bałagany

Piszący wiersze w pewnym wieku – a rozumiałbym to określenie tak, że są już pewni ciężaru lat i próbują przetworzyć go w [niechętnie przyjmowany] dar – ponadprzeciętnie często zajmują pozycje autotematyczne lub metatematyczne. Wyróżnionymi tematami stają się „pisanie wiersza” i „ja piszące”.

Kultura wyprodukowała paczkę poręcznych frazesów w tej sprawie. A więc „poeta poddaje refleksji uprawianą dziedzinę” i jej „narzędzia” czy nawet życiorysowo domykający się „całokształt”. Patrzy odwewnętrznie na język i odjęzykowo na własne „osadzenie w kwestiach świata”. Przywołuje swoich mistrzów, formułuje testamentowe zapisy dla potencjalnych uczniów. Przemawia przez niego „mądrość lat”, skumulowane „życiowe doświadczenie”. Upraszcza formy (ocierając się wręcz o aforystykę), dąży do syntez, jest ponad krytykę (a zwłaszcza krytyków). Pisanie staje się sprawą bezwzględnie osobistą. I tym podobne non‐omnisy.

Niepozorny z zewnątrz, ale gromadzący imponująco wiele wierszy tom Piotra Matywieckiego Skrytka (WL 2021) wydaje się być właściwą ilustracją powyższych spostrzeżeń. Biogram na skrzydełku okładki przypomina stanowczo, że autorowi zawdzięczamy „ożywienie liryki refleksyjno‐filozoficznej”.

wittgenstein

Wszystkie zastosowania słowa „wszystko”
we wszystkich zdaniach wszystkich języków.
To jest definicja słowa „wszystko”?
I to już wszystko?

Czterowersowy korpusik wiersza stoi cały na (z premedytacją: niedbale) ukrytym pomięszaniu: tematem jest pojęcie „wszystkiego”, ale udaje się, że idzie o słowo „wszystko”, leksykalny atom wyróżnionego języka (polskiego), a nie „wszystkich języków”. Ten rodzaj bałaganu był 100+ lat temu przedmiotem prac Russella & Whiteheada, Fregego, wielu innych; paradoks wykryty przez Cantora („nie istnieje zbiór wszystkich zbiorów”) liczy sobie 123 lata, antynomia Russella – dwa lata mniej.

Matywiecki pieczętuje wiersz nazwiskiem Wittgensteina (1889–1951), jakby odsyłając problematykę wstecz, do historii. Odnosimy jednak wrażenie, że pytanie w ostatnim wersie, ujawniające „metafizyczną tęsknotę” oponującą redukcjom (np. neopozytywistycznej), jest dla autora żywe i całkiem współczesne. Chociaż – naiwne.

Do rozważań ujętych w wierszu *** [„Próbuję wyobrazić...”] „podprowadzają” wiersze bezpośrednio w tomie poprzednie.

***

Próbuję wyobrazić sobie matematykę.
Liczba wyskakuje z wyobraźni.
Jest bezobrazowa.

Próbuję urzeczywistnić matematykę.
Liczba bez tego, co liczone,
wyskakuje z rzeczywistości.

Między wyobraźnią a rzeczywistością
matematyka – nicość, która je różni.

Nie mam daru tego „między”. Jestem poetą.
Wyobrażam sobie rzeczywistość.

Najpierw – wzruszenie ramionami. Nie ma „daru”? Raczej ma: luki w edukacji dość podstawowej, niechęć do przepracowania pojęciowego elementarza. „Jestem poetą” – specyficzny wykręt: znamy to w wersji poszerzonej: „my, humaniści, wzniośle odżegnujemy się od nauk ścisłych czy formalnych”, na domiar – and proud of it. [Niedawno krytyczka Sobolewska ujawniła, że po latach, w ramach edukacyjnej pomocy dziecku, opanowała wreszcie sztukę dzielenia na piśmie liczby przez inną („w słupku”); posypały się gratulacje.]

Ale to tylko (jednak znacząca) poza.

Przedługi fragment książki Matywieckiego Myśli do słów. Szkice o poezji (BL 2013) tę pozę objaśnia. Szczególną wagę przywiązuje się tam do „naiwności”, jako esencji „poetyckiego poznania”. Fragment, zatytułowany „O poezji”, jest rozległym retorycznym ℗opisem; pojęcia, wokół których krąży, są rozległe i mgliste; chociaż nie wątpię, że dla autora tworzą system znaczeń i że w nim formułuje rodzaj credo, mnie jednak niewiele przynoszą. Choćby dlatego, że nie podzielam (stanowiącego!) przekonania autora o fundamentalnym („pionowym”) rozziewie między tzw. rzeczywistością a tzw. wyobraźnią.

Jaki pożytek z tej wycieczki? Może tylko osobisty: „liryka refleksyjno‐filozoficzna” (w takim na przykład wykonaniu) okazuje się pop‐filozofią; zapewne ma walor edukacyjny, powiedzmy na zasadzie prowokowania sprzeciwu.

Wolę, gdy Matywiecki wchodzi w temat „krwisty” (cielesny, konkretny), jak np. w wierszu ballada (s. 52), rozpoczynającym się tak:

przejechały dwie policje przez zaułek
ach za późno trup wciągnięty już do bramy
a na niebie gnić zaczyna ten obłoczek
co się przyjrzał wylotowi jego rany

* * *

W charakterze antypodalnej odtrutki^ wiersz Anny Goławskiej:

ciągłość

miesiąc jest kot jest dwieście milionów lat
w ostrożności z jaką przystępuje
do beznogiego ciała sznurka
i kark mu łamie

I do widzenia się z państwem.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *