Search Results

Your search for Kontent returned the following results.

Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych. Mocno polecam. Ale jeśli ktoś nie zna i zamierza czytać jak kryminał (bo jest tu zagadka, hm, kryminalna, choć sama autorka proponuje dla swej książki raczej kategorię thriller moralny), to może lepiej, by się wstrzymał z lekturą. Inna sprawa, że to powieść, w której zaspoilerować – po prostu cytując – można prawie każde zdanie, w tym sensie, że wyjęte z kontekstu i znane przed lekturą „po porządku” może osłabić wrażenie, jakie wywoła czytane po raz pierwszy. Czytelniczko, zostałaś ostrzeżona.

W jednej z niedawnych dyskusji blogowych powiedziało mi się zdanie „prostota [w pisaniu] jest najtrudniejsza, jeśli nie ma pozostawać ubóstwem”. Prowadź... jest książką, w której ten na pozór wewnętrznie sprzeczny postulat pisania prostego, ale bogatego został spełniony. Może to jest powód, dla którego recenzentowi łatwo deprecjonująco prychnąć „och, naiwna postać stworzona przez autorkę – chyba też naiwną, bo jak można itd.”, że tak streszczę niektóre zastrzeżenia Dariusza Nowackiego.

co widzi

Główna wartość tej książki leży w sposobie widzenia rzeczy jakimi są, a właściwie bywają czy: mogą być. Tokarczuk razem ze swą bohaterką, Janiną Duszejko, widzi świat inaczej. Za prostymi, jak tu:

Uważam, że każdy z nas widzi innego Człowieka w swój własny sposób, więc ma prawo nadać mu takie imię, jakie uważa za stosowne i pasujące. Tak oto jesteśmy wieloimienni. Mamy tyle imion, z iloma ludźmi wchodzimy w jakieś związki.

...zdaniami kryje się poważna i właściwie nieustająca praca w sprawie co jest czym czego. To robota nadawania sensu. Nie, to nie jest tak, że czytelnik (np. ja) zaraz się godzi na te sensy, bierze je za własne. Ale jeśli propozycja jest spójna i brzmi autentyzmem na wielu poziomach – od obserwacji krajobrazu i co go ożywia, o samotności i (prawie) rozpaczy wpisanych w przyrodę, przez celne obserwacje socjologiczne [potwierdzone], przez deklaracje światopoglądowe i dotyczące Wartości, aż po hm, wymiar metafizyczny, całościowe widzenie Świata – wtedy taką propozycję bierze się poważnie. Trzeba tylko, tak mi się zdaje, nie dać się zwieść owej prostocie.

Kiedy robię sobie kawę, podają zwykle prognozy pogody dla narciarzy. Przedstawiają chropawy świat gór, stoków i dolin, i kapryśną pokrywę śnieżną – szorstka skóra Ziemi tylko gdzieniegdzie pobielona jest obszarami śniegu. Wiosną miejsce narciarzy zajmują alergicy i obraz nabiera koloru. Miękkie linie ustalają obszary zagrożenia. Tam gdzie czerwony – natura atakuje najmocniej. Całą zimę czekała w uśpieniu, żeby teraz uderzyć w delikatny jak filigran układ odpornościowy Człowieka. Kiedyś nas w ten sposób zupełnie wykurzy. Przed weekendami pojawiają się prognozy pogody dla kierowców, ale ich rzeczywistość sprowadza się do kilku kresek rzadkich w kraju autostrad. Ten podział ludzi na trzy grupy – narciarzy, alergików i kierowców – bardzo mnie przekonuje. To dobra i prosta typologia. Narciarze to hedoniści. Niesie ich po stoku. Kierowcy zaś wolą wziąć los w swoje ręce, chociaż cierpi na tym często ich kręgosłup; wiadomo – życie jest ciężkie. Alergicy zaś – zawsze na wielkiej wojnie.
[podkr. moje – n.]

jak pisze

Pada w książce zdanie, w którym narratorka zwierza się z niezrozumienia potrzeby poezji.

Nie rozumiałam, dlaczego tych rewelacji nie zapisuje się po ludzku – prozą

A idzie o rewelacje pomieszczone w tajemniczych wierszach Williama Blake’a, w tłumaczeniu których – jednak – pani Duszejko jako „praktykująca anglistka” pomaga swojemu byłemu uczniowi i obecnemu przyjacielowi, owładniętemu blake’owską pasją Dyziowi. Tyle że pani D. (ani pani O.T.) nie pisze ludzką, powszednią, prozaiczną prozą – pisze językiem prostym, ale gęstym, snuje niepostrzeżenie nić – właśnie poezji. I nie tylko dlatego, że przejmuje od Blake’a chwyt polegający na używaniu Wielkich Liter dla oznaczenia Rzeczy Ważnych. Tak nawiasem mówiąc, nie on jeden stosował się do tej maniery (czy może raczej: używał tego Narzędzia). Bliska – w „metafizycznej dziwności” – jest Janinie D. (a może i Oldze T.) również Emily Dickinson:

Ile hartu w Duszy – że to znosi,
Gdy coraz bliżej brzmi
Stąpanie nadchodzących Stóp –
Skrzyp otwieranych Drzwi –
[przeł. St. Barańczak]

– choć wydaje mi się, że postać stworzona przez O.T. jest w jakimś sensie po drugiej stronie Drzwi, co zresztą wymaga także niemałego hartu.

Chwytam się za rękę i powstrzymuję chęć cytowania zdań rzadkiej urody (i analizowania czemu i skąd ta uroda taka urodziwa jest). Proszę mi wierzyć na słowo. Podsumuję to tak: Olga Tokarczuk zawsze zwracała uwagę językiem swojego pisania. Jej proza – wbrew malkontentom – jest wyszukana językowo, a fakt, że nie epatuje tą swoją maestrią (w odróżnieniu od, hm, wielu), niech nie zaciemnia prawdy (owszem, czasem, bywało, autorka coś przeoczyła, a redakcja zaspała, to jednak drobiazgi). Ale Prowadź swój pług... nawet na tym – zacnym – tle zwraca uwagę jako wyjątkowa pozycja. Zapewne przez spójność tej prozy, skoncentrowanej na jednej opowiadającej Osobie i jej specyficznej Narracji.

o czym pisze

Jeśli nawet pominąć wątek „kryminalny” i – w istotny sposób z nim związane – kwestie zabijania zwierząt i „jedzenia trupa” [którym już poświęciłem dużo miejsca], to i tak zostaje wiele. O czym ta książka? O życiu i śmierci. O bytowaniu człowieka w przyrodzie. O samotności i (tej podszewce rzeczywistości) rozpaczy. O miejscach (Kotlina Kłodzka) i ludziach (oj, oj; założę się, że wielu znajomych O.T. będzie poruszonych tą powieścią). O kulturze i społeczeństwie, a zwłaszcza polskiej kulturze i polskim społeczeństwie, w których tak wielki obszar zagarnęli Pan Konformizm i Pani Bezmyślność. O wszystkim. Na przykład:

Wielu mężczyzn z wiekiem zapada na autyzm testosteronowy, który przejawia się w powolnym zaniku inteligencji społecznej i umiejętności międzyludzkiej komunikacji, a także upośledza formułowanie myśli. Zaatakowany tą Dolegliwością Człowiek staje się milczący i wydaje się pogrążony w rozmyślaniach. Bardziej interesują go różne Narzędzia i maszynerie. Pociągają go druga wojna światowa i biografie znanych ludzi, najczęściej polityków i złoczyńców. Prawie zupełnie zanika jego zdolność do czytania powieści, autyzm testosteronowy zaburza psychologiczne rozumienie postaci.

Znacie takich? Ja znam.

trudność, w czym jest

Prawdę mówiąc, bałem się tej książki. O Tokarczuk od dawna się mówi, że jungistka [np. tu], że „niuejdżówa”, że archetypy, że holizm i że – horrible dictu –astrologia. Do tej pory jakoś nie uwierały mnie zbytnio takie opinie; nie tylko wybaczałem autorce eksplorację różnych mitosfer naszej cywilizacji, ale wręcz za to właśnie, między innymi, ją ceniłem.

Jednak w Pługu... pojawia się zmasowana dawka astrologii. I tym razem coś – chciał nie chciał – trzeba było z tym zrobić. Równolegle zatem do „normalnej” lektury prowadziłem, czytając, także śledztwo w tej właśnie sprawie. Oto pokrótce jego wyniki.

Po pierwsze, nie ufajcie. Zawsze trzeba się zastanawiać, czemu (w literaturze) jakaś postać mówi albo robi coś (a nie coś innego). Na przykład sens zdania, które na pierwszy rzut oka wydaje się co najmniej wątpliwe (również: w zwykłym, „psychologicznym” rozumieniu):

Gniew sprawia, że umysł staje się jasny i przenikliwy, widzi się więcej. Zagarnia inne emocje i panuje nad ciałem. Nie ma wątpliwości, że z Gniewu bierze się wszelka mądrość, ponieważ Gniew jest w stanie przekroczyć wszelkie granice.

...staje się boleśnie jasny dopiero na samym końcu książki.

Podobnie jest z astrologicznymi „dowodami winy”, którymi Janina Duszejko zasypuje – w mowie i na piśmie – miejscową Policję. (Nawiasem mówiąc, elaborat o rozmaitych Procesach wytaczanym przez ludzi Zwierzętom –

[...] Święty Bernard ekskomunikował rój Pszczół, który brzęcząc, przeszkadzał mu w pracy. Pszczoły miały też odpowiedzieć za śmierć Człowieka w Wormacji w 846 roku. Tamtejszy sejm skazał je na śmierć przez uduszenie. [...]

– jest po prostu pyszny.) Czyż nie chodziło w tym także o Odwrócenie uwagi? (Od rzeczywistego – choć i to można, ba, nawet trzeba kwestionować – sprawstwa zabójstw myśliwych i ich kapelana).

Po drugie, trzeba się zastanowić, w jakiej funkcji się pojawia. Czy jako intelektualno‐poznawcza tandeta (jak na ostatnich stronach kolorowych „magazynów dla [mentalnych] kucharek”)? Jako wytrych i zabombon [*] światło ćmiący?

Gwarancji nie dam. Ale są w książce fragmenty, które wyraźnie poświadczają, że jest ta Tokarczukowa astrologia przede wszystkim systemem symbolicznym, rozbudowaną i mocno zakorzenioną w tradycji metaforą Losu i Związku. Sama Tokarczuk wspomina w wywiadach o rozległości przestrzeni (kulturowej) między „jowialnym charakterem” a „chorobą weneryczną”. A Janina Duszejko zwierza się:

Życzyłabym sobie jeszcze kanału o gwiazdach i planetach. „TV Wpływy Kosmosu”. Taka telewizja też właściwie składałaby się z map, pokazywałaby linie wpływów, pola planetarnych rażeń. „[...] proszę szanownych widzów, wieczorem [Mars] przetnie pas wpływów Plutona. Prosimy o pozostawienie samochodów w garażach i na zadaszonych parkingach, a także o pochowanie noży, [...] unikanie kąpieli i wycofanie się rakiem z rodzinnych kłótni” – mówiłaby szczupła, eteryczna prezenterka. Wiedzielibyśmy, dlaczego spóźniły się dziś pociągi, a listonosz zakopał się w śniegu swoim cinquecento [...]

Potrzeba sensu, równie dobrze tłumacząca świat, co wiara w ukryte zrządzenia boskie i takiż plan.

Janina Duszejko bierze Boga w cudzysłów, bo nie jest w stanie nawet podjąć próby uwierzenia w Stwórczą i Czującą Inteligencję, która godzi się na cierpienie, zwłaszcza że narratorka Pługa... jest wyjątkowo uważną obserwatorką i widzi je tam, gdzie powszechnie panuje zobojętnienie. Nie ma też złudzeń w innych sprawach: jesteśmy okruszkami w czasie i przestrzeni, drobinkami rzuconymi w pustkę. Owszem, trzeba przeżyć swoje Być, najlepiej jak można, uważnie i ze współczuciem. Pomaga w tym pomysł, że jednak jesteśmy częścią wszechświata, którego Toczenie Się – jakkolwiek niepojęte – ma Sens.

Na Kantowskie „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” pani Duszejko mogłaby odpowiedzieć: „prawo moralne w niebie gwiaździstym nade mną”, skromniej. Tak rozumianej astrologii nie trzeba, myślę, się obawiać.

utopia „gdzie indziej”

Na zakończenie o Czechach. W swojej linkowanej wyżej recenzji Dariusz Nowacki pisze:

Większość z nich [tych „aforyzmów”, „mądrości”] podszyta jest zresztą skrajną naiwnością. Na przykład Duszejko w kilku miejscach powieści przedstawia Republikę Czeską jako raj, a Czechów jako najszczęśliwszy naród naszego regionu. Jakoś trudno mi przyjąć, żeby aż tak frajerskie myśli formułowała autorka Prawieku.

Mnie się otóż zdaje, po między innymi powyższym fragmencie, że Nowacki pisze frajerskie recenzje. Hm, tak trudno się przez sekundę zastanowić? I dostrzec symboliczny charakter nawiązań do tego czeskiego bliskiego sąsiedztwa (spacerem z opisywanego w powieści Płaskowyżu)?

Czechy mają swoje problemy, np. problem romski. Jestem pewien, że Olga Tokarczuk świetnie o tym wie. Mimo to, utopia „gdzie indziej” (jak pozwoliłem sobie nazwać ten typu mitu, w którym lepiej jest w jakimś „obok”) działa. Tyle że działa w mitosferze; ta czeska – dotyczy przede wszystkim dwóch spraw: braku (no, radykalnie mniejszego występowania) zinstytucjonalizowanej religii i braku (no, jak poprzednio) „mentalnej szlachetczyzny”.

Nie tylko dlatego Janina Duszejko odbywa swą ucieczkę – z powrotem do Polski – przez gościnne mieszkanie nie zadającego żadnych pytań pana Honzy, księgarza w Nachodzie, że łatwo tam było dotrzeć przez zieloną granicę. Ale także dlatego, że – metaforycznie – aby wyjść na wewnętrzne poczucie wyzwolenia od „tutaj, cholera”, trzeba przynajmniej jedną nogą zahaczyć o utopię „gdzie indziej”.

[*] ktoś pamięta, skąd się wzięła ta pociesznie przekręcona forma?

« previous results