dewirtualizacja ode złego jest

1

Dewirtualizacja ode złego jest. I nie mam tu na myśli sytuacji 1:1, kiedy awatar S w jakimś zakątku sieci poznaje awatara H, potem się awatarzą na jeden z tysiąca sposobów, poczynając od klasycznego You’ve Got Mail czy (pochodzącej z tego samego 1998) mroczno‐romantycznej wersji cyberpunkowego you can logoff, but..., o której powiedziano te celne słowa:

jak każdy dobry utwór cyberpunkowy jest znakomitym tekstem zeitgeistowym. Z czasów, kiedy sieć i real to były dwie różne rzeczy. Z czasów, kiedy sieci brakowało wszechobecności. Z czasów, kiedy w necie mogliśmy być lepsi i piękniejsi niż w rzeczywistości.

...a kończąc na – ...nie, nie da się wskazać żadnego „ostatecznego etapu”, zeitgeist miesza i będzie mieszał. Potem zaś S i H robią go real i jeśli mamy tu jakiś ciąg dalszy, to w retrospekcji i tak moment dewirtualizacji nie będzie bardzo znaczącą cezurą w długim szeregu wzajemnego odkrywania i przywracania masek. Różnych.

2

Chociaż i w takiej sytuacji można powiedzieć, że dewirtualizacja znacząco zwiększa szansę na osłabnięcie fantazmatu, wyobrażenia‐o‐nieznanym, siły napędowej (wzajemnego) przyciągania, bo – wbrew temu, co wyżej cytuję z MRW – w układzie dwuosobowym sieć i real to nadal są dwie różne rzeczy. Nawet jeśli się wie (gdy łuski iluzji opadną z oczu), że nie ma żadnego jednego reala (nie ma nawet dwóch: real‑H i real‑S); są ich warstwy i labirynty, to nie ma powrotu: procedura re‐wirtualizacji wymaga znaczących modyfikacji pamięci (oczywiście, popkultura – w SF – ćwiczyła i te motywy).

Ale też nie każde przejście sieć → real zasługuje na miano dewirtualizacji. Ludzie, którzy umawiają się w sieci na spotkanie „na żywo” w jakiejś sprawie, którzy nie budują (wzajemnie) wyobrażeń na swój temat, którzy nie grają w teatr (mały lub duży, ściśle prywatny lub z publicznością) awatarów – cóż, spotkają się w realu tak jak (nadal) spotykają się wcześniej nieznajomi po rozmowie telefonicznej.

3

Powiedziawszy (za) dużo o sytuacji, której raczej nie mam na myśli w tytule tej blogonoty, przechodzę ad rem. To jest do spodwójnienia (ba, żeby tylko) egzystencji grup, czyli sytuacji, w której jakieś grono ludzi żyje sobie jakiś czas w sieci, inter‐sobie‐reagując takim czy innym sposobem, z celem czy pożytkiem, aż któregoś dnia pada hasło: „hej, a może byśmy się zdewirtualizowali? gdzie i kiedy? kto będzie?”, i patronat obejmuje Zły.

4

Jest coś fajnego w byciu awatarem wśród innych awatarów, to sytuacja nie tyle przekraczania jakichś (niepotrzebnych) barier, co ich – hyc! – przeskakiwania, niedostrzegania. Nie ma ograniczeń czasu, miejsca, fizyczności, uwikłania w feromony, idiosynkrazje, systemy odruchów i ocen dalece wykraczających poza główny sens (i przyjemność) z istnienia grupy: poza komunikację. Komunikowanie siebie samych, bardziej‐autentycznych czy bardziej‐autokreowanych – to bez znaczenia. Jak już mówiłem gdzie‐ i kiedy indziej, jest podstawowy budulec bycia‐w‐sieci: tekstyemocje. W jakimś sensie czyste.

5

I równe. Kiedy przychodzi dewirtualizacja, pojawiają się podziały. Na tych, którzy mogli być, i na tych, którzy nie. Jedni polubili się z drugimi, a znielubili z trzecimi. Jedni mają ręką podać do lokalnych (w sensie realnej geografii) skupisk możliwej dewirtualizacji, od innych wymagałoby to kosztownych podróży. Nagle „czysta” sytuacja komunikacyjna przemienia się w mętną, pełną podtekstów i zaszłości sytuację „jak z życia”.

6

A jeszcze ważniejsze jest to, że jedni zaczynają grać w sieci teatr dla drugich, w niepoznanych i wielorakich konstelacjach. Na przykład, grupa jako całość podtrzymuje z inercji wirtualny (a nawet i realny) kontakt z kimś, kto w realu okazał się chamem‐i‐bucem: trwa spektakl, dla części publiczności ukryty. Ten przykład jest ostry i wyrazisty, w rzeczywistości takich spektaklików granych są dziesiątki, a komunikacja w grupie staje się coraz bardziej nimi podszyta.

Aha, to się może zdarzyć i zdarza również przed‐wirtualizacyjnie, pewnie. Ale nie działa z taką bezwzględnością, może się nasilać i cofać, może pozostać marginesem sieciowej egzystencji sieciowych znajomych. Kiedy raz dokona się dewirtualizacji, nic już nie powstrzyma tych procesów.

7

I wtedy niektórzy wybywają, nawet nie wiedząc jasno, czemu. Już nie jest Tak Jak Dawniej. Mówię wam, dewirtualizacja ode złego jest.

  1. ladygaga’s avatar

    @mrw

    Przecież nawet gdybym chciała (a nie chcę), doprowadziłoby to na bank do kolejnych zachowań agresywnych wymierzonych we mnie, więc jaki mogłabym mieć w tym cel.

  2. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    na bank do kolejnych zachowań agresywnych wymierzonych we mnie, więc jaki mogłabym mieć w tym cel.

    Potwierdzenie, że wszyscy cię nienawidzą.

  3. ladygaga’s avatar

    @inzmru

    Ale skąd pomysł, że wszyscy. Bardzo słabo kontaktujesz.

  4. mrw’s avatar

    ladygaga :

    kolejnych zachowań agresywnych wymierzonych we mnie,

    Kolejnych?

  5. fan-terlika’s avatar

    eli.wurman :

    zaniżam ocenę swoich różnych rzeczy, i wyolbrzymiam cudze negatywne (w mojej ocenie) reakcje innych. Co kończy się tym, że mam kompletnie wykrzywiony obraz tego, jak na mnie patrzą ludzie. Na co jest ładna rada w postaci: .

    To to to, tylko oprócz tej rady. Często robię z siebie błazna i tak dalej i mi smutno, ale jak po jakimś spotkaniu jeden czy jedna potem powie, że jestem nie wiem, nie taki zły, to mi się ciepełko robi jak mały kop kodeinowy. No i też nie tylko feedback, tylko samo spotkanie, że ci ludzie chcą ze mną jakoś tam siedzieć, no bo w internecie to każdy może się do każdego przypierdolić i jak takiego robaka strzepnąć, ale jeśli nie przeszkadzam im irl, to to dodatkowe ego‐punkty, których mi nigdy za wiele. Oczywiście jest też kwestia grzeczności i musu wynikającego z ograniczeń, ale no.

  6. czescjacek’s avatar

    Chłopcy uspokójcie się, wszyscy was lubią, trudno o bardziej sympatycznych ttdknistów.

  7. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    Ale skąd pomysł, że wszyscy.

    Omówiliśmy to.

  8. szprota’s avatar

    True, a Fana Terlika chętnie bym wzięła i przytuliła, bo jest kawaii.

    Co do zachowań agresywnych: no to ja bym jednak chciała przykłady, bo z tym to naprawdę różnie bywa i nie upierałabym się, że przerażona groźnym hersztem grupa w takich razach milczy bojąc się sankcji. Also: sprawa Ameby i kwestia ewentualnego rozważenia norm, jakie w danej grupie obowiązują; ja się z nimi czuję dobrze, skoro Gaga czuje się źle, tym bardziej mile widziane byłyby konkrety.

    Co do dewirtu jako takich, to teraz to są faktycznie po prostu spotkania. Niespodzianek właściwie nie było, zresztą z różnych innych dewirtualizacji z innymi internetami wychodzi mi, że jakieś totalne rozczarowania należą do rzadkości. Przypominam sobie jedno i wiem, że trafiłam na tę osobę w bardzo dziwnym momencie jej życia, kiedy faktycznie miała bardzo do tyłu z social skillami.

    Ja te spotkania lubię i potwierdzają moje sympatie/ antypatie niż je odwracają.

  9. sheik.yerbouti’s avatar

    szprota :

    Co do zachowań agresywnych: no to ja bym jednak chciała przykłady, bo z tym to naprawdę różnie bywa i

    Tak się zastanawiam, czy nie zachodzi tu jakiś zgrzyt na lini oczekiwań względem intensywności/zaangażowania: np z jednej strony „my tu wszyscy BFF” a z drugiej czy trzeciej „a, taka luźna koleżanka.” Czyli nie naga agresja, co zawód jakością komunikatu. Ale to taki wild guess tylko.

  10. szprota’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Tak się zastanawiam, czy nie zachodzi tu jakiś zgrzyt na lini oczekiwań względem intensywności/zaangażowania: np z jednej strony „my tu wszyscy BFF” a z drugiej czy trzeciej „a, taka luźna koleżanka.” Czyli nie naga agresja, co zawód jakością komunikatu. Ale to taki wild guess tylko.

    Niewykluczone. IMHO warto jednak wtedy brać pod uwagę, że
    a) raczej unikamy emotek
    b) przeważnie jednak komunikujemy się na blipie, co narzuca zwięzłość i czasem, hm, skłonność do przejaskrawiania, by szybciej uwypuklić swoje stanowisko
    (sama miewam momenty rozdawania jednodniowych plonków w chwilach rozdrażnienia czyimś flowem czy męczącą niezgodą we flejmie, prawda)

  11. mrw’s avatar

    Coś czuję, że się nie doczekam odpowiedzi, gdzie ta rzekoma agresja względem Lady Gaga.

  12. sheik.yerbouti’s avatar

    mrw :

    Coś czuję, że się nie doczekam odpowiedzi, gdzie ta rzekoma agresja względem Lady Gaga

    Moja koleżanka np. lansuje się na FB udaną charakteryzacją na Lady Gagę (ma bardzo ładną perukę!)

  13. mrw’s avatar

    Poka koleżankę.

  14. miasto-masa-maszyna’s avatar

    Panie, kiedyś to były dewirtualizacje. Człowiek czasem nawet nie wiedział kto ile lat ma. A dzisiaj, kiedy wszyscy się fejsimy, a nawet jak nie fejsimy to i tak mamy w przytłaczającej większości #po30, w necie przez 10+ lat nazostawialiśmy o sobie od groma informacji… Oczywiście kwestie tego, że ktoś np. nieprzyjemnie się upija, zawsze mogą być niespodzianką, ale jednak możliwości wcześniejszego odsiewu buca (po zdjęciach z Egiptu na NK, hie hie) są nieporównywalne.

    Najzabawniejszą historię z dewirtualizacji miałem jakieś 11 lat temu, kiedy tejknięto nam pewien # a potem na dewirtu innego okazało się, że z tejkującym parę h wcześniej jedliśmy obiad przy jednym stoliku w studenckim barze. W dzisiejszych czasach byśmy się rozpoznali z avatarów/zdjęć i stoczyli walkę na widelce.

· 1 · 2 · 3

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *