gilgamesz

Gilgameszów po polsku jest kilku, większości nie znam. Dwa przekłady są najczęściej wznawiane. Przekładowi Józefa Wittlina (z 1922) brakuje siły i rytmu, sadzi archaizmami (staropolskimi); do tej pierwszej swojej pracy translatorskiej nie wraca, inaczej będzie z Odyseją, z której w kolejnych zmienionych wydaniach (powiadają) usuwa częściowo archaizacje i którą „stylistycznie tonuje”.

Gilgamesz Wittlina oswojony, pachnie słowiańszczyzną, chyba po całości nudny.

* * *

Robert Stiller był worek kłopotu dla wielu (i siebie). Ale umiał w słowa. Z jego przekładu‐kompilacji cytuję za wydaniem pierwszym (PIW 1967).

Większy jest nad wszystkich mężów Gilgamesz, w dwóch trzecich bogiem będący, w jednej trzeciej człowiekiem. Widok jego ciała jest niezrównany. Głowę jako byk nosi wysoko. Ciosu oręża jego z niczym nie zrównasz, drużyna jego staje na odgłos bębna. Bóg słońca go urodą obdarzył, niebieski Szamasz, a bóg burzy, Addu, męstwem obdarzył. Na ich obraz przez wielkich bogów stworzony boską siłę posiada. Pierś jego, powiadają, na dwanaście łokci szeroka, członek jego, powiadają, mierzy trzy łokcie. Nim znów do Uruku doszedł, wszystkie kraje przemierzył.

Dźwiga więc mury Uruku mąż popędliwy, którego głowa jak u byka wzniesiona, którego oręża cios nie ma równych, którego drużyna staje na odgłos bębna.

W sypialniach skarżą się mężowie Uruku:

Rodzicom Gilgamesz synów odbiera! Po dniach i po nocach, rozszalały, ciała zażywa. Czy to jest pasterz warownego Uruku, Gilgamesz, pasterz synów Uruku potężny a sławny, wszystko wiedzący? Dziewice od ich matek bierze Gilgamesz, poczęte z wojowników, przeznaczone dla męża!

Usłyszeli skargi bogowie z nieba i do pana Uruku rzekli bogowie:

Tyś to stworzył, Anu, byka bujnego, którego oręża cios nie ma równych, którego drużyna staje na odgłos bębna! Rodzicom Gilgamesz synów odbiera. Po dniach i po nocach, rozszalały, ciała zażywa. Czy to jest pasterz warownego Uruku, Gilgamesz, pasterz synów Uruku, potężny a sławny, wszystko wiedzący? Dziewice od ich matek bierze Gilgamesz, poczęte z wojowników, przeznaczone dla męża!

Niesamowita jest siła tych powtórzeń. Imię własne w postaci ciągu atrybutów (czy czynów, zastygłych w zgęstki znaczenia), przenoszone w wypowiedziach postaci, dosłownie albo z przesunięciem, zmianą, chiazmem.

Wracamy do boskiej interwencji: potrzebny Enkidu.

Ich skargi posłyszał Anu, bóg nieba gwiaździstego i ojciec bogów, boski władca Uruku. Wezwał wielką Aruru, biegłą w stwarzaniu:

Ty, Aruru, stworzyłaś Gilgamesza. Stwórz teraz istotę jemu podobną. Niechaj ci będzie jak jego odbicie, jako burza serca tamtemu równa! Niech w gród Uruku wstąpi, z Gilgameszem porywczym pójdzie o lepsze: niechaj dzięki temu Uruk odpocznie.

To usłyszawszy Aruru stworzyła w sobie istotę na podobieństwo Anu. Ręce swe umyła, uszczknęła gliny, plunęła na nią i w step rzuciła. Walecznego Enkidu w stepie stworzyła.

Z milczenia północnego poczęty stanął, z treści Ninurty, boga wojny, na całym ciele swoim sierścią porosły. Włosy ma jakoby niewieście. Włosy mu sterczą jak pszenica, gęste ma kędziory jako Nisaba, zbóż boska władczyni. O ludziach i świecie nie wiedział. W skórę owczą odziany jak Sumukan, bóg niw i trzody, z gazelami razem karmi się trawą, ze zwierzyną się tłoczy do wodopoju, z bydłem dzikim wodą cieszy swe serce.

Wyskoczmy na chwilę w przód tekstu. Nim się spotkają, Gilgamesza nachodzą sny. Opowiada pierwszy matce, Ninsun, a ta objaśnia (oczywiście powtarzając frazy syna):

Ten, co wśród mężów był jako gwiazdy z nieba, ten, co runął na ciebie jak wojak Anu, którego dźwignąłeś i okazał ci się zbyt ciężki, którym trząsłeś i nie mogłeś go zrzucić, ten, co na nim ległeś jak na kobiecie i pod stopy mi go przyniosłeś, iż go zrównałam z tobą: to na pewno ów mąż tobie podobny, w stepie urodzony, co rósł na wzgórzach. Ujrzysz go i upodobasz w nim sobie: to mocny towarzysz, zbawca przyjaciela swego w potrzebie, siła jego na cały kraj nasz ogromna, mocny jako zastępy Anu. Druhem ci będzie i nie odstąpi cię, skoroś tak legł na nim jak na kobiecie. Wszyscy mężowie mu będą stopy całować, ty obejmiesz go, pokochasz, do mnie przywiedziesz: tak się oto twój sen wykłada.

W Posłowiu Stiller dopowie:

Komentatorzy zastanawiali się, nawiasem mówiąc, nad charakterem przyjaźni Gilgamesza i Enkidu.

Wybitny badacz Th. Jacobsen wręcz uważa, popierając swój pogląd szeregiem ważkich argumentów, że Gilgamesz gnębił początkowo swych poddanych obojga płci głównie przejawami swego nienasyconego temperamentu, który mu legenda przypisała jako to, co w ówczesnych pojęciach najdobitniej wyrażało wielkość postaci. Według tej koncepcji Enkidu został przez bogów pomyślany zwłaszcza jako partner, zdolny sprostać w tym względzie Gilgameszowi i przez to ograniczyć jego heroiczne ekscesy.

Ale wróćmy do Enkidu, gdy jeszcze „rośnie na wzgórzach”.

Spotkał go u wodopoju pewien myśliwy. Przez jeden dzień, drugi dzień i przez dzień trzeci Enkidu stał w drodze do wodopoju. Ujrzał go łowca i twarz mu zastygła. Wraca ze zwierzyną do swej sadyby. Z trwogi zaniemówił, zamilkł ze strachu. Smutek w jego sercu, twarz ma posępną, rozpacz w łonie. Z oblicza stał się podobny takiemu, który odszedł w daleką drogę.

Rozwarł usta myśliwy i powiada do swego ojca:

Ojcze! mąż jakowyś ze wzgórz się zjawił, siła jego na cały kraj nasz ogromna, potężny jest jako zastępy Anu, nieustannie ugania po wszystkich górach, z dzikim bydłem karmi się trawą. Do wodopoju się tłoczy ze zwierzętami, stopę swą wciąż stawia u wodopoju. Straszny mi jest, nie śmiem do niego podejść! Ja wykopię jamę, on ją zasypie, ja paści zastawiam, on je poniszczy. Z rąk mych wyprowadza dziką zwierzynę, miesza moje zajęcia na stepie.

Ojciec usta rozwarł i rzecze do swojego syna, do myśliwego: Pójdź do miasta Uruk, tam jest Gilgamesz, którego dotychczas nikt nie pokonał, którego siła na cały kraj nasz ogromna, potężny jako gwiezdne zastępy Anu. Idź, twarz ku niemu podnieś, powiedz o potędze tego przybysza. Poproś go o nierządnicę ze świątyni, weź ją ze sobą. Ona go powali jak mąż potężny! Gdy zwierzęta przywiedzie do wodopoju, niech ona szaty z siebie zedrze, wdzięki ukaże. Skoro ujrzy, wnet zbliży się do niej. Wtedy obcym się uczyni dla dzikich zwierząt, które z nim wyrosły na jego puszczy.

Posłuchał myśliwiec rady ojcowskiej. Ruszył łowca do Gilgamesza. Wybrał się w drogę i stopy swe postawił w mieście Uruku. Przed obliczem Gilgamesza rzecze te słowa:

Ze wzgórz jakowyś mąż się zjawił, siła jego na cały kraj nasz ogromna, potężny jest jako zastępy Anu! Nieustannie ugania po wszystkich górach. U wodopoju staje ze zwierzętami, stopę swą wciąż stawia u wodopoju. Straszny mi jest, nie śmiem do niego podejść! Ja wykopię jamę, on ją zasypie, ja paści zastawiam, on je poniszczy! Z rąk mych wyprowadza dziką zwierzynę! Miesza moje zajęcia na stepie.

Rzecze doń Gilgamesz, do myśliwego:

Idźże, mój myśliwcze, zabierz ze sobą nierządnicę Szamhat z przybytku Isztar. Gdy on bydło przywiedzie do wodopoju, niech ona szaty z siebie zedrze, wdzięki ukaże. Skoro ujrzy, wnet zbliży się do niej. Wtedy obcym się uczyni dla dzikich zwierząt, które z nim wyrosły na jego puszczy.

Niesamowita jest siła tych powtórzeń (powtarzam). Ale trochę obezwładnia; złapmy oddech. W tej przerwie podkreślę zdanie: „Nieustannie ugania po wszystkich górach”. W innym miejscu taka fraza (Enkidu przemawia do Gilgamesza): „Walk wiele widziałeś, bitw jesteś świadom, lwy walczyłeś, byków się nie lękałeś!”. [1]

Lwy walczyłeś (nie: „z lwami”), po górach ugania (bez „się”). Takich ugięć składni jest więcej. Gdy współczesny czlowiek czyta utwór wychynięty z otchłani tysiącleci, powinien odczuć obcość. By móc ją przezwycieżyć i odnaleźć wspólne mimo różnic. Kraszenie przekładu chramami, żertwami, całą tą pseudo‐arche‐słowiańszczyzną, co ma niby zbliżyć, obcość przezwyciężyć, działa przeciwskutecznie. (U Wittlina w pewnym miejscu nawet „sobór nieśmiertelnych” w sensie: „rada bogów”.)

Wróćmy do intrygi.

Poszedł myśliwy prowadząc kobietę Szamhat. Wybrali się z powrotem, ruszyli w drogę. W trzecim dniu miejsce przeznaczenia swego ujrzeli. W zasadzce siedli twarzą w twarz ku sobie łowca i lubieżnica. Siedzą jeden i drugi dzień na czatach u wodopoju. Przyszła pić wodę gadzina pełznąca. Przyszły wreszcie dnia trzeciego zwierzęta stepowe pić z wodopoju, przyszło dzikie bydło napawać się wodą i on z nimi, Enkidu, też we wzgórzach zrodzony. Z gazelami pospołu karmi się trawą, wodę chłeptać się tłoczy ze zwierzętami, z dzikim bydłem wodą cieszy swe serce.

Zobaczyła go Szamhat, dzikiego człeka, męża zajadłego z dalekich stepów.

Oto on, niewiasto! Obnaż swe piersi, przyrodzenie odsłoń, iżby źrałość twoją mógł posiąść! Skoro cię ujrzy, zbliży się do ciebie, zbądź się wtedy wstydu, zbudź w nim żądzę! Przyjmij pożądliwe jego dyszenie! Szaty swe rozrzuć! Ukaż mu się naga, niech cię posiądzie! Spraw, iżby siła w nim wezbrała! Niechaj legnie na tobie! Uczyń mu, dzikiemu, sprawę kobiecą! Obcym się uczyni dla dzikich zwierząt, które z nim wyrosły na jego puszczy. Jego moc miłosna będzie się na tobie napawać. Piersią legnie na twoim grzbiecie.

Obnażyła Szamhat swe piersi, srom odkryła, ujrzał to Enkidu i zapomniał, gdzie się był rodził! Wyzbyła się wstydu, wzbudziła żądzę, oddech jego prędki mile przyjęła, szaty rozrzuciła: i legł na Szamhat. Uczyniła dzikiemu sprawę kobiecą, jego moc miłosna była jej miła. Przez sześć dni i przez siedem nocy wciąż dopadał i zapładniał Szamhat Enkidu.

Aż miłością się nasyciwszy na zwierzęta swoje zwrócił oblicze.

Zobaczywszy Enkidu w skok pierzchły gazele. Od ciała jego w trwodze pierzcha zwierzyna stepu.

Lecz i Stiller nie bez grzechu. „Posiąść źrałość [kobiety Szamhat]”. Między Reymontem a Bunschem [Karolem]; przeładowane. „Uczynić dzikiemu sprawę kobiecą” – stilleryzm, nie czepiam się, ma to swój wdzięk. Ale nie radzi sobie z „kapłankami bogini‐nimfy w aspekcie orgiastycznym” (jak powiedziałby Graves); nawet termin „prostytucja świątynna” jest obciążony znaczeniowo, a co dopiero „nierządnica” czy (tuż wyżej w cytacie) „lubieżnica”.

Tłumaczy w Posłowiu:

Nie występuje natomiast fałszywie podkreślany przez niektórych motyw upadku. Ani stosunek płciowy, ani zaszczytny zawód nierządnicy z przybytku Isztar nie kojarzą się tu z negatywną oceną moralną, jaką rozpowszechniło chrześcijaństwo, przeciwnie, semicki wyraz „spółkować” znaczy zarazem „poznać”, a zwierzęta uchodzą przed Enkidu nie ze wstrętu, tylko dlatego, że przez symboliczny akt uświadomienia znalazł się on na wyższym szczeblu niż one.

Z drugiej wszakże strony, może język polsko‐patriarchalny w tych sprawach nie wypracował nigdy form neutralnych, nie mówiąc o melioratywnych.

Stiller pisze również (tamże):

Enkidu przedstawia los całej ludzkości: od nieświadomego życia wśród zwierząt przez uświadomienie, częściową utratę swobody i egzystencję pasterską aż do wejścia w społeczność miejską i do zbrojnej ekspansji. Tę ewolucję podkreślają precyzyjnie wyważone szczegóły, przez tłumaczy często niedostrzegane i gubione w przekładzie, w rodzaju tego, że Enkidu obcuje z Szamhat modo bestiarum [...]

...czyli, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, „na pieska”. Umknęła mi w pierwszym czytaniu ta stillerowa dbałość o szczegół, ale jest – w myśliwego instruowaniu Szamhat: „Piersią legnie na twoim grzbiecie”.

Niemniej, #kulturalnypan z lat 60. musi ubrać przywołanie swojej translatorskiej zasługi – w łacinę. Fi donc!

* * *

A na zakończenie tej pobieżnej wycieczki po Gilgameszu zestawienie bezpośrednie Wittlina [2] ze Stillerem, z późniejszej, jedenastej, tablicy.

Wittlin:

Po dwunastu podwójnych godzin wypłynęła z topieli nijaka wyspa. A korab przygnało ku górze Nissir. Sześć dni dzierży góra statek, sześć dni dzierży i nie pozwala nim zakolebać, niechby najlżejszym kołysem. Toli, skoro siódmy zabłyśnie dzień, wystawiam gołębia, wypuszczam gołębia, iżby poleciał. Wyfrunął gołąb i wróci. Bowiem nijakiego miejsca nie znalazł, gdzie by się oprzeć mógł. Przeto powrócił.

Wystawiam owo jaskółkę, wypuszczam jaskółkę, iżby poleciała. Wyfrunie jaskółka i wróci. Bowiem nijakiego miejsca nie znalazła, gdzie by się oprzeć mogła. Wiec powróciła.

Wystawiam kruka, wypuszczam kruka, iżby poleciał.

Wyfrunie kruk i obaczy, jak ziemia schnie i oddycha spod przygniotu opadających wód. Kruk żre, grzebie, kracze i już nie wraca.

Naówczas wszystko wypuszczam na cztery wiatry z korabia i żertwę czynię z baranka.

Na szczycie góry ofiarne sypię ziarna, cedrowe drzewo spopielam i palę mirt.

Zwąchali zapach bogowie. Zaprawdę mile łechce nozdrza bogów żertwienna woń. Więc jako muchy się zlecą, jak muchy obsiędą ofiarniczy stos.

Stiller:

Brzegu jąłem wypatrywać po krańce morza: o czternaście wiorst ostrów z wód sterczał. Dobił korab mój do góry Nicir. Zatrzymała korab góra Nicir, chwiejbę jego podparła. Jeden dzień i drugi dzień góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu nie daje. Trzeci dzień i czwarty dzień góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu nie daje. Piąty dzień i szósty dzień góra Nicir trzyma korab i drgnąć mu nie daje.

Kiedy dzień siódmy się uczynił, wyniosłem gołębia, wypuściłem, lecieć mu dałem.

Odleciał gołąb i znowu powrócił, miejsca nie znalazł, gdzie by stanął, przyleciał z powrotem. Wyniosłem jaskółkę, wypuściłem, lecieć jej dałem. Odleciała jaskółka i wraca znowu, miejsca nie znalazła, gdzie by stanęła, przyleciała z powrotem, nóżki miała gliną umazane. Wyniosłem kruka, wypuściłem, lecieć mu dałem. A kruk odleciał, wód spadek zobaczył, nie wrócił już, kracze, w ścierwie się babrze, żre i paskudzi.

Na ląd zszedłem ze swoją małżonką, z córką i z łodnikiem mym Urszanabi. Rozpuściłem wszystko na cztery wiatry.

Więc tamci z korabia takoż wysiedli. W bojaźni bogom ofiary oddawszy odbiegli, iżby znów ziemię zaludniać nad rzeką Purattu. Jam kładł ofiarę. Złożyłem ofiarę. Na wieży górskiej spaliłem kadzidło, postawiłem kadzielnic siedem i siedem, wkruszyłem w ich czasze trzemy, mirtu i cedru. Bogowie dobrą woń poczuli, przyjemny zapach bogowie poczuli, jak muchy bogowie mnie ofiarę czyniącego oblegli.

PRZYPISY

[1] nie wykluczam zawirowań (redakcja, korekta); efekt jednak – błogosławiony
[2] Wittlin cytowany za znaleziskiem w sieci; tekst może nie być wierny

  1. andsol’s avatar

    był worek kłopotu dla wielu... Dziwne wyrażenie (przekład z jakiegoś języka?) ale delikatne. Szczęśliwi bliscy mu, którzy byli od niego daleko. Ale przekładami spory kawał świata przybliżył do Polski.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *