Oni tam cały czas knują, wytwarzając nowe sposoby patrzenia na tzw. rzeczywistość, nowe (duże) metafory (opisowe), siatki kategorialne, słowniki. Przy ich użyciu formułują diagnozy, ale i postulaty: poznawcze, estetyczno‐etyczne, pragmatyczne. Także polityczne. Jawnie lub niejawnie odwołując się do praktykowanego przez siebie aparatu pojęciowego. Częściej niejawnie, tym bardziej, im konkretniejszej, bardziej sprecyzowanej dziedzinie praktycznej życia ludzi i społeczeństw poświęcone są ich wypowiedzi.
Jacy „oni”? Ze względu na specyfikę tej myślowej roboty zasadne będzie nazwać ich „akademikami”, nawet jeśli poszczególne osoby działają poza instytucjonalnymi ramami tradycjonalnych akademij. Jakie są więc współczesne trendy (czy, nie wahajmy się użyć tego terminu: mody) wśród akademików zajmujących się krytyką kultury i/lub filozofią?
Krótki przewodnik, zawarty w rozmowie z artPapieru, wygląda jak ściana gęstego tekstu, ale jest całkiem poręcznym, niechby i trochę przypadkowym, punktem wyjścia do obrysowania konturów mapy owego knucia.
Pozostaje pytanie, czy to dobrze, czy to źle (że knują). Moim zdaniem, dobrze. Jeśli człowieka nie stać (wydolnościowo) na kosmologię, matematykę wyższą czy fizykę teoretyczną (wymieniam pola najbardziej fascynujące, pozostające na najdalszym perymetrze od ponurych, nieetycznych i nieestetycznych nudziarstw typu tajemnicetrójcyświętej), to może znaleźć pożywne pole ćwiczeń umysłu właśnie tam. Myślmy, więc bądźmy.
-
Kurwa, nic nie zrozumiałem.
-
nameste :
Ale czym tu się chwalić.
Przepraszam.
Zdenerwowałem się jedynie, nie chciałem się obnosić/chwalić.
Całość spróbuję przeczytać późnym wieczorem, jak tylko upał zelży. Tak na marginesie jeszcze dopiszę, że bardzo lubię Twoje notki, aczkolwiek tutaj trafiłem na przeszkodę, zderzyłem się, zabolało i przekląłem. -
Podążając szlakiem wytyczonym przez Rosi Braidotti, można zdiagnozować zwrot afektywny nie tylko jako projekt nowej ontologii, epistemologii, ale i nowej etyki. Można się wzruszyć, można wzruszyć ramionami. Można też pomyśleć o wszystkich studiach doktoranckich (All the lonely people, where do they all come from?) – dwadzieścia lat później ich absolwenci zaczynają doceniać prostotę, a po jeszcze dwudziestu latach zaczynają ćwiczyć osiąganie jej. Bo w programie studiów prosty i zrozumiałości nie było.
-
nameste :
Tylko w pięknej i względnie bezpiecznej krainie matematyki możemy mówić o jednym, dobrze określonym, piętrowym słowniku pojęć
Jeśli pominąć to wyznanie wiary w prostą i szczęśliwą Atlantydę (przecież i tu przychodzą psujki i wszystko psują, i nic w tym dziwnego, skoro matematyka jest językiem, więc wszystkie językowe choroby jej się czepiają), to przyznam Ci mniej czy bardziej chętnie rację, ale prostotę widzę jako postulat, a nie krainę do osiągnięcia po wyznaczonym czasie – a u tych pań nie dostrzegam szczególnego oddania dla sztuki szukania prostoty, wręcz odwrotnie, wydaje mi się (w czym nie byłyby zbyt odmienne od innych nowoprzybyłych do Akademii), że bardzo celebrują nowopochwycony język i własną zręczność obracania nim. I tych dwadzieścia Wielkich Imion, cytowanych jako matter of fact, czy one mają podziwiającą publikę czy tylko lustra?
Wiem, że to kąśliwe podejście do (być może) uczciwego wysiłku umysłowego, ale nie będę bić się w piersi, bo czasami czytuję filozofów i nie tak rzadko potrafię zrozumieć coś z ich wywodów. Więc bywają wśród nich bardziej lubiący mnie, niewidocznego czytelnika. Ale na ogół oni już są uznani jako fachowcy i nie muszą tego w każdym zdaniu demonstrować.
-
nameste :
nie ma zasadniczego problemu [...] z dotarciem do precyzyjnych definicji terminów
A pamiętasz kiedy Karl Menger dotarł do akceptowalnej definicji linii krzywej – i ile stuleci przedtem opierano się na intuicjach i wewnętrznie powikłanych wysłowieniach? A dzisiaj pojęcia ze statystyki łatwiej jest wykuć na pamięć niż zrozumieć o co chodzi. Więc może różnice nie są tak ostro wyznaczone i nawet na poziomie słownika bywają duże kłopoty.
Chciałbym podać jakiś w miarę prosty przykład, nie odstraszający przynajmniej ludzi, którzy spotkali się z geometrią analityczną czy algebrą liniową. Otóż jest głęboka wiara tak w ludzie studenckim jak i wśród znakomitej części wykładowców akademickich, że istnieje na płaszczyźnie czy w przestrzeni jakaś wyróżniona (zapewne przy BigBangu) baza kanoniczna i jak weźmie się takie wektory to one ze swojej natury są prostopadłe. I głupotka bierze się głównie z użytej nazwy, ta „kanoniczność” prowadzi na manowce, ale wyprowadzanie z nich to długa walka. A niby problem na poziomie słownikowym...
-
nameste :
Co do rozmowy pań, to jest wg mnie drogowskaz do drogowskazu, raczej sygnał, że knują i z grubsza gdzie, a mniej informacja o czym knują.
Najkrócej mówiąc, góra rodzi mysz: http://www.obieg.pl/artmix/16571
(Kanoniczność oznacza postać najprostszą w określonych warunkach i w przestrzeni kartezjańskiej faktycznie jest to baza prostopadła, ale te problemy przezwycięża się już na pierwszym roku wprowadzając przestrzeń liniową, doprawdy.)
-
Tomek Grobelski :
w przestrzeni kartezjańskiej faktycznie jest to baza prostopadła
Czyli w przestrzeni euklidesowej, gdzie pojęcie kątów oraz długości dane jest z nieba czyli przez aksjomaty? Mówisz zapewne o bazach z wektorów wzajemnie prostopadłych i mierzących każdy z nich 1, czyli o tzw. bazie ortonormalnej, ale takich baz jest nieskończenie wiele, dokładnie tyle, ile macierzy ortogonalnych n na n. I takie pojęcie owszem, jest dobrze opowiedziane, natomiast właśnie w tym ból, że wiele osób różne egzaminy zdaje (czy też z różnych materii egzaminuje) w zabawnym przekonaniu, że jest jakaś szczególnie wybrana bardzo specjalna, zasadnicza czyli kanoniczna baza – czyli dziękuję za podanie piłki do kopnięcia, bo właśnie o to mi chodziło, że mówią ludzie różne rzeczy myśląc, że świetnie rozumieją to, o czym mówią.
te problemy przezwycięża się już na pierwszym roku wprowadzając przestrzeń liniową, doprawdy.
Doprawdy, wielokroć stwierdzałem (i to ze studentami i wykładowcami z niejednego obszaru geograficznego), że nie przezwycięża się, niestety. Bo gdyby w istocie szło o teorię przestrzeni liniowych i struktury afiniczne, to można by było baaaardzo daleko zajść (z macierzami i wyznacznikami, hen w nieskończoność) nigdy o iloczynie wewnętrznym nie wspomniawszy, czyli nie mając ani pojęcia kąta ani długości (choć bez kłopotów operując współrzędnymi). A ponieważ geometria (szczególnie analityczna) wcześniej się pojawia i miejsce w głowie zajmuje, rodzi się nieuzasadnione przekonanie, że to od razu i w algebrze liniowej istnieje, a to nie jest prawdą.
Inaczej mówiąc: ta algebra, to świat, w którym jest równoległość. A prostopadłość sama tam nie zrobi się, trzeba ją wprowadzić jakoś (najlepiej przez podanie formy kwadratowej), czyli rzeczy wcale nie są tym, czym się wydają i mogę tylko przeprosić nameste za techniczne wywody, ale to jest właśnie jeden z tych momentów, gdy taka mowa jest nieunikniona, bo poza nią, doprawdy, jest groźne grzęzawisko przesądów.
-
Zgoda. Ale samo słowo musiało się pojawić w innych kontekstach, już nawet rysując parabole, uczeń dowiaduje się, że postać kanoniczna to jeden ze sposobów przedstawienia, użyteczny ze względu na. To raczej artefakt z przestrzeni kartezjańskiej, zgaduje. Powidok. Sam taki mam. On znika w miarę zapisywanych tablic, należy unikać rysowania sześcianika i krzyżyka. Niech liczą. Nie wiem!
-
nameste :
opór gowinopodobnych ws. konwencji dot. przemocy wobec kobiet.
O, i to padło in tune and on time. Zauważyliście, że jej teksty są pozbawione, jakby to powiedzieć, żeby to powiedzieć od razu – Ziemi? Przecież ja nawet nie wiem, skąd i do kogo ona mówi oraz z czyjego powodu. W wywiadzie co prawda przebił się postulat uzdrowienia stosunków w środowisku akademickim i to już było prawie coś, niestety nie powiedziała w którym. Kiedy ostatnio czytaliście coś takiego? Sprzęgniętego z w dodatku z takim silnym postulatem zmian, nigdy? Ta dziewczyna ma tupet.
-
@tekst z linka
Mam problem z tym knuciem, po drodze mi z STSami, Latourem a już nie po drodze z De Landą, Braidotti czy Haraway. Bliska jest mi koncepcja „metafizyki empirycznej” bazującej na ontologiach tworzonych „podążając za aktorem”. Mam wrażenie, że wywiad jest dla mnie zbyt tekstocentryczny, mimo, iż wymienia takie słowa jak: obiekt, rzecz etc.
To pewnie na dłuższy tekst albo rozmowę a nie krótki komentarz.
29 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2012/07/knuja/trackback/