śledztwa i spiski

angielskość

Obfita blogonota angielskość z początku lipca ilustrowała specyfikę „angielskości” na przykładzie kilkorga twórców Złotej Epoki powieści kryminalnej i ich polskich przekładów (a także filmowo‐serialowych adaptacji). Część z tłumaczeń ukazała się w latach 60., w seriach „srebrnego klucza” czy „jamnika”; trudno oczekiwać, by były dziś powszechnie (poza grupką fanów) znane. Są jednak autorowie stale obecni w obiegu (Agatha Christie) lub do obiegu przywracani (Dorothy Sayers); „szaradowy” kryminał (whodunit) stał się potężnym wzorcem literacko‐filmowym (obok ciut późniejszego w genezie amerykańskiego noir) i chociaż moja blogonota nie eksponowała uzasadnienia na podjęcie swojego tematu, takie uzasadnienie nietrudno skonstruować. Wzorzec whodunita (podobnie jak i opowieści noir) przeszedł przez owe kilkadziesiąt lat rozliczne mutacje, zwariantował się i poprzebierał w niezliczone kostiumy, jest więc sens przyłapać go (w strukturze i kolorycie) blisko początku, w epoce klasycznej „czystości”.

W tamtej blogonocie zwracałem uwagę na trzy główne zagadnienia:

  1. język, kod kultury, socjolekt klasy wyższej – twórcy Złotej Epoki dzielą ze swymi bohaterami ten sam typ wykształcenia i osadzenia klasowo‐kulturowego, aktywnie reprodukowany przez instytucje edukacyjne,
  2. rola pomocnika – typu dr Watson, kpt Hastings etc.,
  3. relacja między głównym bohaterem (detektywem amatorem) a ciałami policyjnymi – grzecznie podporządkującymi się dyrektywom genialnego detektywa; wraz z rozwojem gatunku (czyli również: wraz z przemianami społecznymi) ta jednokierunkowa relacja (realnej) władzy słabnie, co daje asumpt do tezy, że zjawisko „a.” nie redukuje się do „przemian toposu”, ale dotyczy socjologii w sensie ścisłym, czyli ujęcia struktury społecznej, struktury rzeczywistości.

Poza jawnym uzasadnieniem podjęcia tematu, blogonocie jakby brakowało jeszcze jednego: zestawienia z innym typem „narodowym” w powieści kryminalnej; narzucałaby się (nieprawdaż) „francuskość”. Byłby to test na ew. uniwersalność angielskiej wersji whodunita, test, w którym spodziewalibyśmy się wyniku negatywnego.

No i proszę bardzo; swój tekst powiesiłem 5 lipca, a 14 lipca miała miejsce premiera polskiego przekładu [Katarzyna Marczewska] dzieła Luca Boltanskiego pod tytułem Śledztwa i spiski [Énigmes et complots : Une enquête à propos d’enquêtes (2012)].

Jak na zamówienie!

Boltanski

Zasadniczym tematem Boltanskiego, prominentnego przedstawiciela francuskiej socjologii pragmatycznej ze szkoły Bourdieu, jest w Śledztwach i spiskach konstrukt rzeczywistości nowoczesnego państwa narodowego i urządzenia podważania tego konstruktu; istotnym wątkiem są zależności państwa narodowego i kapitalizmu. Książka ma zakres rozlegly, wychodzi od momentu historycznego, w którym krzepnie postawa podejrzliwości: równolegle pod koniec XIX wieku pojawiają się socjologia (w dzisiejszym rozumieniu), powieść kryminalna, ustanowienie jednostki chorobowej „paranoja” (1899), później – powieść szpiegowska (zrodzona z pierwszej wielkiej wojny) i rosnąca (z apogeum w „dziś”) popularność teorii spiskowych, tych – jak pisze we „Wprowadzeniu” Małgorzata Jacyno – współczesnych herezji

podważających oficjalne narracje i kwestionujących z większą lub mniejszą siłą prawdziwość rzeczywistości wykreowanej przez państwo

Książka Boltanskiego jest b. ciekawa; jeśli nawet niezbyt często można przypisać autorowi wybitną odkrywczość, to z pewnością imponuje zakresem i poziomem porządkowania rozległego i wielotematycznego materiału. Podejrzewam jednak, że popularnością ustąpi drugiemu polskiemu przekładowi, miesiąc wcześniej wydanej książce Boltanskiego (we współautorstwie z Eve Chiapello) Nowy duch kapitalizmu; wypadałoby, jeśli sił, czasu & ochoty wystarczy, podjąć całościową wycieczkę po Śledztwach, na razie mam tylko tytuł blogonoty: podejrzliwość^. (Niech was jednak nie zmyli skrótowo‐powierzchowny charakter zarówno poniższych zapisków z Boltanskiego, jak i dopiero [ew.] projektowanych; wywód LB jest głęboki, gęsty i solidnie dokumentowany, nie sposób w małej objętości oddać go adekwatnie – co do głębi i gęstości; zainteresowani niech się lepiej poważą na własną lekturę; tak, polecam.)

Tu jednak poprzestaniemy na subwątku: powieści kryminalnej. Boltanski rozpoczyna wcześniej, w późnej epoce wiktoriańskiej, od praojca: Conan Doyle’a i jego Sherlocka Holmesa (korzenie Złotej Epoki w „mojej” angielskości tkwią w epoce edwardiańskiej, skrytym, ale istotnym tłem jest doświadczenie I wojny światowej).

Jak wielu innych badaczy literatury (kultury) uważa, że jej wytwory są zarazem narzędziem badania świata, w którym się umościły, tak w porządku opisowym, jak normatywnym. Zasadniczym tematem jest państwo narodowe; jego pojawienie się polegało na przekształceniu władzy nad „ludami” zamieszkującymi (poddane) terytoria (czy ogólniej: „ludem”), współdzielonej zresztą z innymi systemami rządów (np. klanowych, plemiennych etc.), w obszar (uni)formowanego „społeczeństwa”, mającego dzielić pospólnie jednoliciejącą wizję „rzeczywistości” kreowanej za pomocą instytucji kontroli i nadzoru (Foucault: szkoły, medycyna, armia, policja, więzienia, podatki) oraz perswazji (obietnica bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu w ramach państwa). Krzepnący system prawa („państwo prawa”) zagarniał coraz większy obszar; chronił (novum) jednostkę przed najdrastyczniejszymi ekscesami możniejszych, ale drugą ręką odbierał jej lokalne (terytorialne, klanowe etc.) wsparcie otoczenia: eksces został scedowany na organy państwa.

Ten ogólny model dopuszcza jednak warianty. Tak, zgadliście (a ja powtarzam: „jak na zamówienie”) – Boltanski konfrontuje angielskość (rekonstruowaną wg odwiktoriańskiej powieści kryminalnej à la Holmes) z francuskością (tu modelem dla niego będzie twórczość Georges’a Simenona (1903–1989), który wystartował z Maigretem w 1929, ledwie zdążywszy „na zakładkę” załapać się na biografię Conan Doyle’a; ten zmarł w 1930). Różnice tych dwóch „tradycji literackich” ściśle pokrywają się (wg Boltanskiego) z różnicami ustrojowymi dwóch wariantów państwa narodowego.

panowie i słudzy

Tak – do dwóch warstw – spłaszczona (chciałoby sie powiedzieć: ordynarnie; w literaturze majaczył w tle cel perswazyjny, normalizujący nierówności; por. postawa Alberta Doolittle’a z G.B. Shawa w mojej blogonocie) struktura klasowa może odnosić się jedynie do imperium brytyjskiego.

Boltanski informuje, że do końca XIX wieku służba była b. liczną grupą, około 40% zachodnioeuropejskich nastolatków zostawało służącymi, z kolei Silvia Federici podaje, że „średnio jedna trzecia populacji kobiet Anglii, Hiszpanii, Francji i Włoch pracowała jako pokojówki”. Służba to ci wszyscy, którzy

w ten czy inny sposób służą dostojeństwu panów. [...] Pospolici służący należą do klasy ludowej: są to chłopi, robotnicy, ogrodnicy, oberżyści, kucharki, pokojówki, stangreci itd. Mówi się o nich [w świecie Sherlocka Holmesa – przyp. n.] wyłącznie z punktu widzenia stosunku podporządkowania. [Śledztwa..., s. 83]

Boltanski rekonstruuje dalej:

Pospolici służący, czyli pospólstwo, to ludzie ograniczeni umysłowo albo po prostu głupi. Są w oczywisty sposób prostaccy, a potencjalnie skłonni do łamania prawa. Ponieważ nie mają niczego na własność, niczego nie bronią, a zatem nie wyznają żadnych lub prawie żadnych wartości w moralnym znaczeniu tego słowa i mogą łatwo ulec pokusie anarchii. [tamże, s. 84]

Trzymani są w ryzach zagrożeniem karami, ich edukacja przypomina bardziej tresurę; zarządzanie pospólstwem to zadanie elity służących, warstwy pośredniej, złożonej z ludzi lepiej wykształconych, pełniących funkcje zarządców majątku, kamerdynerów, ochmistrzyń, bon czy guwernantek. Są substytutami panów, delegowanymi do konkretnych zadań; upodabniają się do warstwy panującej, ale nie przysługuje im (jak konstatuje LB) „dostojeństwo”; są zatem również potencjalnie podejrzani.

Dzieje indywidualnego awansu do tak rozumianych elit służby znamy świetnie z europejskiej literatury, dość przypomnieć Juliana Sorela czy galerię postaci Balzaka; portretów pospólstwa również znajdziemy niemało. O specyfice „wyspiarskiej klasowości” decyduje co innego: dystrybucja (realnej) władzy.

A ta spoczywa w rękach panów, arystokracji obdarzonej tym większym „dostojeństwem”, im ze starszego rodu się wywodzi; jej „zasoby finansowe i majątki ziemskie nie wymagają żadnych wyjaśnień” [LB]. Panowie, powiązani gęstą siecią plecioną systematycznie w internatach Eton czy kolegiach Oxbridge’u, działają poniekąd za kulisami „oficjalnego państwa”.

Panowie nie pędzą życia w bezczynności. Pełnią rozmaite funkcje w służbie wielkich spraw, znacznie wykraczających poza zasięg zwykłych osób fizycznych, wchodząc w relacje z całościami (osobami prawnymi) dużych rozmiarów. Owe całości określane są niekiedy mianem Imperium, Korony lub państwa. [...] Ponieważ działalność panów jest ukierunkowana na osiągnięcie bardzo ogólnych celów, nie może podlegać ściśle wyznaczonym regułom. Wymóg przestrzegania reguł jest bowiem utrudnieniem, kiedy kontekst działania jest niepewny i stale się zmienia, co dotyczy większości sytuacji, które panowie mają rozwiązać. Widać to szczególnie wyraźnie, kiedy cel, do którego zmierzają, dotyczy – jak to często bywa – relacji między państwem (Imperium) a innymi państwami (czy też imperiami), a zatem należy do dziedziny dyplomacji i wiąże się z utrzymaniem pokoju. [tamże, s. 86]

Jasne jest, że „wymóg przestrzegania reguł” zawieszony (zawieszenie to nie może być jednak widoczne dla „opinii publicznej”, bo „racja stanu”) wobec panów dotyczy w szczególności litery prawa. Tę sytuację symbolicznie ilustruje postać Mycrofta Holmesa, która od wzmiankowo‐ogólnego opisu (roli) w oryginale przechodzi w nowszych (filmowych) adaptacjach Holmesa na pozycję jawnego personifikowania tajnych agend „Korony”, dbających za kulisami o „dobro spraw”. Innym wykładnikiem owego zawieszenia jest licence to kill agenta 007.

Jak jednak sprawić, by wymagana charakterem zatrudnień, samodzielna, elastyczna sytuacyjnie wewnątrzsterowność pana mieściła się w duchu prawa i nie wykraczała poza porządek moralny? Służy temu specjalna forma edukacji klas wyższych: wypracowywana od stuleci mieszanka „klasycznych przedmiotów humanistycznych, religii, kontroli popędu płciowego i wyrafinowanych kar cielesnych” [LB], aplikowana adeptom w sieci szkół z internatem. Finalny produkt tej edukacji dysponował wykształceniem klasycznym, samokontrolą, wszczepionym porządkiem moralnym (i imperialnym), a przy okazji kapitałem społecznym („old chaps z Eton”), i był gotowy na uczestnictwo w świecie „klubów dla dżentelmenów”, gdzie rozstrzygały się losy państwa.

Tu spotyka się angielskość wg Boltanskiego z „moją” (por. pkt 1 powyżej). Przyznaję, że zaniedbałem aspekt „wyrafinowanych kar cielesnych” i specyficzną „kuźnię charakterów”, jaką była szkoła z internatem. Zapewne zdecydowało o tym późniejsze wskoczenie w czas historyczny (epoka edwardiańska i następne) oraz znaczący udział kobiet wśród autorów Złotej Epoki. A przecież sztandarowe dziełko dydaktyczno‐inicjacyjne owego systemu, Stalky i spółka Kiplinga, pochodzi z 1899 roku (myślało się, że było wcześniejsze).

antypan i nicponie

Produktem dokładnie tego samego świata jest postać genialnego przestępcy, arcywroga (długi szereg takich figur niech symbolizuje, umówmy się, prof. Moriarty). Ten antypan jest identyczny z panem jako produkt swojej klasy i edukacji, ale reprezentuje zło i zagrożenie dla „porządku imperium”. Otacza się armią nicponi, którą najprościej opisać jako „bezpańskich służących” z pospólstwa i elit służby; wyrwawszy się spod rygoru ryzów, oddali się „przyrodzonej pokusie anarchii i przestępstwa”, aż napotkali pana w osobie genialnego zbrodniarza.

Wszystko tu jasne, nie ma powodu, by iść w szczegóły.

detektyw a policjant

W tak opisanym (czy może zrekonstruowanym) angielskim wariancie państwa narodowego postać detektywa amatora okazuje się czymś więcej niż literackim toposem: jest systemową koniecznością.

Policja porusza się ramach litery prawa, jej rutynowym zadaniem jest przeciwdziałanie przestępstwom pospólstwa, zbrodniom banalnym, do których wykrycia i sprowadzenia kary na winnych potrzeba, owszem, żmudnej pracy, ale też nie wymaga to wybitnej inteligencji. Co więcej, to podwójne ciśnienie (litera prawa i rutyna) powoduje swoiste stępienie zdolności śledczych policji: talent nieobecny (z porządku rzeczy) albo nawet obecny zalążkowo, ale nie ćwiczony – zamiera. Dlatego do wykrycia i ukarania zbrodniarzy wybitnych, nietuzinkowych, wyposażonych w inteligencję, wiedzę i nieprzeciętną zdolność knucia trzeba kogoś spoza ciała policyjnego, właśnie detektywa amatora. Zwłaszcza wobec tych arcywrogów, którzy zagrażają porządkowi na poziomie bezpieczeństwa imperium; tu powieść kryminalna antycypuje poźniejszą powieść szpiegowską.

Słowo „amator” jest mylące. Detektyw genialny (czy ocierający się o geniusz) – ich przykładową galerię przedstawiłem w blogonocie – jest o (nieprzekraczalną) klasę bardziej „profesjonalny” od inspektora policji. Ale brakuje mu doraźnych sankcji (którymi dysponuje policyjny aparat przymusu), a jeśli zdecyduje się sam po nie sięgnąć, co zdarza się tym częściej, im głębiej cofamy się w literacką przeszłość (por. przygody Holmesa), przekroczy literę prawa, choć, jak wiemy, nie wykroczy poza ducha. Można by powiedzieć, że w zakresie poruszania się w mglistej strefie poza literą, a przed duchem prawa, wybitny detektyw staje się trudno odróżnialny od wybitnego przestępcy. (Stąd też kanoniczny, powtarzający się wątek „perswazyjny” – Moriarty do Sherlocka, agent 006 do agenta 007 etc.: „jesteśmy tacy sami, przyznaj to!”, i następnie: „przyłącz się, razem zdziałamy itd.”.)

porządek a.

Boltanski, oparłszy swoją analizę głównie na prozie Conan Doyle’a, uważa, że angielski whodunit jest genetycznie konserwatywny (a miejscami nawet reakcyjny). Ład brytyjskiego liberalizmu rządzonego przez rodową arystokrację (wcześniej niż na kontynencie włączającą się aktywnie w ruch kapitału) nie jest tu kwestionowany; demonstrowane jest tu poszechnie zaufanie do owego porządku, systemu prawa, wreszcie – policji (nie mówiąc o kredytowanych „dostojnością” panach). Zagadka, zjawisko naruszające przewidywalność rzeczywistości kreowanej przez państwo, musi, gdy okaże się zbrodnią, zostać rozwiązana, a winni ukarani. Tam, gdzie zagadka może wręcz umknąć rutynie, a zbrodnia okaże się wyjątkowa, wkracza detektyw, oddając bez reszty (choć także z uwagi na wynagrodzenie) swój talent na rzecz przywrócenia porządku. On sam afirmuje go całkowicie.

[...] porządek wyższego rzędu, ujawniający się wówczas, gdy stosunki społeczne między obywatelami dostosowują się samorzutnie do struktur hierarchicznych społeczeństwa, jest tym, do czego dąży porządek prawny i czego nie może urzeczywistnić z powodu prymitywnych środków, jakimi rozporządza. Kiedy porządek moralny jest zagrożony, właśnie odstępstwo od reguły pozwala pozostać najbliżej jej ducha i dzięki temu wykorzystać jej moc. [tamże, s. 133–134]

Kryminały Złotej Epoki, do których nawiązuję w swojej blogonocie, pojawiały się na przestrzeni kolejnych kilkudziesięciu lat, po drodze mijając obie wojny światowe, industrializację, migracje ludnościowe, przemiany społeczne (itd., itp.); zaryzykuję twierdzenie, że ich konserwatyzm stopniowo przesuwa się od afirmacji porządku społecznego do afirmacji (jedynie) tradycji literackiej, tę pierwszą oddalając na plan tła; hegemonia polityczna ustępuje miejsca hegemonii kulturowej. W latach 60. Peter Dickinson kończy z dualnością „detektyw – policjant”, poprzestając na skromnym inspektorze Humblebym, który jasno widzi absurdalność (inercyjnego) bytowania arystokracji, zarazem jednak rozumie „brytyjską psychikę” nadal reagującą żywo na przejawy „dostojeństwa” (recepcja tzw. rodziny królewskiej, z zewnątrz zagadkowa^, potwierdza tę swoistość wyspiarzy).

francuskość

Co najmniej tyle samo stron, ile Boltanski poświęcił „angielskości”, zajmuje w Śledztwach i spiskach ekspozycja „francuskości”. LB jest Francuzem, oczytanym w Simenonie i innych francuskich autorach, porusza się swobodnie tam, gdzie sam stąpałbym po omacku (np. powieści z komisarzem Maigretem czytałem laaata temu). Pozwólcie zatem, że ledwie powierzchownie streszczę obserwacje i tezy Śledztw w sprawie francuskiej; kto ciekaw (znowu: imponującej analizy i niebanalnego uporządkowania), niech sięgnie po książkę.

Francja, przeorana rewolucją końca XVIII wieku, jest terytorium nieustającej wojny domowej, toczonej między wieloma aktantami: stronnictwami politycznymi, klasami i warstwami społecznymi, regionami o odmiennej kulturze (i języku wzgl. dialekcie), między lokalnymi establiszmentami a „centralą” itd.; najwyraźniejszy, „strukturalny” konflikt to nieustająca próba sił między „frakcjami mieszczaństwa republikańskiego, laickiego i postępowego” a „frakcjami mieszczaństwa katolickiego i konserwatywnego, skupionymi wokół arystokracji” [LB]. Radykalne zmiany sytuacji politycznej są normą XIX wieku, nie wyjątkiem; wojna domowa przybiera postać pełzającą, ale niekiedy wybucha spektakularnymi aktami przemocy (np. Komuna Paryska).

Stabilizatorem francuskiego państwa narodowego okazuje się administracja, warstwa urzędnicza deklaratywnie stroniąca od polityki, której zadaniem jest scalanie [francuskiej różnorodności] i zapewnienie ciągłości porządku społecznego oraz bezpieczeństwa państwa. Boltanski nazywą ową administrację ciałem państwa. Z niej wyłaniają się podciała, m.in. policyjne.

Ale wyłaniają się tak, że ilustrują swym wyłonieniem priorytety w sub‐porządkach (które w imperium brytyjskim zlewały się w jeden, nadrzędny): o porządku moralnym lepiej nie mówić, porządek prawny jest drugorzędny, na pierwsze miejsca wysuwa się porządek techniczny, tj. sprawność w stosowaniu siły, państwowego przymusu. Emblematyczną postacią tego procesu jest Vidocq, eks‐przestępca, pierwszy dyrektor Sûreté, później kierujący pierwszą na świecie agencją detektywistyczną; Boltanski podsumowuje:

Główną cechą całych pokoleń papierowych policjantów, zrodzonych ze śladu, jaki Vidocq pozostawił w pamięci zbiorowej, jest to, że nie są oni policjantami czystej krwi, lecz mieszańcami, pół policjantami, pół przestępcami. [tamże, s. 143]

Ten ślad trwa do dziś, i nie chodzi tu tylko o literackie czy filmowe biografie Vidocqa (było ich mnóstwo), ale szczególny, mroczny klimat francuskich powieści i filmów, w których to właśnie policja jest „zbiorową postacią noir” (szczególnie spektakularny przykład to Léon [zawodowiec]).

Próbując tworzyć francuską analogię do dualności „detektyw – policjant” (moim zdaniem nie do końca to się udaje), Boltanski zwraca uwagę, że każdy pracownik administracji sam jest postacią dualną: z jednej strony unika deklaracji politycznych, skupia się całkowicie na wykonywaniu przypisanych mu zadań, jest zawodowcem, z drugiej – jest osobą prywatną, jakoś umieszczoną w siatce więzów społecznych, poglądów, sympatii i antypatii, etc.

Człowiek publiczny jest funkcjonariuszem w służbie państwa i za jego pośrednictwem państwo bierze udział w opowiadanych nam historiach. Mamy tu jednak do czynienia wyłącznie z państwem w jego przejawie administracyjnym, nigdy zaś z państwem jako abstrakcyjną zasadą władzy ani nawet z władzą publiczną, nie mówiąc o państwie prawa. [tamże, s. 156]

W szczególności dotyczy to policjanta, zwłaszcza Maigreta. Maigret wywodzi się z drobnomieszczaństwa, prowadzi (prywatnie) typowe dla tej klasy życie, jego zagadki (zbrodnie) mają charakter powszedni (kwestie własności i namiętności), nie dotyczą zagrożeń „bytu państwowego”; jego metody są jak najdalsze od genialnych dedukcji Holmesa czy intelektualnego wysiłku „szarych komórek” Poirota. Prowadzi wywiad środowiskowy (jak byśmy to nazwali dzisiaj), zna świetnie kręgi przestępcze, rutynowo ocenia każdą kobietę pod względem atrakcyjności seksualnej (katalog motywów: namiętność) itp. Simenon programowo unika polityki, za nim unika jej też Maigret. Prawo ma zasadniczo [pardon my French] w dupie; liczy się skuteczność.

Boltanski wgłębia się dalej w [tę] francuskość, ja na tym urwę.

porządek f.

Cóż można o nim powiedzieć? Jest, proszę wybaczyć, realistyczny. Na jego tle porządek a. jawi się jako konstrukcja literacka.

Do lektury książki Boltanskiego mocno zachęcam, zwłaszcza że powieść kryminalna (w wariantach a. i f.) zajmuje w jego rozważaniach zaledwie pół objętości, dalej są powieści szpiegowskie, teorie spiskowe i wiele innych atrakcji.

  1. babilas’s avatar

    Nigdy się nie zastanawiałem nad różnicami pomiędzy wariantami a. i f. (głównie z powodu przyzerowej znajomości wariantu f. – owszem Simenona kiedyś tam czytałem i oglądałem, ale to jeszcze w latach niskorefleksyjnych), więc wpis i link do Boltonskiego cenny. Mam jednak takie niejasne wrażenie, że Francuzi bardziej interesują się postacią przestępcy (Arsene Lupin, Fantômas) niż śledzącego go detektywa czy policjanta. Który często bywa postacią komiczną (inspektor Clouseau).

  2. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Boltanski daje obszerną historyczną panoramę f. powieści kryminalnej (czy „pre‐kryminalnej”), siłą rzeczy pominąłem ją. Jeden nurt to wspomniany w blogonocie „ślad po Vidocqu”, który zahaczył też o Hugo czy Balzaka; lit. bardziej popularna chętnie sięgała po pornografię (zbrodni, występku oraz w sensie zwykłym), pomijając krytykę społeczną (czyli jakby odchodząc od tradycji Eugène’a Sue i jego naśladowców). Pojawiają się tłumaczeni Poe i wreszcie Conan Doyle:

    W okresie trwającym mniej więcej od 1860 do 1914 roku utwory anglosaskie i francuskie, które dały początek powieści kryminalnej, były w stałym dialogu, łączącym naśladowanie i konflikt. Gaboriau zna utwory Poego; Conan Doyle cytuje Gaboriau i każe Sherlockowi Holmesowi odzywać się pogardliwie o Lecoqu; Leroux zna oczywiście utwory Conan Doyle’a; Leblanc wprowadza do jednej ze swoich powieści postać Herlocka Sholmesa itd. Po ukazaniu się we Francji pierwszych przekładów dzieł, których bohaterem jest Sherlock Holmes, postacie tworzone przez autorów francuskich są odmianami angielskiego detektywa. Pisarze francuscy zapożyczają od niego wiele cech, przekształcając je jednocześnie lub odwracając, by wypuszczanym przez siebie na rynek bohaterom nadać fakturę narodową, a więc wymiar zarazem nacjonalistyczny i krytyczny. Bohaterowie francuscy przypominają Sherlocka Holmesa w tym, że chociaż biorą udział w śledztwach policyjnych, sami nie są policjantami i odznaczają się ponadprzeciętnymi zdolnościami intelektualnymi. Rouletabille, podobnie jak Sherlock, posługuje się metodami logicznymi, Arsène Lupin ma wyjątkową inteligencję, dzięki której bez trudu daje mata Herlockowi. Różni ich jednak od detektywa londyńskiego dystans wobec panującego porządku moralnego i społecznego. Gaston Leroux, twórca Rouletabille’a, działał na rzecz zniesienia kary śmierci i żył w wolnym związku; Maurice Leblanc, radykalny socjalista i wolnomyśliciel, tworząc Arsène’a Lupina wzorował się na postaciach anarchistów opromienionych aurą medialną itd.

    Wytłuszczam to i owo, by podkreślić, na czym, zdaniem Boltanskiego, polegały różnice (i to szerokiego planu, nie zaś indywidualnych autorów). F. (przestępczy) kogut musiał przeżyć, rozwinąć się i głaskać ludność w ego:

    Ci sami aktorzy zależnie od sytuacji społecznej i okoliczności życiowych mogą się skłaniać to ku transgresji, to znów ku podtrzymywaniu porządku, i w niczym nie zmienia to sympatii, jaką wzbudzają w czytelniku, pod warunkiem że cechują ich takie przymioty moralne, jak odwaga, waleczność, błyskotliwość, wspaniałomyślność, kurtuazja itd., dowodzące niepospolitości. Zauważmy ponadto, że taki wizerunek sam w sobie zakłada rodzaj relatywizacji porządku prawnego i moralnego, odzwierciedlając w literaturze popularnej sceptycyzm właściwy społeczeństwu głęboko podzielonemu między antagonistyczne siły polityczne. Powieść popularna, właśnie dlatego, że ma się podobać jak największej liczbie czytelników, musi wziąć w nawias zbyt widoczne oznaki przynależności partyjnej, wprowadzając postacie, których właściwości można uznać za „francuskie” cechy gatunkowe. Za ich pośrednictwem tworzy się stereotyp charakteru francuskiego (składają się nań urok osobisty, uwodzicielski wdzięk, zaradność, odwaga, pomysłowość, brak przesądów itd.), przeciwstawiony ograniczoności i uporowi Anglosasów, nie mówiąc o wrogach, jakimi są Niemcy. Dzięki temu cechy, które na pierwszy rzut oka wydają się transgresywne, można bez trudu wprząc w służbę patriotyzmu czy też nacjonalizmu.

    Wszystkie te nurty szły dalej równolegle, z zewnątrz (jak dowodzi nasz przypadek) niełatwo je prześledzić. Sam, bez poszukiwań w sieci, mogłem wymienić jedno „kryminalne” nazwisko f., Sébastiena Japrisota (kiedyś czytałem jego w PRL‑u wydaną Panią w samochodzie, w okularach i ze strzelbą), bo podświadomość bodaj kiedyś zarejestrowała, że to wg jego powieści (o tym samym tytule) powstał film Jeunota Bardzo długie zaręczyny.

    Ale f. wiki podaje kilkaset autorów francuskich w kategorii auteur français de roman policier. Niewielu przetłumaczono.

  3. babilas’s avatar

    Oczywiście: Rouletabille. Jak mogłem (z oczywistych względów) zapomnieć.

  4. babilas’s avatar

    O ile u Agaty Christie Miss Marple operuje od czasu do czasu cytatami z biblii (co nie wzbudza zdziwienia, bo wskazuje na wysoki poziom wykształcenia ogólnego), o tyle Poirot jest opisany jako osoba „wychowana w duchu religijnym”. Co więcej, o ile David Suchet w ostatnim odcinku („Curtain. Last Poirot’s Case”) nie wypuszcza różańca z rąk, to w ekranizacji z Johnem Malkovichem jest niedwuznacznie zasugerowane, że Poirot był (a może i wciąż jest?) księdzem katolickim. Z tego powodu książkowy i filmowy Sherlock jako absolutny agnostyk/ateista jest przyjemną odmianą.

  5. nameste’s avatar

    @ babilas:

    Są dwie okoliczności łagodzące (dla Sucheta). Po pierwsze, Poirot jest Belgiem. Po drugie, ekranizatorzy z Suchetem nie podkreślali za bardzo katolicyzmu P. (nie mam w pamięci całego korpusu ksiażek Christie, więc nie wiem, jak to było w oryginale), owszem, stały motyw to moralne oburzenie i pryncypialna postawa ws. „odebrania życia” (morderstwa nic nie usprawiedliwia). No a w Kurtynie sam się szykuje, nieprawdaż (w Orient‐express jednak odkłada pryncypialność na półkę).

    (Muszę też przyznać, że z wymienionej trójki (SH, HP, JM) najbardziej lubię miss Marple.)

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *