totalnie świrnięte

Przesięwzięcie Krzysztofa Bartnickiego pod tytułem & opisem:

GARUTKO SOBOTNIEJ ROPY
Czyli Pieśni świętojańskiej o Sobótce (1586)
spopolszczenie w sześć par prawie tekstów

[tu dwa równoległe spisy tekstów, po 12 + Wstęp/Prolog, Kochanowskiego i Bartnickiego]

składanych pod rytmy i rymy
następujących pieśni współcześniejszych:

[tu spis muzycznych kawałków hip‐hopowych, długi na 12 + Prolog]

jest dziełem potrójnie wirtuozerskim, którego sam totalnie świrnięty zamysł może odbiorcę przyprawić o stupor św. Wita – ta ryzykowna parafraza oznacza zmanekinowanie drętwiące odbiorcę, który, chce czy nie chce, zacznie [mogę użyć słowa „frenetycznie”?] podrygiwać do beatu wskazanych kawałków muzycznych (i nie będzie mógł przestać) – a gdy doda się do zamysłu ponad‐totalnie świrniętą realizację, wiemy, nawet gdyby ukryto nazwisko autora, że jest tylko jedno możliwe wskazanie: na tego totalnego świra [autor wybaczy albo nie; ktoś musi powiedzieć pardwę], jedynego takiego raroga w translatoryce, traktatodawstwie i prozie polskiej, co jest w stanie spleść mnisio‐mrówczą robotą parę wątków z paroma osnowami naraz, pionowo, poziomo i skośnie, a w drobiazgach‐szczegółach dodatkowo po wielekroć skrzyżnie.

Piszę „odbiorca”, a nie „czytelnik”, bo też zamieszczone w książce [Biblioteka Śląska 2023, tom piąty w serii Bibliotheca Translata] teksty owego spopolszczenia są bez swoich muzycznych odpowiedników / rap‐wzorców poniekąd nieczytelne: wydają się dziwne i przekombinowane, „goły” [= bez uszu] czytelnik zastanawia się nawet trwożnie, co u licha ma to wszystko wspólnego z Kochanowskim, choć przecież tytuły pieśni Bartnickiego doskonale zrównoleglają sytuacje przedstawione w pieśniach dwunastu Panien u JK, a ich – przewrotnie podszywające współczesnością treść mowy praklasyka polszczyzny – echa również nie są od rzeczy.

Dla przykładu, u Kochanowskiego Panna VIII zaczyna w te słowa:

Pracowite woły moje,
Przy tym lesie chłodne zdroje
I łąka nieprzepasiona,
Kosą nigdy nie sieczona.

Tu wasza dziś pasza będzie;
A ja, mając oko wszędzie,
Będę nad wami siedziała
I tym czasem kwiatki rwała.

a dalej plecie sobie z tych kwiatków wianek, dosłowny, ale Kochanowski nie odpuści, to noc Kupały, więc Panna wyzna, że oddała wcześniej „drugi taki” [wianek, w odwiecznej metaforze], choć nie bez wzdragania, no i tego jej „czynić nie miano”, a jednak stało się; teraz, deklaruje Panna,

Tak dziewka, jako młodzieniec,
Nie proś mię nikt o mój wieniec;
Samam go swą ręką wiła,
Sama go będę nosiła.

siedzi zatem, smutna, w tę noc Kupały, jakby nadal była tak „nieprzepasiona, kosą nigdy nie sieczona” jak ta łąka.

W Pieśni 8 „Wołki na trawie” Bartnicki podszywa ową sytuację skojarzeniem niedostępnym w czasach JK:

a gdy będzie wół się paść,
skręcisz z zielaska co.

[wić wianek versus skręcać zioło] – głos retoryczny tak oznajmia pannie, a potem jej przypomina:

Lecz dziś bogarć tam
dasz skrętki swej.

Już dałaś im raz
i niech ich szlag:

...bylibyśmy w pół lasu z tym bogarć tam, ale KB dodaje w przypisie (poza zapewne niezbędnym w dzisiejszych obrazkowych czasach objaśnieniem polskiego echa: „bogać tam”; ja słyszę to akurat echo bez przypisu), że bogart (ang.) to „trzymać skręta” (a to poziom a vista dla mnie niedostępny), oto przykład splątania skrzyżnego (plus dodatkowy poziom desepulkizacji: ona ma skrętkę, a on skręta).

Jak więc widzicie, wszystko się i zgadza, i zgoła wcale. Ale dopiero włączenie wskazanej przez autora muzyki (Beastie Boys, videoclip – ostrzega się rodziców^, że „this video may be inappropriate for some users” – dodaje wymiar naoczny sobotniej^ demolki), objaśni użytą przez KB strukturę rytmu‐rymu w tekście oraz podszyje współczesną dwuznacznością [choć w retro‐touch] np. owo „wołków pasanie”, gdy wołki (zob. video) są na trawie.

* * *

Wąska playlista do Garutko [*] zawiera zatem 13 kawałków niezbędnych do „zdeszyfrowania” formalnej struktury tekstów, oczywiście każdą z pieśni KB da się wyrapować do tak wskazanego podkładu. Gdyby ktoś to zrobił & nagrał, Garutko zyskałoby inne życie.

Na razie GSR może, jak się wydaje, liczyć na dwie grupy potencjalnych odbiorców („szerszych” niż grupa osób, która autotelicznie doceni formalną, leksykalną, „skrzyżną” jakość tego dwunastościanu foremnego na łańcuszku [Prologu]): to ci, którzy żyją rapem na co dzień i może ich ekscytować wysokoliteracka jakość tekstów, odmiennych bodaj od wszystkiego, co znają, oraz ci, których kręciły odmiany staropolszczyzny użyte pod przyswajalną, współczesną muzykę, np. fani projektu R.U.T.A. (z jego koronną płytą Gore – Pieśni buntu i niedoli XVIXX wieku, 2011), o ile nie zapomnieli. (Kwestię wywrotowości tekstów Bartnickiego [wobec pierwoimpulsu z Czarnego Lasu oraz wewogle], wraz z przesunięciami stylistycznymi, należałoby rozpatrywać indywidualnie, w dwunastu + 1 krokach; wdzięczny temat na magisterium.)

Ponieważ jednak KB gęsto szpikuje materię tekstów leksyką nie przetartą na łokciach (staropolską, współcześnie przekrzywioną, pożyczaną od innych mocarstw itd.), ale i frazami, co się wwormiły swego czasu w uszy [i nogi] słuchaczy przebojów polskich i nie, już gatunkowo dowolnych, a te wtyki‐szpiki dokumuntuje zwięzłymi a licznymi przypisami – mamy też w Garutko szeroką playlistę, wskazaną QR‐kodem na końcu ksiażki; liczy ona 394 pozycje – i dalipan! nie jest kompletna. Są tam jednak i inne QR‐kody, dające szanse na poszerzenie pola odbioru. Mikrowszechświaty Bartnickiego są zwykle – omawiana pozycja nie jest wyjątkiem – zarówno intensywne, jak i ekstensywne.

GSR jest zatem zaproszeniem do rozległej i wgłębnej podróży‐zabawy, ostrzegam jednak, że niebezpiecznej (mnie na przykład, podczas krótkiej wycieczki po Garutko, zdążyła się wwormić na całe 5 minut cholerna (i super‐robakowata) Lambada z 1986).

* * *

Do Garutko dołączono posłowie Aleksandra Nawareckiego, który przystępnie i barwnie zarazem, swadliwie, omawia przedsięwzięcie KB. Jest ze wszech miar godne polecenia: gdyby nie było zamknięte pod okładkami, a udostępnione (choćby w szerokich fragmentach – sugeruję to nonszalancko ew. marketingowi – znacznie obszerniejszych niż obecnie), zapewne nie pisałbym niniejszej blogonoty, bo niespecjalnie wykracza czymkolwiek ona poza horyzont zadany przez Nawareckiego, szeroki, czasem nazbyt (jak wtedy np. gdy – rozochocony – wali między oczy czytelnika hasłem Cała Polska śpiewa z nami!, co u mnie powoduje wstrząs anafilaktyczny; odżegnywam się od Całejpolski jak mogę).


PRZYPISY

[*] nie wiem, co znaczy słowo „garutko” (nie wie też posłowiodawca, całą stronę poświęca na inspirujące dociekania tej kwestii), więc na wszelki wypadek nie odmieniam

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *