Pankowski

Ostatniego dnia 2007 roku otwierałem [poprzedniego] bloga tekścikiem o Pankowskim (żeby podpowiedzieć lekturę obowiązkową: wywiad z nim opublikowany w  Wyborczej – W literaturze jestem Żydem). Szło tak:

On ma 88 lat, a ciągle jakoś taki świeży, naiwny jak dziecko, sięgający po uproszczenia („duże syntezy”), których sieriozni wstydziliby się może nawet i słuchać. Z tym „ciągle” oczywiście kłamię: to nie funkcja wieku. Nie jest tak, że wszyscy to mają z daru urodzenia, ale z wiekiem – tracą. Mają to nieliczni.

Miał niezwykłą (choć – przecież zwykłą) matkę, studiował na UJ razem z Karolem Wojtyłą, przeżył Auschwitz, znalazł się na emigracji, spotkał żonę, z którą (poza wszystkim innym) dobrze mu się rozmawiało przez 27 lat, aż do jej śmierci. Pisarz, poeta (choć pisanie wierszy zarzucił, po młodzieńczym debiucie, to jednak w prozie jest poetą właśnie, kimś, kto ożywia język, wytrąca go z utartej koleiny, kimś, kto w języku – rozrabia). Autor emigracyjny, ale bardziej obecny w sednie od większości krajowców, nie tylko swojego pokolenia.

Wydawało się, że z tą swoją pozytywną witalnością spokojnie przekroczy 100. Zwłaszcza że wychodziły – chude bo chude – nowe, świeżo pisane książki. A tu masz: wczoraj umarł.

  1. fronesis’s avatar

    @nameste
    ja też jakoś tak miałem cichą nadzieję, że on pewnie wcale nie umrze, bo tak ładnie przecież dożył starości. Jego postać dobrze pokazuje jakie wstrętne jest to biadolenie, że szkoda jak umierają młodzi albo dzieci.

  2. sheik.yerbouti’s avatar

    Oj szkoda, szkoda.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *