pełen szacunku tekst o najpoważniejszej śmierci

Trudno wyrazić, jak bardzo byłem przejęty – pan Omanko Tsubi zaprosił mnie jako jedynego gościa, abym był świadkiem jego seppuku. Miałem być powiernikiem, odpowiedzialnym za przekazanie światu powodów, dla których nagle postanowił odejść.

Omanko‐san urodził się jako Polak, ukończył filologię klasyczną w Krakowie. Sumiennie wdychał kurz bibliotek, od czasu do czasu publikując uczoną notkę w którymś z trzech grubych czasopism; parę razy w roku wyjeżdżał na którąś z trzech konferencji krajowych w swojej czcigodnej branży. (Po latach wyznał: „Ach, Nameste‐san, mieliśmy rozstrzygać najważniejsze i najsubtelniejsze kwestie literatury starożytnych, a tymczasem moi koledzy po każdej sesji plenarnej czy panelu upijali się na smutno, mamrocząc pełne wulgaryzmów frazy, w których niepochlebnie odnosili się do matki i życia seksualnego indeksu cytowań, zupełnie jakby był człowiekiem. Powtarzalność tego rytuału nużyła mnie coraz bardziej.”)

Przełom nastąpił pewnego mroźnego dnia. Pan Omanko spóźnił się na pociąg powrotny i zamiast czekać na kolejne szybkie połączenie, postanowił wsiąść do osobowego. Obudził się po paru godzinach, drżący z zimna. Zdumiony stwierdził, że przedział, początkowo tłoczny, całkiem się opróżnił na którejś stacji pośredniej. W kącie na siedzeniu leżał zapomniany przez kogoś podniszczony od częstej lektury tom. Omanko‐san wyciągnął rękę, a gdy wysiadał z pociągu na krakowski peron, był już innym człowiekiem. (Po latach, kiedy nasza zażyłość osiągnęła odpowiedni stopień, wyznał: „Tak, ta książka uświadomiła mi, że jedyną godną człowieka honoru postawą jest starać się, póki sił, by zostać Japończykiem”. A kiedy ośmieliłem się wreszcie spytać o tytuł – pan Omanko nigdy wcześniej go nie wymieniał, a ja szanowałem tę dyskrecję – umilkł na uroczystą chwilę, by nie zbrukać księgi pospiesznym przywołaniem jej tytułu, i wyznał: „Japoński wachlarz, najważniejsze dzieło Bator‐sensei, mojej Mistrzyni”. Pogrążyliśmy się w milczeniu.)

Pan Omanko nie mógł z dnia na dzień porzucić swoich dotychczasowych zatrudnień. Każdą jednak wolną chwilę poświęcał na zgłębianie jezyka, kultury i obyczaju Japonii. Gdy poczuł sie gotowy, wszczął skomplikowane starania (niewiele o nich wiem, to jasne: sprawa wymagała najwyższej delikatności), angażujące kilku tajnych radców i parę wpływowych Osób, o których znaczeniu krążyły jedynie pogłoski; kurierzy z Berlina często szturmowali drzwi skromnego mieszkania pana Omanko. Aż pewnego dnia (tak sie składa, że akurat, bawiąc przejazdem w Krakowie, wstąpiłem do Omanko‐san na partyjkę go i czarkę sake) do drzwi zapukał kurier z Tokio. (Wtedy nie znałem tożsamości owego późnowieczornego gościa, pamiętam jednak blask, jaki bił od Omanko‐san, gdy wrócił do pokoju, dzierżąc śnieżnie białą kopertę, na której pyszniły się kleksy krwistego laku, więżące – tak mi się zdawało – drobne sznureczki. Milczeliśmy. Po latach pan Omanko wyznał: „Tak, w istocie, Nameste‐san, to był Patent”.)

Potok wspomnień przerwał drobny ruch stojącego dotąd jak posąg kaishaku. Ku swemu najwyższemu wstydowi zrozumiałem, że Omanko‐san rozpoczął już wygłaszanie ostatniego słowa. Przeklinając w duchu własne roztargnienie, począłem pilnie słuchać.

„...i wtedy moja droga przyjaciółka [nigdy, zapewniam, nigdy wcześniej Omanko‐san nie wspominał o żadnej kobiecie!] pokazała mi tę najpopularniejszą zabawkę ludzkości. Długo nie mogłem pojąć panujących tam zasad, owszem, to chwalebne, że ludzie, choć oddaleni, chcą komunikować się ze sobą. Ale czemu do rozmów notorycznie wtrącały się osoby trzecie? I czwarte, i tak dalej? A gdy zrozumiałem, że w miejsce uświęconego tradycją pisma wymieniają się obrazkami, często ruszającymi się! ...gdy zrozumiałem, jak nisko upadł człowiek... —”

Wybaczcie, spełnię swój obowiązek, przekażę ludzkości całość tego przejmującego przesłania. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw muszę uporać się ze smutkiem po odejściu szlachetnego pana Omanko Tsubi.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *