obcość

Harry Josephine Giles Port hwjezdny Topjo (Ha!art 2024, przeł. Krzysztof Bartnicki; Deep Wheel Orcadia, 2021) to powieść SF [z] wierszami.

Strukturalnie to Tarta Tatin ujęta w Karby.

* * *

Oryginał składa się trzech części, każda to ciąg wierszy napisanych w języku orkadzkim, czyli w dialekcie szkockiego [scots]. Pod wierszami autorka podaje przekłady na angielski w formie przypisów; są to przekłady wątpiące, tzn. nierzadko szukające sensu oryginału poprzez słowo kompartmentowe, złożone z wariantów/odcieni.

Tak to wygląda:

The night thlr a ring o Light
aroon her sleepeen kist
wi no a body tae see it.
Sheu braethes; hid swaalls an birls;
i'the mids o the wheel sheu draems.

Tonight there's a ring of Light
around her sleeping-chestcoffinbreast
with no one there to see it.
She breathes; it swellwaves and whirlrushdancespins;
in the centre of the wheel she dreams.

A tak wygląda w przekładzie [s. 123]:

[Omruz w nocy — nichto njewidzji]
— Nurny kruh je wokoło jeje
spjacej hrudzji. Nor dycha;
rułch naduwa so, a kjercji;
Nor, sredzja koła, roji.

[Dziś w nocy, czego nikt nie widzi,]
krąg Światła utrzymuje się nad jej śpiącą klatką/piersią. Nor oddycha;
ruch faluje/rośnie i skręca/wiruje, w środku koła Nor śni.

* * *

Książka jest wielopiętrowym studium [i przykładem] Obcości. To klasyczny temat science fiction.

Kosmos Giles uwarstwiony jest, po pierwsze, językowo. A zatem jest odległa Ziemia z jej [hegemonicznym] angielskim. Mars, [eks?]kolonia, gdzie mówi się po szkocku. I odległa stacja kosmiczna Topjo, przycupnięta koło gazowego olbrzyma; mówi się tu po orkadzku. Są też [wzmiankowane] rozrzucone po galatyce przyczółki, w oryginale ciut łatwiej lokalizowalne [np. Tau Ceti, Alpha Centauri; ta druga w wydaniu polskim reprezentowana jest przez parę Alfa Walbula / Elfa Kontauri].

Centrum [językowe] świata ma miejsce blisko pępka. Bartnicki zatem hegemonizuje przypisy/autorski‐przekład‐wierszy w polszczyznę [zasadniczo: literacką]. Na Marsie (i zapewne w wielu miejscach galaktyki) mówi się po kaszubsku. A w porcie Topjo króluje mieszanka języków/dialektów polskosąsiednioprzymorskich, z trzonem górnołużyckim.

Ile rozumie anglojęzyczny (i tylko) czytelnik ze szkockiego [lowland scots]? A użytkownik tegoż – na jakie problemy nadziewa się w kontakcie z orkadzkim? Brak mi wiedzy w tej kwestii.

W przekładzie (tak mi się zdaje, choć nie mam właściwie podstaw do takiego orzeczenia) jest trudniej, zwłaszcza że w porcie Topjo panuje miks językowy, w którym pojawiają się słowa z języków/dialektów wymarłych; to b. ciekawe, kto rozumie tak przełożone wiersze Giles a vista, bez żadnej pomocy? Proszę się zgłaszać^.

Kiedy zaczyna się bliżej przyglądać dominującemu „topjoskiemu”, z przekładem polskim w ręce, poza względnie znajomą fleksją rozpoznaje się też rdzenie słów, trochę jak zapomnianych znajomych z przeszłości. W cytacie powyżej na przykład naduwa [najbliżej: nadymać się?], roji [sennie roi; śni], sredzja [no jasne, że w środku] itd.

Uważam więc, że metafora z Tartą Tatin ma sens.

* * *

Po drugie, Kosmos Giles jest rozwarstwiony politycznie, ekonomicznie, technologicznie, obyczajowo. Działa [już, niestety?] transport FTL, wspomina się o ansiblach. Zarazem jednak galaktyczna bankowość (z punktu widzenia czekającego na płatność mieszkańca Topjo) jest tragiczna:

Kiedy Inga przychodzi do Nor, żeby odciskiem palca na tabli potwierdzić odzysk — kredyty będą powiązane w kopę, załadowane na najbliższy prom Autonomistów, wzięte na stację bankową, i dalej, na wyciągnięte ramię galaktyki, aż dojrzą/dotrą tam, gdzie danym lepiej i szybciej niż na statku podróżować na długich falach światła, po dwóch‐trzech miesiącach powinna przyjść zwrotka z wielkiej sieci serwerów na jakiejś losowej planecie, z części świata, której Inga nigdy nie pozna, potwierdzająca przypisanie liczb do kredytów, cały proces zabierał lata [...]
[s. 139–140]

Książki SF z zasady (choć nie zawsze) opisują/stwarzają światy mocno różne od znanych czytelnikowi, jedną z najbardziej irytujących [literacko i w ogóle] rzeczy są łopatologiczne tłumaczenia co‐jest‐czym‐czego, zwykle kamuflowane w rozmowach, wstawkach narracyjnych itp. Tymczasem wewnętrzni mieszkańcy świata SF nie mają żadnej potrzeby tłumaczenia spraw dla nich oczywistych (nawet jeśli nie pojmują dogłębnie zasady działania jakiegoś, powiedzmy, urządzenia: działa i już; we włącznik w ścianie się pstryka i jest światło, nespa). Giles nie tłumaczy, powyższy fragmencik „bankowy” to jeden z nielicznych wyjątków, choć przecież milczy się tu na temat mechaniki działania „długich fal światła” i o tym, kim są owi Autonomiści.

Wśród anglojęzycznych czytelników Deep Wheel Orcadia dominują dwie skrajne postawy [portal Goodreads]: jedni są urzeczeni, inni wściekają się, że same tajemnice, niczego nie rozumieją i tak aż do zakończenia.

Narzekają też na nadmiar postaci, za dużo ich, twierdzą, i są „mało wyraziste”. Istotnie, odmienność Giles polega również na tym, że w wierszach‐mikroscenkach, ulotnych i nastrojowych [emocje/spoglądy bohaterów kipią pod skórą albo i nad], występuje paręnaście stałych i chwilowych rezydentów Topjo; to zwykli ludzie, którzy nie zmieniają biegu rzeczy i nie wpływają na kształt SF‐historii; są lata świetlne od postaci ze spejsopery, w której zwykli jeśli w ogóle wystąpią, to w tle lub jako ofiary genocydu.

Tematem nadrzędnym tych scenek też jest Obcość, od tej wynikajacej z pochodzenia [z różnych globów czy stacji kosmicznych], po tę wynikajacą z międzyludzkiej przepaści (komunikacyjnej i bardziej fundamentalnej). Relacje międzyludzkie są u Giles „orbitalne” (z najbardziej charakterystycznym ruchem krążenia wokół często nieznanego współśrodka). To odświeżające; przypisuję się raczej do urzeczonych niż marudów. Mimo czy właśnie dlatego że ta chuda książeczka naładowana jest tajemnicami, które ani myślą się wyjaśnić.

* * *

Topjo jest stacją „rybacką”; łowi się tu Światło, niepojęty fenomen dający się zmagazynować w ładowni i sprzedać; to podstawa lokalnej ekonomii. Przyjezdna ksenoarcheolożka bada tajemnicze olbrzymie Wraki; nikt nie ma pojęcia, czym są. Niektórzy produkują biomięso, ktoś jest właścicielem baru zwanego Domem. Mieszkańcy mają rodzaj kościoła, ale nie w sprawie transcendencji, a bardziej w sprawie krzepiących wspólnotowych rytualnych wypowiedzeń znanych słów. Urządzają Tańce, niekiedy połączone z rytem inicjacyjnym dla młodych. Gości się turystów. Klepie się biedę (Światła ubywa!).

Jeśli chodzi o „morskość” przestrzeni kosmicznej – nawiązuje ona do położenia i życia codziennego na wyspach orkadzkich (realnych), stąd decyzja tłumacza o oddaniu orkadzkiego z Topjo językami/dialektami polskosąsiednioprzymorskimi, mającymi odpowiedni zasób leksykalny – to numer odwieczny, który pozwolę sobie skwitować cytatem z początku Niezyciężonego Lema; opis rejsu:

„Niezwyciężony”, krążownik drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowała baza w konstelacji Liry, szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kawadrant gwiazdozbioru.

* * *

Zacząłem od stwierdzenia, że Port hwjezdny Topjo to Tarta Tatin ujęta w Karby.

Karby są dwa, obydwa autorstwa tłumacza, Krzysztofa Bartnickiego. Wstępowe „O czym” [tekst był też w LnŚ 1–2/2024] dyskutuje orkadzkość i przedstawia pochodzenie oraz zatrudnienia autorki. Końcowe „Whit wey” jest jedną z najkompletniejszych relacji odtranslatorskich, jakie znam. Mnóstwo tam treści, spoglądów i autorskich motywacji. Wiadomo, „wielość pająków”, ale wyłożona najobszerniej.

Bartnicki kolekcjonuje przekładowo [lub sam tworzy] książki dziwne, oto kolejny karb na kolbie jego nagana. Można też spojrzeć na książkę jako na tekst właśnie Bartnickiego, w którym przekład dziełka Giles jest bardzo obszernym przykładem [tu mapa = terytorium] pracy, którą pasjonująco opisuje w kawałkach wstępowym i posłowiowym.

Na deser – „wodna” obszerna bibliografia, ujęta w części: „Żródła”, „Stawy”, „Potoki” i „Być morzu”. Co jeszcze bardzo mi pasuje, to język KB, gołym okiem widać, że nie został poddany żadnej (prócz autorskiej) redakcji/redukcji (odświeżające^). Pysznie się czyta.

I tu jest jeszcze jeden obrót Tarty Tatin: co będzie warstwą wierzchnią, a co spodnią, KB czy HJG? – ja kupiłem sobie kolejnego (zbieram na miarę możliwości) KB. A HJG – smaczny bonus!

  1. nameste’s avatar

    W cytacie z Lema „kawadrant” to nie zauważona literówka, ale KB chce, by zachowano:

    proszę nie poprawiaj „kAwadrant[u]”, nie tylko dlatego, że urocze, ale że dałeś tym sygnał, żeby udać się w podróż w kofeinowy ciąg (kawiarka trzeciej klasy) [fejs]

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *