W „Krytyce Politycznej” 19/2009 trójgłos recenzyjny z książki Magdaleny Grochowskiej Jerzy Giedroyc. W tekście Redaktor zamilczany na śmierć Anna Delick (Sztokholm) pisze:
Redaktor wstydził się III RP, tych latynoskich kontrastów, istnienia tych czterdziestu procent Polaków żyjących poniżej minimum socjalnego, głodnych dzieci (a w domach dziecka wręcz niedożywionych) czy ludzi, którzy nie wykupują recept nawet w wypadku poważnych chorób, sytuacji mieszkaniowej na poziomie Rumunii, wielkich, charakterystycznych tylko dla Trzeciego Świata różnic cywilizacyjnych między dużymi aglomeracjami a peryferiami itd.
I zwierza się:
Rozumiem świetnie to uczucie. Nie jestem w ogóle związana z Polską, której nie lubię, zwłaszcza za formę płytkiego, czysto obrzędowego katolicyzmu (w dodatku generującego nieufność wobec świata), za niewiarygodny rasizm mieszkańców i ich autorytarną osobowość (popularność Ziobry!), nie mam w Polsce nikogo bliskiego, nie mam polskiego obywatelstwa, a też poczułam rumieniec na policzkach, gdy koleżanka z pracy, Szwedka, opowiedziała mi następującą historię. Będąc służbowo w Warszawie, pojechała z szoferem‐tłumaczem na mazowiecką prowincję. Dzień był gorący, kupiła w sklepiku w małej miejscowości wodę mineralną, a po wyjściu jakaś dziewczynka w wieku 10–12 lat poprosiła ją o kupienie bułki. Sądzę, że trzeba właśnie żyć w innym kraju, aby zrozumieć, dlaczego Redaktor wstydził się III RP.
Kilkanaście akapitów dalej:
Zupełnie prorocze były też słowa, które Redaktor wypowiedział na początku roku 1975 w sławnym wywiadzie dla „Aneksu”: „Rewolucję robią robotnicy, nikt inny. A rewolucja zwycięża, gdy popiera ją inteligencja. To jest abecadło. Inna sprawa, że ci robotnicy są później nabijani w butelkę [...]”. Jerzy Giedroyc i tak miał szczęście, że nie dożył czasów, gdy w gazecie Adama Michnika protestujących stoczniowców opisuje się piórem Witolda Gadomskiego za pomocą inwektyw zaczerpniętych z arsenału PRL‐owskiej „Trybuny Ludu”.
Jeszcze jeden urywek:
Niepokoiło go, że opozycja przywiązuje do tego [do procesu zaniku w Polsce refleksji politycznej] małą wagę, i na poziomie wysokiej abstrakcji, i planów konkretnych rozwiązań szczegółowych. W latach 1982–1988 opozycja miała już sporo pieniędzy, ale homerycki śmiech budziły pomysły Redaktora, że na wypadek odzyskania niepodległości trzeba tworzyć zespoły fachowców rozpracowujących poszczególne problemy. Mówiono, że „stary zwariował”, przecież wszystkim wiadomo, że ma być tak, jak na Zachodzie. Wynikało to oczywiście z niedouczenia polskich elit, które wówczas niewiele wiedziały o kapitale społecznym lub kulturowym, o zależności „ścieżki rozwoju” od kulturowego wzorca.
[podkr. moje – n.]
Tekst Anny Delick przypomniał mi się, gdy przeczytałem na blogu WO jego zwierzenie o przełomie 1989 roku:
Moje pokolenie teoretycznie mogło wszystko, bo byliśmy jak pionierzy zaludniający Dziki Zachód. A jednak nasze wybory były zdumiewająco powtarzalne: praktycznie wszyscy (ja też) za ideał dobrego życia uważaliśmy jakieś wcielenie wariantu lajfstajlu amerykańskiej klasy średniej zapamiętanego z filmów i seriali. Niewielu z nas decydowało się na coś radykalnie antymieszczańskiego, typu rzucić wszystko i łowić perły.
Jeśli spojrzeć na to, jak wyglądają nawet te „dość ekstremalne sytuacje”, to uderzające jest właśnie to, jak mało są one ekstremalne. Moja hipoteza: byliśmy bardzo silnie enkulturowani nie przez rodzinę, ale przez oglądaną z wypiekami na twarzach zachodnią popkulturę. Śledziliśmy w niej nie tylko akcję filmu, ale też całe tło – jako instruktaż „jak wygląda przyzwoite życie”.
[podkr. moje; cytat stąd, komentarz z 2010/01/06 14:06:00]
I tego trzyma się do dziś, nie będąc – to zrozumiałe – odosobniony.
-
Wynikało to oczywiście z niedouczenia polskich elit, które wówczas niewiele wiedziały o kapitale społecznym lub kulturowym, o zależności „ścieżki rozwoju” od kulturowego wzorca.
To „wówczas” nakłania do zadania pytania: kiedy się ono skończyło? Istnieją (imho) przesłanki, że się nie skończyło. Inaczej trudno sobie wytłumaczyć krajobraz polityczno‐społeczny Polski (droga, którą kroczy górne 10 tysięcy i zawartość masowej wyobraźni) ostatnich kilku lat.
Jak trudno o tym (w Polsce) sensownie rozmawiać.
-
Odnośnie tego: „...z niedouczenia polskich elit, które wówczas niewiele wiedziały o kapitale społecznym lub kulturowym”, i w kontekście komentarza Telemacha, a także ... wrażeń z lektury pierwszego tomu Millennium. Czy my naprawdę wiemy, co to kapitał społeczny i zdajemy sobie sprawę z jego wagi? Dla tych z nas, którzy mają dobre samopoczucie, jak tez niezachwianą wiarę, że na Zachodzie (lub w innym mitycznym Nie‐U‐Nas) jest lepiej, mądrzej, chętnie zaproponuję fragment z artykułu z Polityki (http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/1501579,1,polska-polityka-spoleczna—do-zmiany-od-zaraz.read):
Jedna piąta Europejczyków (badanie Eurobarometru) uważa, że niektórzy żyją w ubóstwie, bo po prostu takie jest życie. Jedna trzecia uważa, że dzieje się tak z powodu lenistwa. W Polsce tylko jedna trzecia respondentów natknęła się kiedykolwiek na pojęcie wykluczenia społecznego.
A przy okazji pamiętajmy, że nawet jeśli znamy teorię, bardzo rzadko przekładamy ją na praktykę. Znów cytat:
Przeciętnego człowieka do solidarności ze słabszym motywują przekonania religijne, ideowe lub – najczęściej – dobry charakter, zwykła empatia. O ile jednak chętnie da on parę groszy niepełnosprawnemu, który nie ma na lekarstwa, zwolnionemu z pracy stoczniowcowi, zaniedbanemu dziecku czy samotnej matce, o tyle nie pochyli się raczej nad mieszkańcami osiedla socjalnego, którzy zajmują się piciem, rozróbami i robieniem w konia urzędników socjalnych. Oni budzą odrazę. I – po pierwsze – z tą właśnie odrazą trzeba walczyć, tłumacząc, że nie pomożemy zaniedbanemu dziecku inaczej, niż pochylając się nad jego równie zaniedbanymi, zmarginalizowanymi rodzicami. Bo to oni mają kluczowy wpływ na jego los. Tyle że tu nic nie załatwi kolejne parę groszy. Potrzebny jest system.
Na razie tyle, w ramach pierwszego skojarzenia...
-
Przypomniało mi to coś. Jechałem autostopem przez polską prowincję. Mogła być mazowiecka, lubuska, jaka bądź. Dzień był gorący, w małej miejscowości wszedłem do sklepu GS‑u (jedynego na wiele kilometrów w każdą stronę) i poprosiłem o wodę mineralną. Sprzedawczyni popatrzyła na mnie z niedowierzaniem a paru popijających jakiś płyn panów w kapeluszach chórem zapłakało ze śmiechu. Gdy odzyskali głos i posturę, rzekli mi: „panie, jaka tam woda mineralna, to nie na nasze chamskie gardła. Nikt tu tego do nas nie przywiezie. Dla nas jest tylko wódka, wódka! A pan nie chce wódki?”
Przy wychodzeniu ze sklepu żadnej dziewczynki nie zauważyłem, może dlatego, że byłem zajęty moimi uszami, które mnie bardzo piekły.
Przepraszam, że nie na temat.
-
Skoro już AndSolowi się zebrało na wspominki z podróży po Kraju Ojców to i ja małą impresją się podzielę. Świeżą, bo wczorajszą. „Rzeźnia numer siedem” czyli droga krajowa Warszawa – Gdańsk, pomiędzy Nidzicą a Olsztynkiem. Przy drodze znienacka olbrzymia tablica (billboard, jak mawiają w niektórych sferach): SZWANKUJĄ PODROBY – UGOTUJEMY RYBKĘ. Groźba? Reklama? Dadaizm? Wszystko na raz?
A co do meritum. W tle przewija się ten odwieczny dyskurs o obowiązkach elit, o roli i powinnościach inteligencji, której domniemaną spadkobierczynią miałaby być owa mityczna, kuta na kowadle amerykańskich seriali, polska klasa średnia. W jednej z dyskusji (forum GazWyb) kiedyś padły takie słowa:
<>
A na marginesie, co do Orlińskiego i jego „prozelityzmu nadgryzionego jabłka” – po lekturze jego bloga, zwłaszcza „pod kreską” (komentarze), zacząłem wstydzić się, że używam komputerów firmy Apple.
-
No właśnie wycięło mi te słowa, które padły. A brzmiały one tak:
Szlag mnie trafia jak widzę kolejnych nawiedzonych. Jaka „misja inteligencji”?
WTF?
1. Wykształć się, zarabiaj, płać podatki. 2. Jeśli odczuwasz potrzebę działalności społecznej – zaangażuj się w samorząd lokalny (wspólnota mieszkaniowa – już coś) – współtwórz społeczeństwo obywatelskie. 3. Zwiedź kraje zach. Europy oraz USA – tak, abyś widział, jak daleko nam jeszcze do „normalności” -
@nameste
w „publicystyce społecznej” marksistowskiego WO (uprawianej w blogokomentarzach
Nie nazwałbym tego „publicystyką społeczną” – chyba, że chodzi Ci o tezę, że każda publicystyka jest społeczna, bo wszystko jakoś tam dotyczy społeczeństwa, nawet dyskusja o gadżetach. Ale ten cudzysłow ma sugerować właściwie co konkretnie, że to nie jest Twoja etykietka tylko kogoś innego?
figura Zenka z Pierdziszewa
Zasadniczo z Pierdziszewa, to jest Ziutek. Zenon ma na nazwisko Benon i jest raczej Lower Middle Class, jako producent składaków oraz wlaściciel różnych bieda‐biznesów (w zależności od tematu rozmowy). To tak dla doprecyzowania.
Zenek najwyraźniej jest sam sobie winien, że nie stać go na bardziej markowy zestaw gadżetów
W ogóle nie wypowiadam się w kwestii „winy” lub „niewinności”, od tego są sądy.
@babilas
W jednej z dyskusji (forum GazWyb) kiedyś padły takie słowa:
Nie mogę wyguglać – przeklejka ciągu znaków do gugla nic nie daje. Rzucisz URLa? Może być niezły lolkontent, znowu emo jakiegoś nawiedzonego od „Elit Gardzących Prostym Człowiekiem...”.
-
nameste:
Polska jest rodzajem neoliberalnego skansenu, w którym szkołę średnią opuszcza na ogół kolejny defaultowy model kolibra
Trafne i przemawiające. Dla mnie był to zawsze „Polski Neoliberalizm Siermiężny”. Neoliberalizm miał (niegdyś nawet dla mnie) swe uroki, szczególnie jeśli przeżyło się (w latach 80tych) bezruch zaduchu (albo zaduch bezruchu) kostniejących biurokracji powstałych na gruzach państwa opiekuńczego, rzeczywistość, w której nic już nie było możliwe poza konsekwentnym i nieuniknionym alkoholizmem etatowego pracownika socjalnego. No, ewentualnie głęboką depresją. Przeniesienie pustawej (jak się okazało) dynamiki gecków i podążających za nimi japiszonów w polskie gumno wydało (zgodnie z najgorszymi koszmarami) polską hybrydę. Zęby i apetyt rekina, mentalny kontusz i paciorek do indeksu giełdowego. Podgolony łeb, huzarska fantazja, manchesterskie sumienie i czerwone szelki fruwające na wietrze historii.
Najciekawsze jest jednak, że była to postideologiczna formacja. Co w kraju rządzonym (od lat) po kolei przez rozmaite konserwatywne formacje (oskarżające się wzajemnie o „lewackość”) było z jednej strony pocieszające (wreszcie coś integruje), z drugiej jednak przygnębiające mocno. Bo za arogancję (i jej tolerowanie) na dłuższą metę się płaci.
-
@nameste:
gdy czytam o pochylaniu się nad mieszkańcami biedadomów itd., nóż mi się otwiera w kieszeni. Ten kościelny newspeak opanował również publicystów „Polityki”?
Myślę, że – choć rozumiem irytację – w Twoim rozumowaniu jest trochę przesady. To pochylanie się nie jest wcale kościelne, jeśli się przyjrzeć co różne elity w różnych epokach o biedzie mówimy i JAK mówiły (daję wersaliki, bo nie umiem tu wstawić – o zgrozo – kursywy). A mianowicie „pochylanie się” nie musi oznaczać ściśle, że robi to ktoś nawykły do frazelogii katolickiej, na pewno zaś zaświadcza o zakorzenionym od dawna i na trwałe poczuciu wyższości tych, co WYŻEJ STOJĄC się pochylają – masz tu raczej element dyskursu wskazujący na paternalizm. A to było charakterystyczne dla ogółu przedstawicieli elit i w XIX wieku, i zakorzenione trwa sobie do dziś, mimo zmian jakie zapoczątkowały działania Bismarcka i Beveridge’a (czyli początków nowoczesnej welfare state, w miejsce dawnej dobroczynności religijnej i filantropii).
-
nameste :
To zaproszenie do dyskusji o frazeologii języka polskiego?
To prośba o ograniczenie wkładania mi swoich projekcji w klawiaturę
.nameste :
(chyba że teoria klas Cleese’a‑Orlińskiego to tylko taki lol‐koncept).
Skądże znowu! To bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo poważna Publicystyka Społeczna. INTERNET. SERIOUS BUSINESS!
-
wo:
Evernote na szczęście pamięta źródła: http://forum.gazeta.pl/forum/w,904,101837909„Inteligent_nie_moze_spedzic_zycia_w_zachwycie.html?v=2
-
babilas :
Evernote na szczęście pamięta źródła: http://forum.gazeta.pl/forum/w,904,101837909„Inteligent_nie_moze_spedzic_zycia_w_zachwycie.html?v=2
Kurczę – nie mogę znaleźć tego cytatu o Macintoshu... dokładniejszy namiar?
nameste :
Bo kwestię, czy ktoś jest „sam sobie winien”, rozstrzygają sądy. Troll harder.
Bo tylko głupek może mi przypisywać tezy typu „sam jest sobie winien”, skoro już chcesz bardziej łopatologicznie.
nameste :
Heh, czyli od razu powinieneś wiedzieć, czemu cudzysłów.
Ach, czyli że to była taka wieśniacka ironia, cudzysłow oznaczający „tak naprawdę to wcale nie”? Retoryka godna „prestiżowej” platformy blogerskiej, na której „zabłysnąłeś” znakomitym blogiem. A więc dokonałeś wielkiego odkrycia, że na moim blogu mało co jest serio. Łał, do takiego odkrycia trzeba być bardzo „inteligentnym”.
-
Kwik, dziękuję. O tego symbolicznego gada chodziło.
-
–> nameste:
„Masz na myśli rodzaj „ukąszenia fukuyamowskiego”?”Tak. W pewnym sensie, bo trudno domniemywać autorefleksji u ukąszonych. Zbiegło się w czasie z Fukuyamą i (wówczas) świetnie ilustrowało bezsens tradycyjnych busoli ideologicznych z ich archaicznymi pojęciami typu lewo – prawo‐ centrum”. Spadkobiercy historycznej (w założeniach) lewicy prześcigali się w lizaniu niewidzialnej ręki rynku z kolegami od prawicowej konserwy. Ten absurdalny wyścig do miana najlepszego kapitalisty przebiegał z pominięciem wszystkich tradycyjnych i historycznie uwarunkowanych „przydziałów”.
-
nameste – o ile cieszy socjaldemokratyczne spojrzenie Księcia, o tyle owe utylitarne wykorzystywanie emigrantów, tylko i wyłącznie dla dobra misji Kultury, (znaki tego porozsiewane są w korespondencji) pasuje mi mniej. Choć staram się rozumieć sytuację.
babilas :
na marginesie, co do Orlińskiego i jego „prozelityzmu nadgryzionego jabłka” — po lekturze jego bloga, zwłaszcza „pod kreską” (komentarze), zacząłem wstydzić się, że używam komputerów firmy Apple.
A ja wręcz przeciwnie. To naprawdę byłoby dziwne, gdybym miał się przy kupowani laptopa kierować tym, że jeden użytkownik mimowolnie(?) robi mu brzydką reklamę. Bo przecież zachowujesz się prawie tak jak wo, który, gdyby dowiedział się, że Fahrenheita używa senator Stokłosa, to by go używać przestał.
-
nameste :
No bez przesady, paru z nich się jednak przy okazji pożywiło.
Zaryzykowałbym, że niemal wszyscy i stąd te tłumione uczucia gniewu do monopolisty, w końcu Wiadomości Literackie, to jednak poziom niżej. No bo w końcu, ilu z nich potrafiło się przestawić na obcy język jak Miłosz, a właściwie to Brodski albo Nabokov.
comments are now closed.
29 comments
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/01/notatka-o-przyzwoitym-zyciu/trackback/