krótki przegląd CSI

Te akronimy zalały telewizje na całym świecie. CSI, Crime Scene Investigation. Oryginalny serial, CSI: Las Vegas ma wdzięk, nawet jeśli czasem przynudza. Las Vegas jest bardzo medialne, nic dziwnego więc, że eksplorując przeszłość i osobliwości stolicy rozrywki, twórcy pozwalają sobie nawet na autoironię. Z drugiej strony, to najmroczniejszy z nich.

Z dwóch spin‐offów tylko jeden jest godny uwagi. CSI: New York ma bohaterów z życiem wewnętrznym, towarzyskim i erotycznym; pomysły na intrygę bywają oryginalne, a podszewka z klimatów irlandzko‐włosko‐żydowskich, nowojorskich, dodaje głębi tłu. A, zapomniałbym, jest też Greczynka. Big Apple.

Kompletną katastrofą jest natomiast ostatni z trzech, CSI: Miami. Ma kolorystykę, dramaturgię i bohaterów z południowoamerykańskiej telenoweli. Kryptomacho Horatio (no bo kto zgadłby z samego wyglądu, że to taki twardziel) wyrabia kilkaset procent normy w spoglądaniu spode łba, zdejmowaniu i zakładaniu okularów przeciwsłonecznych (raczej zbędnych, skoro w tym serialu cały świat jest przesłonięty dwukolorowymi szkłami). No i mruczeniu powalających one‐linerów.

Miami przoduje także w dziedzinie cudów laboratoryjnych. We wszystkich trzech CSI laboratoria są wyposażone na poziomie SF, wyniki badania DNA dostaje się niemal przed włożeniem próbki do Maszyny Rozpoznającej itp. Ale w dwóch pierwszych serialach działa także inteligencja analityków, gdy tymczasem miamijczycy, cóż, ładnie wyglądają (nie licząc Horatia o aparycji rudego milicjanta z Soczi), ale poza tym...

Gdy idzie natomiast o socjologię, o typowość zbrodni, o jej zakorzenienie w rzeczywistości rzeczywistej (a nie w sztambuchach scenarzystów), wszystkie trzy seriale są dość księżycowe (no, może oryginalny Las Vegas najmniej, zapewne stąd to wrażenie, że sama sceneria miasta kasyn jest księżycowa). Kolejny przyczynek do sensu poznawania świata przez pryzmat seriali amerykańskich.

Co wychodzi szczególnie w porównaniach. Brytyjski Silent Witness [Milczący świadek] to „kostnicza odmiana” gatunku (reprezentowana również np. przez dziejący się w Bostonie serial Crossing Jordan). O dziwo, patologowie w brytyjskim serialu nie siedzą wyłącznie w kostnicach, poza badaniem miejsca zbrodni i zabezpieczaniem śladów angażują się – powiedzmy – społecznie, wchodzą w środowiska, w których popełniono przestępstwa, przyglądają im się z bliska itd. Technika laboratoryjna nie jest księżycowa (DNA – od kilku dni do dwóch tygodni), tempo jest znacznie wolniejsze, za to odczucie realizmu – o rząd wielkości mocniejsze. Jakość też.

Zupełnie popieprzonym podgatunkiem są natomiast seriale inwestygacyjne poświęcone propagandzie armii (zwłaszcza: marynarki) Stanów Zjednoczonych, jak choćby JAG i jego spin‐offNCIS. Kto widział jeden odcinek, ten widział je wszystkie.

  1. kwik’s avatar

    @ babilas – ale jego swędziały ręce, przecież miał odmrożone.

  2. babilas’s avatar

    @kwik
    Bardzo cenna i trafna uwaga, ale nie do końca rozumiem: czy to ostateczny argument za tym, że panna Łęcka powinna?

  3. kwik’s avatar

    @ babilas – nie, ale Wokulski jako zasłużony patriota nas w ogóle nie rusza, kibicujemy mu dlatego, że coś czuje. To oczywiście przykre, że zamiast pani Bovary czy Kareniny mamy Wokulskiego, ale u nas jak w chińskiej operze: „Only a man knows how a woman is supposed to act.”

  4. babilas’s avatar

    @kwik :
    Że czuje? Toż to antypozytywistyczne. Prus by się w grobie przewrócił.

    „Only a man knows how a woman is supposed to act.”

    Jeremiego Ironsa (wcześniej widziałem „Lolitę”) gdzieś sobie w zakątku mózgu zakodowałem jako faceta, który nietypowo inwestuje emocje. Zaszokowało mnie swego czasu to, że ta historia jest autentyczna, że faktycznie ktoś się aż tak... pomylił. Inny entourage ale podobna oś dramaturgiczna to „The Crying Game” – chyba bardziej do mnie przemówiło, bo bez tego egzotycznego sztafażu.

  5. kwik’s avatar

    @ babilas – The Crying Game jakoś przegapiłem, wygląda interesująco.

    Zakodowanie aktora przeszkadza, a nawet jeśli aktor rozważnie wybiera kolejne role (co się zdarza), to przecież widz nie musi oglądać filmów chronologicznie. Najsilniej kodujący jest oczywiście popularny serial, powtarzanie jest matką warunkowania. W ekstremalnym przypadku aktor Falk może być już tylko porucznikiem Columbo – ale z tym też da się coś zrobić, patrz „Niebo nad Berlinem” Wendersa.

  6. ezyr(r)’s avatar

    nameste :

    @ ezyr®:
    Pozdro wzaj (dawno Cię nie było). Moja idiosynkrazja dotyczy przede wszystkim rytualnych i w oddzielnym wierszu.
    PS Wygląda na to, że skądinąd wspaniały moduł wordpressowy poprawiający typografię (m.in. polepszający cudzysłowy i likwidujący wiszące na końcu wiersza spójniki) zmasakrował Ci nicka; nie wiem, jak to odkręcić.

    Nie było mnie, bo miałem Cię w czytniku (Sharpreader) rss, z którego przestałem korzystać. Dopiero teraz przeniosłem wszystko do iGoogle’a, który – niestety (bo gógiel przejmuje już wszystko) – jest praktyczniejszy.

    Z masakry nicka nic sobie nie robię, tak nawet wygląda zabawnie.

  7. nameste’s avatar

    @ ezyr®:

    No tak, wygląda zabawnie, ale bolało mnie, że raz jest tak (w nagłówkach komentarzy), a raz siak (w samych komentarzach), więc grzebnąłem.

· 1 · 2

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *