Gdyby wiersz miał być zwierzęciem, co byłoby dobre, bo objaśnianie przez zwierzę symuluje jasność, naoczność, słuch węch i tak dalej, z mysłami, mniej myślami, byłby psem albo (nawet lepiej) suką, rudą smugą na polu, gryzieniem, gry. Nie wiesz, skąd na ciebie wyskoczy i co ci zrobi, ale uspokajasz się przypomnieniem smyczy, że ktoś, że trzyma.
Opowiem ci twoją historię, psie, którąś z nich, wywieszony język to znak przymierza, znak arki, pierwszej babel. Wiersz (dobry wiersz, dobry pies) wyzwala popęd opowiadania, moment pędu mowy, opowiem ci inną (twoją) historię, psie, a teraz – aport, przynieś to z powrotem. Nie? No to jeszcze raz, inaczej.
Wiersz, chwila spaceru z cudzym psem (udaję, że jest mój). A poezja, krytycy? Chwilowo mamy to gdzieś, wierszu; stada, sfory, nagonki. Polowanie na lisy, czerwone kubraki.
1 comment
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2017/06/wiersz-pies/trackback/