Leckie? Akurat!

Nagrodzona niedawno Angelusem za przekład powieści Nádasa Pamięć Elżbieta Sobolewska pisze o jednej z podstawowych trudności, jakie napotkała:

W węgierskim nie ma rodzajów, nie ma nawet rodzajników. Można napisać o osobie całe strony, nie wyjawiając jej płci. W dodatku Nádas bardzo rzadko używa imion, czasami bohaterowie są bezimienni, jak na przykład narrator, a nawet jeśli mają imiona, najczęściej nie są nimi nazywani w snutej przez Nádasa opowieści. Mamy więc nieskończony łańcuch wydarzeń, gdzie musimy z konstrukcji zdań i chronologii wydarzeń odczytać płeć pojawiających się postaci, kobiet i mężczyzn. To samo tyczy się wypowiedzi, gdzie w języku polskim forma osobowa czasownika wskazuje, do której części zdania odnosi się kolejna. Polski przekład więc, na szczęście, z powodu obowiązujących w polszczyźnie reguł gramatycznych, jest łatwiejszy w odbiorze.

Nie miałem pojęcia o tej cesze węgierskiego (jak i o milionie innych spraw, człowiek uczy się itd.); można by Węgrom pozazdrościć, że są uwolnieni od tego językowego przymusu rozróżniania, który na co dzień jedyne właściwie, co robi w XXI wieku, to petryfikuje całe piętra ról społecznych (przymus ich odgrywania), uwikłania w gender itd., itp., można by tu wymieniać bardzo długo. Choć pewnie wcale to nie takie proste, a na Węgrzech mają swoje sposoby.

* * *

Ale właściwym powodem, dla którego o tym wspominam, jest swoisty wyrzut sumienia. Od paru miesięcy chodzi bowiem za mną nie napisana blogonoć o dwóch książkach, które wywarły na mnie spore wrażenie i stały się pożywką do rozważań (póki co: w tyle głowy).

Pisała o nich Ninedin w linkowanej i jeszcze nowszych notach, pisały inne prawdziwe fanki; trafiłem na te notki dopiero po lekturze. Dlaczego? Bo prawdziwe fanki czytają w oryginale! A ja nie, niestety. Unikam też (kiedyś było inaczej) polskich wydań SF‐fantasy, bo dominują cykle, czeka się na kolejne tomy, a czasem na próżno.

Jak i w tym przypadku. Zabójczą sprawiedliwość [Ancillary Justice] oraz Zabójczy miecz [Ancillary Sword] wydał imprint Muzy, Akurat; tę drugą w roku 2015, minęły 3 lata! A na część trzecią, domykającą „trylogię Radch”, Ancillary Mercy, możemy sobie czekać nie wiadomo jak długo, a może nie doczekamy się wcale.

Na domiar złego ukazała się kolejna ksiażka Ann Leckie, Provenance (2017); podobno „dobra choć inna”.

* * *

Lewą rękę ciemności Ursuli LeGuin uważam za jedną z najlepszych (i prowokujących do rozważań) powieści XX wieku, w skali bezwględnej, bez szufladkowania gatunkowego.

Ann Leckie w jakimś sensie wpisuje się w ten poświadczany przez LeGuin nurt. Gatunkowo space opera, ma w sobie poważny potencjał pytań, tradycyjnie zaniedbywanych w filozofii czy antropologii, socjologii itd. Trzeba wymyślić inny (wszech)świat, by te pytania, na zasadzie „eksperymentu myślowego”, swobodnie (a ciekawie!) pozadawać.

A co mnie, mocno z boku czytelnika, męczy? Mam wrażenie, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane o świecie, społeczeństwach, językach, uczuciach i osobach u Leckie, i chciałoby się podyskutować.

Tymczasem zaś czuję się nie przygotowany; gdzie jest trzecia część po polsku, Akuracie?!

  1. Ninedin’s avatar

    Trochę obok notki. Pisze mi się artykuł (bardziej naukowy) o Leckie, imperiach i języku, jak skończę, to chętnie podrzucę.

  2. nameste’s avatar

    @ Ninedin:

    Bardzo chętnie, poproszę!

  3. junoxe’s avatar

    No mnie szlag trafia, bo co miesiąc sprawdzam czy już zamierzają wydać trzecią część. Może im wyszło (fokusowo czy jak), że nikt na to nie czeka. Tym samym są już dwie osoby.

  4. nameste’s avatar

    @ junoxe:

    Etyka wydawcy! Się wydało dwa pierwsze, to trzeci się należy jak psu zupa! Ale powody moga być różne, np. przestali sie dogadywać z tłumaczką. Niemniej, granda, skandal i protestujemy.

  5. telemach’s avatar

    nameste :

    Etyka wydawcy! Się wydało dwa pierwsze, to trzeci się należy jak psu zupa!

    Zasadniczo tak. Ale wskaż mi w Polsce niesubwencjonowanego wydawcę, w którego planach wydawniczych etyka odgrywa widoczną i wyczuwalną rolę. Jest jednorożec pt Czarne pakujący się wciąż od nowa w przedsięwzięcia wynikające z imperatywu wydawania książek, bo zarówno one na wydanie, jak i czytelnik na to, aby był w stanie je poznać, zasługują.

    Poza tym niestety pustynia, po której szaleje wiatr niekompetencji, braku odpowiedzialności i pogoni za zyskiem nawet kosztem lekceważenia podstawowych zasad, którymi wydawca winien się kierować.

    Dziwnym trafem tym razem trafiło gatunek, który zazwyczaj nie trafia.

  6. nameste’s avatar

    telemach :

    wiatr niekompetencji, braku odpowiedzialności i pogoni za zyskiem

    Ale tu chyba sprawa jest prosta. Wydano jakiś nakład tomu drugiego trylogii (specjalnie nie mówię o pierwszym, żeby uwzględnić rozczarowanych), zapewne znana jest sprzedaż. I tom trzeci wydany w zbliżonym nakładzie ma jakby gwarancję sprzedania, prawda? „Mam dwie pierwsze, nie kupię trzeciej? Kupię”. Zysk pewny, bez ryzyka.

  7. tjt’s avatar

    Dziwnym trafem tym razem trafiło gatunek, który zazwyczaj nie trafia.

    Dawno się tak nie obśmiałem. Oberwanie serii to przy wydawaniu SF w Polsce jak najbardziej standard. Podobnie jak wydawanie losowo wybranych tomów.

  8. hellk’s avatar

    Trzecia część zdecydowanie bliższa drugiej, poprawne zakończenie cyklu pewnie niemożliwego do zamknięcia w 2 tomach. Czytając po angielsku nie miałem w każdym razie wrażenia, żeby z polskim tłumaczeniem (czytanym pół roku wcześniej) było coś nie tak.

  9. nameste’s avatar

    @ hellk:

    No ale polskiego przekładu trzeciej części jak nie było, tak nie ma.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *