Problem z tytułem jest taki, że nie brałem francuskiego i nie wiem, jak przetworzyć znane j’accuse Zoli (Dreyfuss, pamiętacie?) z użyciem francuskiego odpowiednika neologizmu odrażam, co to – kulawie przy tym – przekształca
pewne odrażające [dla mnie] rzeczy
na
czynnie eksponuję swoją odrazę do tego‐to‐a‐tego.Kulawie, bo odrażam prędzej (z językowej bezwładności) znaczyłoby
swoimi odrażającymi cechami/zachowaniem sprawiam, że ludzie czują do mnie odrazę,
choć z drugiej strony jest o milimetr od obrażam, które działa i biernie, i czynnie, ale zwłaszcza czynnie (takie, panie, czasy).
Proszę zatem czytających to frankofonów o ewentualną językową franczyzę na rzecz tytułu. Francht uiszczon będzie w jednorożec‐zapłać-ach.
Owóż tedy idea j’odrażám rodzi się z przekroczenia granicy. Różni ludzie mają różne poglądy na sprawy państwa (państwo = prawo + instytucje + obyczaj), a swoje wybory potrafią racjonalnie czy quasi‐racjonalnie uzasadniać, póki się ich nie przyprze do aksjologicznej ściany, przy której, jak wiadomo, dyskusja nie tyle traci sens, co zmienia płaszczyznę z poziomej na poziomą pionową czy nawet skośną. Są jednak granice tego spektrum koegzystujących (mówię o teorii) poglądów, po przekroczeniu których miejsce uzasadnień ujeżdżających aksjologie zajmuje odraza. W konfrontacji z niektórymi poglądami czy praktykami uzasadnienia i aksjologie idą się zajączkować królikować (eufemizm), a ich miejsce zajmuje przemożna reakcja etyczno‐estetyczna, z ogniskową w pojęciu odrażające (z braku lepszego).
Od dawna chodzi mi po głowie, by upublicznić swoją listę spraw, wobec których j’odrażám (i do kogo). Oto jej początek (zapewne da się ją poszerzyć, zapraszam do przyłączania się).
J’odrażám
wpisywanie do konstytucji unormowań dotyczących umów z podmiotami prawa międzynarodowego. A więc, w szczególności j’odrażám konstytucyjne umocowanie konkordatu (który sam w sobie również jest [j’]odrażający; co to wewogle za pomysł jest, by stosunki wewnętrzne (tu: dotyczące związku wyznaniowego) regulować umową o statusie międzynarodowej!). Strukturalnie identycznie było z wpisaniem zetesesera i (dla niepoznaki) wszelkiego innego demoluda do „konstytucji” z 1976: tu nikt nie ma wątpliwości.
Do kogo tę sprawę j’odrażám? Do was, ojcowie (i nieliczne matki) ustrojowi po 1989, ze szczególnym uzwględnieniem Mumii Wolności 1°v. Demokratycznej i miłującej‐papieża‐Gazety‐Wyborczej (bo ci akurat powinni wiedzieć lepiej, mimo – zob. wyżej – uzasadnień‐i‐aksjologii).
J’odrażám
pomysł, że blisko ze sobą rodzinnie związane osoby miałyby zajmować wysokie (i poniekąd mające się równoważyć w ramach podziału władzy) urzędy. Nie mówię o sytuacji, w której jeden Badziewiłł jest starostą gzińskim, a inny, w jakimś – powiedzmy – odległym zakątku kraju, jest podpędkiem ćpańskim. Mówię o sytuacji (co, zaskoczeni?), w której jeden z bliźniaków jest prezydentem, a drugi – premierem. To jest (było) szczególnie [j’]odrażające, bo bliźnięctwo nie jest zagrożone rozwodem itp.
Do kogo tę kwestię j’odrażám? Do zbiorowego wyborcy polskiego. Najpierw, bałwanie, uwierzyłeś w zapewnienia jednego, że nigdy‐och‐nigdy (a przecież sama taka możliwość jest [j’]odrażająca w najwyższym stopniu!), a potem, obmierzły hipokryto, przestało ci to przeszkadzać. Tfu.
J’odrażám
sytuację, w której księża (zwłaszcza katoliccy: czy trzeba to expilicite zaznaczać?) są – z najpaskudniejszą inercją – zapraszani do mediów i do heh‐komisji „eksperckich” jako autorytety moralni ws. etyki czy obyczaju. Przy czym ostrze owego [j’]odrażania skierowane jest głównie pod adresem zapraszających.
A teraz – proszę bardzo. Na was kolej.
POSTSCRIPTUM „powązkowskie”
Miałem to na liście, ale uznałem, że pominę dla przejrzystości. Jednak po rzuceniu okiem na krótką relację cmentarną dodaję:
J’odrażám
ślinienie się – w XXI wieku! – na tytuły arystokratyczne i regalia czy inne błękitno‐krwiste parafernalia. Co kieruję do mainstreamowych, deklaratywnie prodemokratycznych mediów, ze szczególnym uwzględnieniem (znowu) post-post-(...)-etosowej Wyborczej.
-
J’odrażám
– pomysł, że w państwie ma być nie „kilka równorzędnych, rywalizujących ze sobą systemów wartości”, ale „jeden, a jego depozytariuszem jest Kościół”
– pomysł, że ma być jeden naród, jedna orientacja seksualna, jedna trejdiszyn, a wszystkie mniejszości mają kryć się w szafie, ew. czasem ujawniać się jeno po to, by dziękować Prezesowi, że mając brzytwę w ręku i mogąc zarżnąć jednak nie zarzyna, yay!
– pomysł, że modernizacja polega na małpowaniu tego, co na Zachodzie robiono 50 lat temu, a wszelkie protesty przeciw np. betonowaniu przyrody „nu, panie, są niemiecką dywersją, bo uni nam nie dadzom, a swoją już zabetonowali”
wpisywanie do konstytucji unormowań dotyczących umów z podmiotami prawa międzynarodowego
Ale czy wpisanie do niej rozdziału o np. Unii Europejskiej (choćby w niemieckiej taki jest) też byś odrażał?
-
J’odrażám
– tefałeny i inne podobne, całe to tzw. dziennikarstwo i jego przekaz sączony do głów, prymitywny, bezmyślny, żądny sensacji i pusty, próżny, zadufany w sobie i pozbawiony wątpliwości i refleksji
– sytuacja, w której toczy się publiczna rozmowa na temat tego kto może mieć dzieci i dlaczego nie, jako przykład doskonale nośnego i odwracającego uwagę od prozaicznych a żywotnych spraw tematu i obrzydliwego wkraczania w sferę intymną bez zaproszenia
– histeryczna, masowa celebracja każdej klęski, jaka się nawinie i uznawanie jej za „moralne” zwycięstwo
– Tomasz Terlikowski, jako typowy (niestety) przykład
-
@ nameste: sorry za dziwne pytanie, ale... czy ty edytowałeś swoją odpowiedź na mój komentarz? Czytałem ją dziś nad ranem, teraz chciałem odpowiedzieć, ale albo miałem halucynacje, albo twoje pytanie do mnie znikło w czeluściach netu.
-
OK. Chociaż mnie twojego komentarza szkoda, bo uwagę o wielokolorowości mam za b. trafną. The Guardian pisze teraz o śmierci Tony’ego Judta (przypomniało mi się, że mam w końcu wypożyczyć i przeczytać Postłora) i w trakcie lektury zacząłem się zastanawiać, w jakim stopniu swoją wybitność jako uczony T.J. zawdzięczał temu, że:
was born in 1948 and grew up in south London. His mother’s parents had emigrated from Russia; his father was Belgian, descended from a line of Lithuanian rabbis.
-
Blisko brzmieniowo brzmialoby „je récuse”, blisko znaczeniowo natomiast – „je répugne à” (troche oldschoolowe, ale jakos tylko to mi przychodzi do glowy).
Chociaz mi trudno dzis uzywac tego wyrazenia (lub tej postawy) z powodu, ktory dosc latwo da sie opisac dzieki wyrazeniu na nowo spopularyzowanemu przez cytowanego Judta: nie wiem dzis kto jest czyim uzytecznym idiota (w kontekscie srodowiska Unii Wolnosci i GW – to nie wiem w ogole po stokroc).
-
Paw na prawach recenzji wedruje zatem do Terlika (za co oczywiscie przepraszam fana‐terlika); ale przeciez tez (jesli nie przede wszystkim) do wiekszosci tych, ktorzy kiedys mnie wychowali, nie? Wiec znowu GW.
W ogole, z UW & GW mam wrazenie mam relacje rodzicielska, opisana kiedys w kontekscie faktycznej rodziny przez Oscara Wilde’a: „Children begin by loving their parents; as they grow older they judge them; sometimes, they forgive them”.
-
Ja odrażam dziennikarstwo po lebkach i pod publiczkę. Jestem zmęczona koniecznością nieustannego sprawdzania źródeł, prostowania. Odrażam też ‘dziennikarzy’, którzy – zwłaszcza w telewizji – zamiast doprowadzać do ujawnienia poglądów rozmówców prezentują swoje. Lis jest chyba wyjątkiem.
Polskie studia dziennikarskie wydają się być zupełnie bezwartościowe.
14 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2010/08/jodrazam/trackback/