Każdemu, kto narzeka na zmierzch hard SF, kurczącego się państewka w cieniu imperium fantasy – magia, zabijanie potworów, post‐tolkienowskie katalogi „ras nieludzkich”, uroki prostoty kultur „feudalnych” czy post‐feudalnych (stały regres wobec wizyjnego cyklu Dune Franka Herberta; 1965–1985) etc. – z którym sprzymierza się coraz to bardziej homogenizowane cesarstwo debilizmu (kino superbohaterskie, koślawa space opera bez space, za to ze zmielonym podkatalogiem zarzynanych tępym nożem mitologij ziemskich), a więc każdemu narzekaczowi można podsunąć cały zestaw nazwisk autorów (wśród nich emblematyczny ostatnio Cixin Liu), ale wystarczy dać w łeb powieścią Petera Wattsa Blindsight (Ślepowidzenie, 2006, wyd. pol. 2008).
Ściślej mówiąc, nie trzeba używać dodatkowej siły z zewnątrz: sama lektura da w łeb (chyba że ktoś szybko odpadnie, bo „za trudne”). Ilość pomysłów z różnych sfer (np. technologie „kosmiczne”, astrofizyka, biologia, neurofizjologia, kognitywistyka, ale i projektowanie ew. ścieżek rozwoju subkultur cyberspołeczeństwa, przedstawianych żywo i w duchu (oraz języku) cyberpunkowej tradycji raczej niż sucho à la Asimov / Cixin Liu) przekracza masę krytyczną i oddziaływuje na czytelnika nieodpartą synergią. 144 przypisy sumiennie podane przez autora w końcowej bibliografii pokazują, jak wiele jest „S” w tym konkretnym SF; Watts, typ sardoniczny i nienadęty, autokomentuje swoje podejście we wstępiku do Przypisów i źródeł tak:
Źródła i uwagi mające przekonać Was, że nie jestem całkiem stuknięty (albo przynajmniej onieśmielić na tyle, żebyście się zamknęli).
Mnie w Blindsight najbardziej interesuje problem (zresztą centralny w tej powieści)
inteligencja a świadomość
Jak (być może nie) wiadomo, inteligencja to zdolność „rozpoznawania wzorca” (dokładnie na tym polegają testy IQ); mógłby się tu pojawić naprawdę obszerny przypis odsyłający do powieści Williama Gibsona Pattern Recognition (2003), która w swojej pierwszej połowie funduje literacko przekonujące intuicje społecznego i kulturowego wymiaru owego „rozpoznawania” (później grzęźnie w wątkach para‐sensacyjnych), no ale może kiedy indziej.
Należałoby rozszerzyć definicję do „przetwarzania wzorców” („percepowane” na inne: choćby te, który aktywują podsystemy efektorów inteligentnego układu, niechby efekt polegał tylko, przykładowo, na podaniu w human readable form jakiejś „odpowiedzi”; piję tu ofc do sieci neuronowych). Ale na tym nie koniec. Bo system przetwarzania sam się zmienia („uczy się”), a tworzone w pętlach sprzężenia zwrotnego „percepty” (wstępne interpretacje odsyłane są z powrotem na „wejście”, modyfikując działanie podsystemów „bezpośrednio” [jakoby] percepujących; to mechanizmy coraz lepiej rozpoznane w neurofizjologii) są (mogą być) korelowane z „konstruktami”, stanowiącymi rodzaj zawartości rozmaitych „pamięci systemu”, o różnych terminach i zakresach przydatności.
W mózgu ludzkim działa mnogość tego typu inteligentnych podsystemów, działa nieprzerwanie (podczas snu bodźce „ze świata rzeczywistego” są stłumione, ale nadal obecne, nadto nie ustają fabryki bodźców wewnętrznych, pochodzących już to z neurooprzyrządowania organizmu, już to z przepływów elektrycznych w nośniku owego uogólnionego, pamięciowego korelatu). I działa poza świadomością. Mało tego: te procesy działają o wiele wydajniej niż ich „emulacje” za rękę prowadzone przez nadzorującą świadomość. Jak pisze Watts:
W rzeczywistości, nieświadomy umysł daje sobie tak świetnie radę, że nawet zbudował sobie (w tylnej korze zakrętu obręczy) wartownika, którego jedynym zadaniem jest nie pozwalać świadomości wtrącać się do codziennych zadań.
Osiowy pomysł w Blindsight polega na przemyśleniu (czy: przekonującym zilustrowaniu) idei cywilizacji wytworzonej przez inteligentne, ale nie świadome organizmy. Poszerzeniem tego pomysłu (gdzieś tutaj w tym SF zaczyna przeważać „F”^) jest hipoteza, że większość ew. cywilizacji wszechświata taka właśnie jest, a ludzkość stanowi osobliwość kosmicznej populacji.
W Przypisach i źródłach Watts zeznaje, jak wiele Blindsight zawdzięcza pomysłom Thomasa Metzingera [ob.] z jego książki Being No One: The Self Model Theory of Subjectivity (2003).
[...] nigdzie dotąd, w literaturze faktu czy fikcji, nie zetknąłem się z tak oszałamiającymi ideami. Gdy chodzi o naturę świadomości, większość autorów bezwstydnie kusi, a potem nie daje żadnych konkretów. [...] Metzinger góruje nad tymi cieniasami i od razu chwyta byka za jaja. Jego hipoteza „świat zero” wyjaśnia nie tylko subiektywne poczucie własnej jaźni, ale także tłumaczy, dlaczego w ogóle w pewnych systemach kognitywnych wykształca się taki iluzoryczny pierwszoosobowy narrator.
Co prawda w kolejnej książce The Ego Tunnel – The Science of the Mind and the Myth of the Self (2009; wyszła po polsku) Metzinger systematycznie sięga do argumentu „przeżywalnościowego”, podając kolejne uzasadnienia dla tezy „świadomość w kluczowym stopniu pomogła sapiensowi raczej zjadać niż być zjadanym”, tym samym lokując jej ewolucyjne pojawienie się jako (być może konieczne) przeżywalnościowo korzystne urządzenie. Ale też dziedziną tych rozważań i uzasadnień jest ziemska fauna (więc: konkurencja wobec ograniczonych zasobów jedzenia), której oczywistość‐jako‐jedynego‐modelu (ewolucji czy nawet typu zasobów podtrzymujących życie) można śmiało podważać.
Co powiedziawszy (po resztę i wielość innych proszę do tekstu Wattsa), stwierdzam (przyznaję się), że podczas lektury coraz wyraźniej formułowała mi się myśl boczna (czy może „tyłogłowowa”): spektakularne obrazy z Blindsight mogą mieć zastosowanie w problemie (skądinąd żywo mnie obchodzącym)
poezji
W zmiennym a obszernym zbiorze wierszy współczesnych da się (przez rodzaj zwykle subiektywnego fuzzy‐reasoning) wyłonić podzbiór (raczej niewielki^) wierszy inteligentnych, to znaczy takich, które uruchamają inteligencję w czytelniku i każą też zastawiać się nad inteligencją procesu ich wytworzenia („napisania”). Tak sformułowana i brana bezkontekstowo owa para‐definicja wygląda głupio. Przestaje, gdy uruchomiony zostanie kontekst „wattsowski”, wyraźnie rozgraniczający inteligencję i świadomość.
Wiersz, ten językowy kondensat, z nie wyłożonym wprost „halo” znaczeń, interpretacji i odczuć, wyprzedzający o (językowy) krok swoją epokę [por. Gibson], postulatywnie stojący na pozastandardowych użyciach języka, z zadaniem „wytrącania z przyzwyczajeń” itd., itp. Czy ta miniatura („treść” razy „forma”) da się świadomie zaplanować? (Typu: „punkt 11 – teraz wstawimy świeżą, oryginalną metaforę dotyczacą libidinalnej inwersji podmiotu lirycznego wobec japońskich form porno‐horroru”.)
Czy też działa żywotny (wobec, hm, analitycznych form świadomej kontroli) zespół inteligentnych podsystemów, przetwarzających język (wewnętrzne reprezentacje słowników, doświadczenia osobistego, emocji i idiosynkrazji, krętych i mglistych polekturowych konstelacji sumujących się wraz z innymi odciśniętymi w „pamięć skojarzeniową” etc.)? Działa w równoległym (i stałym) kręceniu się trybików; działa i podsuwa. (Tę intuicję jakiś czasem temu próbowałem zawrzeć w terminie inteligencja tekstowa.)
Analogiczny mechanizm – po stronie odbiorcy.
Tradycyjne (po‐psychonalityczne) metafory „podświadomości” i „nieświadomości”, na które spycha się odpowiedzialność za niejasny charakter procesów twórczych (i interpretacyjnych; to poniekąd też twórczość, dualna), są – jak mi się zdaje – już lekko zmęczone obowiązkami; może pora na jakieś w tej mierze odświeżenie?
ps
Jeśli tytuł blogonoty nie wyda się czytelnikowy dziwny (wzgl. od czapy) lub niezrozumiały – będzie znaczyło, że bardzo nie mówię doprawdy czegokolwiek nowego.
Do fantastycznie zrobionego u Wattsa motywu zrekonstruowanego (genetycznie) wampira, a zwłaszcza jego „skazy krzyżowej” [oryg. crucifix glitch], może jeszcze wrócę (także w kontekście siatek i krat).
-
1. Nie dziwię się, że Watts wszedł dobrze.
2. Szacunek za subtelne spostponowanie tego czegoś, co zostało wydane jako polski przekład Pattern Recognition. -
o, właśnie szukam jakiejś literatury rozrywkowej, będzie jak znalazł, a do zwykłych przyjemności dojdzie subtelne drażnienie ośrodków sumienia, że nie chciało mi się pracować nad rozwijaniem poglądów, a przecież w 2002 myślałem tak, jak metzinger
4 comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2021/09/ruchy-sakkadowe/trackback/