Od dni kilku pozostaję wewnątrz świata [światów] w Story Jones Krzysztofa Pietrali; były dwie blogonoty, będą (może) następne [może: no bo upomniano mnie! sam autor wołał: „patrzaj coś narobił”! oto niespodziewane skutki pojawienia się story jones companion; wybaczcie].
Obstukuję ten świat [światy] z różnych stron. Tytułowi bohaterowie niniejszej blogonoty zdają się być a propos. A nawet bardziej. Nie jest bowiem tak, że publikując z rzadka i nieśmiało kolejne kawałki na blogu, zapomniałem o dziś. Nie, cały czas gniecie ciężar wojny, myśli się o Ukrainie, myśli się o polskim syfie („ustrojowym”) i pozytywach (obywatelskich). Czyta się, przyznając rację, wołanie Łukasza Najdera w 2T.
* * *
Wydany w 1980 zbiór Generał Piesc i inne opowiadania Stefana Themersona, autora, którego – m.in. długofalowymi staraniami „Literatury na Świecie” – na szczęście uchroniono przed zapoznaniem, otwiera jeden z dziwniejszych tekstów w literaturze polskiej: długie opowiadanie Bayamus z 1948 roku. Termin „opowiadanie” jest mylący, to pomieszanie groteski z traktatem poniekąd filozoficznym, a nade wszystko – autorskie przedstawienie konceptu „poezji semantycznej”.
Rysunek Franciszki Themerson na obwolucie przedstawia właśnie Bayamusa, postać trójnogą. Tekst opowiadania pełen jest najdziwniejszych zresztą postaci i wydarzeń.
Pomysł „poezji semantycznej” w największym skrócie polega na tym, by w tekście (powiedzmy: wiersza) zastępować (usuwająco lub w charakterze dopełnienia) pewne terminy ich semantycznymi rozwinięciami, definicjami. Oczywiście, różne podstawienia przynoszą różne efekty, nierzadko wzajemnie sprzeczne; tworzy się (nowy) wynik poznawczy (i artystyczny).
* * *
W cytowanym poniżej ustępie kluczową kwestią jest pytanie: „jak mógł chrześcijanin?” – to i tamto. Pytanie jest aktualne, w Polsce szczególnie, kraju nominalnie katolickim. Odpowiedź Themersona w swojej strukturze jest zarazem odpowiedzią na pytanie: „jak mogą Rosjanie” – to i tamto (wiemy co, śledzimy doniesienia, śledzimy dyskusje).
– Na przykład – powtórzył – wyobraź sobie, że pewien śmiertelnik wyciągnął drugiemu śmiertelnikowi 164 dolary z kieszeni, po czym poszedł do gestapo i doniósł, że ten drugi śmiertelnik dedukcyjnie podpada pod słownikową definicję słowa 'Żyd'.
„Jak chrześcijanin mógł to uczynić?!" Jesteś szczerze zaskoczony, ponieważ w umyśle twoim tkwi tylko ogólna, schematyczna definicja słowa: chrześcijanin, i okrzyk twój, w pełnym brzmieniu, wygląda właściwie tak: „Jak osoba ochrzczona, mająca wiarę w Chrystusa, wyznająca religią i doktryny nauczane przez Jezusa Chrystusa i Jego Kościół i uznająca głoszone przez nie zasady postępowania mogła to uczynić?!" Nie możesz rozwiązać tego problemu i łamiesz sobie nad nim głowę. Spróbuj jednak znaleźć mniej ogólną i mniej schematyczną definicję, i podstaw ją pod słowo: chrześcijanin w twoim okrzyku. Czy nie zabrzmi on tak:
Jak ktoś, kto został ochrzczony po urodzeniu;
ktoś, komu mówiono, żeby był dobry, bo inaczej Żyd przyjdzie i zabierze go
w swym worku ze sobą;
ktoś, kto miał gruczoły limfatyczne zaatakowane przez bakcyle gruźlicy, wszy
w fałdach koszuli, a śmierdział kapustą, która była głównym daniem
jego obiadu;
– Przestań! – powiedział siedemdziesięciotrzycentymetrowy karzeł staruszek.
Dyrektor cyrku nie zwrócił na niego uwagi i ciągnął dalej:
– był zaś zachęcany do tego, aby z pogardą odnosił się do kogoś, kto miał gruczoły limfatyczne zaatakowane przez bakcyle gruźlicy, wszy w fałdach chałata, a śmierdział cebulą, która była głównym daniem jego obiadu;
– Stul pysk! – karzełek staruszek powiedział. Ale dyrektor cyrku ciągnął dalej:
ktoś, komu mówiono, że nie może dostać dwóch groszy na lody, trzeba bowiem płacić komorne temu bogatemu Żydowi, który jest ojcem chłopca imieniem Dawid;
– Żyd! – zawołał młody facet, który miał siedem palców u ręki. Wskoczył na krzesło i zaczął deklamować: „Mój dom jest dom-ruina (Na parapecie kuca Żyd, właściciel). Wylęgły gdzieś w antwerpskim szynku. Wypryszczony w Brukseli, wylatany, wygolony w Londynie...”
Ale dyrektor cyrku nie dał sobie przerwać:
ktoś, komu mówiono: nie wstyd ci? ten brudny Żyd Izaak ma lepszy stopień z geografii niż ty; ktoś, komu mówiono: nie bądź taki głupi jak ten Żyd Jojne; albo: nie bądź taki arogancki jak ten Żyd Chaim; albo: nie bądź taki tchórz jak ten Żyd Mendel.
– Mówię ci, żebyś zamknął twarz! – karzełek staruszek zawołał. Ale dyrektor cyrku ciągnął dalej:
ktoś, kogo uczono: to jeden z nich, Żyd imieniem Judasz, sprzedał słodkiego aryjskiego Jezusa;
– A co, może Go nie sprzedał? – zrośnięte bliźniaczki zawołały.
ktoś, kogo uczono: to oni, Żydzi, zamordowali okrutnie słodkiego aryjskiego Jezusa;
– A co, może Go nie zamordowali? – spytały bliźniaczki.
ktoś, komu mówiono: Żydzie śpią na zlocie, które ukradli Chrześcijaństwu;
Młody facet o twarzy podobnej do twarzy Eliota i siedmiu palcach u każdej ręki przerwał głosem złotym i ciepłym: – Szczury się gnieżdżą pod palami. (A pod szczurami siedzi Żyd). Pieniądze w futrach. Wioślarz w uśmiechach...
Dyrektor cyrku nie zwracał na niego uwagi.
albo: nie możesz pójść na uniwersytet, bo miejsce twoje zajęli Żydzi;
Głos młodego faceta o czternastu palcach ciepły był i wdzięczny. Umilał ucho. – Co jest ważne – mówił – to jedność religijnego podłoża; przyczyny religijne i rasowe składają się na to, że każda wielka liczba wolnomyślnych Żydów jest niepożądana, a zatem ducha nadmiernej tolerancji okrawać nam trzeba.
Dyrektor cyrku jednak, nieporuszony, ciągnął dalej:
albo: musisz uwolnić Chrześcijaństwo od tych, którym nawet Miłość Boga samego zamknęła dostęp do niebios
– mógł to uczynić?
I widzicie państwo, jeśli wstawiamy właściwą semantyczną definicję w odpowiednie miejsce waszej łamigłówki, wszystko staje się jasne i łamigłówka przestaje być łamigłówką.
Albowiem Poezja Semantyczna nie jest układaniem wierszy w bukiety kwiatów. Przeciwnie. Poezja Semantyczna obnaża wiersz i pokazuje pozalingwistyczną rzeczywistość, jaka się pod nim kryje. W Poezji Semantycznej nie ma miejsca na hipnozę rytmu i rymu. Poezja Semantyczna jest przezroczysta i trzeźwa. Jeśli zdarza się, iż bywa gorzka lub śmieszna, a zdarza się to często, to nie dlatego, iż się ją zaprawiło piołunem, i nie dlatego, iż się ją nagazowało rozweselającymi pęcherzykami tlenku azotu, ale dlatego, że to ona, ona sama, wyciska gorycz tę i komedię z rzeczywistości nie swojej własnej, a z rzeczywistości świata, którego pierworodnymi i ostatecznymi składnikami – żółć i sól attycka – zawsze były i na zawsze pozostaną.
-
Żartowałem ofc. Zachęcam i namawiam do dalszych blogonot :)
1 comment
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2022/04/themersonowie-bayamus/trackback/