rejwach. długa noc

Laura mówiła, że ojciec od dawna pracuje nad projektem państwa, w którym nigdy nic by się nie działo, bo niczego tak nie nienawidzi, jak przedsięwzięć, toczących się wypadków, zdarzeń, zmian i wszelkiego rodzaju incydentów. Laura natomiast była za rewolucją.

[W.G. Sebald, Wyjechali, przeł. Małgorzata Łukasiewicz]

Motto z Sebalda i tytuł blogonoty, też trochę sebaldowski z ducha, wskazują nastrój ponury, tryb predyktywny, ton ściszony. Mówiąc krótko: przygotujcie się, idzie długa noc. Zapasy książek, filmów i muzyki, przestrojenie priorytetów na sprawy najistotniejsze – dla tych, których nie stać na bycie wyjechanym. Kto ma siłę (razem, młodzi przyjaciele), niech ją zmierzy na zamiary. Ogólnie – będzie nieprzyjemnie. A teraz od początku.

rejwach

Początek leży, oczywiście, gdzie indziej. W bycie. Żeby się nie rozpisywać: bierzemy program Razem i traktujemy jako diagnozę status quo ante, opisującą nie wprost stan państwa i klasy politycznej. To nie jest przyjemny obraz. Do tego świadomość, prawdziwa mozaika najrozmaitszych wykluczeń. Epoka rozbicia plemiennego. Nadto lud rydzykowy, lud kaczyński i lud smoleński, częściowo tożsame.

Czy wyobrażacie sobie jak to jest przez 7 z okładem lat bez przerwy gadać, gadać i gadać, w poczuciu niemal całkowitej bezsilności? Myślenie krytyczne obumiera na rzecz wyznawczości, przekonani fanatyzują się, nie przekonani do końca i tak są za jakąkolwiek zmianą. Rządzi rejwach, stan wzbudzenia; nikt tu nikogo nie przekona.

Ludziom trafia w emocje praktyczny program okołoPiS‑u: najpierw sprawiedliwość (ludowa), potem (nowe) prawo. Poczucie niesprawiedliwości pomnożone przez rejwach – oto humus populizmu. Nic tego nie zmieni w najbliższym czasie. Żadne akcje zawstydzające, żadne pospolite nieruszenia leminżerii (à la KOD).

instytucje

Jesteśmy na etapie zawłaszczania instytucji. Sam nie jestem żadnym wyznawcą tych konkretnych instytucji, z ich (zwłaszcza) dotychczasową praktyką działania. Jak mogłaby powiedzieć sebaldowska Laura, to nic innego, jak komitet wykonawczy burżuazji, a jeszcze ten jej nadwiślański wariant, „ciepła woda” i kropidło, brr.

A jednak jestem zdania, że bez takiej instytucji jak np. niezależny (od aktualnej waaadzy) TK zagrożone są wszystkie inne. Orbanizacja na wyciągnięcie ręki. Czy ten pogląd dotrze do wykutych w rejwachu? Nie.

Znalazłem dla was dobry, jak sądzę, przykład. Łukasz Maślanka pisze [9 grudnia po godz. 21, czyli długo po orzeczeniu TK]:

[inny komcionauta:] Wyłączył się [Rzepliński] ze składu orzekającego.

To nie ma żadnego znaczenia. Był współautorem ustawy, którą sam TK uznał za niezgodną z konstytucją. Uznał dopiero za rządów PiS‑u. Kompromis jest taki: Rzepliński przyjmuje pięciu sędziów PiS‑u, a w zamian za to nie będzie ignorowany przez prezydenta i rząd. W przeciwnym razie, jeżeli uporczywie będzie odmawiał dopuszczenia nowych sędziów do orzekania, powinny zostać zastosowane środki przymusu. [podkr. moje – n.]

See? Rzepliński nie jest bohaterem mojej bajki, gdyby w polityce działała przyzwoitość, powinien się podać do dymisji w dzień po otrzymaniu krzyża Pro Ecclesia et Pontifice [„przyznawany przez papieża w dowód uznania dla zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła”]. Ale sytuacja, w której to Kaczyński mianuje sobie prezesów TK jak chce, jest jeszcze gorsza, zasadniczo, od obecnej, z tym chomikiem na stolcu prezesowskim.

ktoś obroni?

Nie sądzę. Co może Unia? Nic zgoła; popatrzcie na przykład węgierski. Coś ktoś może wewnątrzkrajowo? Nie widzę. Może naprawdę masowe demonstracje, ale w tej sprawie – nie zanosi się. Co innego, gdy dotrze do rozmaitych grup wyborców, że Kaczyński znowu zrobił ich w konia i nic nie wyjdzie realnie z obietnic przedwyborczych (poza instytucjonalizacją rejwachu – media narodowe etc.). Ale to nie od razu.

Co więc nas czeka?

długa noc

Przygotujcie się. Zapasy książek, filmów i muzyki, przestrojenie —

  1. telemach’s avatar

    Zbiorowość (celowo unikam społeczeństwa lub narodu) przespała, uznając oczywistość niezmiennej rzeczywistości. Tego, co było dane, a dany był zestaw narzędzi, nie zaś gotowy produkt, nieomal nikt nie cenił, bo rzeczywistość była obarczona mankamentami.
    No to się narracja osunęła tam, gdzie ląduje ona zawsze, gdy mamy do czynienia z kolektywnym brakiem odpowiedzialności za to, co wprawdzie niedoskonałe i warte naprawy, ale bezbronne z braku obrońców.
    Zatem mamy, co mamy. Jako zbiorowość (zasłużyliśmy).
    Rozpoczną się nieuniknione harce z szukaniem winnych po lewej i wymachiwaniem „dobrem ludu” po prawej.
    Aktualne (i to dotkliwie) pozostają pytania:
    1. Co musi się wydarzyć, aby społeczeństwo zaistniało i uwierzyło w swoje istnienie?
    2. Czy narracja musi być sensotwórcza, aby przeciec do głów?
    3. Co przyzwoity człowiek powinien robić w momencie, gdy zbiorowość zaczyna się sobie nagle podobać jako motłoch?

    Nadchodzą interesujące czasy.

  2. nameste’s avatar

    Napisałem w blogonocie:

    Kto ma siłę (razem, młodzi przyjaciele), niech ją zmierzy na zamiary.

    A tu, proszę bardzo, tekst Kazi Szczuki Razem, młodzi (nie)przyjaciele, w którym wzywa Razem, żeby nie stała osobno.

    Potwierdzony poniekąd tryb predyktywny.

  3. nameste’s avatar

    telemach :

    Zbiorowość (celowo unikam społeczeństwa lub narodu) przespała, uznając oczywistość niezmiennej rzeczywistości.

    Narodu nie ma (to hipostaza), a społeczeństwo jest zróżnicowane. Wydaje mi się, że rozpuszczając ciekawe skądinąd pytania w ogólnym pojęciu‐worku zbiorowości, możemy z góry nie liczyć na ponadbanalne odpowiedzi.

    PS W porę dostrzegłem literówkę, ale odnotuję na boku #umysk: w zbiorowości zawiera się też zbirowość.

  4. telemach’s avatar

    nameste :

    Wydaje mi się, że rozpuszczając ciekawe skądinąd pytania w ogólnym pojęciu‐worku zbiorowości, możemy z góry nie liczyć na ponadbanalne odpowiedzi.

    Ale w takim razie jak określić ten całozbiór jednostek? Istnieją (zakładam) procesy, którym podlegają wielkie liczebnie kolektywy, których nieprzyjemną emanacją potrafi być nagle to co jest. Intelektualna uczciwość nakazuje nadać im jakieś imię, choćby po to, aby móc potem definiować i uściślać.

    BTW: wracam ostatnio do „Masy i władzy” Canettiego, bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zbliżają się ponure czasy i „masa” w stosowanym przez niego sensie wyczuwalnie wzbiera.

  5. nameste’s avatar

    telemach :

    Istnieją (zakładam) procesy, którym podlegają wielkie liczebnie kolektywy, których nieprzyjemną emanacją potrafi być nagle to co jest. Intelektualna uczciwość nakazuje nadać im jakieś imię, choćby po to, aby móc potem definiować i uściślać.

    Właściwie chodziło mi o to, że te procesy do pewnego momentu są jedynie wypadkowymi innych, „drobniejszych” procesów, które już dadzą się oglądać z perspektywy np. socjologicznej, wypadkową, której kierunek&zwrot ma charakter „statystyczny”, fluktuacyjny. Na przykład w ostatnich wyborach wystarczyłoby paręset tysięcy głosów inaczej alokowanych, aby PiS nie miał większości bezwględnej w sejmie. Miałbym kłopot np. z opinią, że „polska zbiorowość” dała się uwieść populizmowi; kwantyfikator nadmiernie rozszerzony. A ów „pewien moment” to moment przejścia od fluktuującej wypadkowej do dominującej większości (w ramach rozpatrywanej zbiorowości).

    zbliżają się ponure czasy i „masa” w stosowanym przez niego sensie wyczuwalnie wzbiera

    U Sosnowskiego (nast. blogonota) znalazłem taki fragment:

    [...] słynna rozprawa Ortegi y Gasseta Bunt mas [...], gdzie „masa”, kategoria z pozoru socjologiczna, jest tak naprawdę kategorią psychospołeczną. „Ludźmi masowymi” mogą być przedstawiciele dowolnej klasy społecznej, gdyż są nimi umysły przeciętne i banalne, [które] wiedząc o swojej przeciętności i banalnosci, mają czelność domagać się prawa do bycia przeciętnymi i banalnymi, i do narzucania tych cech wszystkim innym.

    Co przytaczam, żeby pomnożyć pożytek z sięgnięcia po ksiażkę Sosnowskiego.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *