October 2013

You are currently browsing the monthly archive for October 2013.

To już pewna tradycja, te redaktorskie śniadania. Tym razem dwutygodnik.com podejmował pisma WidokSzum (względnie nowe) oraz „Kulturę Liberalną”, oczywiście w osobach redaktorów; mówić miano o specyfice pism sieciowych. Jedzono (z fotek sądząc) jajka na twardo, krojoną paprykę, biały serek i coś, co może być albo tartą, albo plackiem z owocami; sporo jedzenia chyba zostało, ale może nie zmarnowało się.

(Odrębną tradycję redaktorskich, wewnętrznych śniadań wspomniała również Iwona Kurz z „Widoku”

Zauważcie też – to ważne – że my wszyscy jednak jesteśmy przedstawicielami redakcji, które istnieją realnie. W „Widoku” regularnie się spotykamy na żywo, czasem też na śniadaniach, i dyskutujemy o tym, co ma być w następnych numerach. Natomiast rzeczywiście grono odbiorców jest w dużej części wirtualne.

oferując ontyczną wykładnię śniadaniowego zwyczaju: śniadania potwierdzają realność redakcji. Zjawisko w zasadzie pozytywne; większość redakcji potwierdza swą realność wieczorami, i to raczej pijąc niż jedząc, niekoniecznie też wspólnie.)

Gdyby rozciągnąć metaforycznie menu na zabierające głos osoby, to Zofii Król (dwutygodnik) przydzielimy rolę papryki (próbowała puentować, podsumowywać), Piotrowi Kieżunowi („Kultura Liberalna”) rolę solidnego białego sera (nic zaskakujacego, ale – powiedzmy – z sensem), a Iwonę Kurz („Widok”) obsadzimy jako placek/tartę. Dlatego, że „Widok”, periodyk o charakterze naukowym, od startu stawia sobie za cel (i wypełnia) standardy pełnej otwartości:

Pismo to udostępnia swoją zawartość na zasadach wolnego dostępu, wychodząc z założenia, że upowszechnianie wyników badań naukowych szerokiej publiczności umożliwia i ułatwia nieskrępowaną i nieograniczoną wymianę wiedzy.

Natomiast Adam Mazur z magazynu „Szum” to bezdyskusyjne i jawne jaja.

Oto garść skrzydlatych (określenie z rozpędu: jednak nie poleci, bo się nie wykluje: jest na twardo) przykładów.

powody

Jest właśnie mało ciekawych rzeczy, a nawet nieciekawych. W ogóle – jakichkolwiek. Warto odwrócić tę perspektywę, zamiast „dość” powiedzmy: „jeszcze więcej”. Mam poczucie niedosytu. Również, jeśli chodzi o twittera, o którym wspomniałaś – w Polsce właściwie nie funkcjonuje. Jest Facebook, wciąż dość ubogi – nie dociera do wielu obszarów, do których dociera w cywilizowanym świecie. U nas wciąż wydaje się niesamowitym fenomenem medialno‐społecznym.

Chciałem jeszcze wrócić do różnic między polską przestrzenią kultury internetowej i tym, co się dzieje za granicą. U nas wciąż teksty się ciągną, są rozwlekane. Nikt nie używa twittera, dyskusje na Facebooku mają słabą jakość. To wciąż kultura międlenia słowa, nie obrazkowa.

Powinno być jeszcze więcej i jeszcze szybciej. I jeszcze krócej. Wciąż jest słaby przepływ informacji, wciąż jest mało opinii. A nasz nowy sekretarz redakcji, 24 lata, jak się okazało, nie ma Facebooka. Byłem w szoku, zaczęliśmy się zastanawiać, jak wygląda życie młodego człowieka w XXI wieku, po kulturoznawstwie, który nie uczestniczy w życiu społeczności internetowej.

W skrócie: jest za mało paplania, a więc – więcej szumu! Cywilizowany świat twittuje i siedzi na fejsie. No i jest „społeczność internetowa”, która „żyje”.

On to na serio? Czy po prostu wie, jak się chodzi (klikiem) koło powodu twardego. A jest to

kasa

Reklamodawcy zawsze pytają, ile jest wejść na stronę. Wszyscy chcą wiedzieć.

Rozumiem, że jako jedyny reprezentuję tu redakcję, która jest przywiązana do papieru? Wszyscy znamy statystyki, ile ludzie spędzają czasu przy tekście. Między 1,5 minuty a 3,5–5 minut maksimum. Oczywiście, jest grono czytelników, którzy nigdy się nie wylogowują i czytają wszystko. Ale to promil społeczności internetowej. Dla wielu osób druk wciąż jest znacznie bardziej komfortowy. Reklamodawcy też chcą funkcjonować w tym najbardziej elitarnym obiegu, papierowym.

medium

Literalnie rzecz biorąc, mamy tu jakby sprzeczność. Jeśli celem jest odejście od „kultury międlenia słowa”, to co jest drukowane na owym papierze? Obrazki lepszej jakości? Otóż nie. W sieciowym „Szumie” są zajawy, krótkie info, pseudorecenzje, ale po treści poważniejsze (jak się okazuje – jednak teksty) oglądacz odsyłany jest do wersji drukowanej:

Niemniej kwestia „lokalnego” kontekstu prac Kalinowskiej wydaje się warta głębszego zbadania, dlatego w grudniowym numerze „Szumu” ukaże się moja recenzja tej wystawy. (Diduch)

Tymczasem wszystkie konteksty, które Dawicki/Raster nakładają na Wróblewskiego, wydają mi się zwyczajnie miałkie — wiem, że to ostra ocena, dlatego rozwinę ją w drukowanym nr 3 (grudzień). (Słodkowski)

Nawet fakt niepodpisania prac nie był w stanie popsuć mi tej przygody oraz bezgranicznego zachwytu ostrą kreską i egzotycznym imaginarium Ewy Ciepielewskiej – więcej w drukowanym „Szumie”. (Tatar)

W grudniowym numerze „Szumu” polecamy cały blok recenzji z Warsaw Gallery Weekend. (redakcja)

(Nawiasem mówiąc, longier, z którego pochodzą powyższe urywki, ma ponad 33 tys. znaków.)

target

Jeżeli ktoś mnie pyta o grupę docelową, to mu odpowiadam, że to jest środowisko.

Są kolekcjonerzy, którzy czytają nasz magazyn papierowy, ale na przykład nie mają konta na Facebooku.

[PK: Różnica jest tylko taka, że grupa czytelników w internecie jest szersza, a w papierze węższa.]

Grupa czytająca papier bywa bardziej opiniotwórcza, potężniejsza.

Czytają nas zarówno studenci Akademii, artyści, jak i kolekcjonerzy sztuki, którzy już nawet nie muszą zajmować się biznesem. Po prostu zbierają sztukę i chodzą po galeriach. Grupa osób zainteresowanych sztuką jest różnorodna pod względem statusu społecznego. Choć mam świadomość, że w małych miasteczkach i na wsi nas nie ma i być nie może.

[IK: Zastanowiłabym sie jednak, czy nie można z przekazem dotrzeć do szerszych kręgów, na przykład – w przypadku „Szumu” – do studentów, którzy jeszcze nie należą do środowiska, a wśród których świadomość na temat sztuki współczesnej jest znikoma.]

To kwestia proporcji pomiędzy inkluzywnością a ekskluzywnością. Nie warto być za bardzo inkluzywnym. [...]

Nic na siłę. Nie jesteśmy pismem misyjnym. Katastrofą byłoby natomiast, gdyby to pismo nie miało odzewu w środowisku.
[wszystkie podkr. moje – n.]

* * *

Czemu zawracam wam głowę tą kolekcją cytatów? Czy tylko ze względu na nieodparty urok wypowiedzi faceta z doktoratem, eks redaktora internetowego Obiegu, autora książek, kuratora, współpracownika (oby też eks) Krytyki Politycznej, który zaczyna od mętnego ideolo nt. „cywilizacyjnej wyższości kultury obrazkowej i mediów społecznościowych”, a kończy szczerymi wyznaniami dot. autoprezentacji środowiska w pogoni za kasą?

Tak, to też. Ale bez tych jaj na twardo nie miałaby sensu wycieczka po zawartości „Szumu”, pełnego (nie kłamię!) smakowitych smakowitości, wycieczka, zahaczająca też o poważniejsze tematy, takie jak „nowa warstwa klerków‐pośredników aka kuratorów”, „społeczna rola sztuki współczesnej”, „poziom edukacji ogólnej tzw. artystów” i wiele innych. Miałoby się ochotę na taką wycieczkę.

Ale może coś zjem i z tych zamiarów zostanie tyle, co z dyskusji przy dwutygodnikowym śniadanku: trochę słów, okrągłe nic.