tajemnica kobiecości

(wariacje na trzech facetów i jedną kobietę)

„Tajemnica kobiecości” to pojęcie centralne dla nadbudowy patriarchatu, systemu społecznego męskiej władzy i przywilejów. Gdy patriarchat próbuje ideologicznie wybielić i uzasadnić swoją (de facto) przemocową i dyskryminujacą kobiety praktykę społeczną, sięga po „tajemnicę kobiecości”, która fundamentalnie odróżnia kobiety od mężczyzn, wyznacza dla nich role życiowe i miejsce w strukturze społecznej. Oczywiście, w (re)produkowaniu tej nadbudowy jedną z głównych ról pełnią tradycjonalne monoteizmy.

papież

W Przekroczyć próg nadziei papież (JP2) wyznaje:

Jeżeli nasz wiek jest w społeczeństwach liberalnych okresem narastającego feminizmu, to można przypuszczać, że orientacja ta jest reakcją na brak tej czci, jaka należy się każdej kobiecie. Wszystko, co napisałem na ten temat w Mulieris dignitatem, nosiłem w sobie od bardzo młodych lat, w pewnym sensie od dzieciństwa. Służył temu być może też klimat epoki, w którym się wychowywałem, nacechowany wielkim szacunkiem i czcią dla kobiety, zwłaszcza kobiety‐matki.

Myślę, że współczesny feminizm znajduje swoje korzenie właśnie w tym miejscu – w braku prawdziwej czci dla kobiety. Natomiast prawda objawiona o kobiecie jest inna. Cześć dla kobiety, zachwyt nad całą tajemnicą kobiecości, [...] to wszystko są te elementy wiary i życia Kościoła, które nigdy nie pozostały całkiem w ukryciu. Świadczy o tym bogata tradycja obyczajowa, która, niestety, w dzisiejszych czasach uległa znacznej degradacji. W naszej cywilizacji kobieta stała się nade wszystko przedmiotem użycia.

Dzieło przywracania czci kobiecie, aby nie była degradowana do „przedmiotu użycia” (nade wszystko? to zaprawdę więcej mówi o Wojtyle niż o współczesnym świecie) obejmuje, oczywiście, odesłanie kobiety do dzieci/kuchni/kościoła, zakaz antykoncepcji, restrykcyjne ustawy antyaborcyjne, „szklany sufit” w życiu zawodowym i politycznym itd., itp. Co prawda papież w następnym zdaniu wyraża optymizm (pozytywne przesłanie to ważny element nadbudowy):

pośród tego wszystkiego odradza się autentyczna teologia kobiety. Zostaje odkryte na nowo jej duchowe piękno, jej szczególny geniusz; odradzają się podstawy do umocnienia jej pozycji w całym życiu ludzkim, nie tylko rodzinnym, ale także społecznym i kulturalnym

...ale myślę, że znakomitej większości kobiet nie pociesza rozwój „autentycznej teologii kobiety”, gdy ich codziennymi problemami są niższe płace, brak żłobków, molestowanie seksualne, negowanie praw reprodukcyjnych (i można by wymieniać jeszcze długo).

Friedan

Od tak rozumianej tajemnicy kobiecości wyszła Betty Friedan, w książce, o której powiada się, że położyła podwaliny pod drugą falę feminizmu, The Feminine Mystique (1963). To rzecz o amerykańskich białych kobietach klasy średniej, które nie martwiąc się o byt, prowadząc dom dla zarabiającego męża i wychowując dzieci, czują jednak jakąś czczą pustkę, niepełność własnej egzystencji. W wikipedyjnym streszczeniu:

Friedan [...] notes that women have been trapped at the basic, physiological level, expected to find their identity through their sexual role alone. Friedan says that women need meaningful work just as men do to achieve self‐actualization, the highest level on the hierarchy of needs.

(Friedan stwierdza, że kobiety zostały uwięzione na najbardziej podstawowym, fizjologicznym poziomie [piramidy potrzeb Maslowa], że oczekuje się od nich odnalezienia własnej tożsamości jedynie w ich płci, roli seksualnej. Tymczasem zaś kobiety tak samo jak mężczyźni potrzebują satysfakcjonującej pracy, aby osiągnąć samospełnienie.)

„Tajemnica kobiecości”, przywołana wprost w tytule, została tu więc znegliżowana. (Niedaleko stąd do radykalnego poglądu, że „kobieta jest człowiekiem”.)

Mikołejko

Wspominałem już, że w polemicznej orgii, w której rozszarpywano niedawne występy Zbigniewa Mikołejki (ad „matki‐wózkowe”), zabrakło mi odniesienia do profesorskiego poglądu, że ludzie powinni dorastać do swojego obowiązku wobec społeczeństwa (i samych siebie). A jeśli nie dorastają, to paszcze w kaganiec, nie afiszować się, no i, oczywiście, żadnych roszczeń! I tak, obowiązkiem matki jest dbanie o samorozwój i o właściwy rozwój dziecka. A obowiązkiem kibola (tak, ta figura towarzyszyła u Mikołejki „bezczelnym wózkowym” jako swoisty counterpart od początku afery, jakoś jednak nie odegrała istotnej roli w polemikach) jest... właściwie nie wiem, co – wzięcie się do roboty? ograniczenie agresji?

Mikołejko sytuuje sam siebie jako „trzeci czynnik”, niezależny od (płytkich i tendencyjnych, powiada) zwalczajacych się dyskursów: feministycznego i katolicko‐tradycjonalnego. Ale rzut oka na powyżej przywołane przeze mnie dwie postacie uświadamia, że w istocie jest gdzieś na dziwnym skrzyżowaniu obu. Z jednej strony (po papiesku) ma za złe matkom (kupczącym zwłaszcza na emigracji własnymi macicami, rozjazgotanym babonom etc.), że nie okazują się kobietami godnymi najwyższej czci, a z drugiej – że nie szukają (po friedańsku) samorealizacji poza dziećmi/kuchnią/(kościół sobie darował). A nawet i w tej wąskiej [haha, śmieję się na boku, „wąskiej”] działce – zawodzą, bo zaniedbują potomstwo, którego wrzaski naruszają prawa innych ludzi. Nie dorastają, i to na aż trzy sposoby.

Kiepsko wychodzi ten (trójnożny) rozkrok. Mikołejko myli obowiązkiprawami. I – jak to filozof, poruszający się zasadniczo w sferze nadbudowy – twierdzi, że to od wyłącznej decyzji matki zależy, czy będzie się samorealizować (zarazem właściwie wypełniając obowiązki wobec dziecka i społeczeństwa), czy też ugrzęźnie na pozycji podrzędnego (jazgoczącego) istnienia. A nie od bazy społecznych urządzeń ułatwiających rodzicielstwo.

No ale tyle samo przychodzi kobietom z owego profesorskiego wygrażania palcem, co z rozwoju „autentycznej teologii kobiety”; mają poważniejsze (i ulokowane bliżej bazy) problemy – odsyłam wyżej, do końca kawałka zatytułowanego „papież”. Poglądy profesora znalazły natomiast uznanie w oczach (ciągle w Polsce dominującego) patriarchatu, bo tak (wydaje mi się) należy interpretować wyniki sondaży internetowych, w których bardziej spodobał się mizoginizm Mikołejki.

Orliński

Jedynym powodem obecności w tej blogonocie ironicznego redaktora jest fakt, że jego dwie notki, ta dotycząca Mikołejki i ostatnia, zatytułowana Feminine Mystique w oczywistym nawiązaniu do książki Friedan, spotkały się z niejakim uznaniem w internecie, również ze strony osób, które (jak sądzę) powinny czytać wnikliwiej.

W sprawie Mikołejki ma do powiedzenia tyle, że, choć co prawda baza promacierzyńska polepszyła się (jasne, zwłaszcza w porównaniu z XIX wiekiem), to społeczeństwo jest nadal niefajne i źle traktuje matki (jak ten mizogin Mikołejko). A tymczasem recepta jest prosta: bądźcie [faceci] dżentelmenami.

Natomiast protestując przeciwko ewentualnemu podważaniu prawa do in vitro (cytuję zajawę w „Polityce”)

39‐letniej wiceprezes dużej korporacji, która całe swoje dotychczasowe życie poświęciła zarabianiu pieniędzy, rozwojowi zawodowemu i inwestowaniu w siebie, a potem nagle zapragnęła zostać matką

...odwołuje się do „tajemnicy kobiecości” tak oto:

Ponieważ nic nie wiemy o tym, dlaczego jakaś kobieta decyduje się na in vitro akurat w wieku 39 lat – nie nam to oceniać. Powinniśmy [...] nie formułować ocen i pogodzić się z tym, że to jej słodka tajemnica.

Protest jest słuszny, uzasadnienie – sam nie wiem, bardziej śmieszne czy bardziej żenujące. Gdyby 39‐letnia wiceprezeska ujawniła swoje motywy, moglibyśmy już oceniać? Czy w danym przypadku należą się danej kobiecie okrojone albo nieokrojone prawa reprodukcyjne? A może żadne?

Odsyłanie do „tajemnic kobiecości” (słodkich czy nie) zawsze świadczy o jednym: o patriarchalnej podszewce poglądów.

Nawet jeśli jest to „oświecony patriarchalizm” wannabe‐dżentelmena.

  1. inz.mruwnica’s avatar

    No ale czy argument Wojtka nie odnosi się po prostu do tajemnicy reprodukcyjnej człowieka jako takiego, a kobieta jest tu tylko oczywistym zawężeniem zbioru ludzi? W osiowym punkcie argumentu pojawia się omnigenderowe „my” zawężone do kobiet z racji wywołującego reakcję przykładu z zaproszenia.

    Decyzje reprodukcyjne i jej prawdziwe przyczyny to temat, na który wyjątkowo rzadko jesteśmy stuprocentowo szczerzy, nawet przed przyjaciółmi.

    Poza tym w tej okropnej backlashowej propagandówce jaką jest „Seksmisja” dwóch głównych bohaterów ładnie prezentuje te uzupełniające się strony patriarchatu: otwarty wifebeater Maks i „opiewaliśmy waszą tajemnicę w poezji, wynosiliśmy na piedestał” (ciotowaty) Albercik.

  2. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    czy argument Wojtka nie odnosi się po prostu do tajemnicy reprodukcyjnej człowieka jako takiego, a kobieta jest tu tylko oczywistym zawężeniem zbioru ludzi

    Przy tak znaczącym tytule? Nie sądzę.

  3. inz.mruwnica’s avatar

    nameste :

    Przy tak znaczącym tytule? Nie sądzę.

    Właśnie przy tak znaczącym tytule. Oddanie tajemnicy w ręce kobiet rozumiem jako permanentno‐rewolucyjną doraźność w sytuacji w której zagląda się im* w majty.

    *) Niby „nam”, ale jednak asymetria jest przeogromna.

  4. Tomek Grobelski’s avatar

    inz.mruwnica :

    „opiewaliśmy waszą tajemnicę w poezji, wynosiliśmy na piedestał” (...) Albercik.

    Proszę się odpimpkać od poetów, że tak powiem ćwierćżartem. Horacy.

  5. czescjacek’s avatar

    Zinterpretowanie „tajemnicy kobiecości” jako prawa do nieujawniania zawartości brzucha i planów z tym związanych to bardzo ironicznie subwersywne użycie.

  6. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    Oddanie tajemnicy w ręce kobiet rozumiem jako permanentno‐rewolucyjną doraźność w sytuacji w której zagląda się im* w majty.

    Tak naprawdę Stasiak („Polityka”) zagląda im* nie w majty, a w dochody i metrykę/życiorys, postulując domyślnie (w formie pytania), że należy im się „kara” za dotychczasowe rozrodcze zaniedbanie. Na co WO: „nie wiemy, czy i jakie było zaniedbanie”, to słodka tajemnica kobiecości (nie: ogólnoludziości). Stanowisko „kara się nie należy, bo motywy są niepoznawalne” znacząco się różni od „respektujemy prawa reprodukcyjne, aż do refundowania odp. procedur medycznych”. To taki sam (co do „bycia w sednie”) wykręt jak „patriarchat zwalczymy dżentelmeństwem”.

    czescjacek :

    Zinterpretowanie „tajemnicy kobiecości” jako prawa do nieujawniania zawartości brzucha i planów z tym związanych to bardzo ironicznie subwersywne użycie

    Nie ma refundacji in vitro bez ujawnienia planów. Twoja interpretacja zinterpretowania wygląda na zbyt łaskawą (sprawdzić czy nie trolling).

  7. czescjacek’s avatar

    (Tak wogle to u Friedan ta „mystique” to nieszczególnie „tajemnica”).

    nameste :

    Nie ma refundacji in vitro bez ujawnienia planów

    Planów jak „chcę mieć dziecko”, ale już niekoniecznie planów jak „od 10 lat staram się o dziecko”; sorka, może się nieprecyzyjnie dziś wyrażam, bo taki dzień.

  8. nameste’s avatar

    czescjacek :

    ta „mystique” to nieszczególnie „tajemnica”

    No tak, znegliżowana, nothing mysterious. Ale powiedz to papieżom ^

  9. czescjacek’s avatar

    nameste :

    No tak, znegliżowana, nothing mysterious

    Nie; czytałeś ty tę książkę?

  10. nameste’s avatar

    @ czescjacek:

    Zamiast robić mi egzamin z lektur, lepiej powiedz wprost to, co masz do powiedzenia ad rem (if any).

  11. czescjacek’s avatar

    nameste :

    ad rem

    Oj no ta mystique tam to jest zespół idej odpowiedzialnych za to, że się uważa, że kobieta się będzie życiowo spełniać w szorowaniu podłogi i nie traktować tego jako jałowej pracy bez perspektyw. Nie ma tam żadnej tajemnicy, raczej mam wrażenie, że w fiftisach i wczesnych sikstisach Amerykanie mieli kobiecość za doskonale rozpracowaną.

  12. inz.mruwnica’s avatar

    nameste :

    nie w majty (...) dotychczasowe rozrodcze zaniedbanie.

    Sorry, ale to jest zaniedbywalnie bliskie majtom.

    „nie wiemy, czy i jakie było zaniedbanie”, to słodka tajemnica kobiecości (nie: ogólnoludziości)

    To jest po prostu złośliwa interpretacja. Na odpowiednio krótko w stosunku do należytych proporcji, tuż przed rozwinięciem argumentu pojawia się „my”.

    wykręt jak „patriarchat zwalczymy dżentelmeństwem”.

    O tym potem, bo to większa rzecz.

  13. nameste’s avatar

    czescjacek :

    Nie ma tam żadnej tajemnicy, raczej mam wrażenie, że w fiftisach i wczesnych sikstisach Amerykanie mieli kobiecość za doskonale rozpracowaną.

    Do dziś pojawiają się wzmianki o przełomowym znaczeniu książki Friedan dla (samo)świadomości Amerykanek (np. w pokoleniu córek, zeznania w rodzaju „przeczytałam FM, dla mnie zbiór oczywistości, ale jakie wrażenie wywarło to na mojej matce!”). Ta friedanowska „tajemnica kobiecości” jest tą samą (patriarchalną) „t.k.”, co w maryjnej (że tak powiem) gawędzie chrześcijaństwa, dodatkowo podlaną (popularnym wówczas) freudowskim sosem. Dziś to wszystko (w Polsce) wraca; wiemy i z której strony, i dlaczego.

  14. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    To jest po prostu złośliwa interpretacja. Na odpowiednio krótko w stosunku do należytych proporcji, tuż przed rozwinięciem argumentu pojawia się „my”.

    Chyba nie warto tracić na to czasu, odeślę cię do źródła:

    Haha, jak pisałem notkę, nawet pomyślałem, czy dodać „tylko idiota mógłby w imię obsesji równości twierdzić, że to nie jest problem przede wszystkim kobiety...”

  15. czescjacek’s avatar

    nameste :

    Ta friedanowska „tajemnica kobiecości” jest tą samą (patriarchalną) „t.k.”, co w maryjnej (że tak powiem) gawędzie chrześcijaństwa

    Może jednak przeczytaj.

  16. inz.mruwnica’s avatar

    Ja też odeślę cię do źródła. Czasownik:

    niepoznawalne

    jest nie do obrony w kontekście tekstu. A to przecież o niego się tu rozchodzi. To co ty cytujesz z blipa to jest moja gwiazdka kilka komentarzy wyżej – oczywistość.

  17. nameste’s avatar

    czescjacek :

    Może jednak przeczytaj.

    Może jednak odśwież sobie (niezainteresowanym lekturą 45‐letniego tekstu polecam solidny konspekt zawartości [eng.]).

  18. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    niepoznawalne
    jest nie do obrony w kontekście tekstu. A to przecież o niego się tu rozchodzi. To co ty cytujesz z blipa to jest moja gwiazdka kilka komentarzy wyżej — oczywistość.

    Prawdę mówiąc, nie wiem już, o co „się rozchodzi” (tobie). O co mnie – zwięźle wyłożyłem w blogonocie. Po prostu pisz jaśniej, mniej aforystycznie, itd.

  19. fronesis’s avatar

    @nameste

    Na początku myślałem, że przeginasz z krytyką WO, po pobieżnym czytaniu jego notka wydawała mi się ok. ale po cytacie z blipa, przypomniałem sobie jak bardzo WO nie był zdolny do zrozumienia transseksualizmu (to po dyskusji o słynnym tekście Hugo Badera wyleciałem z banem). Początkowo gdy czytałem notkę, zinterpretowałem „tajemnicę decyzji” jako przejaw liberalizmu WO, tzn. uznałem, że zaliczył in vitro do liberalnie rozumianego koszyka praw jednostki. Taki ukłon w stronę liberalnego feminizmu mnie nie uwiera. Faktycznie wraz z tytułem, blipo‐donosem i przypomnieniem sobie kwestii niezrozumienia transseksualizmu wychodzi na to, że jest WO drugofalowcem (w najlepszym razie), z silnie wyeksponowanym wątkiem „istotowości”.

  20. inz.mruwnica’s avatar

    W skrócie: odczytanie, że argumentem jest „niepoznawalność decyzji kobiety” to odczytanie złośliwe (nie mające zaczepienia w tekście). Odczytanie niezłośliwe, to „prywatność decyzji każdego człowieka, przede wszystkim kobiet” (ma zaczepienie w tekście, mianowicie w słowach „nie muszą” (ctrl+f), które padają w przeciwieństwie do „nie mogą”, które nie padają).

  21. czescjacek’s avatar

    No dobra, napiszę, bo inaczej musiałbym pracować (ale zrozumiałem irytację ludzi, których zmuszam do rozmawiania ze mną o książkach, których nie chciało mi się czytać).

    nameste :

    przełomowym znaczeniu książki Friedan dla (samo)świadomości Amerykanek

    Ale co ma przełomowość do tajemnicy; streszczona w książce wizja kobiecości nie zakłada jakiejś tajemnicy, przeciwnie; z tego co Friedan pisze, wynika, że amerykańscy naukowcy z fiftisów mieli na opisanie kobiet parę pojęć jak cepy i to wystarczało. To nie była ta sama opowieść, co papieżo‐polska; była po amerykańsku sprowadzona do wymiaru praktycznego: kobieta ma zapierdalać w domu, bo wtedy jest szczęśliwsza, a Ameryka rośnie w siłę; „cześć” nie należy się tam za sprawą tajemniczej „kobiecości” tylko ciężkiej, ale jakże satysfakcjonującej pracy; kobiety nie czają abstrakcyjnych idej i nie nadają się do pracy twórczej, a poza tym praca jako housewife wymaga i tak dużo kreatywności. No i seksualność – z tego co Friedan pisze, wynika, że kobiety były wtedy bardzo zachęcane do aktywności seksualnej (w łóżku, z mężem) i osiągania w ten sposób orgazmów i zadowolenia.

  22. inz.mruwnica’s avatar

    fronesis :

    blipo‐donosem

    To po prostu desperacka próba wyważenia na przykład tego, że gadamy tu sobie w pięciu.

  23. fronesis’s avatar

    @inz.mruwnica

    No, niestety w pięciu o szóstym.

  24. inz.mruwnica’s avatar

    fronesis :

    No, niestety w pięciu o szóstym.

    No więc pamiętajmy przynajmniej, że kobieta jako podmiot dyskusji o rozrodczości będzie się pojawiać w takiej proporcji jak czas stosunku do czasu ciąży i nie róbmy z tego argumentu.

  25. nameste’s avatar

    czescjacek :

    Ale co ma przełomowość do tajemnicy; streszczona w książce wizja kobiecości nie zakłada jakiejś tajemnicy, przeciwnie; z tego co Friedan pisze, wynika, że amerykańscy naukowcy z fiftisów mieli na opisanie kobiet parę pojęć jak cepy i to wystarczało.

    Tak, podważona przez Friedan wizja kobiecości oczywiście nie stoi na żadnej tajemnicy, jeśli więc taki tytuł nadała swojej książce, to po to, aby pokazać hm, interesowność tego frazeologizmu, który do dziś funkcjonuje zarówno w gawędzie chrześcijańskiej (żywotnie), jak i w popłuczynach frojdyzmu (to się już, na szczęście, zestarzało). O co my się spieramy właściwie, chyba nie ma żadnej rozbieżności.

  26. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    W skrócie: odczytanie, że argumentem jest „niepoznawalność decyzji kobiety” to odczytanie złośliwe (nie mające zaczepienia w tekście).

    Mające:

    Trzeba się po prostu pogodzić z tym, że ta decyzja jest tajemnicą kobiety i ten fakt uszanować.

    Generalnie, ćwiczymy tu sobie (w komentarzach) włos/4. Ta decyzja nie jest tajemnicą kobiety (bo musi ją ujawnić, aby w ogóle była mowa o refundacji, a wcześniej: o procedurze). Być może autorowi szło to, że kobieta ma prawo do zachowania motywów takiej a nie innej decyzji – dla siebie. Ale mowa o „fakcie” (nie o „prawie”). Taka nieporadność stylistyczna zasługuje, imo, na złośliwość; czemu nie.

    A dalszą sprawą, kompletnie w notce WO zatartą (dzięki odmienianiu [słodkiej] tajemnicy kobiecości przez przypadki), jest to, że motywy podejmowanych decyzji są drugo‐ czy trzeciorzędne wobec sprawy zasadniczej: praw reprodukcyjnych (aż do refundowania in vitro włącznie) i kwestii ich ew. ograniczania (np. refundacyjnie) ze względów na przykład czysto medycznych.

  27. nameste’s avatar

    fronesis :

    No, niestety w pięciu o szóstym.

    Nie, w iluś o dwóch tekstach. (No i masz pojęcie, ile osób nas czyta? ^)

  28. czescjacek’s avatar

    nameste :

    O co my się spieramy właściwie, chyba nie ma żadnej rozbieżności.

    Nie wiem już też, ale pewnie mnie zirytowało to „Odsyłanie do „tajemnic kobiecości” (słodkich czy nie) zawsze świadczy o jednym: o patriarchalnej podszewce poglądów”.

  29. nameste’s avatar

    czescjacek :

    pewnie mnie zirytowało to

    Chociaż przypadek jest błahy. (Sam jestem bardziej zadowolony z pokazania trój‐rozkroku Mikołejki, ale nikt w komentarzach i tak dalej.)

  30. naima_on_line’s avatar

    czescjacek :

    [nameste:]
    O co my się spieramy właściwie, chyba nie ma żadnej rozbieżności.

    Nie wiem już też, ale pewnie mnie zirytowało to „Odsyłanie do „tajemnic kobiecości” (słodkich czy nie) zawsze świadczy o jednym: o patriarchalnej podszewce poglądów”.

    Kiedy mnie to akurat przekonuje: ktoś, kto odwołuje się do „tajemnic kobiecości” zazwyczaj ma na końcu synapsy: „a kto tam za tymi babami trafi, panie, jak nie okres, to pms, trzeba się zgadzać i iść na piwo jak nie patrzy”.

    Mikołejko IMHO odwołuje się (nie mam linka na podorędziu, ale to było w drugim wywiadzie, takim brnąco‐broniącym tez pierwszego) do zapostulowanej przez siebie Kobiety Idealnej – jakaś doktorantka matematyczna, z dzieckiem upośledzonym, wściekle inteligentna, oczytana i niewiarygodnie zorganizowana, została przeciwstawiona jazgotliwym i roszczeniowym _wózkowym_. O ile Mikołejko akceptował heroiczne macierzyństwo doktorantki (kobiety o herkulesowych parametrach!), to zwykłe macierzyństwo go mierzi i brzydzi. Nie wiem, czy to trójrozkrok, czy zwykła konsekwencja wymyślenia sobie nierealistycznego bytu, któremu zwykłe białkowe istoty nie są w stanie dorównać (standardowa procedura KRK w teologii kobiety, która to teologia, o ile pamiętam, postuluje właśnie cichą, pokorną, płodną samicę zachwyconą ugarowieniem, upieluszkowieniem i służebną rolą nagradzaną nowymi obowiązkami), zresztą, po pierwszej fali wścieku nie mam chęci na nurkowanie w szambie poglądów Mikołejkowych.

  31. nameste’s avatar

    naima_on_line :

    po pierwszej fali wścieku nie mam chęci na nurkowanie w szambie poglądów Mikołejkowych

    On ma poglądy pokręcone, na domiar złego ambiwalentne (by nie powiedzieć: wewnętrznie sprzeczne), ale i tak gorszy od nich jest psora styl wypowiedzi i rodzaj buty/arogancji, zetknięcie z którymi po prostu (mnie przynajmniej) odrzuca. W tej jego (dziwacznej) koncepcji obowiązku dorastania jednostek do wyznaczonej im (przez Mikołejkę) roli społecznej przynajmniej jedno jest na plus: nie odmawia kobietom prawa samorealizacji (zawodowej czy jakiejkolwiek innej), gorzej, że z tego prawa zrobił (no właśnie) obowiązek, którego używa do dzielenia ludzi na nielicznych dorastających i tę resztę, plebs, co to ma siedzieć cicho i nie rzucać się w oczy, skoro „nie dorósł”.

  32. czescjacek’s avatar

    naima_on_line :

    Kiedy mnie to akurat przekonuje: ktoś, kto odwołuje się do „tajemnic kobiecości” zazwyczaj ma na końcu synapsy

    Tyle, że WO niedokońca się odwołuje do „tajemnic kobiecości”, tylko się nabija z tego pojęcia.

  33. nameste’s avatar

    czescjacek :

    się nabija

    Jest przeciw, a nawet za. IMO, przy tym poziomie nieporadności stylistycznej dociekanie true‐intencji autora to zajęcie jałowe.

  34. czescjacek’s avatar

    nameste :

    intencji autora

    Przecież nie idzie o intencję autora, tylko o satyryczny wydźwięk tekstu. Jeju.

  35. nameste’s avatar

    czescjacek :

    satyryczny wydźwięk tekstu

    Nie widzę go.

  36. Shigella’s avatar

    Bardzo ciekawe, bez histerii za to rozsadnie

  37. inz.mruwnica’s avatar

    nameste :

    Mające:

    Nie mające. Z tego, że np. wyznanie (konstytucyjnie) jest słodką tajemnicą obywatela nie wynika, że jest rzeczą niepoznawalną. WO nigdzie nie pisze, że kobieta nie ma mocy poznawczych, aby wyrazić swoje intencje (to jest głównym składnikiem tej jotpedrugiej tajemnicy kobiecości przecież); tylko, że Stasiak nie ma prawa o te intencje pytać.

    przy tym poziomie nieporadności stylistycznej dociekanie true‐intencji autora to zajęcie jałowe.

    Sorry, ale to jest marny wykręt. Dziesięć znajomych mi osób zrozumiało ten tekst i mu przyklasnęło. Dla ciebie jest niezrozumiały. Nie bronię tu tyle Wojtka, co postawiłem się jako samozwańczy rzecznik pewnej popularnej interpretacji, stojącej w kontrze do twojej, opartej, jak sam mówisz, na mętnym odczytaniu.

  38. czescjacek’s avatar

    nameste :

    Nie widzę go

    No bo tak (przy założeniu, że ta cała „Mystique” to będzie tajemnica): mamy papierza i różnych innych takich, którzy wielbią tajemnicę kobiecości i nie wiedzą, czym ona jest, bo jest tak tajemnicza i przez to fascynująca; na co WO przychodzi i mówi: „tajemnicą kobiety są jej osobiste wybory i odpierdol się capie od jej brzucha”. To bardzo ładne zabranie złym ludziom hasła i wykorzystanie go do dobrych celów.

  39. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    Z tego, że np. wyznanie (konstytucyjnie) jest słodką tajemnicą obywatela nie wynika, że jest rzeczą niepoznawalną.

    Przestrzegam przed analogią‐jako‐argumentem. Bo popatrz, jak by to działało:

    Wyznanie i jego prawdziwe przyczyny to temat, na który wyjątkowo rzadko jesteśmy stuprocentowo szczerzy, nawet przed przyjaciółmi. Dlaczego tak naprawdę jakiś człowiek ma takie a nie inne wyznanie, tego nie muszą wiedzieć nawet osoby z jej najbliższego otoczenia. Nawet jego partnerka nie musi być we wszystko wtajemniczona.
    Trzeba się po prostu pogodzić z tym, że wyznanie jest tajemnicą człowieka i ten fakt uszanować.

    Analogia jest niepełnosprawna.

    Ponadto już przecież zwracałem uwagę na istotną (dla sensu nie jest ważne, że być może wynikająca z nieporadności stylistycznej autora) różnicę między „fakt decyzjorozrodczej tajemnicy kobiety” (fakt!) a „prawo do nieujawniania motywów decyzji”.

    WO nigdzie nie pisze, że kobieta nie ma mocy poznawczych, aby wyrazić swoje intencje (to jest głównym składnikiem tej jotpedrugiej tajemnicy kobiecości przecież); tylko, że Stasiak nie ma prawa o te intencje pytać.

    WO roztacza aurę (esencjalnej) tajemniczości. „Nawet partner” nie musi znać „prawdziwych” przyczyn (że niby są jakieś, say, „oficjalne”, niekoniecznie prawdziwe, przyczyny, takie na eksport). I na tajemniczości tej tajemnicy koncentruje się, wzmagając aurę powtórzeniami. Tymczasem prawdziwą‐przyczyną decyzji o przystąpieniu do procedur medycznych kryjących się pod hasłem „in vitro” jest chęć posiadania potomstwa. To dość proste równanie, w którym ową „chęć” stanowczo można potraktować aksjomatycznie, jako cechę gatunkową (przez co rozumiem, że nikt nie musi jej uzasadniać dalej w głąb idącymi przyczynami).

    Ale w istocie pytania Stasiaka nie tego dotyczą. On się pyta (w imieniu vox populi) „dlaczego tak późno” czy też „dlaczego nie było to twoim, 39‐letnia wiceprezesko, priorytetem od co najmniej 10 lat”. I to na to pada (śmieszno‐żałosny) argument typu: nie dowiesz się, nie pytaj, pogódź się z tym faktem (& słodka tajemnica przez przypadki). A gdyby refundator się dowiedział (por. koniec blogonoty), bo kobieta ujawniłaby (ale czy w zgodzie z „prawdziwymi” przyczynami? ojej), to będzie miał prawo oceniać wg kryteriów „szczerości intencji, zaangażowania w rozmnożenie, oraz wytłumacz, czemu najpierw postawiłaś na karierę”? Bo tak by wynikało z zastosowania argumentu‐z‐faktu‐tajemnicy.

    Nie sądzę też, tak na marginesie, aby akurat „nieposiadanie mocy poznawczych” było głównym składnikiem jotpedrugiej tajemnicy kobiecości. Kobieta ma moc poznawczą, tyle że limitowaną (wolność pozytywna do osiągnięcia prawdy) przez ustalenia „autentycznej teologii kobiety”.

    Sorry, ale to jest marny wykręt. Dziesięć znajomych mi osób zrozumiało ten tekst i mu przyklasnęło. Dla ciebie jest niezrozumiały.

    Dziesięć osób przypisało te same intencje tekstowi i je poparło. To coś mówi o Twoich znajomych ^ raczej, nie o tekście. Podobno (^czescjacek) jest on także satyryczny. Mnie śmieszy, ale chyba wbrew intencjom autora.

    postawiłem się jako samozwańczy rzecznik pewnej popularnej interpretacji, stojącej w kontrze do twojej, opartej, jak sam mówisz, na mętnym odczytaniu.

    Ojej, nie zniżaj się do wpierania mi w brzuch. Ja mówię, że jest mętnie napisany. Na co masz ileś argumentów wyżej. Oczywiście, możesz je odrzucić, a nawet dalej polemizować (choć byłbym wdzięczny za niepowtarzanie już podjętych wątków/aspektów).

  40. nameste’s avatar

    @ czescjacek:

    Szkoda, że nie udało mu się napisać tego krótkiego tekstu tak, aby odczytywana przez ciebie intencja była jasna.

  41. czescjacek’s avatar

    nameste :

    esencjalnej

    Sresencjalnej, przecież: skoro nawet partner nie może żądać tłumaczenia się z wyborów prokreacyjnych, to jakim prawem chce tego żądać Stasiak.

  42. nameste’s avatar

    czescjacek :

    skoro nawet partner nie może żądać tłumaczenia się z wyborów prokreacyjnych

    Dopisujesz tekstowi. Nawet partner często nie wie, taka to tajemnica i jej fakt. (Jeszcze trochę tej hm, polemiki tutaj, a przepiszesz notkę WO tak, aby wreszcie oddała ową intencję, którą chcesz w niej widzieć. Ale co mnie obchodzą intencje.)

  43. czescjacek’s avatar

    nameste :

    hm

    Srm.

  44. inz.mruwnica’s avatar

    Już trochę straciłem ochotę więc krótkie podsumowanie:
    1) Analogia nie oznacza tożsamości – wychodząc poza granice ilustracji niczego nie udowodniłeś
    2) Tajemnica pisana przez małe „t” oznacza zwyczajny sekret; przez duże „T” jotpawłowy mistycyzm.
    3) Mętność tekstu pojawia się na styku nadawcy i odbiorcy, nie jest jego cechą obiektywną. Gdybyś argumentował z tekstu, to co innego, ale argumentujesz z odbioru. To mnie nie ciekawi.

  45. nameste’s avatar

    @ inz.mruwnica:

    Ja ochotę straciłem dość dawno (nie rozumiem tej waszej kompulsji).

    ad 1. analogia zazwyczaj niewiele oznacza, tak też było i z twoją
    ad 2. nie widzę powodu, dla którego wprowadzasz to ortograficzne rozróżnienie (coś nowego, coś bez związku)
    ad 3. do stwierdzenia braku koherencji nie trzeba aż styku

    ad 1–3. metauwagi, to mnie bardzo nie ciekawi, zwłaszcza że wyżej szczegółowo

  46. inz.mruwnica’s avatar

    1 i 3 są meta (analogia ilustruje). 2 to całe moje podsumowanie.

  47. nameste’s avatar

    inz.mruwnica :

    1 i 3 są meta (analogia ilustruje).

    Nieadekwatna analogia zaciemnia.

    2 to całe moje podsumowanie.

    OK, jest aforyzm ^. Ale nie pytam „no i?”, mind you.

  48. nameste’s avatar

    Ze wstępu Agnieszki Graff do polskiego wydania Tajemnicy kobiecości:

    Pragnienie, by rzucić pracę i zostać panią domu nie jest emanacją kobiecej duszy, lecz pochodną tego, jak społeczeństwo postrzega kobiecą rolę. Zewsząd otacza nas kulturowa opowieść o szczęściu kobiety udomowionej, o nieważności wszystkiego, co wykracza poza prywatność. To właśnie jest mistyka kobiecości. Mglista, ogólnikowa, oparta na mitach i przekłamaniach, a jednak niesłychanie uwodzicielska. Ten przekaz nie jest w Polsce tak intensywny i wszechobecny jak w Stanach pół wieku temu, ale trudno go nie zauważyć.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *