nie wydają się też silić na przypisanie do szkół, względnie anty‐przypisanie (dominująca choroba w „Helikopterze”).
Fraza napawa mnie napawem (wyżej) może być uogólnionym przypisem do tzw. mediów społecznościowych (a nawet szerzej). Podoba mi się też bezczelne sięganie autora po różne stylistyki, co udokumentuję dwoma skradzionymi z innego źródła, z wierszy wybranych w maju 2020 „Odry” (wybierał Karol Maliszewski).
z adamskiego (piosenka)
czterech chłopów idzie w pole,
słońce szarpie skórę im.
z boku gapią się topole
a zza wzgórza płynie dym.
chrzęszczą gnaty, strzyka ślina,
chłop pracuje, w transie jest.
obiad: grzyby, chleb, słonina,
wódka, wódki, kubki też.
ziemia pęka gdy ją chłopi
kopią tak jak swoje psy.
i zaczyna mówić, ropieć,
słowa, ropa, chichot zły.
pod wieczorem, trupim czasem,
nie odwracać się nie grzech.
słońce chowa głowę w piasek,
z pola wraca chłopów trzech.
Ten niżej – na lepszy początek roku.
trudne wybory
wczoraj kupiłem pora na obiad
i niosłem go w plecaku, jak pół świetlickiego.
jesień gryzie się z wiosną o początek roku.
wrona dziobie orzech, tamten dziobie palcem ekran.
wszystko zatrzymuje wyżyłowany szum:
polskie pkb.
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2020/09/splaszczyc-kurwia/trackback/