nentry code

Angielski termin gentry oznaczał warstwę ludzi dobrze urodzonych, mających posiadłość ziemską, albo formalny tytuł szlachecki, a przynajmniej nie muszących pracować; ludzi zobowiązanych do pewnego sposobu postępowania i przestrzegania stosownych norm uprzejmości. Pomijając wymiar klasowo‐ekonomiczny, stajemy tu oko w oko z pewnym sposobem udziału w kapitale kulturowym, mianowicie sposobem inercyjnym, to znaczy nie wymagającym szczególnie wybitnych osiągnięć własnych: idzie raczej o oznaki przynależności.

W dzisiejszym zdemokratyzowanym i zinternetyzowanym społeczeństwie jest sens zastanowić się nad określeniem wyprawki współczesnego/współczesnej nentry, osoby dobrze usieciowionej. Jako człowiek poniekąd starszej daty nie w pełni identyfikuję konieczną zawartość takiej wyprawki, proszę więc o pomoc.

Co trzeba mieć?

  • mikrobloga, a może nawet dwa: powiedzmy jeden w zupie, by wziąć udział w światowej (re)dystrybucji siećkulturowej konfekcji, a drugi – jeśli prawdą jest, że zupa wyklucza jakiekolwiek gadanie własne – na jakiejś klasycznej platformie do trombienia
  • konto na jakimś para‐społecznościowym czit‐czacie (i dlaczego blip jest lepszy od twittera?)

    polskojęzyczny twitter jest zadyzmowany (przez spoconych polityków i ich mediatczików)
    blip ma ładniejszego i bardziej ergonomicznego guja

  • bloga (jakie platformy są OK, a jakie dyskredytują?), na wypadek potrzeby wysnucia dłuższej refleksji lub wyekspreszenia się zindywidualizowanego bardziej niż umożliwiają wyżej podane formy

    blogi na onet obsysają, to target dla gimbusów (a nawet jak ktoś sensowny tam się zabłąka, to ma przechlapane)
    mogą być: wordpress (debest), blogspot (kłopoty); no, blox (od biedy)
    nentryness rośnie od własnej domeny

  • oczywiście, konto na fejsie (i czy silniejsze nentryness osiąga się, ograniczając publiczny dostęp do swojego wall?)

    fejs obsysa, może jednak deviantart?
    deviantart pożyteczny jako miejsce specjalistycznego hobby [dobrze mieć], podobnie flickr
    fejsem się nie chwalić, bo oczywisty (z powodów praktycznych)

  • konto na laście

    nie jest a‑must, last jest przydatny jako muzyczne kompendium on‐line; jeśli traktowany bez odpowiedniej dawki postironii, może obsysać (głos mniejszości: jako poletko hardkorowych biedahipsterów)

  • konto na tubie
  • nieużywane od pewnego czasu (jakiego?) konto na czymś, co było nentry‐proper poprzedniego etapu, na przykład żywożurnalu
  • co jeszcze?

    można mieć własną wiki [uwaga: nie mylić z własną sobiepoświęconą stroną w wikipedii ani byciem wikipedyst(k)ą]

  • aha, czy nentlewoman powinna być np. szafiarką?

    szafiarki to biedahipsterki

Czego mieć absolutnie nie wolno?

(a jeśli się ma, należy to skrzętnie ukrywać)

  • statycznej strony www
  • konta na naszej‐klasie

    nasza‐klasa jest dead, nie wolno mieć konta na nk

  • wolno mieć konto w jakiejś byznes‐linkowni (powiedzmy goldenline), ale nie należy się tym nigdzie chwalić, bo co prawda idea „nie musimy pracować” jest nieświeża i niedemokratyczna, ale nie mieszajmy
  • czego jeszcze?
  • nie wolno nawet wspominać o różnych żenościekach, takich jak wykop i in., o linkowaniu nawet pół myśli

Help!

Powyższe zielono‐wcięte wstawki są streszczeniem głosów padających w komciach.

Dzięks.

PS Nie jest lekko.

  1. Marceli Szpak’s avatar

    Ausir :

    A jak się sytuuje manie własnej wiki

    jak obecność w książce telefonicznej. podobnie do fejsa.

  2. czescjacek’s avatar

    Marceli Szpak :

    jak obecność w książce telefonicznej

    Ludzie którzy są w książce telefonicznej.

  3. nameste’s avatar

    Blogonota updated (zielone wcięte).

  4. nameste’s avatar

    @własna wiki jak obecność w książce telefonicznej

    E, chyba nie. To raczej narzędzie do specjalistycznego hobby, no chyba że jest autotematyczna.

  5. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    chyba że jest autotematyczna.

    Wtedy to coś jak autofellatio – przyjemne, ale nie poruszasz tematu na przyjęciu.

  6. Ausir’s avatar

    Ano, nie mówię o stronie w Wikipedii, tylko o własnej wiki choćby na Wikii.

  7. fan-terlika’s avatar

    Ja mam wątpliwości, co do blipa. Tu było tl;dr o tym, ale każdy wie, o co mi chodzi.

  8. nameste’s avatar

    fan‐terlika :

    każdy wie

    Ja nie wiem. Jakie wątpliwości?

  9. czescjacek’s avatar

    fan‐terlika :

    ale każdy wie, o co mi chodzi

    Ja też nie wiem.

  10. fan-terlika’s avatar

    No że nasze użycie blipa jest niepokazowe, nie jak blog czy zupa, gdzie obcy może wejść i sobie popatrzy. Wszystkimi innymi wymienionymi platformami można się chwalić i są całkiem przyjazne outsiderom. Hermetyczność czatu blipa wymaga łyknięcia całości mini‐podspołeczności.

  11. nameste’s avatar

    fan‐terlika :

    Wszystkimi innymi wymienionymi platformami można się chwalić i są całkiem przyjazne outsiderom.

    No, niezupełnie. Na przykład fejsbuk nie pokazuje z założenia niczego niezalogowanym (ten, ekhem, hermetyzm jest jednym z powodów mojego pffff na fejsbuka). Żeby coś pokazać outsiderom trzeba się jakoś spec‐postarać.

  12. nameste’s avatar

    Marceli Szpak :

    [z długiego komcia] ambitna blogrolka (...) jako wskaźnik możliwej zawartości oraz sygnał — tych znam.

    No właśnie nie wiem, tu się chyba z żadnego automatu jedno na drugie nie przekłada. Jakiś sygnał możliwej zawartości – tak, choć np. ja linkuję do świetnego co prawda bloga, który jednak nie ma treściowo praktycznie nic wspólnego z moim. No i mocno odległe jest od prawdy „znanie” (po blogrolce).

    To samo dotyczy inverted‐virtual‐blogroll, czyli miejsc, z których linkuje się do danego blogaska. Bo jedne takie inv‐linki cieszą, a znowuż niektórych innych jakoś wstyd.

  13. telemach’s avatar

    nameste :

    No, niezupełnie. Na przykład fejsbuk nie pokazuje z założenia niczego niezalogowanym (ten, ekhem, hermetyzm jest jednym z powodów mojego pffff na fejsbuka). Żeby coś pokazać outsiderom trzeba się jakoś spec‐postarać.

    Gorzej. Zupełnie niezupełnie. Trzeba stać się częścią koncepcji marketingowej i aparatu zbierania danych dla globalnego marketingu. Trzeba skapitulować jako autonomiczna jednostka.

  14. fan-terlika’s avatar

    nameste :

    No, niezupełnie. Na przykład fejsbuk nie pokazuje z założenia niczego niezalogowanym

    Ale fejsbukiem się nikt nie chwali, bo jest oczywisty

  15. nameste’s avatar

    fan‐terlika :

    fejsbukiem się nikt nie chwali, bo jest oczywisty

    Takie jest chwilowe ustalenie naszej nentle discussion. Ale czy rzeczywiście obecność na fejsbuku jest oczywista? Do głosu telemacha powyżej (ostro na nie) właściwie też mogę się dopisać, hejtersko.

    Ta dyskusja już tu jedną nogą zawitała, wtedy padło (autocytat) pytanie:

    Jak się więc ustawić, by nie zjechać z własnej iluzji „żywego żyjącego życia” na poziom bezwolnego mięsa armatniego do przeróbki przez Przemysł Czasu Wolnego?

    i nawet rozbieżne na nie odpowiedzi.

    Są dwie hipotezy: że te różnice są pokoleniowe albo osobowościowe. Tak czy inaczej, gdzieś tu się czai anty‐oczywistościowa opozycja.

    SORRY No i pierwszy komć:

    IMO fejs obsysa i jedyne konto, jakie (wciąż: IMO) warto tam mieć, to trollkonto.

  16. fan-terlika’s avatar

    Fejsbuk jest owczywisty. Hejterzy są pojedynczymi wybrykami i zawsze są przez to zauważani. Gdy ktoś nie ma fb, zawsze przy tym tłumaczy dlaczego.
    Nie ma żadnej innej platformy, która choćby zbliżała się do oczywistości i defaultowości fejsbuka.

  17. fan-terlika’s avatar

    No i w polsce jest pokoleniowe – oczywistość fejsbuk osiąga w przedziale 20–30.
    A w trolkonta na fb nie wierzę, racjonalizacja.

  18. telemach’s avatar

    fan‐terlika :

    A w trolkonta na fb nie wierzę, racjonalizacja.

    Ciekawa kombinacja.

  19. Nachasz’s avatar

    Ludzie, aleście naprodukowali...

  20. telemach’s avatar

    nameste:

    Wracam do początku, bo moim zdaniem umykło w ferworze.
    Może jednak prawidłowa odpowiedź na pytanie „co trzeba mieć?” powinna brzmieć: coś istotnego do powiedzenia?
    A na pytanie „gdzie trzeba być?” – „Wszystko jedno. Byle z sensem”?
    Ja wiem, takie ramolenie z głębi piwnicy Gutenberga. Ale jakoś mi nie daje spokoju.

  21. nameste’s avatar

    telemach :

    Może jednak prawidłowa odpowiedź na pytanie „co trzeba mieć?” powinna brzmieć: coś istotnego do powiedzenia?

    I tak, i nie.

    „Nie”, bo z jednej strony choćby sama analogia gentry–nentry podpowiada, że część z tych urządzeń sieciowych ma charakter społeczny, komunikacyjny, niekoniecznie nastawiony na hm, twórczość.

    Fejsbuk jest więc rodzajem megaklubu (as: brytyjskie kluby dla gentiles), zarządzanego przez (niewidoczne) konsorcja dostawców whisky, cygar i papers (+ setek pierdół w rodzaju najmodniejszej maści na szczury), który to megaklub jest kompartmentowany przez użytkowników na „ludzkiego wymiaru” kawałki, dające pewną iluzję półprywatności.

    Blipy / twittery to puby (ten drugi deczko obrzygany & zdyszany).

    Mikroblogi (zwłaszcza o takim charakterze jak zupa) to gadżeciarnia (przypomnę: punkty (re)dystrybucji siećkulturowej konfekcji).

    No i te powyższe służą (re)konsumpcji kulturowej i komunikacji społecznej.

    A „tak” – mieć coś do powiedzenia – dotyczy głównie blogów czy innych urządzeń wyekspreszania się. Które mają prawo definiować „coś istotnego” po swojemu, dopóki znajdują czytelników, dopóty jest ok.

    Można by co prawda dodać mocną regułę do nentry code: „szlachetny blogujący, jeśli nie masz czytelników, zamknij bloga”. Sam nie wiem.

  22. telemach’s avatar

    nameste :

    To było we wczesnych 70‐tych. Jan Himilsbach z osłupieniem przyglądał się dyskusji, która w trakcie spotkania (tzw. autorsko‐literackiego, z nim) rozwinęła się wśród publiczności na temat różnych rodzajów ekspresji literackiej i wyższości/większej nośności jednych gatunków nad innymi. Wreszcie poprosił też o głos i powiedział: „Można proszę państwa lać w krzakach, można też pod murem. Można w wychodku, można też do zlewu. Jeśli chodzi o mnie, to ja się teraz, proszę państwa, pójdę napić” I wyszedł.

    Jestem dzisiaj (za)stary i (zbyt)zmęczony. No offence intended. Muszę iść.

  23. nameste’s avatar

    chartreusers gonna parma

  24. babilas’s avatar

    telemach :

    To było we wczesnych 70‐tych. Jan Himilsbach z osłupieniem przyglądał się dyskusji, która w trakcie spotkania (tzw. autorsko‐literackiego, z nim) rozwinęła się wśród publiczności na temat różnych rodzajów ekspresji literackiej i wyższości/większej nośności jednych gatunków nad innymi. Wreszcie poprosił też o głos i powiedział: „Można proszę państwa lać w krzakach, można też pod murem. Można w wychodku, można też do zlewu. Jeśli chodzi o mnie, to ja się teraz, proszę państwa, pójdę napić” I wyszedł.

    Jestem dzisiaj (za)stary i (zbyt)zmęczony. No offence intended. Muszę iść.

    Tenże Himilsbach wparował, mocno już skrzepiony, do SPATiFu i rzucił od drzwi Inteligencja wypierdalać!. Na co Gustaw Holoubek, koncyliacyjnie, nie wiem, jak wy, panowie, ale ja wypierdalam.

  25. Marceli Szpak’s avatar

    fan‐terlika :

    nasze użycie blipa jest niepokazowe, nie jak blog czy zupa, gdzie obcy może wejść i sobie popatrzy

    nie do końca, bo to nie wynika z ‘naszych’ założeń, tylko braku tej funkcjonalności. i ^michio i ja np linkujemy w notkach do Blip‐pingpongów i da się z tego wyodrębnić (chocby printscreenem) jakieś dyskusje „na pokaz.” Stąd moje skojarzenia z mechaniką dyskusji na forum (plus parę plusów i parę minusów)) związanych z zamysłem i interfejsem.

    nameste :

    ambitna blogrolka (...) jako wskaźnik możliwej zawartości oraz sygnał — tych znam.

    No właśnie nie wiem, tu się chyba z żadnego automatu jedno na drugie nie przekłada.

    dla mnie to jest pierwsza rzecz, jaką sprawdzam na każdym blogu, zaraz po tym, jak dam się zahaczyć na jakiś tekst, albo wkręcę się w większe fragmenty produkcji – z pytaniami typu, czy znam, czy chcę znać, czy to fajne, czy nie, co mi mówi bonusowo o prowadzącym bloga (być może całkiem inne rzeczy niż zawartość). blogrolka z której wyciągna dużo dla siebie, albo duża częśc rozpoznaję (blog wo, blogdebart, pattern, chacinski itd) daje sygnał, że to jest miejsce którego warto sie trzymać, bo albo dostanę fajne treści, albo będę wśród ‘swoich’

  26. vierablu’s avatar

    Zapytałam o ‘nentry code’ moją 17‐letnią córkę. Wg niej:

    a) Fejsbook jest czymś w rodzaju telefonu komórkowego – konto tam ma każdy, no chyba, że jest jakimś non‐mainstreamowcem. Jak ona sama. Jednym słowem – rzecz nie warta wspominania.

    b) Twitter jest be. (Tu dodam, że córka mieszka w Londynie i żyje prawie wyłącznie w anglojęzycznym necie, blipa nie zna.)

    c) Minimalne znaczenie ma to, kto jakiej aplikacji nazwijmy to ‘towarzyskiej’ używa. Ważne jest to, co ma do powiedzenia.

    d) W kwestii prezentacji siebie na forach itp.: nick powinien być bez numerków, obok nick’a raczej awatar niż zdjęcie lub nic.

    e) Konieczna jest dbałość o ortografię i interpunkcję.

    f) Wbrew obiegowej opinii głoszącej, że w sieci można wszystko ukryć, moje dziecko twierdzi, że nie można ukryć niczego. Oznacza to, że choćby ktoś nie wiem jak starannie udawał lepszego/innego niż jest, i tak cała prawda o nim wyjdzie na jaw. Można oczywiście ukryć swoje imię i nazwisko, ale nie swoją osobowość.

    g) Istotne jest udzielanie się na jakichś forach tematycznych.

    Od siebie dodam, że w Zjednoczonym Królestwie LinkedIn jest wręcz obowiązkowy, jeżeli się jest osobą szukającą pracy. Zwłaszcza, jeżeli jesteś specjalistą wystawiającym rachunki klientom (forma świadczenia pracy niezwykle tu powszechna). Ale to tak jak fb – nie warto o tym wspominać, tak jak nie wspomina się o tym, że się ma telefon czy komputer.

    Jednym słowem – istotniejsze jest to, jak się człowiek zachowuje, a nie to, jakiej aplikacji używa. Dokładnie tak, jak w przypadku gentry (przedstawiciele tej klasy jeżdżą raczej niedomytymi, kilkunastoletnimi samochodami, z siedzeniami zabrudzonymi przez psy niż nowiutkimi 4x4).

  27. vierablu’s avatar

    Ausir :

    Ano, nie mówię o stronie w Wikipedii, tylko o własnej wiki choćby na Wikii.

    A co to jest ‘własna wiki’?

  28. vierablu’s avatar

    A w ogóle to panowie bardzo się skoncentrowali na narzędziach. Wiertarki, młotki, śrubokręty i grzebanie w silniku są już passé?

  29. telemach’s avatar

    @vierablu: Mój 22‐letni syn też nie ma konta na fejsbuku. Zapytany dlaczego, powiedział że nie widzi potrzeby i żebym go nie odrywał od książki. Na Twitterze go też nie ma. Uważa, że mogłoby to uszkodzić jego image. Zapytany, co sądzi o tumblr, popatrzył na mnie uważnie i zapytał, czy chcę, aby znajomi uważali go za jakiegoś burakowego hipstera. Idzie nowe.

  30. andsol’s avatar

    Unik z potknięciem. telemach niewinnie pyta: Może jednak prawidłowa odpowiedź na pytanie „co trzeba mieć?” powinna brzmieć: coś istotnego do powiedzenia?, nameste (z poczuciem winy?) robi unik z poślizgiem: „Nie”, bo [...] część z tych urządzeń sieciowych ma charakter społeczny, komunikacyjny, niekoniecznie nastawiony na hm, twórczość.

    Chęć powiedzenia czegoś istotnego nie jest tożsama z nastawieniem się na hm, twórczość.

    Ale podejście okazało się, że tak powiem, generatliwe (czytaj: wymowne).

  31. nameste’s avatar

    vierablu :

    Jednym słowem — istotniejsze jest to, jak się człowiek zachowuje, a nie to, jakiej aplikacji używa. Dokładnie tak, jak w przypadku gentry (przedstawiciele tej klasy jeżdżą raczej niedomytymi, kilkunastoletnimi samochodami, z siedzeniami zabrudzonymi przez psy niż nowiutkimi 4x4).

    Z drugiej jednak strony (piszesz) LinkedIn to jak konieczność obstalowania [nie mogłem się powstrzymać] odpowiednich wizytówek u dobrego zecera/drukarza, a o fejsbuku nie ma nawet co wspominać: rzeczywiście książka telefoniczna.

    No i przecież moje w tej blogonocie zagajenie dotyczyło wyprawki (wizytówki, cylinder, kredyt u barmana w pubie i tylne schody do ucieczki przed wierzycielami :). Raczej, rzeczywiście, od strony narzędzi. A dżentelmeni, hm, nieraz źle wykorzystywali dane im klocki. Znaczy, nie widzę kontrowersji.

    telemach :

    [...] Na Twitterze go też nie ma. Uważa, że mogłoby to uszkodzić jego image. [...]

    Bardzo dobrze jest, jak widać, zorientowany, co wypada, a co – słoma.

    Idzie nowe.

    Nie, cały czas idzie boczne, obok głównego. Znam ludzi, którzy nie mają [horrendum!] komórki, oczywiście z wyboru, nie z braku środków. Znowuż inni nawet mając telefon, lubią mieć numer zastrzeżony. Etc.

  32. nameste’s avatar

    andsol :

    Chęć powiedzenia czegoś istotnego nie jest tożsama z nastawieniem się na hm, twórczość.

    Rzeczywiście. No i chęć nader często nie wystarcza. A telemach formułował mocny program komunikacyjny: żadna tam chęć, należy mieć coś istotnego do powiedzenia. Sęk ofc w tym, że póki się tego nie usłyszy, nie wie się, czy tak jest (że ten nadawca ma). A nawet i potem zdania mogą być podzielone. Gdzieś w tym momencie następuje powtórne wyjście Himilsbacha.

  33. vierablu’s avatar

    nameste :

    Z drugiej jednak strony (piszesz) LinkedIn to jak konieczność obstalowania [nie mogłem się powstrzymać] odpowiednich wizytówek u dobrego zecera/drukarza

    Nie, nie tak. Czy może raczej nie tylko tak, i nie przede wszystkim tak. To narzędzie ułatwiające networking, a więc coś nieomalże niezbędnego do znalezienia nowej pracy. Agencje widzą tam nie tylko twoje cv, ale i z kim pracowałeś i jaką opinie ma o tobie były szef i koledzy. Agencje często tam ogłaszają stanowiska, zanim umieszczą ogłoszenia na portalach. Tam, po objęciu nowego, kierowniczego stanowiska, skrzykujesz współpracowników znanych ci z poprzednich miejsc pracy. Nie wiem, czy aż do tego stopnia jest to wykorzystywane w Polsce.

    Jest to wyprawka, ale tylko dla tych, którzy jej potrzebują. Jak jesteś zadowolony z pracy i nie zamierzasz jej zmieniać w najbliższych latach, linkedin nie potrzebujesz. Jak jesteś jednoosobową firmą i musisz szukać nowego kontraktu przynajmniej raz w roku, linkedin to omalże konieczność.

    Twitter może dlatego jest be, że do niczego konkretnego nie służy.

    Fejsbuk jest natomiast używany do bardzo wielu różnych rzeczy i pewnie również i w tym leży przyczyna jego niezwykłej popularności. I jego transparentności – zdanie „mam konto na fejsbuku” mówi znacznie mniej o wypowiadającym to zdanie niż „mam konto na deviantart”.

  34. fan-terlika’s avatar

    No i właśnie trzeba brać pod uwagę, jaki kontent by mieli produkować ci użytkownicy. Bo jednak 95% tumblrów twitterów zwykłych uczniaków i studenciaków to są hipsteriady albo emodramy. Więc nie tak, że tumblr to hipsterka, tylko akurat większość znanych dwudziestolatków z tumblrem to akurat emohipsterzy z wąsem. Ale można przecież produkować kontent niezależny od życia i wręcz taki, że nawet znajomi tumblera by nie poznali, że to jego blogasek. I jak ktoś taki ma być uważany za hipstera? Nie wynika.

  35. vierablu’s avatar

    @ nameste, nie na temat

    Dziękuję za RSS.

  36. telemach’s avatar

    nameste :

    Bardzo dobrze jest, jak widać, zorientowany, co wypada, a co – słoma.

    Yeah! Ale pogłębiło mu się szczególnie po dłuższym pobycie studyjnym w Polsce. Nad czym spektakularnie ubolewa.

    Nie, cały czas idzie boczne, obok głównego.

    Naturalnie, że idzie. Cały czas. Myślałem że ironia przejdzie, ale chyba skaleczyłem. [W zasadzie to za słowem „nowe” powinien (przedtem) być łemotikon „poker face” – ale po pierwsze boję się tutaj śmiecić, po drugie takiego łemotikona nie ma, a po trzecie – nie znoszę badziewia. ]

    Sytuacja, w której elitaryzm wynikający z kontestacji „tego co robią i mają wszyscy” wciąż gdzieś wybija /spod‐spodu/ była jest i będzie. Ale on tego (chyba) jeszcze nie dostrzega. Dostrzega natomiast, że jego rówieśnicy w Polsce w przytłaczającej większości nie są w stanie (jeszcze) przerobić mentalnie uroków wynikających z afirmacji lifestylowych typu „understatement” i „ja mogę sobie pozwolić na to, że nie muszę”. Jego największym zmartwieniem jest to, że inni mogą do niego masowo dołączyć. Nie daje mu to spać.

  37. nameste’s avatar

    @ vierablu:

    A, jeszcze do punktu (f) z cookbook Twojej córki: to fajne opowiadanie może się (s)podobać. Jakoś automatycznie mi się nasunęło, w ferworze wczoraja zapomniałem.

  38. nameste’s avatar

    @ telemach:

    Mnie też przygnębia moja tępota :o).

  39. telemach’s avatar

    nameste :

    Wątek uboczny.

    Nie wiem, czy w Polsce już „przechodzi przez sieć” fala wysiadania z serwisów społecznościowych.

    Ci, którzy wysiadają (np.) z fejsbooka tworzą grupy samopomocy,  w których sobie pomagają na wzór alcoholics anonymous. I spotykają się w sieci, gdzie wspólnie dyskutują i wymieniają doświadczenia na ten temat. Ot takie serwisy społecznościowe, które łączy niechęć/nienawiść do serwisów społecznościowych. Na fejsbooku wiosną była nawet liczna grupa facebook haters, skrzykujących się w celu masowego exodusu (w grupie raźniej).  Więcej tutaj, albo tutaj.  I tu.

    Wygląda na to, że w drodze są już całkiem poważne rozwiązania typu open source.  To tam nie lubiący stadności serwisów społecznościowych założą sobie konto. Ja pewnie też, już sama nazwa mnie do tego skłoni.

  40. nameste’s avatar

    fan‐terlika :

    Nie wynika.

    Klasyfikacje są w oku klasyfikującego. Zresztą, taki np. blip składa się w większości z uczniaków/studentów/korpomyszek, nadających komunikaty typu: „#bry wstałam”, „naleśniki ze szpinakiem #gastrofaza” „idę spać #dobranoc”.

  41. nameste’s avatar

    telemach :

    Ot takie serwisy społecznościowe, które łączy niechęć/nienawiść do serwisów społecznościowych

    Sytuacja typowa dla uzależnień.

    fala wysiadania [w Polsce]

    Ja to nie wiem, nie mam konta na fejsbuku (wewogle z całego tego „nentry code” wypełniam 100% normę „czego mieć nie wolno”, a poza tym mam wypasionego bloga (na własnej domenie, heh) i blipuję czy też jestem blipany [*]). Co gorsza, nie mam pojęcia, czy ktoś u nas wie. Socjologowie internetu poszli robić kasę w marketingu.

    DODANE [*] a, zapomniałem o koncie na laście

  42. fabulitas’s avatar

    fala wysiadania [w Polsce]

    Po wprowadzeniu nowego regulaminu na nk, której nazwy nie wolno wypowiadać, przetoczyła się fala deklaracji „to już nie nasza klasa” i nawoływań do kasowania kont. Znam takich, co się kasowaniem konta chwalili, ale nie wiem jaka była skala zjawiska, bo zasadniczo mi to rybka. Być może, jak to u nas, to była burza w szklance wody.

    Hm, to wiemy, mniej więcej, co ok a co be. A co byłoby lekko gorszące, ale tolerowane? Takie małe ekstrawagancje?

  43. nameste’s avatar

    fabulitas :

    A co byłoby lekko gorszące, ale tolerowane? Takie małe ekstrawagancje?

    Nie wiem, czy się zmieszczę w intencji Twojego query, ale jeden temat (chyba istotny dla „nentry code” ) nie został nawet wzmiankowany.

    Czy szlachetnie blogującemu wolno wkładać na blog reklamy? Albo podpinać się pod zewnętrzny strumień reklam typu gugle‐ads?

  44. vierablu’s avatar

    nameste :

    Czy szlachetnie blogującemu wolno wkładać na blog reklamy? Albo podpinać się pod zewnętrzny strumień reklam typu gugle‐ads?

    Co za pytanie! Od kiedy to arystokracja zajmuje się zarabianiem?

    Nadmiar widgetów też nie jest wskazany, czy ktoś widział hrabianki jeżdżące tuningowanymi oplami?

  45. telemach’s avatar

    nameste :

    Czy szlachetnie blogującemu wolno wkładać na blog reklamy? Albo podpinać się pod zewnętrzny strumień reklam typu gugle‐ads?

    Szlachetnie blogującemu wolno wszystko. Tylko po co? Jeśli wyłączymy z obiegu i pola widzenia zjawiska typu „fashion victim zwierza się na temat swej najnowszej torebki innym fashion victims” to nie widzę ekonomicznego uzasadnienia przy jednoczesnym „image loss”.

    Szlachetnie blogujący to temat sam w sobie. I tu jest pogrzebany. Wiara, że blogujący na temat (e.g.) roli feminizmu we współczesnej noweli islandzkiej może osiągnąć target interesujący dla producenta bielizny, karmy dla papużek lub oferenta dzwonków i tapet komórkowych wydaje mi się być iluzoryczną. Ale może się mylę.

  46. nameste’s avatar

    vierablu :

    Od kiedy to arystokracja zajmuje się zarabianiem?

    Ależ jaka tam arystokracja. Już nawet nie „nie muszący zarabiać”, a tylko „mający ponadprzeciętnie wiele wolnego czasu”.

  47. fan-terlika’s avatar

    telemach :

    fala wysiadania z serwisów społecznościowych.

    No więc jeśli chodzi o te masowe, to rzeczywiście nk się skończyło, w sensie – nie zdobędzie już więcej popularności, a użytkowników jej ubywa. Uważam tez, że nie będzie już żadnego drugiego serwisu z takim boomem.
    A co do innych, czyli facebooka, to też uważam, że z czasem (i całkiem niedługo) po prostu przestanie mu przybywać prawdziwych użytkowników. I nawet może wcale nie, że ludzie zaczną kasować konta, bo iwil, tylko po prostu i) nowi młodzi potencjalni użytkownicy nie będą w ogóle tam zakładać konta (już tak, zdaje się, powoli jest) ii) starzy użytkownicy je oleją, będą rzadko wchodzić, zapomną (no i tu niektórzy nadgorliwcy je usuną, bo po co im nieużywane).
    Czy będzie migracja z fb na coś innnego? wątpię – musiałoby to być coś totalnie nowego i jakoś unikalnego i przyciągającego. Już raz użytkownicy grona przesiedli się na fb, tak samo użytkownicy z nk (a wcześniej epuls – !!! – chyba na nk albo na grono). Ich dalsza przesiadka byłaby po prostu lemingowym podążaniem za modą, ale to zawsze są userzy spóźnieni i technologicznie zacofani. Choć są najlepszym kąskiem dla spamerów.
    Jedyny serwis, jaki sobie mogę wyobrazić, to Wielka Matka, konglomerat łączący tysiące innych. Z Lastem, imdb, flickrem, i tak dalej i tak dalej.
    Choć też nie wierzę, że fb sam w sobie szybko zginie, skoro ponoć dopiero teraz zaczął zarabiać. Pewnie przeobrazi się w coś innego właśnie albo zacznie połykać innych.

  48. Marceli Szpak’s avatar

    nameste :

    mający ponadprzeciętnie wiele wolnego czasu

    arystokracja wolnego czasu. i dalej Veblenem w lekko uwspółcześnionym remixie, uzupełnionym o współczesne środki produkcji kognitywnej. ktoś kiedyś zrobi na tym tytuł naukowy. albo pieniądze z popporadnika.

  49. nameste’s avatar

    Marceli Szpak :

    i dalej Veblenem w lekko uwspółcześnionym remixie

    Veblenem! Cenna wzmianka. (Tak, nad tym też się, bywało, zastanawiałem: skąd ci zawszeaktywni blipowicze biorą na to czas? Nentry jako nowa klasa próżniacza.)

  50. Marceli Szpak’s avatar

    nameste :

    Tak, nad tym też się, bywało, zastanawiałem: skąd ci zawszeaktywni blipowicze biorą na to czas

    z opanowania sztuki zarządzania własnym czasem, z naciskiem na własny. i to jest arytokratyzujący skill, podstawa. żeby wyrobić sobie sieciowe nentryness musisz być w sieci, musisz mieć na to czas, musi ci na tyle zależeć na budowie wizerunku, żeby ten czas w tym celu trwonić (bez kursywy: przepierdalać). brak środków (czasu) jakby dość szybko cię wyklucza, nie możesz zaznaczyć swojej obecności na tylu terytoriach, poszerzyć swojego dominium, już na dzień dobry jesteś z tyłu, znasz mniejszy kawałek sieci, nie wszędzie dotarłeś. bo brakło ci podstawowej waluty – czasu, nie obsikałeś swoja obecnością kolejnego drzewka, pod którym coś może się dziać. brak czasu wyklucza na tej samej zasadzie, jak brak kasy czy genów.

    gdzieś wcześniej był przykład z marginalizacją tematów pracowych. praca wyklucza, praca zabiera ci tę walutę, okrada cię z czasu, trzeba ja jakoś tak wpleść w czas, żeby była jak najmniej szkodliwa. to jest przecież cel walki z ogólnodostępnym netem w korpo – będąc w pracy, egzystując w czasie, który sprzedałeś, nagle znajdujesz myk, który pozwala ci się wymknąć do własnego czasu, do tego nad czym masz kontrolę, kompletnie się wyizolować z tego, co powinieneś robić, kierować się tylko własnymi bodźcami. muszą z tym walczyć, bo tracą kontrolę. A AWC narasta wokół wolnego czasu, to jest jakaś forma kultu wolnego czasu, hej patrzcie, można się poopierdalać (zyć własnym czasem), a i tak sobie radzić w systemie opartym na kupowaniu naszego czasu.

    To tak na szybko, w czasie ukradzionym z pracy.

· 1 · 2 · 3 ·

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *