kara, mara

Powiedzmy, że karanie ma sens. Nie użyłbym tego słowa (sens) w odniesieniu do karania jako technologii władzy, opisanej – w dwupaku – przez Foucaulta w Nadzorować i karać. Praktyce społecznej wystarcza istnienie; zarządzanie zasobem ludzkim usprawiedliwia (się) pragmatycznie/utylitarystycznie, tak toczy się świat, pozostaje wystawianie rachunków.

Wytwarzaniem ideologicznych opakowań dla tych praktyk, opakowań sensopodobnych, zajmuje się od wieków armia mrów‐legitymizatorek, nie wchodźmy im w paradę [śmiech z dalekiego offu].

Sens (tutaj, w tym tekście) to, przyjmijmy, emocja afirmująca pewne tao.

Powiedzmy, że karanie ma sens: nie chodzi o odwet, chodzi o dostarczenie bodźca negatywnego (wzdłuż osi przyjemność—przykrość), który miałby sprawczą moc behawioralnego przeobrażenia (osoby karanej), może nawet przeobrażenia moralnego (tu: zinternalizowania wzorca zachowań). Uzasadnienie dzieje się na planie istnienia osoby ludzkiej wśród sobie (jakoś) podobnych innych osób ludzkich; nie chodzi tu o zarządczą czy nadzorczą sprawność. Nie odzywam się do ciebie – oto protokara, ufundowana na nadziei zmiany.

W tym ujęciu tzw. kara śmierci to oksymoron.

Z momentem zabicia znika podmiot (kary), ta tzw. kara unieważnia samą siebie. Mówienie o jakiejkolwiek nadziei zmiany byłoby (ale bywa) głupie, kłamliwe, bezczelne. Branie na własną odpowiedzialność tego oksymoronu (tak, do was mówię, popierających „karę śmierci” i łudzących się, że nie chodzi o odwet) jest zaprzeczeniem jakiegokolwiek sensu.

Oczekiwanie w celi śmierci – przeciwnie – podmiotu nie znika, ono ten podmiot czyni nagim, obiera ze wszystkich warstw istniejących lub (nadzieja!) potencjalnych, pozostawiając strach. To też nie jest kara, prędzej tortura.

Obok tzw. kary śmierci nie ma miejsca na sens.


Ojej, dopiero teraz skojarzyłem i czuję się w obowiązku stanowczo zaznaczyć, że
„armia mrów‐legitymizatorek” nie ma nic wspólnego z panem inżynierem Mruwnicą.

  1. Gaudenty’s avatar

    (To wszystko to oczywiście pytanie do Gospodarza)

    + niewymierzanie kary, gdy powtórzenie czynu stało się niemożliwe (np. sytuacja sądów nad byłymi dyktatorami, zbrodniarzami wojennymi etc.)

  2. nameste’s avatar

    Gaudenty :

    Czy Twoje ujęcie (w karaniu liczy się jedynie behawioralne przeobrażenie (osoby karanej), ewentualnie przeobrażenie moralne) nie czyni naszego systemu karnego mocno hipokrytycznym tak w ogóle?

    To nie jest moje ujęcie, moje ujęcie skupia się na jedynie sensie kary (i to rozumianym dość specyficznie). Ponieważ nasz [zakładam: polski] system karny pozbył się tzw. kary śmierci, w najbardziej istotnym dla notki zakresie jest wolny od głównego zarzutu. Reszta kwestii podlega (także tych, które explicite dalej wymieniasz w formie pytań) rozpatrzeniu nie tylko z punktu widzenia (specyficznie rozumianego) sensu, tzn. nie wiem, czy ćwiczenie pn. „przymierz kryterium [tego] sensu do wskazanych przypadków i zagadnień” jest (a) tym, czego oczekujesz, zadając pytanie, (b) łatwe (w sensie: poświęć [to do mnie] ileś czasu na refleksję i oddaj wypełniony kwestionariusz)

    Niemniej, pisano w dyskusji wyżej:

    inzmru :

    Kara funkcjonuje bardziej jako bed‐time story: „Rat on your pap, and Kayser Soze will get you”.

    janekr :

    Z punktu widzenia czysto utylitarystycznego ważna jest tylko prewencja ogólna: kara ma zmniejszyć prawdopodobieństwo, że ktoś inny popełni dany występek. Takie podejście dociśnięte do oporu skutkuje założeniem, że dla dobra ogólnego ważne jest, aby każda zbrodnia była ukarana, przy czym w miarę możności karę winien ponieść sprawca, ale w jego braku trzeba ukarać kogokolwiek [dobrać z niewinnych – przyp. n.]

    Jak więc widać, zdań krytycznie zaglądających za fasadę systemu penitencjarnego, jest więcej.

  3. Gaudenty’s avatar

    @ namaste

    chodziło mi o bardziej o

    a) przymierzenie kryterium [tego] sensu do wskazanych przypadków i zagadnień

    choć przypadki te miały ilustrować ogólną nieprzystawalność uznanego przez Ciebie sensu kary, do systemu karania obowiązującego powszechnie (nie chodzi mi o krok‐po‐kroku ustosunkowywanie się do poszczególnych przykładów, miały mieć one jedynie wymiar wskazujący o co mi chodzi w pytaniu. Same przypadki można oczywiście mnożyć.)

    Naturalnie, nie oczekuję od Ciebie poświęcania czasu, ani (niemiłego Tobie) wysiłku. Pytałem bo miałem wrażenie, że (i) albo postulujesz generalną zmianę systemu karania, albo (ii) czegoś nie zrozumiałem. Chciałem wiedzieć czy (i) czy (ii).

    Moją tezą – jak zrozumiałem nie podzielaną przez Ciebie – jest, że uznawany przez Ciebie sens karania odrzuca (w ogóle) zasadność wymierzania kary, gdy nie ma możliwości behawioralnego przeobrażenia karanego (w sensie – dążymy, by następnym razem w podobnej sytuacji zachował się inaczej). W takim ujęciu – wg mnie – obala się zasadność kary śmierci, ale również i *z taką samą mocą* zasadność wymierzania kary w wielkiej liczbie innych przypadków (m.in. tych wymienionych przeze mnie).

    Jak zrozumiałem, dla Ciebie przypadki te różnią się istotnie od kary śmierci („nasz system karny [...] jest wolny od głównego zarzutu”). Ja tej różnicy właśnie nie widzę – dla mnie istota jest ta sama (czyli: możliwość behawioralnego przeobrażenia).

    i teraz mi pozostaje (ii): bo nie widzę czym miałby się różnić (formalnie) przypadek kary śmierci od tych wymienionych przeze mnie. Gdyby Ci się chciało, to chętnie bym to zobaczył. Jeśli nie – zrozumiem.

    PS: nie odwołuję się do wypowiedzi współkomentatorów, bo chodzi mi o Twoje ujęcie z notki; a mam wrażenie, że wymienione przez Ciebie komentatorze go właśnie nie podzielają.
    PPS: sorry za tl – chciałem możliwie precyzyjnie odpowiedzieć

  4. nameste’s avatar

    Gaudenty :

    Moją tezą — jak zrozumiałem nie podzielaną przez Ciebie — jest, że uznawany przez Ciebie sens karania odrzuca (w ogóle) zasadność wymierzania kary, gdy nie ma możliwości behawioralnego przeobrażenia karanego (w sensie — dążymy, by następnym razem w podobnej sytuacji zachował się inaczej). W takim ujęciu — wg mnie — obala się zasadność kary śmierci, ale również i *z taką samą mocą* zasadność wymierzania kary w wielkiej liczbie innych przypadków (m.in. tych wymienionych przeze mnie).

    W przypadku zabicia‐z‐wyroku nie ma żadnej „możliwości behawioralnego przeobrażenia karanego”, to jest boleśnie oczywiste i nie wymaga żadnego rozbierania na aspekty i niuanse.

    Wydaje mi się natomiast, że odnoszenie się z tak kategoryczną oceną do innych rodzajów kary jest, delikatnie mówiąc, ryzykowne. Otwierają się pola debaty o resocjalizację, o ochronne znaczenie izolacji (w sensie ochrony społeczeństwa przed skutkami recydywy), o prewencje takie i śmakie. Co uwzględniwszy, bez zdziwienia obserwujemy, że:

    Gaudenty :

    Bo tak: każde nieumyślne złamanie prawa (w tym nieumyślne spowodowanie śmierci) powinno być niekaralne. (Albo – co najwyżej – karalne jako nie dochowanie (jakichś) procedur).

    ...wiele przypadków nieumyślonego złamania prawa, a nawet spowodowania śmierci pozostaje bez wymierzonej kary lub z karą w zawieszeniu;

    Wyrażenie skruchy (szczerej – nie wchodźmy w problem weryfikacji) w okresie występek‐wyrok powinno automatycznie anulować postępowanie karne.
    Wyrażenie skruchy (szczerej) w trakcie wyroku (w sumie: również po jego wydaniu, a przed wyegzekwowaniem) powinno zwalniać od kary.

    ...wyrażona skrucha miewa wpływ na wymiar kary, brana jest także pod uwagę w ramach procedury zwolnień warunkowych i przed upływem terminu (obserwacja osadzonego jako test „szczerości” skruchy, chęci poprawy itp.).

    Twoje pytania zmierzają do tego, aby zradykalizować (do czarnobializmu) te sytuacje: jest skrucha, nie ma kary; nie było „zamiaru umyślnego” [czy jak to tam w żargonie prawniczym brzmi] – nie ma kary. Tzn. pytasz mnie, czy (a) dostrzegam, że z mojego stanowiska w sprawie tzw. kary śmierci taka radykalizacja wynika, i (b) czy ją afirmuję.

    Ad (a): nie, nie dostrzegam. Nie sądzę bowiem, aby Twoje:

    nie ma możliwości behawioralnego przeobrażenia karanego (w sensie — dążymy, by następnym razem w podobnej sytuacji zachował się inaczej)

    dobrze streszczało mój pogląd. Być może dałeś się podskórnie zamemić skojarzeniom na słowie „behawioralny”. Ale sensem resocjalizacji nie jest / nie ma być wąskie warunkowanie typu: podobny bodziec – inna reakcja, „hej, następnym razem, jak cię coś wkurwi, może nie zabijaj od razu (a ciężkimi pobiciami zajmiemy się po następnym wyroku)”. Raczej szersze warunkowanie (czy nawet, ekhem, pedagogika) do przestrzegania ogółu norm funkcjonujących społecznie.

    Inną jeszcze kwestią jest, czy są warunki i intencja tak rozumianej resocjalizacji (ten wątek przewijał się wyżej pod hasłem „USA vs. Norwegia”).

    Ad (b) bezprzedmiotowe, skoro nie (a).

    HTH.

    PS. Gdy idzie o dyktatorów (i notorycznie dopuszczanych się przez nich (czy krytych / wspieranych) ciężkich zbrodni typu ludobójstwo, obozy śmierci, itd. itp.) to jestem za najszerzej stosowaną prewencją ogólną; niechby nawet dobierano z niewinnych mniej winnych.

  5. Gaudenty’s avatar

    Dzięki! (było tak jak napisałeś – za wąsko rozumiałem behawioralność)

  6. nameste’s avatar

    utilitymonsta :

    Po iluś doraźnych wycieczkach na Twojego bloga uznałem wreszcie, że chcę go mieć na stałe w blogrolce. Ale polemika tutaj, pod tą blogonotą, mogła (jak sądzę) pozostawić Cię w poczuciu niedomknięcia czy innym rodzaju dyskomfortu, tak sobie więc myślę, że wypada mi do niej wrócić i spróbować przekazać swoje stanowisko w sposób wolny od presji doraźnych ferworów.

    Pewnie, że zło zabójstwa w kodeksie karnym teoretycznie nie musi być uzasadniane krzywdą zabijanego, ale w praktyce zawsze tak chyba jest. Znasz kodeks karny jakiegoś państwa, w którym to uzasadnienie jest inne?

    Sięgnę po słownikową definicję „krzywdy”:

    krzywda «szkoda moralna, fizyczna lub materialna wyrządzona komuś niezasłużenie; też: nieszczęście lub obraza dotykające kogoś niesłusznie»

    Jest tu ten podejrzany aspekt „niezasłużenia” czy „niesłuszności” .Szkoda wyrządzana komuś „słusznie” krzywdą nie jest, np. nie jest krzywdą szkoda poczyniona nałożeniem grzywny za jakieś wykroczenie przeciw prawu – pod warunkiem, że istnieje jakiś „trybunał”, który zobiektywizuje „słuszność” czy „zasłużenie”. Tendencja poszkodowanych do czucia się pokrzywdzonymi jest zrozumiała psychologicznie; systemowi karnemu nie może to wystarczać. Samo pojęcie „szkody” stoi – poprzez uszczerbek – na pojęciu „posiadania”. Miałem pewną własność, ukradli/zniszczyli. Byłem zdrowy, okaleczono mnie. Jestem niewinny, ale nałożono na mnie grzywnę.

    Czy systemy prawne zajmują się krzywdami, czy szkodami? Moim zdaniem, systemy prawne zajmują się tym drugim. Te historycznie ukształtowane (i zmienne), konwencjonalne systemy przemocy działają w obronie interesów posiadaczy. Sądzę, że moralne uzasadnienia kodeksów karnych są dokonstruowywane (świadomie lub nie) do tej bazowej sytuacji. „Złem jest zabicie królewskiego jelenia”. (Ale prawdziwym pokrzywdzonym jest onże kłusownik, skrzywdzony systemowo brakiem możliwości wejścia w takie „posiadanie”, które zapewniłoby mu minimalną egzystencję.)

    Zostajemy więc raczej ze szkodą, uszczerbkiem na „posiadaniu”. Sama szkoda wydaje się neutralna moralnie (zwłaszcza że każdemu uszczerbionemu można przedstawić takiego, co nigdy nawet nie miał). Nieobojętna moralnie jest raczej dolegliwość poniesionej szkody. (A tym bardziej krzywdy.)

    Moje stanowisko jest takie, że zabity nie może odczuwać poniesionego uszczerbku (na życiu). Byłem żywy, zabili mnie; teraz nie mam życia. To zdanie brzmi z sensem w narracji wyposażonej w wyobrażenie życia pozagrobowego. Albo w narracji żywych, z których każdy może być rzecznikiem zabitego, podstawiając wartość swojej własnej egzystencji pod egzystencję przerwaną.

    Dlatego też kara śmierci nie jest karą (w rozumieniu tej blogonoty), bo znika podmiot odczuwający jej dolegliwość.

    Czy to znaczy, że zabijanie nie jest złe? Zabić oznacza przerwać egzystencję, warunek konieczny wszystkiego doznania. W społeczeństwie istot wyposażonych w instynkt samozachowawczy zabijanie musi być uznane za zło, jako goły aksjomat. To, że na to się nakłada retorykę szkody (pozbawiono mnie życia!) czy krzywdy (nie zasłużyłem!), ma oczywiście swój wymiar historyczny: w skrócie – ewolucja od absolutnego suwerena, władcy życia i śmierci poddanych, do prawoczłowiekowego stanowiska „aksjomatyzującego” pewne rzeczy (prawo do życia, równość‐godność‐nietykalność‐cielesna itd.)

  7. kwik’s avatar

    Tylko że tak naprawdę karę śmierci w cywilizowanych krajach odbywa się przed wykonaniem wyroku, czekając na egzekucję. Rzuć okiem na statystyki USA:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Death_row

  8. nameste’s avatar

    @ kwik:

    Chyba już na początku zeszłorocznej dyskusji poświęciliśmy temu zagadnieniu parę słów.

  9. kwik’s avatar

    Aha, znaczy się powtarzam. Ale to chyba jeszcze było przed Breivikiem? To mam dodatkowe przymyślenia, na razie zachowam je dla siebie.

  10. nameste’s avatar

    kwik :

    to chyba jeszcze było przed Breivikiem?

    Po (lipiec 2011).

    To mam dodatkowe przymyślenia, na razie zachowam je dla siebie.

    Wal, pliz.

  11. kwik’s avatar

    No więc (jak wcześniej sugerowałem) zdaje się najbardziej dolegliwym aspektem kary śmierci nie jest wcale sama egzekucja, tylko ciągnąca się latami dręcząca zabawa kotka myszką, w praktyce kara śmierci to coraz częściej szczególnie nieznośne dożywocie. W Kaliforni po przywróceniu kary śmierci (w 1978) zabito 13 skazanych, samobójstwo popełniło 20, z przyczyn naturalnych zmarło 57 skazanych (stąd). Sporo samobójstw, choć przecież strażnicy i tak złośliwie je utrudniają, pilnując staranniej niż innych więźniów, karmiąc przemocą głodujących. Przeszkadzanie w samobójstwie jest częścią kary.

  12. nameste’s avatar

    @ kwik:

    Tak. Resocjalizacyjna funkcja (takiej) kary nie wchodzi w grę. Prewencyjna? Mam wątpliwości. Ideolo cofa się przed hm, wyszczerzoną twarzą odwetu.

    Pozwolę sobie na brutalną szczerość. Nie zależy mi na tym, aby Breivik (przykładowo) żył. Codziennie umierają tysiące ludzi, absolutna większość tych śmierci może wzbudzać i wzbudza żal, często gniew (bo są tak przedwczesne). Ale istotne jest, w jakim społeczeństwie się żyje. Czy w takim, które określone jest przez kodeks Hammurabiego, czy w jakimś, powiedzmy, dojrzalszym.

  13. kwik’s avatar

    Pięknie uchwyciłeś istotę sprawy. Mam tylko jedno ale, chęć życia w społeczeństwie dojrzalszym jest chyba powszechna, w społeczeństwie jeszcze niedojrzałym może owocować także poparciem dla radykalnych działań przyśpieszających dojrzewanie. Poparcie dla kary śmierci też jakoś wynika z dobrych chęci, choć wymaga pesymistycznej oceny sytuacji połączonej z naiwną wiarą w skuteczność duraleksa. W Polsce (nie wiem jak jest teraz) spadło kiedyś o kilkanaście procent w ciągu zaledwie kilku lat. Nie wierzę że tak szybko dojrzewamy, sądzę więc że to tylko efekt lepszej oceny sytuacji.

  14. kwik’s avatar

    „Lepszej oceny sytuacji” czyli wyższej oceny, a nie jej trafności.

  15. utilitymonsta’s avatar

    @ nameste:

    Dzięki za dodanie do rolki!
    Musisz mi dać chwilę, żebym się do tego odniósł.

· 1 · 2

reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *