dewirtualizacja ode złego jest

1

Dewirtualizacja ode złego jest. I nie mam tu na myśli sytuacji 1:1, kiedy awatar S w jakimś zakątku sieci poznaje awatara H, potem się awatarzą na jeden z tysiąca sposobów, poczynając od klasycznego You’ve Got Mail czy (pochodzącej z tego samego 1998) mroczno‐romantycznej wersji cyberpunkowego you can logoff, but..., o której powiedziano te celne słowa:

jak każdy dobry utwór cyberpunkowy jest znakomitym tekstem zeitgeistowym. Z czasów, kiedy sieć i real to były dwie różne rzeczy. Z czasów, kiedy sieci brakowało wszechobecności. Z czasów, kiedy w necie mogliśmy być lepsi i piękniejsi niż w rzeczywistości.

...a kończąc na – ...nie, nie da się wskazać żadnego „ostatecznego etapu”, zeitgeist miesza i będzie mieszał. Potem zaś S i H robią go real i jeśli mamy tu jakiś ciąg dalszy, to w retrospekcji i tak moment dewirtualizacji nie będzie bardzo znaczącą cezurą w długim szeregu wzajemnego odkrywania i przywracania masek. Różnych.

2

Chociaż i w takiej sytuacji można powiedzieć, że dewirtualizacja znacząco zwiększa szansę na osłabnięcie fantazmatu, wyobrażenia‐o‐nieznanym, siły napędowej (wzajemnego) przyciągania, bo – wbrew temu, co wyżej cytuję z MRW – w układzie dwuosobowym sieć i real to nadal są dwie różne rzeczy. Nawet jeśli się wie (gdy łuski iluzji opadną z oczu), że nie ma żadnego jednego reala (nie ma nawet dwóch: real‑H i real‑S); są ich warstwy i labirynty, to nie ma powrotu: procedura re‐wirtualizacji wymaga znaczących modyfikacji pamięci (oczywiście, popkultura – w SF – ćwiczyła i te motywy).

Ale też nie każde przejście sieć → real zasługuje na miano dewirtualizacji. Ludzie, którzy umawiają się w sieci na spotkanie „na żywo” w jakiejś sprawie, którzy nie budują (wzajemnie) wyobrażeń na swój temat, którzy nie grają w teatr (mały lub duży, ściśle prywatny lub z publicznością) awatarów – cóż, spotkają się w realu tak jak (nadal) spotykają się wcześniej nieznajomi po rozmowie telefonicznej.

3

Powiedziawszy (za) dużo o sytuacji, której raczej nie mam na myśli w tytule tej blogonoty, przechodzę ad rem. To jest do spodwójnienia (ba, żeby tylko) egzystencji grup, czyli sytuacji, w której jakieś grono ludzi żyje sobie jakiś czas w sieci, inter‐sobie‐reagując takim czy innym sposobem, z celem czy pożytkiem, aż któregoś dnia pada hasło: „hej, a może byśmy się zdewirtualizowali? gdzie i kiedy? kto będzie?”, i patronat obejmuje Zły.

4

Jest coś fajnego w byciu awatarem wśród innych awatarów, to sytuacja nie tyle przekraczania jakichś (niepotrzebnych) barier, co ich – hyc! – przeskakiwania, niedostrzegania. Nie ma ograniczeń czasu, miejsca, fizyczności, uwikłania w feromony, idiosynkrazje, systemy odruchów i ocen dalece wykraczających poza główny sens (i przyjemność) z istnienia grupy: poza komunikację. Komunikowanie siebie samych, bardziej‐autentycznych czy bardziej‐autokreowanych – to bez znaczenia. Jak już mówiłem gdzie‐ i kiedy indziej, jest podstawowy budulec bycia‐w‐sieci: tekstyemocje. W jakimś sensie czyste.

5

I równe. Kiedy przychodzi dewirtualizacja, pojawiają się podziały. Na tych, którzy mogli być, i na tych, którzy nie. Jedni polubili się z drugimi, a znielubili z trzecimi. Jedni mają ręką podać do lokalnych (w sensie realnej geografii) skupisk możliwej dewirtualizacji, od innych wymagałoby to kosztownych podróży. Nagle „czysta” sytuacja komunikacyjna przemienia się w mętną, pełną podtekstów i zaszłości sytuację „jak z życia”.

6

A jeszcze ważniejsze jest to, że jedni zaczynają grać w sieci teatr dla drugich, w niepoznanych i wielorakich konstelacjach. Na przykład, grupa jako całość podtrzymuje z inercji wirtualny (a nawet i realny) kontakt z kimś, kto w realu okazał się chamem‐i‐bucem: trwa spektakl, dla części publiczności ukryty. Ten przykład jest ostry i wyrazisty, w rzeczywistości takich spektaklików granych są dziesiątki, a komunikacja w grupie staje się coraz bardziej nimi podszyta.

Aha, to się może zdarzyć i zdarza również przed‐wirtualizacyjnie, pewnie. Ale nie działa z taką bezwzględnością, może się nasilać i cofać, może pozostać marginesem sieciowej egzystencji sieciowych znajomych. Kiedy raz dokona się dewirtualizacji, nic już nie powstrzyma tych procesów.

7

I wtedy niektórzy wybywają, nawet nie wiedząc jasno, czemu. Już nie jest Tak Jak Dawniej. Mówię wam, dewirtualizacja ode złego jest.

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    wo :

    Z kolei na przykład znany blogger obywatelski Coryllus wszędzie widzi zawistników, którzy mu zazdroszczą talentu pisarskiego.

    Ostatnio już prawie‐prawie udało mi się wykraść jego wiekopomną powieść i nikczemnie wydać pod własnym nazwiskiem. Niestety, przygniótł mnie jej ciężar gatunkowy.

    softmatsg :

    Nawet nie wiecie jak wam czasami zazdroscimy tych dewirtualizacji.

    U was z kolei jest CIEPŁO.

  2. babilas’s avatar

    sheik.yerbouti :

    Wchodzisz na czyjegoś bloga doskonale impregnowany na tego kogoś sympatie i antypatie, idiosynkrazje i śmiesznostki?

    Ależ szejku, co szejk? Pisałem już wcześniej, że nie wierzę w postulowane przez namestego czyste emocje. One są zawsze zanieczyszczone tym, co wyliczyłeś. Tyle, że to są moje własne, prywatne emocje, wokół których przecież nie buduję frontów i nie gromadzę sojuszników.

    Nie reagujesz ze współkomentującymi?

    Zwróć proszę uwagę, że – na przykład – pod przedpoprzednim wpisem na tym blogu długa wymiana piłek z głębi kortu pomiędzy nameste a WO odbywała się (przynajmniej na początku) przy całkowitym prawie braku udziału publiczności. Tłumu ze sztachetami i bejsbolami nie widziałem.

    A społecznościówki to już w ogóle gra społeczna pełną gębą.

    Wierzę na słowo.

    mrw:

    Like, totalnie wszędzie.

    Nie, nie dam się sprowokować do pytania „A ile Ty masz właściwie lat?”. Forget about it.

  3. nameste’s avatar

    babilas :

    Pisałem już wcześniej, że nie wierzę w postulowane przez namestego czyste emocje.

    To tylko środek opisu. „W jakimś sensie czyste”, napisałem, nie – w każdym sensie.

  4. ladygaga’s avatar

    babilas :

    to są moje własne, prywatne emocje, wokół których przecież nie buduję frontów i nie gromadzę sojuszników

    No ale podważasz coś tylko na podstawie własnego przykładu, a nikt nie stawiał tezy, że każdy zawsze i wszędzie buduje fronty.

    Tłumu ze sztachetami i bejsbolami nie widziałem.

    Dość często flejm na czyimś blogu jest równolegle komentowany mniej elegancko na blipie, a bywa że i w zamkniętych cyrklach na g+.

  5. mrw’s avatar

    babilas :

    Nie, nie dam się sprowokować do pytania „A ile Ty masz właściwie lat?”.

    17, ale co to ma do rzeczy?

  6. telemach’s avatar

    ladygaga :

    No ale podważasz coś tylko na podstawie własnego przykładu, a nikt nie stawiał tezy, że każdy zawsze i wszędzie buduje fronty.

    No to dorzucę: mojego też. Nie, żebym odczuwał potrzebę skrzyknięciasię tylko dla odnotowania niejednostkowości.

  7. ladygaga’s avatar

    @telemach

    Miło, tylko że Wasze osobiste potrzeby oraz ich braki mają się nijak do tego, że mechanizmy opisane przez Nameste faktycznie istnieją i mają się dobrze.

  8. czescjacek’s avatar

    Czekam na konkrety: kto hersztuje komu i przeciw komu.

  9. mrw’s avatar

    czescjacek :

    Czekam na konkrety: kto hersztuje komu i przeciw komu.

    Hatesetterzy.

  10. bart’s avatar

    Pierwszy raz zdewirtualizowałem się z grupą pl.rec.muzyka.rock. Spodobało mi się, więc zdewirtualizowałem się jeszcze raz.

    Dla mnie spotkanie przyjaciół internetowych w realu jest dodaniem nowego wymiaru do naszej znajomości – pewnie dlatego nie lubię, gdy dewirtualizowani próbują przenosić internetowe dyskusje do naszego spotkania. Tu jest real, tu kontaktujemy się ze sobą nie jako post‐ludzie, tylko jako normalni znajomi, sprawdzamy nasze relacje. Doświadczenie z poznania wielu dziesiątek ludzi mówi mi: w przytłaczającej większości te relacje są dobre i fajne. No, ale może ja mam specyficzne nastawienie, bo ja się nastawiam tak: spotkaliśmy się tutaj, bo coś nas łączy, mamy kapitał startowy, ktoś musiałby być szczególnym bucem, żeby ów kapitał zmarnować. To raz. Dwa, jestem pozytywnie nastawiony, w końcu na Trygława, dodaliście mnie do przyjaciół na Fejsie. Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy dowiedziałem się post factum, że na jakiejś szczególnie dużej dewirtualizacji osoby, które splonkowały się w necie, przeniosły swojego plonka do realu.

    Mnie dewirtualizacje pomagają później w necie. Kiedy kogoś spotkałem, zobaczyłem, jak mówi, co mówi, z czego się wycofuje, z czym jest namolny, łatwiej mi zrozumieć jego punkt widzenia w internetowych wypowiedziach. Może po prostu pomaga mi wizualizacja osoby. Nie wierzę, że pozbawia to Internet „czystości przekazu”: ta czystość nigdy nie była czysta.

    I jeszcze małe ad personam, ale bez złośliwości: wydaje mi się, że ta notka jest napisana z punktu widzenia osoby, która świadomie odmawia udziału w dewirtualizacjach, chroniąc swoją prywatność. Trochę racjonalizowanie własnych decyzji, trochę skrywana zazdrość? ;)

  11. Królowa Nocy’s avatar

    ja generalnie trochę wolę wirtual, bo nie muszę się wysilać z emisją głosu, żeby mnie usłyszano i nie muszę robić skomplikowanych manewrów z zostawianiem z kimś dzieci, ale dewirtualizacje też są bardzo fajne i jaki problem traktować równorzędnie, a widzę mnóstwo ludzi, dla których to Nicea albo śmierć, albo jesteś z nami w realu albo stoisz tam, gdzie ZOMO, o co w ogóle chodzi

  12. nameste’s avatar

    bart :

    I jeszcze małe ad personam, ale bez złośliwości: wydaje mi się, że ta notka jest napisana z punktu widzenia osoby, która świadomie odmawia udziału w dewirtualizacjach, chroniąc swoją prywatność.

    Ale też taka perspektywa pozwala (być może) na dostrzeżenie „białkowego uwikłania postdewirtualizacyjnego”, ktore jest całkiem transparentne dla uczestników.

    Trochę racjonalizowanie własnych decyzji, trochę skrywana zazdrość? ;)

    No ba.

    Królowa Nocy :

    o co w ogóle chodzi

    Ojej.

  13. bart’s avatar

    „białkowego uwikłania postdewirtualizacyjnego”

    Mówisz o tym tak, jakby to było coś złego.

  14. nameste’s avatar

    bart :

    Mówisz o tym tak, jakby to było coś złego.

    Przecież nie samo w sobie; punkty 5 i 6 blogonoty wyjaśniają dokładniej, o co mi chodzi. Trochę też w komentarzach.

  15. astragalizo’s avatar

    Dla mnie spotkanie przyjaciół internetowych w realu jest dodaniem nowego wymiaru do naszej znajomości — pewnie dlatego nie lubię, gdy dewirtualizowani próbują przenosić internetowe dyskusje do naszego spotkania.

    Jeszcze pamietam pierwsza dewirtualizacje, na ktorej bylam, jak przy stole czytaliscie stare flejmy, takoz stare trolle na glos z ajfonow ;-)

  16. inzmru’s avatar

    bart :

    Kiedy kogoś spotkałem, zobaczyłem, jak mówi, co mówi, z czego się wycofuje, z czym jest namolny, łatwiej mi zrozumieć jego punkt widzenia w internetowych wypowiedziach. Może po prostu pomaga mi wizualizacja osoby. Nie wierzę, że pozbawia to Internet „czystości przekazu”: ta czystość nigdy nie była czysta.

    otóż to

    Marceli Szpak :

    ale średnio po pierwszych 5 minutach białko przestaje istnieć — to, co siedzi przede mną i ze mną gada, to jest ten sam awatar, który widze co rano, jak włączam fejsa, nie Grzegorz, który mi się wziął i przedstawił przed chwilą, kompletnie mnie nie obchodzi, jak wygląda i się zachowuje, normalnie z nim rozmawiam, jak 20 minut temu na czacie, kiedy się akurat umówiliśmy.

    otóż nie to

    To widocznie osobnicze, ale dla mnie białkowanie ma bandłicz tak około 9000% większy. Ton, gesty, mimika, blablabla – wiadomo. To raz. A dwa, że inne zupełnie jest w białkowej interakcji synkopowanie. Nawet w tak, wydawałoby się, real‐time medium jak Blip można sobie odejść zrobic przysłowiową herbatę, a potem przysłowiowo opluć nią przysłowiową norkę. When in białko, to się dzieje przed veryeyesami. Ja na przykład uwielbiam opowiadać anegdotki i wydaje mi się, że umiem to robić całkiem nieźle (kto widział niech tu zaraz pomasuje mi ego). W internetach to #niedopomyslenia.

    nameste :

    „białkowego uwikłania postdewirtualizacyjnego”

    Na równi z nim istniej uwikłanie privowe. W ogóle tak to działa, gdy ludzie przestają być sobie doskonale wymienni a zaczynają kojarzyć siebie nawzajem. Także z niepublicznych danych. To zresztą stały ból dupki „nowych” (nie tylko, jak się okazuje) (czy ja #mamotymnotkę?) – wpadają na teren i mają pretensję, że już istnieje kontekst towarzyski. Że mru nie opierdolił publicznie mrw za mowę nienawiści. Nawet jakby, to zrobiłby to prywatnie (ale był akurat w klopie i w ogóle pominął dramę), bo tak.

  17. Marceli Szpak’s avatar

    inzmru :

    Ja na przykład uwielbiam opowiadać anegdotki i wydaje mi się, że umiem to robić całkiem nieźle

    Wręcz wybitnie.

    A dwa, że inne zupełnie jest w białkowej interakcji synkopowanie

    Niee‑e. Z ludźmi z internetów jest takie same. Z niektórymi się na przykład 4h milczy, tak jak się milczy w internetach, and it’s still fun. Rytm rozmowy z ludźmi z internetów na żywo, jest tylko lekko modyfikowanym rytmem rozmowy via ekran (dochodzi parę ficzerów, jak mimika i gesty, no ale ja pierdolę, kto na to zwraca uwagę w ogóle). I nie jest takim samym rytmem rozmowy, w jakim prowadzi się gadkę z ludźmi, znanymi od startu in flesh. Taka jest moja hipoteza, jej będę bronił. Dystans jaki zachowujesz w rozmowach z ludźmi z internetu jest zawsze dystansem ekranu.

  18. bart’s avatar

    astragalizo :

    Jeszcze pamietam pierwsza dewirtualizacje, na ktorej bylam, jak przy stole czytaliscie stare flejmy, takoz stare trolle na glos z ajfonow ;-)

    No wiem, wiem :) Może powinienem dodać „często”, as in „często mnie irytuje, gdy dewirtualizowani próbują przenosić internetowe dyskusje do naszego spotkania (ale nigdy, gdy robię to ja)”.

  19. ladygaga’s avatar

    inzmru :

    stały ból dupki „nowych” (nie tylko, jak się okazuje) (czy ja #mamotymnotkę?) — wpadają na teren i mają pretensję, że już istnieje kontekst towarzyski. Że mru nie opierdolił publicznie mrw za mowę nienawiści.

    Ale skąd taka pogarda do „nowych”. Brzmi jak „ból dupki” (to jest masakrycznie obrzydliwy zwrot, mam nadzieję, że się Wam znudzi) gościa ze starego (dowolnego) układu, któremu przeszkadzają nowi ludzie w otoczeniu. Od nowych też można się czegoś nauczyć a kiszenie się ze „starymi” zazwyczaj i tak kończy się smutno #rozpadttdkn.

  20. nameste’s avatar

    ladygaga :

    Brzmi jak „ból dupki” (to jest masakrycznie obrzydliwy zwrot, mam nadzieję, że się Wam znudzi)

    Tak, nieudany mem.

  21. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    Ale skąd taka pogarda

    Srarda.

  22. mrw’s avatar

    nameste :

    Tak, nieudany mem.

    Właśnie doskonały.

  23. ladygaga’s avatar

    inzmru :

    Srarda.

    Ups. Ten też nieudany.

  24. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    Ups. Ten też nieudany.

    Może i nieudany, ale zarzucanie innym pogardy jest nieudane trzy razy bardziej.

  25. eli.wurman’s avatar

    Otóż jako uczestnik bodaj pierwszej dewirtualizacji TTDKN ever chciałbym powiedzieć, że znakomicie czasem sobie zobaczyć awatar białkowy.

  26. ladygaga’s avatar

    @inzmru

    Używanie mema „ból dupki” wobec jakichś „nowych” (btw piękne ujednolicenie nieistniejącej grupy Obcych) wskazuje na pogardę, bo ten mem ma na celu okazanie pogardy. Dodatkowo to o czym piszesz zostało ładnie opisane w Ad 5 do powyższej notki.

    I Twój komentarz jest #świadectwem dla niedowiarków, że właśnie sama prawdziwa prawda została tam opisana.

  27. mrw’s avatar

    Ktoś tu chyba ma ból dupki...

  28. ladygaga’s avatar

    @mrw

    I to żeby jeden ktoś! Z tego co czytam, to mało kto #niema.

  29. eli.wurman’s avatar

    ladygaga :

    I to żeby jeden ktoś! Z tego co czytam, to mało kto #niema.

    Ale że co? Bo ja kompletnie nie kumam? Znaczy wewnątrz TTDKN ktoś ma coś na kogoś gdzieś? Ja tego nie widzę jakoś, bardzo możliwe, że mnie to po prostu nie interesuje.

  30. ladygaga’s avatar

    @Eli

    Naprawdę, bo to nic ciekawego nie jest i wartego Twojej uwagi.

  31. eli.wurman’s avatar

    ladygaga :

    Naprawdę, bo to nic ciekawego nie jest i wartego Twojej uwagi.

    Ale to już zwierzęca ciekawość: kto kogo, i po co?

  32. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    wobec jakichś „nowych”

    Ach, ty po prostu nie masz pojęcia o czym ja mówię, ale zamiast spytać wymyślasz sobie pogardę. Więc wyjaśniam: to nie było o tobie; nie wszystko jest o tobie; jeśli chodzi o rzeczy które ja piszę wręcz prawie nic. OK?

  33. szprota’s avatar

    1. Ladygaga nie jest nowa, jest wśród nas dłużej niż ja.
    2. Nowi będą zawsze. Taka dynamika grup, że się rozrastają.
    3. ...i zawsze też będą śmiertelnie zdziwieni, że grupa wypracowała sobie jakieś swoje wewnętrzne normy, idiolekt i mikromemosferę i trzeba się dostosować.
    4. A w sumie czemu dupka w bólu dupki jest zdrobniała?

  34. inzmru’s avatar

    szprota :

    ...i zawsze też będą śmiertelnie zdziwieni, że grupa wypracowała sobie jakieś swoje wewnętrzne normy, idiolekt i mikromemosferę i trzeba się dostosować.

    A nawet czasem oburzeni, że Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. Istnieje jakaś iluzja, że wszyscy w internecie są od pięciu minut, nikt się nie zna i wszyscy są dla siebie tylko argumentami i opiniami. Na żywo nikt tak nie uważa i „nowi” zawsze wiedzą, że jak jest grupa starych znajomych, to panują w niej nieznane mu/jej obyczaje itd. O tym #mamnotkę.

  35. babilas’s avatar

    ladygaga :

    No ale podważasz coś tylko na podstawie własnego przykładu

    Gdyż czuję się kompetentny i nie do zagięcia w zakresie własnych przykładów.

    a nikt nie stawiał tezy, że każdy zawsze i wszędzie buduje fronty.

    Zaraz. A kto pisał:

    Jeśli stosunek A do B jest wrogi, to istnieje prawdopodobieństwo (przy spełnionych innych warunkach, jak na przykład samczo‐alfi charakter A), że B będzie w razie konfliktu z A z grup lub podgrup wykluczany przez pozostałe literki.

    Chyba, że to nie jest teza. A podobna na pierwszy rzut oka, jak to się można naciąć.

    I dalej:

    Dość często flejm na czyimś blogu jest równolegle komentowany mniej elegancko na blipie, a bywa że i w zamkniętych cyrklach na g+.

    You’ve got the point – o tym nie pomyślałem. Ale zaraz, zaraz: ktoś przecież niedawno zwrócił mi uwagę, że stanowczo nieprawdą jest jakoby budowano fronty wokół swoich emocji.

  36. ladygaga’s avatar

    @inzmru

    Przede wszystkim nie róbmy Gospodarzowi wiochy, bardzo proszę.

    Jeszcze raz, bo się nie zrozumieliśmy. Przy przykładzie konfliktu mrw‐nowy wspominasz o „kontekście towarzyskim”. Kontekstem towarzyskim tłumaczysz wspólne fronty, brak reakcji na agresję, nie widzisz w tym niczego złego i ok, twoje prawo. Chciałam tylko nieśmiało zauważyć, że właśnie o tym mechanizmie jest notka, tylko dużo delikatniej to ujmuje.

    A pisanie o bólu dupki „nowych”, gdy chodzi tak naprawdę o tych nieuwikłanych we wspólny front z grupą dominującą jest mijaniem się z prawdą.

  37. czescjacek’s avatar

    szprota :

    A w sumie czemu dupka w bólu dupki jest zdrobniała?

    Tak jest bardziej irytująco.

  38. ladygaga’s avatar

    babilas :

    Zaraz. A kto pisał:

    No ale ja naprawdę wierzę, że istnieją ludzie, którzy nie budują frontów, po prostu to nie zmienia faktu, że te fronty są nieustannie, wszędzie budowane!

    ktoś przecież niedawno zwrócił mi uwagę, że stanowczo nieprawdą jest jakoby budowano fronty wokół swoich emocji.

    Ktokolwiek to był, może nie buduje sam, ale to wciąż nie sprawia, że mechanizm znika.

  39. eli.wurman’s avatar

    #kontekst‐towarzyski
    No więc ja chyba chciałbym powiedzieć, że jedną z najprzyjemniejszych rzeczach w ttdkn jest to, że se każdy może przyjść na dewirtu (np. do mnie, se ktoś ma życzenie, jeśli robię, to drzwi stoją otworem), i myślę sobie, że może pogadać o czym mu się tam, bez żadnego rozróżnienia towarzyskiego.

    Nie widzę tu jakiegoś problemu, że zastany kontekst towarzyski uniemożliwia czy zmusza do czegokolwiek; oprócz tego, że jeśli chce się w nim uczestniczyć, to po prostu lurk‐moar. Co jednak oczywiście nie wyklucza dyskusji, a także nie wyklucza opcji budowania niezależnego kontekstu towarzyskiego.

  40. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    nie widzisz w tym niczego złego

    Nazywam to „znajomi i przyjaciele”. Jeśli to jest złe, to wszyscy ludzie są źli, oh wait...

    gdy chodzi tak naprawdę

    No powiedz, powiedz o co tak naprawdę mi chodzi. Powiedz...

    o tych nieuwikłanych we wspólny front z grupą dominującą

    Dzięki. Nie o to.

  41. inzmru’s avatar

    eli.wurman :

    Co jednak oczywiście nie wyklucza dyskusji,

    Czasem wyklucza po stronie nowego: „ja tu jestem pięć minut, więc wszyscy są tu pięć minut; nie? oszuści!”

  42. eli.wurman’s avatar

    inzmru :

    Czasem wyklucza po stronie nowego: „ja tu jestem pięć minut, więc wszyscy są tu pięć minut; nie? oszuści!”

    No ale to jakby, urm, najmniejszy problem na ziemi, wystarczy nie zakładać na samym początku czegokolwiek. Przecież w ttdkn jest parę osób, które mają problemy w kontaktach towarzyskich (włączając mnie), więc jasne, że faza negocjacji kontekstu będzie po prostu dłuższa. I nie ma się na co boczyć.

  43. ladygaga’s avatar

    @inzmru

    Nie chodzi mi o manie znajomych czy przyjaciół, tylko o to, o czym sam pisałeś, że przychodzi „nowy”, spotyka się z agresją i nie może liczyć na niczyje: STOP! A nie może, bo „o tym jest społeczność internetowa”, żeby być razem przeciw, czasem żeby razem szczuć, a dewirtu to zdecydowanie wzmacniają.

  44. eli.wurman’s avatar

    ladygaga :

    Nie chodzi mi o manie znajomych czy przyjaciół, tylko o to, o czym sam pisałeś, że przychodzi „nowy”, spotyka się z agresją i nie może liczyć na niczyje: STOP!

    Ale kto się z tym spotkał? Bo nie wiem? Czy była jakakolwiek akcja, gdzie ktoś tak został potraktowany?

    a dewirtu to zdecydowanie wzmacniają

    Czy ja wiem, ja tam lubię się napić z Jasiem Skoczowskim, a jak go czasem czytam, to bym go okładał góralskim laciem po pysku. Z Marcelim też mi się przecież zdarza niezgadzać, choć łączy nas miłość do ciepła i nienawiść do idei zupy.

  45. inzmru’s avatar

    ladygaga :

    przychodzi „nowy”, spotyka się z agresją i nie może liczyć na niczyje: STOP!

    Przychodzi nowy (ale nie tylko, ten przykład o którym wspominam akurat nie dotyczył „nowego”) i się spodziewa, że jest symetryczną stroną we wszystkich układach. Nie jest. Na żywo (prawie) nikogo to nie dziwi, w internecie – dziwi większość.

  46. eli.wurman’s avatar

    @Ladygaga

    No ale to jest tak, że wiele rzeczy dzieje się w głowie; ja np. długo cierpiałem (i pewnie dalej mam) na to, że zaniżam ocenę swoich różnych rzeczy, i wyolbrzymiam cudze negatywne (w mojej ocenie) reakcje innych. Co kończy się tym, że mam kompletnie wykrzywiony obraz tego, jak na mnie patrzą ludzie. Na co jest ładna rada w postaci: uspokój się, przemyśl, przeczekaj i zobacz, czy twoje wrażenia znajdują potwierdzenie. Oraz: spodziewaj się od ludzi dobrych rzeczy.

  47. czescjacek’s avatar

    eli.wurman :

    Czy była jakakolwiek akcja, gdzie ktoś tak został potraktowany?

    Jakoś ze dwa lata temu była taka komcionautka u WO, mówiła, że się na nią zawzięliśmy. Ale to było przed dewirtualizacjami przecież.

  48. ladygaga’s avatar

    eli.wurman :

    Ale kto się z tym spotkał? Bo nie wiem? Czy była jakakolwiek akcja, gdzie ktoś tak został potraktowany?

    Oczywiście, że zdarzają się przypadki agresywnych zachowań. Ja się z tym spotkałam (i nie tylko ja), ale nie będę tego wywlekać ani o sobie ani o innych, bo nie chcę i nie odczuwam z tego powodu bólu tyłka. Nie chcę być źle zrozumiana, że się żalę tutaj czy coś, choć tak jest to odbierane w tym momencie. Po prostu potwierdzam istnienie mechanizmów opisanych w notce na własnym przykładzie z różnych społeczności, w których nie zawsze byłam w porządku.

  49. mrw’s avatar

    ladygaga :

    Nie chcę być źle zrozumiana, że się żalę tutaj czy coś, choć tak jest to odbierane w tym momencie

    Ale dlaczego, ulej, zamiast kisić w sobie, to niezdrowe.

  50. Ausir’s avatar

    Marceli Szpak :

     nie jest takim samym rytmem rozmowy, w jakim prowadzi się gadkę z ludźmi, znanymi od startu in flesh. Taka jest moja hipoteza, jej będę bronił. Dystans jaki zachowujesz w rozmowach z ludźmi z internetu jest zawsze dystansem ekranu.

    E, jak dla mnie nie ma różnicy. W wielu wypadkach nie mam pojęcia czy danego znajomego znam pierwotnie z internetu czy poznałem in flesh, a dopiero potem prowadziłem interakcje w internecie, było to często cholernie dawno i nie pamiętam. Uczestniczyłem w życiu towarzyskim różnych grup prowadzących interakcje zarówno w internecie, jak i w realu i medium startowe znajomości bywało różne i nie miało nigdy większego znaczenia. Dla mnie jest to absolutnie wymienne.

· 1 · 2 · 3 ·

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *