z dala od terlikowskich

Jeśli dobrze skumałem po pięciominutowej sieciowej przebieżce, międzynarodowy viceland.com sprzedaje dzieciakom pakiet sex‐drags‐alt‐lajfstajl, czyli stały z grubsza zestaw kontrkulturowy, podrasowany na współczesne realia i targetowany (heh) na istniejące na danym terenie nisze (skejci, vlepkarze itd., itp.). Oczywiście, wszystkie nastolatki są zainteresowane seksem, więc tu akurat target jest globalny, nie niszowy.

Strategia bodaj polega na tym, że najpierw wyłuskują blogerów, foto‐ i tekstowych, żeby robili content, i publikują ich w agregatorze (którego zawartość jest początkowo w większości tłumaczona z już istniejacych vicelandów); w ten sposób pojawia się klientela miejscowa, „zlokalizowana” językowo. Brzmi to tak:

Żeby ominąć napinę i wstępniakowy charakter, jaki nierozerwalnie związany jest z postem pierwszym, zaczynamy od drugiego. Drugie rzeczy z reguły bywają lepsze, polecimy więc na tej tendencji. Pierwszy raz jest w pizdu przereklamowany, podobnie jak z dragami – za pierwszym razem też często lipa.

Drugi post będzie o arcydziełach copywritingu. Bezczelnych, masakrujących samoróbach, spontanicznych wykwitach talentu, który stokroć lepiej było zdusić w zarzewiu przy pomocy wszelkich dostępnych środków włączywszy w to elektrowstrząsy.

Płacą.

Krok drugi polega na tym, że jak już jest publiczność, to się jej sprzeda kolorowe pismo na papierze, „Vice Magazine” (po polsku: „Vice Magazyn” już wkrótce). W Polsce od stycznia krok pierwszy, krok drugi w przygotowaniu.

Biznes jak biznes.

Ale ponieważ płacą (a i trochę redagują, i selekcjonują, i zamawiają; na razie się inwestuje, zyski będą później), to trafiają się ciekawe materiały.

Na przykład taki tekst. Zacytuję końcówkę:

Polski sex shop to nie do końca sklep jak każdy inny. Ludzki wstyd i uprzedzenia nadal każą omijać tego typu przybytki szerokim łukiem, bo jeszcze zarazisz się AIDS (fon. EJC) albo, co gorsze, sprzedawca przejrzy cię na wylot i prychnie ci w twarz. To taka trochę szara strefa, gdzie kobiety przychodzą za rękę z panami i chowają twarz w szalik, bo jeszcze się wyda, że nie mają krocza Barbie. Prawda jest jednak taka, że obskurwiały sex shop oferuje ci mniej więcej to, co osiedlowy warzywniak: rzetelną obsługę, komunistyczną aurę, przystępne ceny i feerię barw. I coś dużo pewniejszego niż ogórek.
[podkr. moje]

...spokojnie, przed tą pointą też całkiem niemało ciekawych obserwacji. Biznes chyba przestał być tak dochodowy, jak w latach 90...

Inny sprzedawca potwierdza: „Szukanie tutaj taniej sensacji mija się z celem. To jest biznes jak każdy inny, tylko Polska to taki cholerny zaścianek, do kościoła i po wódkę. Zasrany katoland.”

...ludzie czują klimaty polityczne...

Kiedy chodzę po salce z pornosami, robiąc zdjęcia, słyszę zza lady: „Tych gejowskich lepiej pani nie fotografuje. Nie żeby mi tam przeszkadzało, ale jak to jest pismo dla młodzieży, to zaraz panią oskarżą o promowanie gejostwa. W takim kraju żyjemy, ciemnota i średniowiecze”.

...no i te cholerne lesby.

[pan za ladą] Najgorsze są lesbijki. Bo lesbijki to muszą sobie coś kupić, no, bo jak to? Ale jak przyjdą takie wybredne to cię zamęczą, a proszę pokazać to, a proszę pokazać tamto, a później nic nie kupią i pójdą do konkurencji. Czasami widzę, że przychodzą tylko mnie wkurwić.

Mam przeczucie, że gdy vicelandowy polski biznes okrzepnie, niekoniecznie ta akurat autorka się w nim utrzyma.

I to też będzie socjologia: mobilności.

  1. sheik.yerbouti’s avatar

    Nooo, Kapuściński gdyby żył... w każdym razie fajnie napisane.
    A co do nastolatków zainteresowanych seksem – jest wyjątek, jedyna, niezainteresowana, panie i panowie, NJN!

  2. nameste’s avatar

    sheik.yerbouti :

    A co do nastolatków zainteresowanych seksem — jest wyjątek, jedyna, niezainteresowana, panie i panowie, NJN!

    Zabrakło tego charakterystycznego dla matematyków, aroganckiego rodzaju precyzji: „wszystkie z wyjątkiem skończonej liczby” ;)

  3. kwik’s avatar

    Dla leniwych instant fanów autorki jeszcze jeden tekst, 12 pieśni około‐orgazmicznych...blog.

  4. nameste’s avatar

    @ kwik:

    Ech, kwik guglarz. A niechby ruszyli sami klawiaturami (znam ten blog od dawna, jednak czasem miewam napady „czy rzeczywiście autor/ka przebiera nogami za publicity”; tak i w tym wypadku).

  5. sheik.yerbouti’s avatar

    nameste :

    A niechby ruszyli sami klawiaturami

    Piękny ten tytuł na zdjęciu pornoli: Straight no more!

  6. babilas’s avatar

    @ kwik:
    Autorka ma niejaką sprawność językową, choć używa jej w sprawach zbyt intymnych jak na dyskurs w miejscu może nie publicznym, ale – jak widać – łatwo dostępnym. Nie wiem, czy mnie to czyni instant fanem, mam nadzieję, że nie. (Na leniwego się skwapliwie zgodzę). Do blogrolki w każdym bądź razie nie dodam bo, jak się ostatnio dowiadujemy ze źródeł dobrze poinformowanych, blogrolki są prowincjonalne i absolutnie nie comme il faut.

    @nameste:
    A tutaj to trudno zrozumieć czy autor jest za czy przeciw.

  7. kwik’s avatar

    Jeśli faktycznie płacą, to publicity jest co najmniej wskazana i tu się nie ma nad czym głowić.

  8. nameste’s avatar

    babilas :

    trudno zrozumieć czy autor jest za czy przeciw

    Będzie musiał przemyśleć, co to znaczy, że trzy zdania są wzajemnie sprzeczne. Ale że mam z nim niezgodność muzyczną w last.fm, to się nie przejmuję.

    kwik :

    tu się nie ma nad czym głowić

    No co poradzę, że się czasem głowię; odróżniam bloga‐notatnik od publikacji pod jakąś tam marką. Ale wolę rzucić taki dylemat jako problem ogólny, niż badać konkretny przypadek (i tak, poza inwazją, nie ma jak sprawdzić).

  9. kwik’s avatar

    @ babilas – ten młody idealista oprócz regularnego stolca ma chyba sporo racji. Kryzys wiary jest powszechny, ale czy rzeczywiście kiedyś było lepiej, czy tylko otworzyły nam się oczy: „przestałem wierzyć w polskie gazety, kiedy w Polityce znalazłem artykuł, w którym trzy następujące po sobie zdania wykluczały sie wzajemnie”.

  10. kwik’s avatar

    @ nameste – jak widzę Tobie też spodobały się te trzy zdania. Autor wpadł chyba w dziennikarską przesadę uznawszy, że dwa robią zbyt małe wrażenie (mimowolnie potwierdzając diagnozę).

  11. sheik.yerbouti’s avatar

    kwik :

    @ nameste — jak widzę Tobie też spodobały się te trzy zdania.

    A mnie zastanawia „zaspokajanie paranoi zrobotyzowanego redaktora naczelnego, ssacego fiuta skurwialemu wydawcy” Bo dlaczego właściwie skurwiały jest w tej konfiguracji wydawca?

  12. nameste’s avatar

    @ sheik.yerbouti:

    Good point. I jak zrobotyzowany może mieć paranoję? Ale da się zlinearyzować tę wewnętrznie sprzeczną metaforę po dołożeniu trzeciego elementu: idealisty‐dziennikarza‐który‐jest‐zarazem‐okłamywanym‐niekonsumentem‐mediów. Koliste zniewolenie. Zamknięte przebiegi nienawiści.

    Zostawmy go, razem z jego uroborosikiem.

  13. kwik’s avatar

    Skurwiały to skurwiel, a nie skurwiony. Zrobotyzowany bo wykona każde polecenie, w dodatku nadgorliwie, więc paranoik. Zostawmy.

  14. mrw’s avatar

    @ zrobotyzowany może mieć paranoję?

    Paranoid android. U sztucznych inteligencji paranoja np. na punkcie swojej tożsamości jest częsta.

  15. nameste’s avatar

    @ mrw:

    Point taken.

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *