porno‐polo

Rodzice nie dawali znaku życia. Mimo to myślałem, że nie od rzeczy będzie zmykać przed wściekłością ojca, skończonego idioty i katolika. Wróciłem chyłkiem do willi, żeby zabrać odpowiednią ilość pieniędzy. Pewien, że będą mnie szukać wszędzie, tylko nie tu, zanurzyłem się w pokoju ojca. Zabawiłem we wsi do dziesiątej wieczorem, zostawiając na matczynym sekretarzyku te słowa:

„Bądźcie łaskawi nie wysyłać za mną policji. Zabieram rewolwer. Pierwsza kula trafi w żandarma, druga we mnie”.

Nigdy nie zależało mi na tym, co nazywają pozą. Chciałem tylko nastraszyć rodzinę, śmiertelnego wroga skandalu. Ale lekką ręką, nie bez uśmiechu, napisawszy te słowa, uznałem, że niezgorzej będzie wsunąć do kieszeni rewolwer ojca.

Trzeba mieć nie po kolei, żeby powyższy fragment Historii oka Georges’a Bataille’a czytać jako tekst polityczny. Ale nakonsumowałem się ostatnio tekstów przed‐2‐turą‐wyborczych, tych głównie, które ustosunkowują się do dylematu „olać czy wybrać mniejsze zło pod groźbą nawrotu szaleństwa IVRP”.

Na przykład tekst nieznanego mi bliżej Michała Zygmunta (jak wynika z podlinkowanej noty – osobowości rozedrganej) w formie Listu do Sebastiana, tekst będący rodzajem „lamentu osieroconego”, tłumaczy decyzję „olać” niedostatecznym, wręcz żadnym, otwarciem Komorowskiego na (cytuję) „trzydziestoprocentową grupę wyborców oczekujących od państwa otwartości i pomocy”.

W tej metaforze wszystko to, co głęboko podszywa symboliczną tożsamość „obozu Kaczyńskiego”, wrzucam do figury matki (matki‐Polski, która „jest najważniejsza”, matki opiekuńczej, matki skrzywdzonych, częściowo zdewociałej, częściowo szalonej, matki w żałobie, matki‐wzywającej‐synów‐aby; itd. – można tę część metafory ukonkretniać bardziej, aż po obraz matki‐złożonej‐chorobą, który stanowi ostateczne sedno ich symboliczno‐propagandowego „bądź wierny, idź”).

Ojciec, „skończony idiota i katolik” (z Bataille’a), robi interesy, poluje, spotyka się z ważnymi personami w miasteczku (ksiądz, naczelnik policji, właściciel browaru), prawi dusery, w rączkę całuje, szczypie służące i rozczłapanemi pantoflami rozdeptuje.

Tacy rodzice, z punktu widzenia lewicowego wyborcy, zaiste „nie dają znaku życia” (Bataille), bo ich istnienie (z tegoż punktu) realizuje się wyłącznie na planie symulakrycznym. A więc – w pewnym sensie sieroctwo.

Taka rodzina, „śmiertelny wróg skandalu” (Bataille), uważa jednak (i tym razem zgodnie), że głosować trzeba, że synowie i córki powinni wybrać między matką a ojcem. (Wariantywnie zapisane pytanie‐zmora „kogo kochasz bardziej?” brzmi tutaj: „kogo mniej się boisz?”) Odmowa dokonania takiego (idiotycznego, nieprawdaż) wyboru – to skandal.

Banalna jest odpowiedź na pytanie, co/kto w dzisiejszych realiach pełni rolę żandarma. Pierwszą kulą jest niniejszy tekst. Skutków drugiej nie zobaczycie.

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    Pierwszą kulą jest niniejszy tekst. Skutków drugiej nie zobaczycie.

    Ale napiszesz coś jeszcze kiedyś? Hallo, halloooo? Anybody there?

  2. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Ależ oczywiście. (A przynajmniej mam taki zamiar. Będzie wiadomo w poniedziałek.)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *