„Pierwsza dama” to stosunkowo późny wynalazek amerykański, w polskim obyczaju politycznym pojawił się (nieśmiało) wraz z panią Wałęsową i (na full) przy pani Kwaśniewskiej.
Jest to dość paskudna patriarchalna instytucja, czerpiąca z wzorów monarchii. Kobieta od zabawiania dyplomatów, działalności charytatywnej, balów, rautów itd. W klasycznym układzie monarchicznym plasuje się po „szaro‐eminencyjnej” stronie władzy, wręcz symbolizując nieformalny kanał wpływu na decyzje króla; w krajach katolickich strategiczną pozycję w państwie zajmował spowiednik królowej.
W demokracjach symbolizuje emocjonalno‐sentymentalne oblicze Wysokiej (tfu) Władzy. Dodatkowym, ukrytym polem jej znaczeń jest przekaz ustanawiający Życie Władcy (in toto, a więc wraz z rodziną itd.) jako miejsce sprawowania władzy: to Misja, Namaszczenie i Poświęcenie, a nie Funkcja, Rola, Etat czy Fucha. Jak więc widać, i w tej warstwie funkcjonowania znaczeń pierwszodamizm jest szkodliwy.
Osobiście mam do pierwszodamizmu stosunek taki sam, jak do prób przywracania ważności tzw. arystokracji czy do funkcji kapelana głowy państwa. Szkodliwe relikty. Trzeba dużo więcej niż dziś kobiet u realnej władzy, aby wreszcie i w Polsce stał się dostępny także dla żon przyzwoity standard Joachima Sauera.
-
Parę dni temu Forbes opublikował swoją coroczną listę „najpotężniejszych” („most powerful”, jakoś nie mogę tego przetłumaczyć na „najbardziej wpływowych”) kobiet na świecie. I co? I na pierwszym miejscu znalazła się Michelle Obama.
Ale dalej na liście dzieją się różne rzeczy – sporo jest żon (pierwszodamizm international), prezenterki wiadomości (z USA, o których nikt poza USA nie słyszał i które po odejściu z dzienników będą zapamiętane jako buzie, nie jako nazwiska) zajmują wyższe miejsca niż panie prezydent, Pratibha Patil nie trafiła do rankingu w ogóle... Forbes w swoim wyborze przyjął „metodologię” od czapy, ale jeśli cokolwiek, to ten ranking jest niepokojący.
-
„Szkodliwe relikty”. Bezsprzecznie. Ale dlaczego (w Polsce) tak bardzo chciane?
Takie zjawiska nie są wynikiem samorództwa. Mają emocjonalnych rodziców. Nie sądzisz (przypadkiem) że pierwszodamizm jest wytworem nader kobiecym? Zaspokajającym potrzeby emocjonalne CWR (czytelniczek wiadomych rubryk)? Wtłaczanie w pewne role ma swoją dynamikę i swoje mechanizmy.
Dla mnie naprawdę fascynująca podróż rozpoczyna się w tym momencie, gdy zaczyna się refleksja nad tematem „skąd to się bierze, dlaczego jesteśmy bardziej od innych podatni i jakie/czyje potrzeby ten fenomen zaspokaja.
„My” traktuj proszę niedosłownie. Chodzi naturalnie o tych innych „mych” :)
-
nameste :
Komorowska w Smoleńsku to już taki grottgeryzm na skalę kraju.
O to to. Prawda niestety bardzo prawdziwa.
Chciałbym jeszcze zauważyć, że o ile Danuta W. była panią domu niemal od zawsze, to Kwaśniewska miała swój biznes, który musiała porzucić na zawsze, by stać się Matką Narodu. Komorowska jest w zasadzie powtórką z Wałęsowej (plus polowania). -
nameste :
Mówiąc precyzyjnie, jest produktem patriarchalnym, którego target stanowią głównie kobiety.
I tutaj dla mnie rozpoczynają się (pewne) wątpliwości. Nie mam większych wątpliwości jeśli chodzi o ocenę produktu (w sensie: towar) – faktycznie produkt jest (w swej wymowie, sposobie funkcjonowania i metodyce (uprzedmiotowienia partnerki) patriarchalny jak w elementarzu. Zgoda. .
A jednak – moje pytanie dotyczyło genezy i wspólnictwa. I tu się zaczynają ( dla mnie) schody. Aby nie mówić mętnie – trochę odlecę: pamiętam takie badania przeprowadzone na zlecenie szeroko pojętego postępu wśród rodzin immigrantów w Europie Zachodniej. Badania dotyczące genezy graniczącego z upodleniem uprzedmiotowienia kobiety w kulturach islamskich. W końcu było to (w Europie) nie do zaakceptowania, tym bardziej że dotyczyło rodzin immigranckich w drugim i trzecim pokoleniu. Teza była taka, że trzeba analizować mechanizmy tego (bez wątpienia) patriarchalnego ucisku. Zdziwienie badających było bezgraniczne, gdy teza trochę się rypła, bo okazało się, że zespół przekonań, dotyczących roli kobiety w rodzinie (jak również sposobu jej należytego traktowania) wpajany jest maleńkim paszom przez kochające matki. Wychowanie chłopców pozostaje w tradycyjnych rodzinach w wyłącznej gestii matek. W każdym razie w okresie uznawanym za relevant.
Stąd wzięły się moje refleksje nad genezą wszystkodamizmu. Wszystkodamizm wychodzi naprzeciw pewnemu sposobowi myślenia, potrzebie prezentacji, społecznej ciekawości. Ja zaryzykuję twierdzenie, że rola np. prasy sensu stricto kobiecej (wyciskającej pierwszodamizm jak cytrynę) jest tutaj trudna do ominięcia. Pozostaje otwarte pytanie: kto robi taki rodzaj narracji i dla kogo? Kto kreuje zapotrzebowanie? Proszę, nie pomijajmy przy tym płci.
Trudno mi (jakoś) wyobrazić sobie teorię spiskową, gdzie mężowie ( e.g. myśliiwi z wąsem) spotykają się konspiracyjnie w celu przedyskutowania tematu patriarchalnego zniewolenia. Ten cyrk zaczyna się gdzieś wcześniej, (wychowanie?) – bez oczekiwania społecznego (zapewniam Cię, nie tylko męskiego), nie byłoby Obam, Komorowskich, Kwaśniewskich w roli damskich ozdób dodawanych do jadących na testosteronie piastunów godności.
-
@nameste: musiałbym pogrzebać w starych notatkach. teraz to łatwo (nam) mówić o zasadnej lub bezzasadnej naiwności (wówczas badających) – ale, wiesz, to były początki lat 80tych, gender studies były (akurat) napędzane przez frakcję bardzo‐bardzo radykalnych feministek i zaskoczenie było dla nich bardzo spore, bo nagle okazało się, że łańcuch opresji funkcjonuje niezgodnie z przyjętą z góry tezą, bardziej zróżnicowane spojrzenia dopiero zaczynały się pojawiać. To co nam się wydaje obecnie realne wówczas było jeszcze poza horyzontem.
Ale widzę, że Plebanek, której opis mechanizmu powrotu ożenku jako dobrego fatum grasującego po pismach kolorowych (ja je nazywam kobiecymi) diagnozuje chorobę bez użycia termometru. Jej instrumentarium ogranicza się do „patrzę i widzę i nie podoba mi się”. Mnie zastanawiają jednak bardziej interakcje, których analiza nie jest możliwa z pominięciem (mniej lub bardziej mimowolnej) roli kobiet jako aktywnie współuczestniczących w procesie. Bo jest to proces, a nie stan. Coś się dziwnego z rzeczywistością wyczynia, widzę to obserwując moją dojrzewającą córkę. Tak jakby postfeminizm, sądząc po zewnętrznych atrybutach. Dziwi i niepokoi bo nie wiadomo skąd to wypełza. Stąd może moje próby dzielenia włosa. Nie zadowalają mnie klasyczne, proste rozwiązania, chociaż byłoby milej gdyby zadowalały.
-
nameste :
w sprawie renesansu „zawód: żona” por. np. Żonus miserus Plebanek.
Uprzejmie donoszę,że mnie ten tekst zmęczył (tak jak telemach odczytałem go ‘nie podoba mi się, no weźcie tak nie róbcie”). Kwestie genderowe znakomicie lepiej – również stylistycznie – rozważa Chutnik. Nierozpoznawanie twarzy w tabloidach nie jest przecież dramatem; niepokojący byłby stan odwrotny. Natomiast przekazem jest moim zdaniem nie to że „dobrą drogą kariery dla dziewczyny jest ożenek” tylko to, że dobrym sposobem zapewnienia sobie an easy life jest chapnięcie majątku jakiegoś celebryty via małżeństwo.
-
„Aktywny” pierwszodamizm u Polańskiego w Autorze widmo.
-
nameste :
Na szczęście rośnie też grupa mężów celebrytek, traktujących żony jako wehikuł do szczęścia/sławy/kasy. „Zawód mąż”, tak dla równowagi.
Ależ oczywiście.
Nawiasem mówiąc przeczytałem (polecony przez Marcelego) wywiad z Nataschą Kampusch i jest tam sporo bardzo asertywnych, zaskakujących stwierdzeń. Taki nieco dziwny, indywidualny feminizm, zahartowany w hmmm, ogniu walki. -
nameste :
„Współuczestnictwo kobiet” – jako „klasy płciowej”? Niepokoją mnie tak rozległe kwantyfikatory. A pisma kolorowe mają swoją męską wersję: auta, sex, boks etc. Targetyzacja ze względu na typ konsumpcji nie powinna być jednak mylona z socjologią.
No dobrze, cofam kwantyfikator, zastępuję go „współuczestnictwem również (wielu) kobiet”. Sam kwantyfikatorów (przecież) nie lubię. Może jednak możemy się gdzieś spotkać?
A jeśli chodzi o męską wersję pism kolorowych, to sugerujesz, że lans pierwszodamizmu odbywa się z taką samą intensywnością w „Głosie myśliwego”, „Boksie” i czasopiśmie pt „Cztery kółka i spojler” jak np. w „Glamour”, „Twój Styl”, „Przyjaciółka” lub „Pani Domu”? Ja tam nie wiem...
-
@telemach:
No wiesz! Obawiam się, że nameste nie chodzi jedynie o to „kto bardziej winny/a”. Patriarchat sucks bo działa jak wirus potrzebujący do rozmnażania się żywych komórek i jest mu płeć gospodarza obojętna, on się powiela niezależnie od płci, ważny jest wektor i geneza. Nie kryminalizuj ofiar, bo to jest trochę tak, jakbyś relatywizował holocaust wskazując, że kapos też byli współwinni. Trochę, powiedziałam ;)
-
mona :
Nie kryminalizuj ofiar, bo to jest trochę tak, jakbyś relatywizował holocaust wskazując, że kapos też byli współwinni. Trochę, powiedziałam
Awwww, trochę Godwina.
nameste :
w tych pismach jest lans alfasamczyzmu
Przede wszystkim alfasamczyzmu, ale jednak dość mocno wymieszanego z konsumpcyjnym eklektyzmem (nieważne czyś supersamcem, metroseksualistą, przegiętym dandysem czy nawet nerdem: kupuj! kupuj! That is cool).
18 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/10/pierwszodamizm/trackback/