fakty i akty

fakty

Pani Maria Kruczkowska prowadzi w „Wyborczej” dział dalekowschodnich michałków. Oczywiście redakcja nie zgodziłaby się na taką charakterystykę, ale upoważnia mnie do niej niefrasobliwe traktowanie faktów, odraza do sprawdzania u źródeł i koloryzowanie na rzecz większej „sensacyjności” doniesień, nierzadko sprowadzające się do podawania informacji wyssanych z palca, a pomijanie innych, mówiąc wprost: chamska manipulacja. Ten rodzaj żurnalizmu polega na bezczelnym zżynaniu (bez podania źródła), zżyna co prawda cały świat, ale przeważnie jednak źródło podaje, a przekłamania zwykle utrzymują się poniżej poziomu świadomego kciukossania.

W notatce Zmusiła pasażerski samolot do zawrócenia, bo steward podał jej ulubione orzeszki w niewłaściwy sposób. Trafi za kratki, która jest nieudolnym przekładem notkiBBC News, kłamstwo pojawia się już w tytule.

Nie, orzeszki makadamia nie są ulubionymi orzeszkami oskarżonej Heather (Hyun‐ah) Cho, a przynajmniej żadne ze źródeł o tym nie wspomina. Cho odpowiadała w koreańskich liniach lotniczych za catering i obsługę pasażerów. Kiedy stewardessa (a nie „młodszy steward”) podała jej zamkniętą paczkę orzeszków (zamiast wsypanych do miseczki), a co najważniejsze bez pytania o zgodę, wściekła się na takie lekceważenie procedur i przepisów. Oczywiście, u ich podłoża stoi troska o alergików.

Potem już poszło. Cho zrugała stewardessę, kazała wezwać szefa stewardów, żeby pokazał podopiecznej stosowne fragmenty instrukcji pokładowej (dot. procedur obsługi pasażerów), a gdy ten „długo nie mógł znaleźć manuala” (referuję tu wyniki wcześniejszego norania za faktami), został uznany za głównego winowajcę; Cho, według świadków, waliła go, klęczącego, odnalezioną (wreszcie) instrukcją po głowie, kazała zawrócić kołujący już na pas startowy samolot, i szef stewardów został przymusowo uziemiony, z pogwałceniem przepisów dot. bezpieczeństwa lotów (to właśnie stanowiło główną treść oskarżenia).

Wściekła służbistka traktująca personel pokładowy jak niewolników? Tak. Ale użycie w tytule wyssanego z palca przymiotnika „ulubione” sugeruje coś trochę innego: mianowicie szokujący poziom rozkapryszenia córki czeboli.

Czy bez powyższych wyjaśnień ktokolwiek zrozumie poniższy fragment notatki, zapisany nieudolną polszczyzną?

Cho, która się czuła w swoim prawie, ale chciała uciszyć skandal, przeprosiła publicznie, kłaniając się w pas. Było to jednak za mało.

No, nie wiem; może czytelnik polski pomyśli, że Cho czuła się „w swoim prawie” do ulubionych orzeszków podanych we właściwy sposób.

Wspomniane BBC News również kłamią, piszą tam:

In court, Cho wept as she read a letter of contrition, a contrition the judge said he didn’t accept was genuine.
(W sądzie Cho płakała, czytając list [do przewodniczącego składu sędziowskiego, Oh Sung‐woo] wyrażający skruchę; sędzia powiedział, że nie daje wiary w szczerość tego wyznania.)

Reuters podaje:

In a letter to the court read out by the judge, Cho said she was „truly sorry to those who were hurt”.

Wearing green prison uniform, Cho hung her head, long hair obscuring her face, as the judge read the verdict. She cried when the judge read her apology letter.

W skrócie: Cho płakała, gdy sędzia czytał jej list z przeprosinami. Powiecie: drobiazg. Rzeczywiście, to przekłamanie nie wydaje się aż tak istotne.

Ale pominięcie przez Kruczkowską jednej z okoliczności, które wpłynęły na to, że zasądzono jedynie rok więzienia, a nie trzy, czego domagał się prokurator, może już tak niewinne nie jest...

The court said it took into account that Cho was the mother of 20‐month‐old twins and had already suffered, but added that her conduct had seriously harmed the victims.

...bo wyraźnie nie pasuje do wizerunku „rozkapryszona księżniczka”, o jaki stara się „Wyborcza”.

Morał jest taki, że poziom nędzy żurnalizmu polskiego poważnie przekracza średnią światową.

akty

A teraz z zupełnie innej beczki. Jan Turnau, gazeto‐wyborczy franciszkański katolik, człowiek gołębiego serca, „zacny aż do poczciwości”, wspomina biskupa Życińskiego (RIP):

Cenię go za niezwykłe poczucie humoru. Humor i hierarcha to żadne przeciwieństwa, świadczyli o tym przede wszystkim dwaj papieże: Jan XXIII i Jan Paweł II, po których zostały dowcipy, które opowiadali o sobie. Nie każdy potrafi śmiać się z samego siebie, abp Józef Życiński dobrze zniósł cudzy dowcip na swój własny temat. Legendą niemal stała się owa złośliwość na temat jego ogromnej „medialności”. Jakieś zebranie księży, wstaje jeden i opowiada, jaka spotkała go niespodzianka: – Otwieram radio i słyszę arcybiskupa Życińskiego, otwieram telewizję, jedną, drugą, trzecią – i tam też arcybiskup Życiński, zaglądam do gazet i znowu on. Idę jednak do kościoła, otwieram tabernakulum – ale tam go nie ma...

Czyli że metropolita lubelski ma – jak się to mówi o politykach – parcie na szkło. Dopisuję własną puentę: ksiądz uszedł cało, nie spotkała go żadna suspensa. [podkr. moje – n.]

Przyznam, że nie od razu pojąłem sens uznania Turnaua dla zmarłego biskupa. Aż do mnie dotarło: był ten czcigodny mąż jak Stalin – mógł zabić, ale się powstrzymał.

I to zwierzenie najpoczciwszego z katolików jest smutną puentą do mojej poprzedniej blogonoty, o „społeczeństwie zadowolonych niewolników”.

  1. Ingrid’s avatar

    Zaś dział hiszpańskich michałków prowadzi Stasiński. Oto czołowa wiadomość z portalu Wyborczej w dziale świat:
    http://wyborcza.pl/1,75477,17400574,Kordoba__nawracanie_meczetu.html

    Właściwie poza faktem, że katedra była meczetem, a teraz jest katedrą niczego się nie dowiadujemy. Dlaczego kościół katolicki (zresztą raczej konkretna diecezja czy archidiecezja) ma stać się teraz właścicielem? Dlaczego nie stała się nim już w czasach Franco? Kto jest obecnie właścicielem? I jeśli kościół nie, to dlaczego czerpie zyski?
    A cytat z Karola V nie przesłania poważnego babola – w XIII wieku nie można mówić o „królu Hiszpanii”. I fajnie byłoby jednak wymienić go z imienia.

    Kiedyś prasa pełniła funkcje oświeceniowe, dziś, w Polsce szczególnie, media pełnią funkcje zaciemnieniowe. Najgorsze, że jeszcze sporo aspirujących do jakiejś wiedzy o świecie ludzi nadal się na to nabiera. Potem natchnieni mądrościami Kruczkowskiej jadą na Daleki Wschód i okazuje się, że nic nie jest tam takie czarno‐białe.

  2. Tomek Grobelski’s avatar

    Idę jednak do kościoła, otwieram tabernakulum –

    (#acojeśli) nikogo tam nie ma; wychodzę z kościoła, robię dwa kroki do lokalu wyborczego, otwieram urnę i słychać czyjś nerwowy śmiech?

  3. nameste’s avatar

    Działalność pani Kruczkowskiej odnotowana również tutaj.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *