[Spodobało mi się używanie liter spoza łacińskiego, a właściwie to, że wordpress tak grzecznie je akceptuje.]
Jako tom (całość: trzymam w ręce) storytelling Antoniny Tosiek okazuje się utworem scenicznym, osadzonym w mocnej, wyraźnej klamrze. (To właśnie kontekst, którego nie jest w stanie wychwycić ‘krytyka pojedynczego wiersza’, hélas!) Czytelnikowi pozostaje myślna reżyseria, zastanowienie nad tonem poszczególnych wierszy‐kwestii i/lub decyzja, czy kawałki wyglądające na interludia mają nimi być wprost – czy może odwrotnie. Przypisanie ról.
O treści (jako‐całości) wypowiadało się mądrze parę osób (w tym sama autorka), nie ma co powtarzać. Z kolei opinie, że Tosiek „daje tam, gdzie jest” [a nie tam, gdzie jej nie ma, czyli „tak jak trzeba”], są najprawdopodobniej wynikiem głębszych a nieliniowych wyborów aksjologicznych; niech je rozwikłuje metakrytyka. Zabawne jest jednak to, że tekst Tosiek – storytelling – sam jest rodzajem desantu w obszar [inter]-tekstualnie opustoszały (może: wtórnie), a nie/obecność osoby autorskiej w tekście wymyka się prostym odpowiedziom. Takie oto pożytki z nadużywania koanów.
Sam chcę tu tylko pewne wrażenie z lektury. Przywołuje się (odtwarza?) w tych wierszach głosy różnych osób, jedne są punktowo skupione, „konkretne”, inne mgliście grupowe (co oznacza jakąś relację wyłaniającą), a jeszcze inne „przechodnie”, jakby topos („wsi”, jej konstruktu, materialności, peryfrazy itd.) dopiero błądził, szukając głosów do wysłowienia siebie (por. np. wiersz lęg).
Niezależnie jednak od tej quasi‐klasyfikacji w niektórych wierszach dzieje się tak, jakby autorka (wy)dobywała dany głos nie wprost, ale za pośrednictwem depozytu, w którym – przed wy‐dobyciem – został złożony. Choć może tylko sobie wyobrażam taką metodę pośredniczenia.
Niemniej, przyjrzyjmy się depozytowi złożonemu w obiekcie zapowiadanym przez tytuł blogonoty.
dumka o tym jak krwawią owoce
wcale się nie dziwię że uciekały
każdy jeden
pobył rok nawet mniej
i byle dalej za zieloną bramę
wszyscy tak trzymają co się krzywicie
wrzuć coś temu psu bo ujada
głupi wyje i wyje a jak lisa widzi to cisza
jeden wabił się po włosku i wrócił w długą zimę chudy
jakby cały czas tylko biegł
kiedy ginie pies
pierwsze: trzeba rowy przeszukać
czy nie leży nie skomle poraniony oponami
drugie: dziadka z mostu sprowadzić
bo to wszystko działo się dawno temu w
psich latach byłoby ze dwieście a one
nadal mu giną
jest lipiec którego nie zapamiętam chociaż
inni do dzisiaj słyszą jak woła z łóżka psie
imiona z głową zwróconą w stronę miasta
tu psy się chowało pod krzakiem porzeczki gdzie by im
było lepiej niż w słodkim i chłodnym
I jeszcze końcówka wiersza kilkaset lat rozkładu:
usypali psu zagrodę z części po ursusie psy zmieniały się wraz z dekadami lepiłyśmy ich podobizny w śniegu to tyle
no comments
comments feed for this article
Trackback link: https://nameste.litglog.org/2021/09/ψ-storytelling/trackback/