czyli druga przygoda z Piotrem Wojciechowskim (pierwsza: z Kamiennymi pszczołami)
[spoilery? tak; wszystkie cytaty bez wskazania źródła pochodzą z wydania podanego w teaserze]
1. scena
Były to Listy o metafizyce wysp lorda Nevershire, po niemiecku. Zagłębiłem się w rozdział Cejlon, Tasmania, Sardynia – byty przywierzchołkowe, statyka i dynamika Ciągu Południowego (Südflucht).
Jest trochę tak, jakby Wojciechowski zaczął od farsy, a potem powtórzył (tę) historię na poważnie. O prądzie, porywającym ludzi i zdarzenia w dół mapy, na południe, już wspomniałem; w Czaszce potężnieje, to główny nurt, docierający odnogą aż do Antarktydy (a nawet dalej). Wymieniłem też jedyną datę obecną w Kamiennych pszczołach (styczeń 1946); teraz nie ma już żadnej. Czas zdarzeń Czaszki kłębi się i pętli na przestrzeni co najmniej półwiecza.
Rozszerzona macierz zmyśleń, wojskian, odmienia i postacie: noszą te same nazwiska (czasem i role, jak archetypiczna Mata Hari, Tamara Znicz), ale dostają inne biograficzne przydziały. Narrator, łazarz nieb (Łazur), zostaje wskrzeszony, by roił tak samo (o kobietach, o Czynie i Sensie, o udziale), ale z inną obsadą i w panoramicznie powiększonej dekoracji.
2. uwiedzenie
Szpary w świecie, który się kruszył wokół mnie, łatałem cudzą mądrością z bibliotecznych szaf w gabinecie mojego ojca, mądrością Ossendowskiego, Dickensa, Turgieniewa, Weyssenhoffa‐Czarnockiego, Sergiusza Piaseckiego.
Pamiętasz kanonika Szawła? [...] Mówił: „Nietzsche i Fichte jedna sitwa”. Ty wiesz, ja się zapisałem na wykłady Fichtego, bywałem na obiadach u Privatdozenta Twillighta, a Twillight korespondował wtedy z Jamesem i Husserlem.
Myślę, że dominujący scenariusz uwiedzenia przez Wojciechowskiego (znam jednak osoby, które nie dały się uwieść) zaczyna się od zwięzłego i mocnego języka, prowadzi przez potężniejące memetyczne pole nostalgii, a pełen sukces [consummatum est] osiąga w rozpoznaniu „czułej i bezczelnej dezynwoltury”, z jaką pisarz miesza w chronologii (sprawdźcie daty dotyczące postaci wymienionych w powyższych cytatach), geografii, historii, kulturze.
Czytelnik zrazu się opiera. Szpera po słownikach i encyklopediach, po gruzowisku własnej, przeważnie przypadkowej wiedzy, i sprawdza. Mnóstwo rzeczy uparcie się nie zgadza, a czasem – zaskoczenie – to, co wydaje się zmyślone, okazuje się jak najbardziej realne. Ale te splątane cumy, wiążące balon narracji Wojciechowskiego z naszą historycznie zaszłą rzeczywistością, to dopiero wstęp. Bo i historia „wewnętrzna”, losy samego Łazura, miejsca, zdarzenia – jest pełna luk, niekonsekwencji i sprzeczności.
Kiedy zaczyna ci się, czytelniku, roić potrzeba lektury wspartej szczegółowymi notatkami, potrzeba odtworzenia pełnej opowiadanej historii, stworzenia kompendium (czegoś na kształt The Complete Wojciechowski Companion), wtedy, ostrzegam, jest ostatni moment na zatrzymanie się. Powiedz raczej jakieś magiczne zaklęcie (na przykład palimpsest!) i daj sobie spokój z rekonstrukcjami. Raczej zastanów się, po co on to robi, w jakim celu cię uwiódł.
3. alternatywna historia?
[...] wielki i ociężały, niedbale ubrany człowiek o mądrych oczach, kontrastujących z odpychającym grymasem na nalanej, bezbarwnej twarzy. [...] cały chodnik zapisany był zamaszyście znakami algebraicznymi, zachwyciła mnie kształtność liczb i liter. Zrobiłem krok w lewo i klęczący wykaligrafował błyskawicznie obaloną ósemkę, dopisał kończącą dowód łacińską formułę i podpisał się: Nikola Bourbaki.
Czaszka w czaszce jest pełną opowieścią o alternatywnej historii: oto gdzieś około końca XIX wieku dzieje rozminęły się tak dalece ze znaną nam historią, by możliwa była cała ta absurdalna fabuła ze śledztwem w Górach Kebabczerskich. [vauban]
Powiem krótko: nie, nie sądzę, byśmy mieli do czynienia z „alternatywną historią”. To nie opowieść o [odmiennych] dziejach, to raczej opowieść o tym, że historia (również jednostkowa) jest mitem, że (ponadto) historia jest stwarzana przez mit. A Wojciechowski postępuje według znanej formuły: „fikcja jest prawdziwsza od prawdy”, choćby dlatego, że uwalnia nas od szantażu koniecznością. Bourbaki ma mądre oczy i nalaną twarz.
4. mit
Wiadomości o Ziemi Ciepłej i jej kolonizacji były skąpe [...]. W „Wiadomościach Ziemskich i Zbożowych” natknąłem się na rycinę wyobrażającą marynarzy z „Adelajdy”, wkraczających do doliny ocieplonej ugiętymi magnetycznie promieniami słońca. Na pierwszym planie brodacze w foczych kurtkach, w beretach z pomponami, a w głębi łagodna przełęcz ujęta w ramę bujnych drzew eukaliptusowych i korkowych. [...] Poczułem silną tęsknotę [...] do tych nie tkniętych jeszcze pługiem i siekierą nowin i ostępów za białymi lodami Antarktydy.
Przyznam się, że miałbym ochotę pogrzebać w mitotwórczych cechach wojskianu. Pokrótce: byłoby o dystansie (plan Prawdziwych Zdarzeń, które zahaczyły – właściwie przypadkiem – Łazura, jest dostępny przeważnie jedynie w introspekcji i retrospekcji: fragmentaryzacja jako czynnik stwarzania tajemnicy, a więc i ciekawości). O tęsknocie i niespełnieniu (kobiety Łazura: zawsze niedostępne, utracone, niemożliwe). O tym, jak się z tego wyłania arkadia, ten mit założycielski konserwatysty. I jakie są jej obrazy (delikatny dziewczęcy profil; konie, mundury, konie; „serdeczność prostych ludzi”; silne osobowości jakże różnorodnych przyjaciół, których lojalność nigdy nie redukuje się do zera). Jak się z tego składa nostalgia i za czym woła.
W poprzedniej nocie padły już pewne domysły (dot. „nieobecności PRL‑u” i jej powodów). Czaszka w czaszce była gotowa w 1970, natężenie duchoty „małej stabilizacji” osiągało maksimum, pisarz wchodził w wiek chrystusowy (rocznik 1938). To ułatwia zrozumienie, dlaczego owa nostalgia woła za wojną.
5. wojna
My z portowej bandy kochaliśmy wszyscy wojnę, kochaliśmy ją pomimo głodu i strachu o los rodzin. Ona rzucała nam pod nogi wypatroszony świat. Wieloznaczność bytu uporczywie wpajana nam w szkołach okazywała się blagą, liczyła się po prostu siła, ważne było kto kogo [...]. Przyszłość nie była już zagadkowym rozdrożem, świat kończył się konsekwentnie i logicznie, a do tego bardzo ciekawie i malowniczo.
Potem przewaliły się ofensywy, wybuchł pokój i szerzył się jak nowa religia, zdobywając kraje i gubernie, kraje i gubernie jedne za drugimi. Fala eszelonów demobilizacyjnych wyrzuciła mnie [...]
Może nawet nie była to tęsknota za moją byłą żoną, ale za tym, czym mogło być nasze życie, gdyby pokój nie wybuchł tak nagle.
Pokój wybucha, a życie zastyga. Stare cesarstwo, dyktatura, regencja, nowe cesarstwo, spiski, koterie, zmieniane alianse, wielkie i małe emigracje, korpusy ekspedycyjne i ligi narodów – to wszystko są drobne fluktuacje erozji. Wojciechowski patrzy na historię (na mit) jak geolog. Wiem, że to uproszczenie, ale – z drugiej strony – znajdujące spektakularne potwierdzenia, np. w tytułowej tajemnicy czaszki ludzkiej pomieszczonej wewnątrz czaszki końskiej. I zwróćmy też uwagę na cesarzewicza przynależnego, tak naprawdę, do dynastii Gondwanidów.
6. realne
przyjechawszy do Paryża zastałem słynną wieżę Eiffla skróconą do jednej trzeciej „ze względu na bezpieczeństwo zeppelinów”.
Skażona brodawką u nasady nosa linia prawego profilu, porowata, lekko łuszcząca się cera, setki czerwonych żyłek na krawędzi chrap, piersi za duże i za miękkie, duchowa obcość. To wszystko pomyślałem sobie w wąskiej jak krawędź ostrza chwili pomiędzy miłosnym trudem i upojeniem a snem zaspokojonego zwierzęcia, w pierwszą noc naszego małżeństwa.
Muszę kończyć, choć nie udało mi się zawrzeć w tej nocie nawet połowy rozmaitych przemyśleń i domysłów. Ale żadna długość (mam praktycznie pewność) nie zdoła pomieścić zapisu tej przygody czytelniczej. Może jeszcze zdołam coś dodać w komentarzach, a może przyjdzie okazja podczas zwiedzania Wysokich pokojów.
Na razie dopadło mnie realne: na parapecie usiadł ptak skurkuć z wiadomością w dziobie, pilącą do podjęcia natychmiastowych działań. Zostawiam więc was z tą chwilą kobiecej realności, Łazura szczelinie w nostalgii, zaburzeniu podobnie mikroskopijnym co książki Wojciechowskiego czyniące drobny wyłom w nierealnej codzienności tego‐co‐za‐oknem.
-
telemach :
Pójdziesz dalej?
Znaczy – Pierre Menard stajl? To by było fascynujące. (Oczywiście notki nie czytałem, bo w CzwCz jestem na stronie piętnastej).
-
Przyznam się, że miałbym ochotę pogrzebać w mitotwórczych cechach wojskianu.
...nie udało mi się zawrzeć w tej nocie nawet połowy rozmaitych przemyśleń i domysłów.
Dokąd? No przecież sam wskazałeś drogę.
-
@beatrix: to dosyć powszechne zjawisko, że autor jest już myślami dalej i zapomniał co napisał. Dziękuję za pomoc.
@nameste: dotąd dokąd zacząłeś iść. Bo ciekaw jestem dalszego ciągu. CzwCz czytałem jako dzieciak, z rozdziawionymi ustami, głośno przełykając ślinę. Ale to były czasy gdy realizm magiczny był czymś ogłuszająco nowym i wydawało mi się być oczywistością, że po okresie destrukcji literatura czytana pójdzie (chyba na pewno) zagonem leżącym gdzieś pomiędzy miedzami wyznaczonymi przez Chwałę cesarstwa D’Ormessona i Raj Lezamy Limy. W to wyobrażenie Wojciechowski ze swym przedziwnym Międzymorzem zbudowanym z okruchów byłości wpisywał się cudownie. Tyle, że po Czaszce w czaszce nie przyszło nic z tego co się zapowiadało. Na Wysokie pokoje czekać trzeba było 7 lat i trochę rozczarowały bo było to jeszcze raz to samo ale już bez impetu.
Dlatego jest dla mnie zadziwiające to Twoje wyciągnięcie Wojciechowskiego, zasługuje na to, bez dwóch zdań. Stąd też ciekawość, czy będzie dalej.
-
@telemach
zawsze do usług.
Ja przeczytałam dotąd tylko Kamienne Pszczoły. Rozdziawienie gęby (mimo zdecydowanie niebycia dzieciakiem, a może to złudzenie?) było moim udziałem.
Może to w nas się zmienia, nie na zewnątrz?@nameste
może to niedobrze, że przeczytałam przed czytaniem właściwym, ale tego na razie nie wiemy. Jak się dowiemy – damy znać.
Tak czy tak – dzięks za pisanie :) Gdyby nie Ty, kto wie czy doszłabym do Wojciechowskiego, a ja lubię takie rozdziawienie. Coraz rzadziej się zdarza. Tak że bardzo liczę na „(chwilowo)”. -
nie na temat :
chciałam obu Panom przypomniec o nieco porzuconej, a miłej, idei „spółdzielni”, a nameste chciałam donieść, że wywiązałam się ze zobowiązania dostarczenia spisu treści i nie tylko (nie tylko spisu, znaczy).
-
Widzieliśmy ostrzeżenie drobnym drukiem, ale pokusa była silniejsza :)
10 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/10/czaszka-w-czaszce/trackback/